Alarm obudził mnie o 05:00 i momentalnie zerwałem się z łóżka. W końcu nadszedł dzień zawodów, na który dość długo trenowałem z Sansą. Od razu ubrałem się w bryczesy, marynarkę i buty do konnej jazdy. Wychodząc z domku zabrałem jeszcze toczek i zdecydowanym krokiem ruszyłem do boksu Sansy. Klacz wyglądała na radosną i pełną energii, co bardzo mnie ucieszyło. W 2 godziny uporałem się w wyczyszczeniem jej, zapleceniem koreczków z jej grzywy i osiodłaniem. Do rozpoczęcia zawodów została godzina. Postanowiłem poświęcić ją na rozgrzewkę.
***
Zawody rozpoczęły się równo o 08:00. Od razu zostałem poinformowany o tym, że startuję jako szósty. Z niecierpliwością czekałem przed ujeżdżalnią oglądając innych zawodników. Po jakimś czasie usłyszałem głos spikera wywołujący moje nazwisko i konia, na którym jadę. Uśmiechnąłem się i spokojnie wjechałem na arenę. Zero nerwów. Zero strachu. Sansa zrozumiała, że poświęca się jej uwagę i całkowicie skupiła się na moich poleceniach. Zaczęliśmy piaff'em, z którego wyszliśmy do pasażu. Kroki klaczy były dostojne i rytmiczne, nie miałem się czym martwić. Po tym wykonaliśmy pesadę, która była wstępem do lewady. Tutaj niestety Sansa przez chwilę się pomyliła, jednak niedługo po tym powróciła do pożądanego wykonywania poleceń. Po lewadzie zrobiliśmy jedną woltę w galopie. W jej ciągu klaczy udało się zmienić nogę. Zakończyła się ona paradą. Na sam koniec spróbowaliśmy jeszcze ósemki, która wyszła perfekcyjnie. Podjechałem na środek areny i ukłoniłem się nagrodzony oklaskami. Szczęśliwy wyjechałem z ujeżdżalni. Nie wiedziałem czego mogę się spodziewać. Na podwórzu zszedłem z końskiego grzbietu i poklepałem Sansę po szyi. Odwaliła kawał dobrej roboty. Już w boksie rozsiodłałem ją i nakarmiłem dodatkowo częstując jabłkiem, oraz marchwią. Przytuliłem ją. Byłem z niej bardzo dumny. Po tym zostawiłem klacz w stajni, aby odpoczęła, a sam jako pomagający pomogłem w kilku sprawach związanych z zawodami niecierpliwie czekając na wyniki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz