piątek, 30 października 2015

Od June C.D. Rebeki - Coraz gorzej

Leżałam w trawie już od dobrych kilkunastu minut wpatrując się w ciemniejące z każdą chwilą niebo. Chmury przewijały się po nim przybierając najróżniejsze kształty. Jedna chmura przez chwilę przypominała wierzgającego kuca, a widząc ją od razu pomyślałam o Vallorze. To nie było do mnie podobne, ale martwiłam się coraz bardziej. Jak zwykle musiałam postąpić nierozważnie i teraz przez to, że zachciało mi się pokazać wszystkim, że mam dość kuc może coś sobie zrobić. Jęknęłam cicho przeklinając w duchu swoją głupotę. Wjeżdżając między drzewa i galopem kierując się w stronę Pól przez myśl przemknęła mi wątpliwość czy na pewno powinnam robić to co zamierzałam. Zignorowałam jednak cichutki głos rozsądku i galopowałam dalej aż przede mną pojawiła się zielona równina. Popędziłam kuca energicznie niemal kopiąc w pokryte potem boki. Czułam wtedy wściekłość, którą wyładowywałam na koniu chodź to ja byłam winna. Gdybym wcześniej zaczęła jeździć lub trenowała więcej bez wątpienia jeździłabym teraz lepiej i umiałabym poradzić sobie z niegrzecznym kucykiem. Chyba każdy wiedział, że Vallor nie jest dla mnie dobry, ale jakoś nikt nie zaproponował żebym zaczęła jeździć na grzeczniejszym koniu. Może sama Helen nie chciała mi tego zabraniać bo czekała aż sama się poddam. Cóż właśnie teraz byłam na skraju odpuszczenia mojej chorej zawziętości. Kiedy rozłożyłam ręce po bokach puszczając wodze udało mi się utrzymać na grzbiecie Vallora przez kilka fuli po czym oczywiście kuc wierzgnął, a ja jak można by się tego spodziewać spadłam. Po raz drugi obijając boleśnie lewy bark. Ruszanie obolałą ręką sprawiało mi małe trudności, ale mogłam być pewna, że nic nie złamałam. Chodź całe ciało miałam zdrętwiałe mózg działał jak należy co sprawiło, że przez moją głowę w czasie oczekiwania przelewało się tysiące myśli. Chyba wolałabym móc w tej chwili nie myśleć bo to co kreowała moja wyobraźnia wcale nie było przyjemne. Przed moimi oczami pojawił się obraz Hellen zakazującej mi jazdy na Vallorze, widok czarnego samochodu jakim do ośrodka przyjechał weterynarz, żeby obejrzeć poranionego pod czas szybkiego powrotu to klubu kuca i to wszystko z mojej winy. Prawą ręką uderzyłam w ziemię znów czując przypływ wściekłości na samą siebie. Pewnie zaczęłabym krzyczeć z ogarniającej mnie frustracji, ale dostrzegłam, że w moją stronę galopem nadjeżdżają dwie dziewczyny. Dość niezgrabnie podniosłam się z ziemi obserwując jak podjeżdżają do mnie. Konie na jakich jechały Rebeka i Kinzie miały na sobie jedynie kantary i po dwa uwiązy, a moje współlokatorki miękko siedziały na ich grzbietach w idealnej harmonii poruszając się w rytm chodu koni. 
- Cześć - mruknęłam kiedy zatrzymały się przede mną gwałtownie. Starałam się nie patrzeć im w oczy bo było mi najzwyczajniej w świecie wstyd za moje godne pięciolatka zachowanie.
- Cześć? - spytała wyraźnie zdenerwowana Rebeka zeskakując z grzbietu El Vandery - Od tak sobie wyjechałaś z lekcji i nie wiem co ty tutaj robisz, ani czemu spadłaś, ale Vallorowi mogło się coś stać. Tobie z resztą też!
Uznałam, że jeśli się odezwę pogorszę tylko sprawę i zwiększę gniew Rebeki, więc zacisnęłam tylko mocniej wargi wbijając spojrzenie w trawę w której odciśnięte były jeszcze kopyta Valla. 
- Wsiadaj - westchnęła Kinzie podając mi rękę i pomagając wsiąść na Testrala za sobą. Rebeka z powrotem dosiadła klaczy i stępem ruszyłyśmy w stronę klubu. Całą drogę milczałyśmy, a w tej ciszy dało się wyczuć napięcie. Będę musiała się bardzo postarać, żeby Rebeka przestała być na mnie zła. Z resztą pewnie nie tylko ona co wcale nie poprawia sytuacji. Sama byłam na siebie wściekła, więc nie mogłam się dziwić, że inni czują w stosunku do mnie to samo.
- Nic ci nie jest? - spytała Kinzie odwracając się do mnie kiedy wjechałyśmy na żwirową drogę między pastwiskami.
- Trochę mnie bark boli - odparłam po czym dodałam szybko - Ale to nic.
- Może jednak lepiej żeby to Helen obejrzała - mruknęła Rebeka nie patrząc na mnie. Uśmiechnęłam się szeroko chodź nie było to raczej na miejscu. Przyjemniej przyjaciółki będą mnie wspierać. Tego jednego mogłam być pewna. Dojechałyśmy do placyku przed stajnią. Przy koniowiązie stał Vallor z którego grzbietu Jack ściągał właśnie siodło.
- Co z nim? - spytałam zeskakując z Testrala i podbiegając do kuca, który niezadowolony z mojej obecności odskoczył w bok zrzucając siodło na ziemię i wpadając w chłopaka. 
- Nikt cię nigdy nie nauczył, że nie podbiega się do koni? - spytał odnosząc sprzęt i otrzepując z kurzu.
- Nauczył - odparłam pochylając się nad jego nogami i sprawdzając czy noc sobie w nie nie zrobił.
- Jest cały i zdrów - uspokoił mnie Jake wieszając sprzęt na koniowiązie i rozpinając podgardle i nachrapnik w ogłowiu kuca - Ale mogło się to dla niego źle skończyć.
- Wiem - jęknęłam głaszcząc mokrą od potu sierść na szyi Vallora.
- Tutaj jest nasza uciekinierka - ku mojemu zdziwieniu Helen zaśmiała się podchodząc do mnie - Żyjesz?
- Tak... - już miałam powiedzieć, że nic mi się nie stało, ale obok mnie pojawiła się Rebeka, która razem z Kinzie poszła odprowadzić konie na pastwisko.
- Dwa razy spadła na bark i teraz ją boli - oznajmiła beznamiętnym, ale stanowczym tonem posłałam jej uśmiech na co niemal niezauważalnie uniosła kąciki ust.
- Który? - spytała Helen przyglądając się mi uważnie.
- Ale... - zaczęłam niezadowolona z faktu, że się tak mną zajmują. To Vallor potrzebował teraz uwagi i miałam zamiar się nim zająć. Właścicielka stajni posłała mi ostre spojrzenie, które kazało mi odpowiedzieć "lewy". Kobieta chwyciła mnie za lewą rękę wyginając pod różnymi kątami nie zwracając najmniejszej uwagi na jęki bóli jakie wydawałam z siebie mimowolnie.
- Wybity - oznajmiła uśmiechając się pocieszająco - Chodź, w biurze mam maść i temblak.
- A Vallor? - spytałam patrząc z troską na kuca.
- Nikt ci go nie zabierze - zaśmiała się - Spokojnie. Zaraz będziesz mogła tu do niego przyjść.
Odetchnęłam z ulgą idąc za instruktorką. Bałam się, że wszystko potoczy się w innym kierunku, jednak teraz wszystko wydawało się kierować ku lepszemu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz