Promienie słońca wpadające przez okno bardzo brutalnie obudziły moją osobę, w ten jak, że wyczekiwany przeze mnie wolny dzień zwany niedzielą. Skoro już i tak nie mogłam spać, postanowiłam zrobić coś pożytecznego, jako tako się ogarnęłam, i gotowa byłam iść do swojego konia. Dzień jak co dzień.
Zmierzając w stronę stajni zauważyłam coś, co wcześniej musiało umknąć moim oczom - biała kartka zawieszona na ścianie stajni. Zaciekawiona owym czymś podeszłam, przeczytać co tam jest napisane:
ZAWODY
Uwaga dnia 21.10 w naszej akademii tj.Klub Jeździecki Equus odbędą się zawody ujeżdżeniowe - własny przejazd do dowolnej muzyki. Zgłosić się może każda osoba posiadająca własnego konia. Zawody odbędą się tylko i wyłącznie przy minimum 5 uczestnikach. Całe wydarzenie organizowane jest przez dwóch naszych nauczycieli, a mianowicie przez Panią Anite i Pana Rayana
LISTA ZGŁOSZEŃ:
-Aurora Twilight
-Christian Gray
-Mary White
-Unlucky Yellowstone
Nigdy ni myślałam, że tak szybko pragnę brać udział w zawodach i przeżywać te niesamowite emocje związane z tymi wydarzeniami, ale jednak... Wpisałam się na listę.
-Zostało mi niewiele czasu na przygotowania - mruknęłam
Nie wiele myśląc ruszyłam do Gremia, chciałam zacząć trening już dziś. Jak postanowiłam tak zrobiłam. Koń został dokładnie oporządzony po czym osiodłany i wprowadzony przeze mnie na ujeżdżalnię. Założyłam toczek i zaraz byłam na grzbiecie swego wierzchowca. Chwila zamyślenia co by robić? Od czego zacząć?
Postanowiłam poprosić o pomoc jednego z nauczycieli, a mianowicie panią Anne. Szczęśliwie ona zgodziła się towarzyszyć mi w treningach, a nawet wziąć mnie na lonże w celu skorygowania błędów w mojej postawie. Na przygotowanie do zawodów miałam tylko 7 dni! Czułam presję i przerażenie przez upływający czas, jednak postanowiłam się nie wycofywać i pojechać.
Pierwsze dwa treningi skupiały się na koniu. Zebranie w kłusie i galopie, płynne przejścia chodów i inne podstawowe elementy. Dużo pracy na drągach, czasem jakieś małe skoczki dla rozluźnienia. Dużo było też jazdy bez strzemion. I tak w skrócie to minęły mi te dwa dni. Jednak to nie koniec w ciąż było dużo do zrobienia. Nie powiem miała lekkiego stresa bo w końcu pierwsze zawody, a tak mało czasu. Były przemyślenia, że coś zepsuję, ale miałam wiarę, że jednak nie położę całkiem tego przejazdu.
Kolejnego dnia przygotowań, trenerka wzięła mnie na lonże. Rozpoczęła się praca nad moim dosiadem, ustawieniem rąk i nóg oraz skupieniem nad daną czynnością, co było niezwykle ważne przy mojej roztrzepanej osobowości. Dostałam wiele nagan, ale też nie obyło się bez pochwał. Anne jest bardzo wyrozumiała, świetnie mi się z nią pracowało!
Kolejny dzień - kolejny trening!
Tym razem na ogień poszły trudniejsze figury takie jak: ciągi, lotne zmiany nogi czy pasaże czy piaff. Wiadomo nie wychodziło mi to perfekcyjnie, a nie których figur dopiero się uczyłam. Poznałam, nawet podstawy piruetu, ale to było mi w tym momencie nie potrzebne.
Została jedna najtrudniejsza, rzecz - ułożenie przejazdu. Układałam go sama, ale pod czujnym okiem pani trener. Muzyka została ustalona, ale nijak nie umiem zapamiętać jej tytułu - wiec go nie poznacie.
Przejazd zawierał kilka złożonych kombinacji, jednak nie był przetłoczony, a kiedy go jeździłam nie wydawał się trudny.
~~~~~DZIEŃ ZAWODÓW~~~~~~
Budzik dzwoni, czeka aż jego ofiara powstanie z łóżka i ze wstrętem spojrzy na godzinę, a później i tak pójdzie spać - nie dziś budziku, nie dziś. Od 7 rano byłam na nogach szykując się do tego ważnego dla mnie dnia.
Najpierw postanowiłam wyczyścić konia, a dopiero później ubrać koszulę, frak i białe bryczesy. Jak postanowiłam, tak też zrobiłam. W stajni byli już chyba wszyscy uczestnicy, którzy byli na liście.
Koń błyszczał jak bombka na choinkę, za to ja wyglądałam jak bym się z chlewu wyrwałam. Z prędkością światła do domku i pod prysznic - teraz doceniam to, że mieszkam sama i nie ma kolejki ufff.
Kiedy oboje świeciliśmy się jak posypani brokatem udaliśmy się na ujeżdżalnie, gdzie miały odbyć się zawody. Emocje były niesamowite, widzami okazali się nasi koledzy z akademii, którzy nie brali udziału, a przy sędziowskim stoliku - tak jak było mówione - siedział pan Rayan i pani Anita.
Okazało się, ze jechałam ostatnia, więc miałam okazję zobaczyć przejazdy kolegi i koleżanek oraz poziom jaki wyznaczyli.
Targały mną różne emocje, była radość, ale były też różne obawy. Pierwsze zawody równały się dużemu stresowi.
-Allijay Timoore na Last Gremio! - zostałam wywołana
Standardowa procedura - wjazd na środek, ukłon, dzwonek i zaczynam. W tym momencie nie myślałam o niczym innym, tylko o sobie, koniu i moim przejeździe. W uszach grała mi muzyka, którą wybrałam, a ja ruszyłam. Stałam się ślepa na wszystko dookoła, wdziałam jedynie czworobok, a w głowie miałam kolejne figury.
Ostatni element, jedna szansa, żeby się pomylić i spaprać wszystko, a jednak udało się!
Rozległy się brawa, ja powróciłam do rzeczywistości.
Albo talent, albo jak to mówią - głupi zawsze ma szczęście.
Najbardziej nerwowy moment w zawodach? Zdecydowanie oczekiwanie na wyniki!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz