Zajechaliśmy z rodzicami autem na podjazd klubu jeździeckiego. Poszłam do dyrektorki wszystko ustalić. Zapukałam do jej gabinetu.
-Przepraszam jestem Róża Kettler - powiedziałam wchodząc.
-Miło mi cie poznać. Masz jutro o 6:00 pomagać przy czyszczeniu i koniach. Twoja klacz będzie w drugiej stajni - oznajmiła dyrektorka.
-Dziękuje - odparłam i wyszłam.
Wyprowadziłam z przyczepy Mozaike. Całą droge prychała i kopała w ściany przyczepy. Musiała sie okropnie denerwować.
-No już, już - uspokoiłam klacz.
Potem zaprowadziłam ją prosto do boksu z jej imieniem. Wyczyściłam ją i postanowiłam pojeździć. Pobiegłam po sprzęt do jazdy. Oczywiście mój własny. Osiadłałam Mozaikę i wyszłam z nią ze stajni. Wsiadłam na nią i pojechałam do lasu obok klubu. W oddali zobaczyłam jakiegoś chłopaka zapewne ucznia bo jechał z nauczycielką rekreacji i od jazdy w terenie.
- Dobrze że tu jesteś Różo. Zastąpisz mnie i pojeździsz z Axelem?-zwróciła sie do mnie.
Pewnie dyrektorka powiadomiła wszystkich że już jestem.
-Pewnie prosze pani - powiedziałam.
Nauczycielka odjechała.
<Axel?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz