niedziela, 18 października 2015

Od Leeny - Opowiadanie konkursowe!

Podeszłam do administracji ośrodka w celu zgłoszenia się do klubu jako pomagająca. Siedząca tam kobieta była niezwykle miła i z uśmiechem zaproponowała mi zawody z ujeżdżenia na start. 
- Faktycznie, w Ameryce, jak miałam 11 lat, zdobyłam mistrzostwo kraju, ale w woltyżerce. W ujeżdżeniu nie startowałam, ponieważ miałam akurat wtedy złamaną nogę. - poinformowałam, wypełniając arkusz zgłoszeniowy - Potem tutaj, w Polsce, mając szesnaście lat, zdobyłam drugie miejsce w międzynarodowym konkursie ujeżdżenia, ponieważ Quinn zakuśtykała przy jednym z ćwiczeń i tak wyszło - dodałam po namyśle. Podpisałam kartę naprędce i oddałam ją administratorce.
Po krótkim odpoczynku po podróży wyjechałam jeszcze z Quinn na ujeżdżalnię, by potrenować z nią przed zawodami. Zazwyczaj robiłam to przez minimum miesiąc od zawodów, ale o tych niestety wcześniej nie wiedziałam. Na szczęście moja klacz radziła sobie świetnie i posłusznie, jak na nią przystało. Uwielbiam ją, bo nigdy się nie buntuje i zawsze robi to, co jej nakażę. 
Następnego dnia, gdy już przybyłam na miejsce zawodów, dostałam numerek 7. Nerwowo patrzyłam na wszystkich innych świetnych jeźdźców, którzy zrobili na mnie niemałe wrażenie i podważyli moją i tak już pozytywną opinię o szkółce. 
Gdy szóstka już powoli kończyła, rzuciłam jeszcze okiem na mój frak do dresażu. Poprawiłam kołnierzyk.
Wsiadłam na Quinn i czekałam z niecierpliwością na zbliżający się kluczowy moment.
- Leena Esther Klammer na swoim koniku polskim Quinn, czyli numer siódmy! - głos spikera zaskrzeczał w głośnikach, a mój kucyk zastrzygł uszami.
- Ruszaj, maleńka - poklepałam ją po szyi, a ona posłusznie ruszyła kłusem przed siebie.
Najpierw jechałyśmy wdzięcznym pasażem, po czym przebyłyśmy ciągiem, czyli chodem bocznym, przekątną ujeżdżalni. Dwie wdzięczne i płynne wolty spowodowały zachwycenie na twarzach widzów, potem jeszcze parę sekund zgrabnego piaffu. Wisienkę na torcie stanowiła kurbetta, czyli ładne pięć podskoków na tylnych nogach. Tego ćwiczenia obawiałam się najbardziej, bo nie zawsze wychodziło Quinn, ale teraz pokazała wszystko perfekcyjnie. Na koniec pokazu przytuliłam mocno jej szyję i otarłam łzy szczęścia. Może i jestem niezwykle wrażliwa, ale naprawdę nie mogłam się powstrzymać.
- Ślicznie, malutka, brawo! – potarmosiłam grzywę klaczy, po czym równie ładnym kłusem wyjechałam z widoku. Dałam Quinn parę kawałków jabłka, po czym usiadłam w sianie obok Isabelle.
- Świetnie ci poszło! – uśmiechnęła się, przybijając mi piątkę. – Widać, jaki z was zgrany duet. Nie masz tej klaczy zbyt długo, a już można powiedzieć, że rozumiecie się bez słów.
- O, tak – zaśmiałam się – Quinn dała czadu. Nie ćwiczyłyśmy długo przed tymi zawodami, bo dowiedziałyśmy się o nich dopiero wczoraj. Trochę obawiałam się piaffu, ponieważ jest to chód, który ćwiczyłam na Grand Prix, a w ogóle to starałam się nie myśleć o kurbeccie. Jednak się udało! Jestem przeszczęśliwa i nawet, jeśli będę miała ostatnie miejsca, będę dumna z mojej klaczki – jeszcze raz wstałam i wtuliłam twarz w szyję zwierzęcia. – Teraz trzeba tylko czekać na wyniki. Będą niedługo – poinformowałam.
- No to trzymam kciuki! – Isabelle zacisnęła pięści, pokazując moc swojej obietnicy – Idę do bufetu. Jeszcze przyjdę przed ogłoszeniem wyników!
Odwróciłam się w stronę, gdzie teraz sędziowie zliczali punkty. Przeszedł mnie dreszcz stresu, ale po chwili się opanowałam i z nudów zajęłam się szczotkowaniem Quinn.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz