- Co jej się stało? - spytał zdezorientowany Jason wciąż stojąc na środku placu.
- Wywiało ją - wzzruszyłam ramionami i ruszyłam kłusem wokół ujeżdżalni.
- Ale... - Jason podszedł do płotu i przechylił się żeby dostrzec znikającą mu już z pola widzenia June galopującą na Vallorze - Nie może sobie tak po prostu wychodzić w środku jazdy! - zamknął bramkę wyraźnie poirytowany - Musi ćwiczyć, a nie poddawać się, kiedy ja byłem w jej wieku...
- Jason, może to pominiem - przerwałam mu błagalnym tonem.
- No dobra - zgodził się trener - Ale to nie zmienia faktu, że nikt nie może sobie bezkarnie wychodzić podczas mojego treningu! Jak tylko wróci, porozmawiam z nią.
- No tak, ale może ona się zniechęciła... - odezwała się Kinzie - Yyy...bo...jej nie wyszło? - wyjąkała trochę niepewnie. Zapewne dla tego, że wydawało jej się to dziwne ale ona oczywiście nie mogła tego powiedzieć wprost! Jak ja nie rozumiem takich ludzi!
- Nie ważne. Becky! Teraz ty! - na polecenie trenera ruszyłam żwawym galopem. Harfan wierzgnął parę razy ze szczęścia, a przeszkody pokonał z dużym zapasem.
Po jeździe cała nasza trójka rozsiodłałą konie i usiadła na koniowiązie.
- Kiedy ona wróci? - spytała Kinzie.
- Nie wim... - Jake wzruszył ramionami.
- Ja też ale niech wraca szybko, bo jestem głodna - mruknęłam,
- Becky - Kinzie szturchnęła mnie.
- No co?
Nagle zauwarzyłam Helen idącą w naszą stronę szybkim krokiem i trzymającą w ręce komórkę.
- Co się stało? - spytała Kinzie widząc jej zmartwioną minę.
- Właśnie zadzwoniła do mnie June - oznajmiła instruktorka stając przy koniowiązie - Po pierwsze, czy ona nie miałą przypadkiem teraz z wami treningu?
- Miała - odpowiedzieliśmy niemal chórem.
- To dlaczego jest w terenie?!
- No bo, dostała deprechy i se pojechała - wytłumaczyłam "niezwykle" elokwentnie.
- Świetnie! Właśnie siedzi gdzieś na środku pola i nie wie gdzie jest, a rozpędzony Vallor może tu zaraz przygalopować wcześniej zaplątując się o swoje wodze! - odparła zdenerwowana Helen.
- Spadła?! - spytałam z udawanym zdziwieniem.
- Tak, spadła. Jest gdzieś na Polach. Niedaleko małego strumyka.
- Chyba wiem gdzie to jest - odezwałą się Kinzie.
- No to jedźcie po nią! - ponagliła nas Helen.
- Ja zostanę żeby zająć się Vallorem gdyby tu przybiegł - zaoferował Jake.
- Dobrze - zgodziła się instruktorka po czym zwróciła się do nas - Ale was już widzę na koniach!
Zeskoczyłyśmy z koniowiązu i w dziesięć minut pobiegłyśmy po cztery uwiązy i przypięłyśmy po dwa do kantarów dwóch koni jako prowizoryczne wodze. Wskoczyłyśmy na oklep - ja na El Vanderę, a Kinzie na Testrala - i wyjechałyśmy.
June?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz