czwartek, 22 października 2015

Od Kornelly - Każdy musi spaść

    Wbiegłam do stajni przy okazji w przejściu robiąc gwiazdę i zatrzymując się tuż przed Rayan'em. Instruktor spojrzał na mnie zdziwiony.
- Uważaj trochę bo na kogoś wpadniesz - powiedział.
- Eee tam, nic się nie stanie! - machnęłam ręką i minęłam go zmierzając w stronę boksów moich koni. Wyciągnęłam z kieszeni białej kamizelki, zarzuconej na jaskrawo pomarańczową bluzę z kapturem, duże czerwone jabłko. Najpierw sama je ugryzłam, a następnie dałam kawałek Sottome. Resztę podałam stojącemu w boksie obok Gallant'owi, któremu owoc wypadł z małego pyszczka i kucyk musiał szukać go w trocinach.
- Cześć Kornelly -  usłyszałam za sobą czyiś wesoły głos. Odwróciłam się na pięcie tak szybko, że ledwie uniknęłam potknięcia się i zobaczyłam stojąca przede mną June.
- Hej, June! - odparłam i oparłam się o drzwi boksu Sottome. Ponieważ koń najprawdopodobniej się nimi bawił były całe oślinione. Wytarłam rękę o lekko dziurawe bryczesy w kratkę.
W tym momencie do stajni wpadły dwie roześmiane dziewczyny. Kinzie i Rebeka. Becky trzymały w rękach szczotki i kopystki.
- Co robicie? - spytała je zaciekawiona June.
- Jedziemy na trening sportowy! - odparła Becky.
- Chcesz jechać z nami? - spytała Kinzie.
- No jasne - June od razu pobiegła do siodlarni po sprzęt do czyszczenia.
- Ej, a ja?! - spytałam stając przed dziewczynami i marszcząc brwi.
- Eeee...no dobra, niech ci będzie - powiedziała Rebeka.
- Ha! Dzięki! - wykrzyknęłam i pobiegłam w ślad za June.
Po dokładnym wyczyszczeniu Sottome założyłam brązowy toczek, a na kasztanka zarzuciłam czerwone cordeo. Wyprowadziłam go przed stajnię gdzie już czekała Rebeka dopinając wałachowi popręg. Harfan miał biały czaprak i podkładkę - najwyraźniej niedawno uprane oraz ochraniacze na wszystkich czterech nogach. Z tym, że na przedniej prawej i tylnej lewej miał białe, a na pozostałych dwóch nogach brązowe. Chwilę później ze stajni wyszła June prowadząc osiodłanego Vallor'a w jasno zielonym komplecie lecz bez ochraniaczy. Zaraz za nią w stajennych drzwiach pojawiła się Kinzie, która postanowiła dziś jeździć tak jak ja w związku z czym Electra miała na szyi błękitne cordeo i tego samego koloru ochraniacze na przednie nogi.
- Ale kolorowo wygladamy! - zachwyciłam się prowadząc Sottome w odstępie od Harfana, żeby ten nie wierzgnął.
Wjechałyśmy na dużą ujeżdżalnię i ustawiłyśmy się na linii środkowej. Stanęłam bokiem do Sottome, chwyciłam się jego grzywy tuż przy kłębie, wzięłam zamach i zarzuciłam prawą nogę na grzbiet. Tym sposobem już po chwili siedziałam na koniu.
- Hej, wrzuci mnie ktoś?! - zawołała Kinzie.
- Ja cię wrzucę! - odparła Rebeka stojąca najbliżej rudej dziewczyny. Zostawiła Harfana i podrzuciła przyjaciółkę. Niestety zrobiła to nieco za mocno ponieważ Kinzie zamiast usiąść na Electrze zasunęła się z drugiej strony jej grzbietu. Wylądowała na podłożu ujeżdżalni głośno się śmiejąc.
- Becky! - krzyknęła zanosząc się śmiechem.
- Co jest? Już ktoś zdążył spaść? - spytał Rayan idący właśnie w naszą stronę.
- Tak - odparła Kinzie wciąż się śmiejąc i podnosząc się z ziemi.
- O boże... - parsknął instruktor ze śmiechem - Wy to potraficie... - machnął ręką po czym odszedł w swoją stronę. Rebeka znów pomogła Kinzie wsiąść lecz tym razem dziewczyna wylądowała na grzbiecie Electry.
    Kiedy już wszystkie siedziałyśmy na swoich koniach i zaczynałyśmy stępować dociągając popręgi i regulując strzemiona (ten kto nie był na oklep) nagle Becky odezwała się.
- Hej, przydałyby nam się jakieś drągi, nie?
- No, przydałyby się - odparła Kinzie ze śmiechem - Bez nich będzie trochę trudno ćwiczyć.
- Kornelly, złaź z konia i leć po drągi - Rebeka rzecz jasna musiała wyznaczyć właśnie mnie do wykonania tego zadania.
- Nie...ale mi się nie chce... - jęknęłam.
- Mam pomysł - powiedziała Kinzie wskazując na Rayana, który po raz drugi przechodził obok ujeżdżalni. Kinzie odliczyła do trzech i wszystkie cztery krzyknęłyśmy "Rayan!" tak głośno, że instruktor zatkał uszy i spojrzał na nas zdziwiony.
- Co jest?
- Rozłożysz nam jakieś drągi i przeszkody?  -spytała Becky.
- Mogę wam poprowadzić jazdę o ile same sobie rozłożycie przeszkody - zaproponował z uśmiechem.
- Nie no... - ale Rayan już wszedł na ujeżdżalnię. Stanął na środku, pokręcił się w kółko poczym kręcąc głową podszedł do płotu by następnie zabrać leżące pod nim rozkładan ekrzesło. Postawił je na ujeżdżalni i rozsiadł się wygodnie - No dobra, jedźcie po ścianie, co to za stado?
- Prosiłyśmy cię o rozłożenie drągów - powiedziałam.
- Eh.... - westchnął poczym popatrzył na idącą po podwórku Clarę - instruktorkę woltyżerki - trzymającą w ręce lonżę i bat do lonżowania - Clara! - zawołał.
- Co ja?! - spytała zdziwiona nauczycielka.
- Tak ty! Widzisz te drągi...? - wskazał kolorowe drągi i stojaki obok ujeżdżalni.
- Nie, nie widzę! - odparła Clara i szybkim krokiem skierowała się w stronę pastwiska.
- No cóż...
    Podczas gdy Rayan rozkładał drągi nam kazał się rozgrzać. Na początku banalne ćwiczenia, które każda z nas kiedyś wykonywała na każdej lonży: krążenie rękami, stopami, głową, sięganie do łopatek, uszu i zadu konia...
- Może lepiej jeśli Vallor i Harfan darują sobie to sięganie do zadu - powiedział instruktor, a Becky i June pokiwały energicznie głowami na znak zgody.
Potem jeszcze parę skrętów, podnoszenie kolan do góry i półsiad bez strzemion (lub dla mnie i Kinzie po prostu półsiad).
- Dobra, teraz zacznijcie kłus po drugim śladzie - zarządził Rayan, a my posłusznie wykonałyśmy polecenie. Z tego co widziałam kątem oka Harfan ostawił się przodem do długiej ściany i nie chciał iść, a kiedy dostał bat w zad bryknął na tak wysoko, że jadący niopodal Vallor odskoczył. Na szczęście i June i Rebeka utrzymały się w siodle i pojechały dalej.
- Wróćcie na pierwszy ślad, zróbcie półwoltę w K, potem woltę w A, znowu półwoltę w F, woltę w A i półwoltę w K - oznajmił po chwili Rayan.
- Eeeeeeee...że co?! - spytała June próbując nakierować kucyka na pierwszy ślad. Jednak Vallor miał inną koncepcję więc ściągnął głowę w dół i bryknął tak, że dziewczyna wylądowała na jego szyi i z trudem wdrapała się z powrotem na siodło.
- Naprwadę nie rozumiecie? - spytał Rayan.
- Ja rozumiem panie instruktorze! - wykrzyknęła Kinzie szczerząc zęby w uśmiechu i udając małe dziecko, które pilnie uczy się jazdy konnej.
- Doskonale mała Kinzie - zażartował trener - W takim razie jeźcie za rudą - dodał, a Kinzie rzuciła mu piorunujące spojrzenie.
    Wszystkie trzy pojechałyśmy w dużych odstępach za pomagającą, która poprowadziła nas po wyznaczonym przez Rayan'a śladzie.
- Super, powyginajcie jeszcze trochę te konie i zaczniemy najeżdżać na drągi. Instruktor zaczął plątać nam się pod nogami nosząc kolorowe drągi, na których widok Vallor puścił się galopem przez całą długość ujeżdżalni. June udało się go zatrzymać dopiero przy drugim narożniku.
- Spokojnie, nie pali się - powiedział tylko instruktor. Po chwili skończył układać cztery małe koła z drągów, albo inaczej mówiąc dwie ósemki. Każde koło składało się z czterech drągów, więc łącznie na ujeżdżalni leżało teraz 12 drągów.
- Niech każda z was wjedzie na jedno koło, a właściwie woltę z drągów - powiedział - I spróbujcie na siebię nie powpadać.
Tka też zrobiłyśmy. Musiałyśmy trochę pokombinować żeby dwie z nas nie znajdowały się w tym samym miejscu na łączących się kołach. W końcu udało nam się, a Rayan kazał nam zmienić koła. Tak zmieniałyśmy się co chwilę, a całość musiała z lotu ptaka wyglądać jak końskie koła zębate poruszające jakiś mechanizm. Po skończonym ćwiczeniu trener ustawił nam jeszcze trzy kombinacje drągów przy czym jedną rozwalił Harfan, a drugą Vallor.
   Po pół godzinie przyszedł czas na galop. Ustawiłyśmy się wszystkie w zatępie, przy czym Vallor i Harfan musięli uważać na odstępy i po kolei galopowałyśmy całe okrążenie. Pierwsza pojechała June. Vallor już jadąc stępem przebierał kopytami wię gdy tylko lekko przyłożyła łydki do jego boków wystrzelił jak z procy dodatkowo brykając parę razy. Dziewczyna odchyliła się do tyłu podskakując w siodle i ciągnąc za wodze.Na zakręcie kuc lekko się poślizgnął, a dojeżdżając do zastępu na szczęście sam zachamował.
Jedna uwaga: na końcu zastępu jechał Harfan. Jak się pewnie domyślacie konie skopały się. Harfan wierzgnął parę razy, a Vallor stanął dęba. June sturlała się z jego grzbietu w tył i potoczyła po ziemi zatrzymując się na siedząco, przez co wyglądało to bardziej śmiesznie niż strasznie.
   W tym czasie Rayan złapał biegnącego Vallor'a i podprowadził go do dziewczyny.
- Wszysto ok?  -spytał.
- Nie... - powiedziała poczym od razu wstała i wsiadła na kuca, którego instruktor musiał jej przytrzymać gdyż nieustannie kręcił się w miejscu.
    Następna miałam jechać ja. Sottome posłusznie zakłusował i zagalopował. Był bardzo wygodny n aoklep więc siedziałam spokojnie, lekko się odchylając. Rozłożyłam ręce na boki i "kierowałam" samymi łydkami. Sotto na mój znak przyspieszył i pędził teraz w stronę narożnika, po którego przejechaniu złapałam cordeo i zatrzymałam konia żeby nie wpaść w nerwowego Vallor'a. Po mnie pojechała Kinzie, która zrobiła to samo co ja: po zagalopowaniu puściła cordeo i przyspieszyła. Electra schyliła się i bryknęła ze szczęścia co dziewczyna wysiedziała nie podskakując nawet na milimetr. Zrobiła za to zdziwioną minę i zaśmiała się. Ostatnia była Rebeka. Harfana rozpierała energia więc dziewczyna musiała go mocno przytrzymać, a to nie za bardzo spodobało się wałachowi. Srokacz zaczął strzelać baranki co drugą fulę ale Becky tylko się odchyliła i poluzowała wodze. Nie zrobiło to na niej dużego wrażenia.
    Rayan ułożył nam trzy drągi na wjeździe na linię środkową, stacjonatę w X i kolejne trzy drągi na wyjeździe z lini środkowej. Stacjonata miała najpierw 40 cm, a potem trener podniósł ją o 10 cm. Każda z nas skoczyła obie wersje z kłusa bez większych problemów. Potem przyszedł czas na galop. Pierwsza pojechała Rebeka. Zagalopowała i jechała na linię środkową, a następnie pięknie pokonała przeszkodę z dużym zapasem. Kinzie skoczyła równie dobrze. Potem ja. Wydawało mi się, że galopowałam na przeszkodę dobrym tępem, najazd nie był krzywy i w ogóle wszystko było dobrze, a jednak Sottome coś sobie ubzdurał. Tuż przed przeszkodą zatrzymał się gwałtownie i odskoczył w prawo na skutek czego zostałam brutalnie wykatapultowana w powietrze i uderzyłam plecami w drąga jednocześnie zwalając go ze stojaków. Plecy trochę mnie bolały, pewnie będę miała siniaka, ale szybko wstałam i podeszłam do Sottome stojącego po drugiej stronie przeszkody i wpatrującego się we mnie ze zdziwieniem.
- Nic ci nie jest...? - spytał Rayan, ale ja już siedziałam na grzbiecie kasztanka - Aha...dobrze wiedzieć.
Przeskoczyłam stacjonatę jeszcze raz, tym razem bezbłędnie. Ostatnia pojechała June. Zagalopowała w narożniku i jakoś jej się udało opanować rwącego się Vallor'a. Ładnie, prosto najechała n aprzeszkodę i...przeskoczyła ją. To tyle? - spytacie. Nie - odpowiem. Po skoku Vallor puścił się szaleńczym galopem, którego June już nie zdołałą opanować. Na wyjeździe z linii środkowej kuc gwałtownie skręcił w prawo i poślizgnął się. Nie przewrócił się tylko poprzebierał swoimi krótkimi nóżkami na zakręcie poczym wyprostował się i pogalopował dalej - tyle, że bez jeźdźca. Rayan znowu musiał złapać kucyka, a June podniosła się z ziemi i podeszła do niego.
- Ile jeszcze razy ktoś spadnie? - spytała instruktor podając dziewczynie wodze i bez pytania wrzucając ją na siodło.
- Ja jeszcze nie spadłam! - pochwaliła się Rebeka.
    Faktycznie, do końca jazdy tylko Rebeka nie spadła z konia. Kiedy już stałyśmy w jednej linii klepiąc konie powiedziałam.
- Becky! To nie sprawiedliwe! - zaśmiałam się - Ty też musisz spąść.
- Spadaj - blondynka pokazała mi język i przełożyła nogę nad siodłem w celu zejścia z Harfana. Ledwo jednak jej noga dotknęła ziemi potknęła się i runęła do tyłu, a Harfan odwrócił głowę w jej stronę.
Wybuchnęłam śmiechem.
- Co się gapisz? - burknęła Becky do swjego wałacha.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz