Zima rozszalała się w środku jesieni. Rzadko się tak zdarzało. Chwyciłem dwa uwiązy i poszliśmy na pastwisko. Dwa wielkie konie zimnokrwiste od razu rzucały się w oczy.
-Jeszcze raz, jak mają na imię?-zapytałem.
-Cavalda i Shaman-odpowiedziała Rebeka. Podszedłem do Cavaldy i pogłaskałem ją delikatnie po pysku. Parsknęła a z jej chrap wyleciała para. Przypiąłem uwiąz do jej kantara. Rebeka zrobiła to samo z Shamanem.
-Idziemy?-spojrzałem na dziewczynę.
-Jasne. Nie ma co stać na mrozie-uśmiechnęła się. Zaprowadziliśmy konie do stajni. Kinzie już nie było.
-Które to jej siodło?
-Chyba go jeszcze nie rozpakowali. Chodź, znajdziemy je-powiedziała chwytając moją dłoń. Znaleźliśmy je od razu bo leżały na środku siodlarni.
-Zaniosę ci-uśmiechnąłem się gdy dziewczyna schylała się po siodło.-Ty możesz wziąć czapraki i ogłowia.
-No dobrze-odparła. Osiodłaliśmy konie i weszliśmy na pustą halę. Dosiadłem klaczy i przycisnąłem łydki do jej boków. Ruszyła spokojnym stępem.
-Uhh...Ale się dziwnie na niej czuję-mruknąłem.
-Dlaczego?
-Bo Nord zmieściłaby się w niej dwa albo nawet trzy razy. Nie jestem przyzwyczajony do takich koni
Dziewczyna podjechała do mnie i pocałowała mnie w policzek.
-Będzie dobrze-szepnęła mi do ucha i popędziła swojego konia do kłusa. Cavalda ruszyła zaraz za Shamanem.
<Becky?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz