środa, 21 października 2015

Od Kornelly - Wspólny teren

    Z przyzwyczajenia obudziłam się równo o 7:30. Przeciągnęłam się i ziewnęłam głośno. Śniadanie jest dopiero za pół godziny, mam mnóstwo czasu... Powoli wstałam i wyjrzałam przez okno żeby zobaczyć jaka dziś pogoda. Niebo było zachmurzone, na mokrej trawie błoto; typowy jesienny dzień. Przynajmniej drzewa dodawały mu trochę koloru kołysząc złotymi, czerwonymi, brązowymi i pomarańczowymi liśćmi. Nagle zmrużyłam oczy. Albo byłam bardzo zaspana, albo nieopodal mojego domku pasł się Sottome. Przetarłam oczy. A jednak, to była prawda! Nie zawracając sobie głowy przebieraniem się wcisnęłam kalosze i wybiegłam z domu nawet nie zamykając za sobą drzwi. Podbiegłam do kasztanka, który podniósł łeb i lekko odskoczył.
- Sotto, nie wolno uciekać, wiesz o tym! - chwyciłam wałacha za czerwony kantar teraz cały w błocie i poprowadziłam go do stajni. Było mi zimno, a z moich ust wylatywała para. Po drodze do stajni spotkałam Kinzie zamiatającą podwórko.
- Eeeee...Corn, dlaczego idziesz w piżamie z koniem? - spytała marszcząc brwi.
- Pomyślałam, że dobrze nam obojgu zrobi poranny jogging - odparłam sarkastycznie i weszłam do stajni po czym wprowadziłam Sottome do jego boksu. Wracając zwróciłam się do Kinzie - Nie widziałaś kiedy uciekł?
- Nie - odparła - Był na pastwisku. Musiał zwiać przed chwilą i pobiec gdzieś za stajnią. Gdzie go znalazłaś?
- Pod domem.
    Na śniadanie wpadłam spóźniona. Wchodząc do jadalni jeszcze zakładałam ciemno zieloną kurtkę, pod którą miałam ciemno niebieską bluzę z kapturem. Na nogi założyłam oczywiście brązowe bryczesy, czarne sztyblety i czarne znoszone czapsy. Usiadłam przy stoliku z Rebeką, Kinzie, Allijay i June.
- Cześć - przywitała mnie June.
- Nie dało się później? - spytała Becky.
- Też się cieszę, że cię widzę - odparłam z promiennym uśmiechem i zajęłam się robieniem sobie kanapek z szynką.
- Słuchajcie - odezwała się Allijay pomiędzy gryzami swojej kanapki - Może wybrałybyśmy się dzisiaj w teren. Taki wspólny, wszystkie razem?
- Jestem na tak! - odparłam z pełną buzią.
- Dla mnie ok - dodała June, która już skończyła jeść i teraz bawiła się serwetką.
- Aha - zgodziła się Kinzie.
- Będzie ciekawie bo jest na maksa ślisko - dodała Becky - Dzisiaj rano już prawie wywaliłam się z Harfanem.
- Trudno, będzie fajnie - powiedziała June.
- To o której? - spytałam stukając palcami o blat stołu.
- O 12? - zaproponowała Allijay - Chciałam wcześniej załapać się na trening ujeżdżeniowy z Anitą.
- Dobra! - odparłam i zabierając ze sobą nie dokończoną kanapkę dosłownie wyleciałam z jadalni.
- A tą gdzie wywiało? - usłyszałam jeszcze za sobą głos Rebeki.
    Popędziłam do stajni dławiąc się kanapką i po drodze wpadając na jakiegoś chłopaka - nawet nie popatrzyłam kto to.
- Uważaj mała - warknął ale ja nie zwróciłam na niego uwagi.
Zanim weszłam do stajni upewniłam się jeszcze, że hala jest wolna. Wyprowadziłam na uwiązach Gallant'a i Sottome i obu przywiązałam do koniowiązu. Wzięłam z siodlarni szczotki i zaczęłam czyścić oba konie na raz - jednego jedną ręką drugiego drugą. Przy okazji podśpiewywałam piosenkę jak zwykle przekręcając jej tekst na: "Naucz mnie, naucz mnie rapować...".
Kiedy oba kucyki (Sottome również nazywam kucykiem) były czyste zaprowadziłam je na halę gdzie następnie odpięłam im uwiązy i pozwoliłam swobodnie biegać. Zamknęłam drzwi hali żeby żaden z nich nie uciekł. Siwek i kasztanek ganiały się po całej hali, brykały radośnie i bawiły się razem. Przy użyciu drągów i stojaków stojących pod ścianą ustawiłam niską 30 centymetrową stacjonatę. Chwyciłam bat do lonżowania i wygrzebałam z kieszeni kawałki marchewek. Za pomocą tych dwóch "magicznych" przedmiotów skłoniłam oba konie do przeskoczenia przeszkody, a następnie zaraz za nią dostawiłam 40 centymetrową kopertę. Sottome skakał chętnie mimo, że nie był w tym mistrzem. Coffee Junior pokonywał przeszkody z lekkim trudem ale z równą chęcią co jego większy przyjaciel.
    W pewnej chwili Sottome podbiegł od tyłu do szetlanda, a ten bryknął dwa razy i odbiegł szaleńczym galopem, tak, że ledwie wyrobił się na zakręcie. Roześmiałam się na ten widok. W końcu przyszła kolej na moje ćwiczenia. Kiedy Sotto stał w miejscu i się nie ruszał wąchając z zaciekawieniem podłoże ja pogłaskałam go po zadzie.
- Nie kopnij mnie - powiedziałam i cofnęłam się - I stój w miejscu! - wzięłam rozbieg, wybiłam się z dwóch nóg i wskoczyłam na zad konia po czym szybko przesunęłam się w kierunku kłębu. Wałach podniósł nerwowo głowę ale nie zrobił ani kroku. Usiadłam tyłem po czym ścisnęłam go łydkami na co ruszył powolnym stępem. Ja w tym czasie uklękłam na jego grzbiecie i jechałam tak z rozłożonymi na boki rękami przez dłuższą chwilę. Następnie kucnęłam i stanęłam na jego grzbiecie.
- Patrz Giant jak to się robi! - zawołałam do małego kucyka, który spoglądał na mnie z zaciekawieniem. Zrobiłam krok w stronę zadu Sottome, odwróciłam się i znów zrobiłam krok tym razem w stronę jego kłębu.
- Trollolollo, chodzę po koniu! - zafałszowałam, a następnie znów się cofnęłam i stanęłam na rękach na grzbiecie wałacha. Wytrzymałam tak tylko trzy sekundy bo po upływie tego czasu poczułam, że lewa ręka ześlizguje mi się po jego gładkiej sierści więc zgrabnie usiadłam. Przełożyłam prawą nogę nad szyją konia i usidłam po damsku. Chwyciłam się kasztanowatej grzywy i zakłusowałam, a następnie zagalopowałam. Kiedy szetland to zobaczył od razu zaczął nas gonić na co ja uśmiechnęłam się. Nie przerywając galopu usiadłam z powrotem okrakiem i nakierowałam Sottome na stacjonatę i kopertę. Nad przeszkodami rozłożyłam szeroko ręce i zerknęłam za siebie. Tak jak myślałam siwek skoczył tuż za nami.

    Resztę czasu dzielącego mnie od wspólnego wyjazdu w teren spędziłam obserwując jeżdżących klubowiczów lub po prostu siedząc w domku i puszczając z głośników muzykę.
    O umówionej godzinie spotkałam pod stajnią Allijay, Kinzie i Rebekę czyszczące swoje konie, oraz June oporządzającą Vallor'a. Widząc to pobiegłam na pastwisko po Sottome.

June?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz