Zasunęłam walizkę i zaciągnęłam ją na klatkę schodową.
- Hej, mała! - usłyszałam głos Seana dochodzący z dołu.
Może i mam tylko 156 cm wzrostu, ale to nie znaczy, że jestem mała. Co najwyżej niska.
- Wyjeżdżasz gdzieś? - spytał z udawanym zdziwieniem mój brat, mijając mnie na schodach.
- Mógłbyś mi pomóc z tą walizką! - krzyknęłam, ale Sean już zniknął w swoim pokoju.
W odpowiedzi usłyszałam tylko jego śmiech.
Po chwili Sean zbiegał z powrotem po schodach. Tym razem mijając mnie złapał rączkę mojej walizki i bez większego wysiłku zaniósł bagaż do zaparkowanego przed domem samochodu. Wyszłam z domu i skierowałam się w stronę siodlarni. Zabrałam stamtąd rzeczy moich koni i zaniosłam je do samochodu. Potem poszłam do stajni. Konie były już gotowe do drogi. Podeszłam do boksu Roy i pogłaskałam klacz po łbie.
- Na pewno chcesz ją zabrać? - spytała moja mama, stając obok mnie.
Kiwnęłam głową.
- W takim razie bierz ją do przyczepy i jedziemy - powiedziała mama.
Wprowadziłam Roy i Nightmare do przyczepy.
Ostatni raz weszłam do domu. Mijając lustro wiszące w przedpokoju rozpuściłam włosy, bo ponownie związać je w koka, z którego natychmiast wypadło kilkanaście kosmyków. W efekcie moja fryzura była w dokładnie takim samym stanie, jak przed zmia. Weszłam do kuchni i zabrałam z parapetu swoje okulary przeciwsłoneczne. Pożegnałam się z rodzicami i dwoma wielkimi psami biegającymi po podwórku, po czym wsiadłam do auta. Za kierownicą siedział już Sean, który miał mnie zawieść do K.J. Equus i wrócić do domu razem z przyczepą dla koni.
- Gotowa? - spytał Sean.
- Od zawsze - odparłam.
Ruszyliśmy.
***
"Jesteś na miejscu" rozległ się głos Caroline, jak Sean zwykł nazywać nawigację satelitarną. Otworzyłam oczy.
Wysiadłam i rozejrzałam się dookoła, podczas gdy mój brat wyłączył silnik. W pobliżu stała właścicielka klubu, Helen. Podeszłam do niej. Po chwili podszedł do nas również Sean.
- Dzień dobry - przywitałam się.
- Witaj - odparła kobieta. - Jak się domyślam jesteś Olaya? Mam nadzieję, że nie przekręciłam twojego imienia...
Kiwnęłam głową na znak, że wszystko się zgadza.
- Jestem Helen - przedstawiła się. - A ty to...? - urwała patrząc na Seana.
- Sean, brat Olayi - wyjaśnił mój brat. - Gdzie zaprowadzić konie?
- Do tamtej stajni - odpowiedziała Helen, pokazując stojący kawałek dalej budynek z wielką dwójką namalowaną koło wejścia. - Boksy są już gotowe.
Helen wytłumaczyła mi gdzie znajdę siodlarnię, pastwiska, stajnie i domek nr 9, w którym miałam zamieszkać.
- Wieczorem wybierzemy ci konia i pokażesz mi jak jeździsz - powiedziała Helen i odeszła.
Otworzyłam bagażnik auta i wyciągnęłam z niego sprzęt jeździecki i moją walizkę. Sprzęt zostawiłam przy samochodzie, a walizkę zaciągnęłam do niewielkiego, brązowego domku.
Kiedy wróciłam do samochodu, Sean oznajmił mi, że konie stoją już w boksach. Brat pomógł mi jeszcze zabrać sprzęt jeździecki do siodlarni, po czym przytulił mnie na pożegnanie, przypominając mi jednocześnie, że mam się nie zabić i wsiadł do samochodu. Pomachałam mu, poszłam przebrać się w ciuchy do jazdy i zajrzałam do koni.
Nightmare stał spokojnie, ale Roy rozpierała energia skumulowana podczas wielogodzinnej podróży.
Zajęłam się końmi. Andaluza zaprowadziłam na pastwisko, a Roy przygotowałam do jazdy. Zaprowadziłam wyrywającą się klacz na dużą halę, gdzie wskoczyłam na jej grzbiet i zaczęłyśmy rozgrzewkę. Roy cały czas wyrywała się do galopu, więc już po kilku chwilach ręce bolały mnie od powstrzymywania klaczy. Po zakończeniu rozgrzewki z radością pozwoliłam klaczy zagalopować wzdłuż krótszej ściany hali. Wychodząc z zakrętu Roy przyspieszyła do cwału.
Kiedy już skończyłyśmy trening, odprowadziłam Roy do stajni i rozsiodłałam klacz. Gdy czyściłam ją po jeździe usłyszałam, że ktoś wchodzi do stajni.
- Hej - usłyszałam po chwili.
Obejrzałam się. Przy drzwiach boksu Roy stał jakiś chłopak.
- Hola - przywitałam się.
Jakiś chłopak?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz