- Nie podoba ci się?! - odkrzyknął nie przerywając nierytmicznego walenia w instrument.
- Po prostu przestań! - ryknęłam wyciągając poduszkę z pod głowy i zakrywając sobie nią całą twarz. Poduszka mimo wielu swoich zalet nie była dźwiękoszczelna więc dalej doskonale słyszałam każde uderzenie, a na dodatek zrobiło mi się duszno. Wyskoczyłam z łóżka i na bosaka wybiegłam z mojego pokoju po czym dzikim pędem pognałam w dół schodów na parter, a potem do salonu gdzie stała moja perkusja przy której siedział teraz Danny waląc pałeczkami we wszystko co popadnie. W końcu w jeden z bębnów uderzył z taką siłą, że pałeczka złamała się, a ta część, która nie znajdowała się w ręce dziewięciolatka przeszybowała tuż nad moją głową i przelatując przez całą długość obszernego salonu w końcu uderzyła w ścianę.
- Ty gnoju... - zaczęłam mściwym tonem, ale nie dokończyłam mojej pełnej wypowiedzi bo w pomieszczeniu pojawił się tata z wyrazem głębokiego zaskoczenia na twarzy. Dlaczego on zawsze pojawia się w najmniej odpowiednich momentach?
- Co się tu dzieje? - spytał przenosząc swój wzrok ze mnie na Daniela.
- Ona właśnie nazwała mnie gnojem - naskarżył chłopiec z oskarżycielską miną.
- Bo obudził mnie o chorej godzinie waląc w moją perkusję, a na dodatek złamał pałeczkę - warknęłam tocząc wojnę na spojrzenia z bratem.
- Masz ich tysiące kochanie - przypomniał mi ojciec. Faktycznie w dolnej szufladzie mojej szafy na ubrania między skarpetkami i bielizną chowałam zwykle dużo pałek do perkusji.
- To nie niweluje straty tej jednej - odparłam.
- Jak dobrze, że dzisiaj wyjeżdżasz - prychnął Dan z wrednym uśmieszkiem.
- Też się cieszę - obrzuciłam go ostatnim wściekłym spojrzeniem i poczłapałam z powrotem do pokoju. Nie pozostało mi nic innego jak spakować się i przygotować na wyjazd.
Terenowe auto taty podskakiwało na nierównej drodze, kiedy jechaliśmy pomiędzy pastwiskami w stronę parkingu w pobliżu stajni. Najpewniej było to przystosowane dla tych członków klubu, którzy posiadali własne konie, ale ja niestety nie miałam swojego. Westchnęłam głęboko obserwując konie goniące się po jednym z pastwisk. Piękny jasno siwy koń z ciemniejszymi plamami biegł galopem za wierzgającym co krok kucykiem. Nieduży konik kopał zawzięcie, jednak to nie zniechęciło tego drugiego. Uśmiechnęłam się pod nosem. Podobała mi się dzikość kucyka.
- Na pewno wszystko spakowałaś? - spytała mama siedząca obok taty na miejscu pasażera na przednim siedzeniu.
- Tak - odparłam lekko znudzona - Pytałaś mnie o to ze sto razy mamo.
- Wiem, wiem - moja rodzicielka zaśmiała się perliście i posłała mi promienny uśmiech - Tylko pod żadnym pozorem nie spadaj z konia. Wybierz jakiegoś grzecznego. Taki będzie dla ciebie najlepszy.
Z trudem powstrzymałam się przed przewróceniem oczami. Mama strasznie bała się koni i trzeba przyznać, że niewiele o nich wiedziała.
- June na pewno wybierze odpowiedniego, prawda kochanie? - zagadnął tata pogodnie.
- Pewnie - mruknęłam mażąc tylko o wydostaniu się z samochodu i opuszczeniu towarzystwa rodziców. Kocham ich bo są na prawdę świetni, ale... Mam dość ich nadopiekuńczości. W końcu mam już prawie szesnaście lat!
- Jesteś pewna, że nie chcesz żebyśmy cię odprowadzili do pokoju? - spytała mama.
- Tak - odparłam - Wy załatwicie wszystkie formalności, a ja się spakuję.
W końcu tata zatrzymał samochód i cała czwórka wysiadła z samochodu. Daniel też był zmuszony do jazdy tutaj chociaż nadal był na mnie śmiertelnie obrażony. Na placu przed stajnią z koniowiązami dookoła i kilkoma osobami w moim wieku oporządzającymi swoje konie stała właścicielka stajni.
- Dzień dobry - przywitała się z uśmiechem - Mam na imię Helen. Ty jesteś June, prawda?
- Uhum - pokiwałam głową.
- Kenzie zaprowadzisz nową klubowiczkę do waszego pokoju? - zapytała dziewczynę z ogniście rudymi włosami właśnie zmierzającą w stronę padoków z kantarem i uwiązem w dłoni.
- Dobra - zgodziła się odkładając sprzęt na koniowiąz i podchodząc do mnie.
- To cześć - pożegnałam się z rodzicami pozwalając się przytulić po raz ostatni po czym chwyciłam moją wypchaną po brzegi torbę i ruszyłam za dziewczyną.
- Hej - przywitała mnie wesoło uśmiechając się do mnie w sposób o wiele bardziej zachęcający niż uśmiech mojej mamy.
- Hej - odwzajemniłam uśmiech - Mam na imię June.
- Wiem Helen mówiła nam o tobie. Będziesz mieszkała w pokoju razem ze mną Rebeką, moją najlepszą przyjaciółką i jeszcze jedną dziewczyną. Ma na imię Unlucky - wyjaśniła mi Kinzie.
- Fajnie - znowu się uśmiechnęłam myśląc jednocześnie o tym, że mam szczęście bo dziewczyna wydaje się być bardzo miła.
Kenzie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz