- Nie wolno ci tego robić! - krzyknęłam po czym machnęłam ręką w stronę jego pyska. Vallor zarzucił łbem robiąc minę głęboko dotkniętego moim karygodnym zachowaniem. Na szczęście był na tyle obrażony, że postanowił mnie ignorować i do końca czyszczenia i siodłania nie miałam z nim żadnych problemów?
- Gotowe? - zapytała Rebeka podciągając popręg Harfana i opuszczając strzemiona.
- Jeszcze tylko muszę osiodłać Sottome! - zawołała Kornelly biegnąc do siodlarni.
- To się pośpiesz bo wszyscy na ciebie czekamy - mruknęła do niej Kinzie dosiadając Electry. Nie była to do końca prawda bo właśnie starałam się wepchnąć Vallorowi wędzidło do pyska, którego uparcie nie chciał przyjąć. W końcu jednak otworzył pysk pozwalając mi włożyć sobie do niego wędzidło. Kciuk lewej ręki bolał mnie od naciskania na bezzębną część dziąsła w paszczy kuca. Akurat kiedy wsiadłam na Vallora Kornelly skończyła siodłać swojego wałacha i po chwili mogłyśmy wyjechać z ośrodka. Dzień był wyjątkowo ładny, ciesząc się z niego starałam się nie myśleć o tym, że być może jest to ostatni taki ciepły dzień.
- Gdzie jedziemy? - spytała Kinzie patrząc na nas z uśmiechem.
- Może pokażecie mi trasę, którą najbardziej lubicie jeździć? - zaproponowałam.
- Świetny pomysł - zgodziła się ze mną Rebeka - Zabierzemy cię na pola. Można tam bardzo dużo galopować, a jak się wie gdzie jechać można natrafić też na kilka zwalonych pni drzew do skoków.
Kinzie i Corn pokiwały energicznie głowami. Do końca kamienistej drogi prowadzącej poza teren klubu jechałyśmy stępem, a kiedy zjechałyśmy wąską drużką w rozciągający się niedaleko las ruszyłyśmy kłusem. Vallor zachowywał się nadzwyczaj grzecznie drepcząc za resztą koni na końcu zastępu. Uszy miał do przodu, a jego kłus był miarowy. Usiadłam w siodle starając się znaleźć z kucem wspólny rytm. Krótki chód konika nie był łatwy do wysiedzenia, ale mimo to dopiero po kilku minutach na powrót zaczęłam anglezować.
- Jak tam June? - zawołała do mnie Rebeka, która prowadziła zastęp - Wszytko dobrze?
- Jasne! - odkrzyknęłam - Vall zachowuje się jak nie on! Chyba ma dobry humor.
Raczej nie powinnam zbyt pochopnie chwalić kuca, bo gdy tylko chciałam znów usiąść w kłus anglezowany wierzgnął i zarzucił łbem.
- Zły kucyk - skarciłam go przykładając bacik na co uniósł zad po raz kolejny. Połaskotałam go po słabiźnie, a kiedy nie wierzgnął pochwaliłam. Chwilami zastanawiałam się dla czego tak bardzo zależy mi na tym żeby jeździć właśnie na nim. Przecież musiałam się jeszcze dużo nauczyć, a Vallor potrzebował dobrego jeźdźca. Nie zamierzałam jednak zrezygnować. Może i wyglądałam jakbym zupełnie nie umiała jeździć (co po części jest prawdą), ale jeśli mam doskonalić moje umiejętności to tylko na Vallorze ucząc się razem z nim. Leśna droga rozszerzyła się i teraz mogłyśmy jechać obok siebie. Becky i ja musiałyśmy uważać żeby ani Harfan, ani Vall nie kopnęły innych koni.
- Poczekaj jeszcze chwilkę - szepnęła do mnie Kornelly, kiedy wszystkie cztery przeszłyśmy do stępa - Założę się, że w życiu nie widziałaś lepszego miejsca do ścigania się.
Las powoli przerzedzał się aż w końcu wyjechałyśmy z pomiędzy drzew, a przed nami ukazały się wielkie, zielone pola zdające się nie mieć końca. Kornelly miała racje. Tylko w sennych marzeniach wyobrażałam sobie coś podobnego. Dopiero za delikatnym wzniesieniem mogłam dostrzec zarysy drzew.
- Ścigamy się! - zawołała Rebeka popędzając Harfana do galopu. Ledwo udało mi się zebrać wodze, a Vallor już zerwał się do szalonego galopu za resztą koni. Zawsze lubiłam to uczucie kiedy konie zaczynają biec, a każdy stara się wyprzedzić inne. Po chwili wszystkie nieco zwolniły, ale nadal chętnie galopowały do przodu. Dziewczyny zaczęły popędzać swoje konie do szybszego biegu, motywując je do wysunięcia się na prowadzenie, ja jednak pozwoliłam Vallorowi biec w jego tempie. Nawet nie starałam się wyprzedzić dziewczyny. Tym razem nie to było ważne. Cieszyłam się prędkością i pięknymi widokami. Rebeca i Kinzie, którw jechały łeb w łeb wyprzedzając Kornelly o prawie dziesięć metrów puściły wodze swoim koniom rozkładając je po bokach. Obie śmiały się radośnie pod czas gdy ich konie równo gnały przed siebie. Westchnęłam z nieukrywanym zachwytem. Nigdy nie próbowałam tak zrobić, ale jak to mówią nigdy nie jest za późno. Jak się bawić to na całego. Puściłam wodze i uniosłam ręce do góry. I właśnie gdy stwierdziłam, że jest to najcudowniejsze uczucie w moim życiu, wyraźnie zadowolony z dzikiego pędu wierzgnął wysoko wyrzucając mnie z siodła. Poczułam zapierające dech w piersiach uderzenie, a potem kolejne, mocniejsze gdzieś w okolicy uda. Pulsujący ból rozszedł się po całej mojej nodze. Chyba oberwałam kopytem...
Kinzie? Kornelly? Rebeka? Która dokończy :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz