poniedziałek, 26 października 2015

Od Rebki C.D. Jake'a - Pierwszy śnieg

Jechaliśmy spokojnym kłusem po obwodzie hali. Na pociągowym koniu musiałam naprawdę powoli anglezować więc na początku nieco skakałam w siodle próbując się dostwosować do rytmu wałacha. Przed sobą widziałam potężną szyję siwego Shamana, który głowę trzymał tak nisko, że wodze musiałam trzymać niemal za końcówkę. Skoro i tak nie byłam w stanie podnieść ciężkiej i wielkiej głowy leniwego konia postanowiłam pojeździć sobie westernowo i chwyciłąm wodze w jedną rękę odchylając się jednocześnie delikatnie do tyłu. W takiej pozycji i wykonałam woltę w lewo, potem koło i wreszcie półwoltą zmieniłam kierunek. Mijając Jake'a uśmiechnęłam się do niego ale chyb atego nie zauważył zbyt skupiony na klaczy. Pojechałam parę zmian kierunku, kręciłam dużó kół i wolt, jeździłam po linii środkowej, a po pewnej chwili zaczęłam także wprowadzać przejścia i zatrzymania. 
    Wreszcie postanowiliśy ustawić sobie trochę drągów i poćwiczyć na nich. Najpierw pojechaliśmy zwykłe drągi, potem drągi na kole i wreszcie wachlarz. Po tym zobiliśmy przerwę na stęp. 
- Mam pomysł - powiedziałam z błyskiem w oku i podjechałam do Jake'a. Zeskoczyłam z wałacha, a gdy dotknęłam ziemi lekko się zachwiałam nie będąc przyzwyczajona do takiej wysokości - Potrzymasz ją chwilę? - poprosiłam podając chłopakowi wodze. 
- Jasne, ale co chesz zrobić...? - spytał lecz ja już pobiegłam po stojaki. Ustawiłam niską 40 centymetrową kopertę i dwie 30 centymetrowe stacjonaty po czym z powrotem wskoczyłam na Shaman'a. Popatrzyłam na Jake'a z szerokim usmiechem niczym małe dziecko dumne ze swej pomysłowości.
- Chyba nie zamierzasz skakać na koniu pociągowym? - spytał zdziwiony.
- Ty mnie chyba nie znasz - zasmiałam się i zagalopowałam. Siwek miał tak powolny galop iż przez pierwszych kilka fuli miałam wątpliwości co do tego czy przeszedł do wyższego chodu. Galopował jakby w zwolnionym tępie, a mnie - dziewczynę niecierpliwą i kochającą prędkość - trochę to denerwowało. Nie mogłam jednak nic na to poradzić więc po prostu usiadłam głęboko w siodle mile zaskoczona tym jaki wałach jest wygodny i najechałam na niski szereg. Zrobiłam półsiad, a koń niezgrabnie i ciężko przeskoczył dwie pierwsze przeszkody. Starałam się jak mogłam utrzymać stałe tępo ale mimo to ostatnia stacjonata spadła na ziemię pchnięta przez ogromne kopyta Shamana.
- Jestem załamana! - powiedziałam klepiąc konia i galopując już dookoła hali - Jak można zrzucić coś mniejszego niż pół metra? - to mówiąc zrobiłąm zabawną minę.

    Po treningu odstawiliśmy konie do stajni i porządnie wyczyściliśmy (również ich kopyta wielkości talerzy). Następnie podeszliśmy do boksu Galicjii, która dalej kaszlała, choć jakby troszeczkę mniej. Otworzyłam boks i weszłam do środka. Zajrzałam do wiaderka z paszą. Było puste. To dobrze; oznacza to, że zjadała tą dziwną cherbatkę Kinzie, która najwyraźniej zaczęła działać. Pogłaskałam klacz.
- No, wszystko zjadła. To znaczy, że wyzdrowieje - oznajmiłam.
- Ale Tajga... - usłyszałam za sobą głos Jake'a.
- Co tam? - podeszłam do boksu na przeciwko. Tajga leżała pod drewnianą ścianą, a wiadro było pełne paszy - No pięknie. Trzeba powiedzieć Kinzie. Ja się nie znam na leczeniu koni.
Wyszliśmy ze stajni, a ja owinęłam się szczelniej szalikiem i przytuliłam do Jake'a.
- Jak ja nienawidzę zimy - mruknęłam.
- Dlaczego? - chłopak zaśmiał się widząc moją niezadowoloną minę.
- Bo nienawidzę zimna. Wolałabym się stopić niż zamarznąć.
- No cóż... - skomentował chłopak.
- Pójdę do domku, bo byćmoże tam jest Kinzie - wyjaśniłam kiedy przeszliśmy już przez całe podwórko - Spotkamy się na jadalni.
- Ok.
Każde z nas poszło w swoją stronę. Brnęłam przez śnieg sięgający kostek mijając przypruszone śniegiem domki innych uczniów i pomagających. Z jednego z nich dochodziła głośna muzyka. Od razu domyśliłam się kto tu mieszka. Podeszłam do uchylonego okna i pomachałam. Kornelly siedząca w środku zauważyłą mnie i ściszyła muzykę.
- Co chcesz? - spytała podchodząc do okna.
- Już to zrobiłaś.
- Co?
- Chciałam żebyś ściszyłą muzykę.
- A komu to przeszkadza?
- Mi na przykład - po tych słowach odeszłam i ruszyłam w stronę mojego domu. W środku zastałam Kinzie i Unlucky. Unlucky siedziała w kuchni czyszcząc swoje ogłowie, a Kinzie na łóżku zszywała moją derkę.
- O jak miło, że zszywasz mi derkę - uśmiechnęłam się na co Kinzie spojrzała na mnie spode łba. Zapewne gdyby chętniej robiłąby coś innego, na przykład czytała, albo rysowała, albo czytała na przykład...
- Coś ważnego? - spytała.
- Tak, Jake zauważył, że Tajga nie je i ciągle leży.
- To nie dobrze - Kinzie od razu poderwała się z miejsca - Zrobiliście coś z tym?
- Skąd! Nie znam się na tym!
- Jak zwykle wszytko na mojej głowe - mamrotała ubierając w pośpiechu kurtkę i już chwilę później nie było jej w domku. W związku z tym udałam się do jadalni. Niestety nie zastałam tam Jake'a tak jak się umawialiśy. Postanowiłam więc na niego zaczekać, a w międzyczasie poprosiłam kucharkę o dwie gorące czekolady i wzięłam do ręki jakąś reklamę sklepu jeździeckiego leżącą na półce i zaczęłam ją czytać.

Jake? Kiedy przyjdziesz? XD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz