- Do jutra - powtórzyłam i weszłam do domku. W podskokach pokonałam krótki korytarz i weszłam do pokoju. Zastałam tam moje współlokatorki, obie już w piżamach. Unlucky siedziała na łóżku i coś czytała, a Kinzie przy biurku szkicowała.
- Co tam bazgrolisz?! - spytałam wesoło podbiegając do Kinzie i opierając się na krześle, na którym siedziała.
- Stajnię - odparła spokojnie nawet na mnie nie patrząc, bardzo skupiona na swojej pracy. Na kartce A4 zobaczyłam ołówkowy szkic naszej stajni od wewnątrz razem z końmi wyglądającymi z boksów.
- Piknie! - skomentowałam i podeszłam do Unlucky - A ty co tam czytasz?
Dziewczyna pogrążona w swojej lekturze tylko podniosła książkę do góry tak żebym mogła przeczytać tytuł.
Zgarnęłam swoją piżamę i pobiegłam do łazienki się umyć. Pod prysznicem podśpiewywałam piosenkę - pod tytułem "Crazy Kids" - co w sumie rzadko mi się zdaża. Wychodząc z łazienki wycierając włosy ręcznikiem jeszcze chwilę nuciłam ją pod nosem lecz gdy tylko zobaczyłam zdziwiony wzrok Kinzie od razu przestałam.
- Co ci jest? - spytała z uśmiechem.
- Mi? Nic! - odparłam najzwyczajniej w świecie po czym wrzuciłam brudne ubranie do worka, który opróżniałyśmy zawsze co tydzień w niedzielę w celu uprania jego zawartości. Nagle zobaczyłam smakowicie wyglądającą babeczkę leżącą na stoliku obok rysunku Kinzie. Czemu wcześniej jej nie zauważyłam? Podbiegłam tam szybko i nie pytając o pozwolenie porwałam babeczkę i ugryzłam ją. Była przepyszna...
- Ej, ej ej! - odezwała się Kinzie - To nagroda za ciężką pracę!
- Skąd masz? - wybełkotałam z pełnymi ustami.
- Dostałam od kucharki za umycie garów.
Przełknęłam ciastko.
- Chcialo ci się? - spytałam z bezbrzeżnym zdziwieniem malującym się na moje twarzy.
- No, sorry! Nie było cię przez pół dnia w stadninie! Unlucky też mi się gdzieś zgubiła! Co miałam robić? I właściwie gdzie ty się szlajałaś?
Poczułam, że się czerwienię.
- Eee...no...byłam w terenie...z nowym klubowiczem.
- Jesteś czerwona - skomentowała.
- A ty ruda! - wystawiłam je język lecz ona tylko spojrzała na mnie z pode łba.
- Nie wiedziałam, że jest ktoś nowy. Jak się nazywa? Ma swojego konia? - dopytywała się zaciekawiona przyjaciółka.
- Nazywa się Jake i ma aż trzy konie, w tym jednego takiego skurczonego jak, twój...to znaczy twój były Gallant.
Kinzie roześmiała się.
- Ale to brzmi! Mój były...Gallant - powiedziała po czym dodała nieco poważniej - Ale na prawdę ma szetlanda?
- Tak.
- To super, nie?
- Taaak... - odparłam nie myśląc już o Haske lecz o jej właścicielu...
Następnego ranka jak zwykle obudziłam się pierwsza. W moich uszach tkwiły słuchawki, z których całą noc leciała muzyka. Podniosłam się wyjmując słuchawki z uszy i odpinając je od telefonu. Ziewnęłam i wyjrzałam przez okno. Stadninę spowijała gęsta poranna mgła,niebo była zachmurzone, a trawa mokra od rosy lub nocnego deszczu. Zeszłam z łóżka po drodze szturchając Kinzie po czym udałam się w stronę szafy po drodze szturchając Unlucky. Kiedy dziewczyny się budziły, ja wybierałam ubranie na dziś ponieważ jak zwykle zajmowało mi to sporo czasu. W końcu zdecydowałam się na czarne bryczesy, błękitną bluzkę z czarnym koniem skaczącym przez przeszkodę oraz szarą zasuwaną bluzę z kapturem. Nie czekając na koleżanki założyłam wysokie buty do jazdy konnej i wyszłam z domu. Pobiegłam do stajni z zamiarem przygotowania Harfana do porannego treningu skokowego. Kiedy tylko weszłam do budynku dostrzegłam przy ostatnim boksie cień człowieka. Podeszłam bliżej o rozpoznałam ten cień.
Jake? :*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz