Obudziłem się wcześnie rano. Dzień pięknie się zaczynał. Słońce próbowało ogrzać poranny chłód, ale było to dość trudne zadanie. Ubrałem swoje luźne spodnie, a pod nie ciepłe dresy. Na to kurtka moro. Na plecy rzuciłem łuk, a do pasa przytroczyłem kołczan. W stajni byli już pomocnicy. Ruszyłem do swoich koni jak najciszej. Już z końca budynku usłyszałem ciche rżenie Tezry i nerwowe kopanie Angusa. Wyprowadziłem ogiera, który bardzo się wyrywał. Cieszył się, że trochę się porusza. Przywiązałem go na dwa uwiązy w stajni. Zacząłem go spokojnie czyścić. Spojrzałem tylko przelotnie na zegarek. Mam kilka godzin do pierwszych zajęć, więc bez stresu poszedłem do siodlarni, w której była Róża. Skinąłem jej lekko głową i wziąłem sprzęt Angusa. Już miałem wychodzić, ale postanowiłem zmienić kolor kompletu. Wyjąłem ze swojej szafki granatowy pad i owijki tego samego koloru.
- Co dzisiaj robisz? - spytała Róża
- Chwilę pojeżdżę z Angusem na hali, a potem wybiorę się w teren, bo mam zajęcia na 11.00
- W sumie chciałam też jechać w teren, możemy pojechać razem?
- Jasne - powiedziałem niepewnie, lubiłem samotne tereny, ale nie chciałem odmówić, żeby wyjść na niemiłego.
Wróciłem do konia. Zarzuciłem mu ciemnobrązowe siodło westernowe na grzbiet i założyłem ogłowie. Wylonżowałem konia na hali i wsiadłem. Poćwiczyliśmy przejścia ze stój i sam musiałem poćwiczyć jeszcze wyciąganie kroku dosiadem, bo u Angusa galop był bardziej wybijający niż u Tezry, ale mimo to wygodny. Nim się obejrzałem o godzinie dziewiątej stawiła się Róża na swojej gniadej klaczy.
- To jak ruszamy? - spytała
Podgalopowałem do niej i zrobiłem slide-stop ledwo wyrabiając przed koniem. Skinąłem głową, na co ona się uśmiechnęła.
<Róża?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz