- Ej, rudzielcu! - zawołałam Kinzie do ucha.
- Jezu! Becky! - krzyknęłam tamta budząc się.
- Jadziemy w teren z Unlucky - oznajmiłam i odwróciłam się. Zauważyłam, że dziewczyna zdążyła się już obudzić i teraz przeciągała się na łóżku. Ponieważ nie musiałam jej budzić podeszłam do szafy i zaczęłam bezsensownie grzebać w ubraniach. Po chwili podeszłam do okna i otworzyłam je by sprawdzić czy jest ciepło i aż się wzdrygnęłam. Nie miałyśmy termometra ale szacowałam, że było jakieś piętnaście stopni jak nie mniej. Wyjęłam z szafy dwie bluzki z krótkim rękawkiem. Jedną szarą z jakimiś zabawnymi napisami, a drugą bordową z rysunkiem konia. Zmarszczyłam brwi zastanawiając się, którą dziś włożyć. To był naprawdę wielki dylemat, nie śmiejscie się! Kinzie zawsze dziwiła się jak można tak długo wybierać ubranie. A jednak...można. Po parunastu minutach zdecydowałam się na tę szarą bluzkę po czym chwyciłam granatowe bryczesy wyglądające z daleka zupełnie jak jeansy i dopiero wtedy się ubrałam.
- Dobra. Możemy jechać - oznajmiłam z uśmiechem kiedy byłam gotowa. Unlucky stała w wejściu już gotowa do wyjazdu w teren i patrzyła na mnie nieco zdziwiona. - No co?! Masz coś do mojego niezdecydowania w kwestii ubrań? - spytałam udając małą nadąsaną dziewczynkę.
- Nie... - Unlucky uśmiechnęła się.
- No właśnie - wcisnęłam buty, chwyciłam toczek i wyszłyśmy na zewnątrz.
Biegnąc do stajni spodkałyśmy po drodze Christian'a, który już wstał i zaczął sprzątać boksy, Air wychodzącą w piżamie przed domek i Michael'a, który najprawdopodobniej również wpadł na pomysł porannej jazdy.
Wstąpiłyśmy do siodlarni po sprzęt i każda z nas poszła do swojego konia. Harfan tradycyjnie próbował mnie ugryźć i musiałam go przywiązać do kraty w boksie. Z kopytami poszło równie marnie ponieważ przy czyszczeniu lewej tylniej wykopał tak mocno, że gdybym się nie odsunęła na pewno by zabolało. Zamiast tego srokacz trafił w ścianę boksu aż ta się zatrzęsła.
- Co się dzieje?! - Unlucky wystawiła głowę z boksu na przeciwko.
- A nic! To normalka! - odparłam i zabrałam się za dalsze czyszczenie. Kiedy obie byłyśmy gotowe wyszłyśmy ze stajni i przy koniowiązie wsiadłyśmy na nasze konie.
- Jak ma na imię? - spytałam dociągając popręg i odpychając głowę Harfana, którem się to nie spodobało i chciał mnie ugryźć.
- Szampan, a twój?
- Harfan. Ok, ruszamy?
- Dobra - pokiwała głową.
- Ale chyba chcesz się ścigać nie? - spytałam z pewną siebie miną. Harfan podobnie jak ja kochał skoki, ale oboje lubiliśmy się też czasem pościgać. Mój koń zawsze był bardzo szybki i kiedy już się ścigał to trzeba było albo czekać aż się zatrzyma, albo zupełnie bezskutecznie próbować go zatrzymać.
Unlucky?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz