- Angus nie da rady przeskoczyć, ominiemy ten pień - powiedziałem i poklepałem siwka po szyi. Śmieszyło mnie to, że z grzbietu Angusa Mozaika wydawała się taka mała, ale nic nie mówiłem
- To ścigamy się do stawu! - powiedziała i wyparowała do przodu. Pognałem tuż za nią. Angus głośno galopował przez las, ale Mozaika nie dawała za wygraną. W końcu nie udało nam się ustalić kto był pierwszy na miejscu, ale oboje pękaliśmy ze śmiechu, sami nie wiedzieliśmy czemu. Zsiadłem z konia i zdjąłem mu siodło i ogłowie, bo wiedziałem, że nie ucieknie, ale zapobiegawczo przerzuciłem mu cordeo przez szyję, które zwykle miałem przytroczone do siodła. Nożem obdarłem drzewo z kory i zaznaczyłem tarczę. Wyjąłem łuk, a strzały wbiłem w ziemię. Róża jeszcze zajmowała się swoim koniem, więc postanowiłem zrobić chociaż jedną serię. Wypuściłem pięć strzał, które trafiły może nie w środek, ale przynajmniej w pień, co było już niezłym osiągnięciem. Poszedłem po nie, wbiłem w ziemię i znów strzeliłem. Po kolejnych dwóch seriach zauważyłem, że Róża siedzi niedaleko mnie i się przygląda. Kiedy skończyłem strzelać wstała i pomogła mi wyciągać strzały.
- Nauczysz mnie strzelać? - spytała
- Chętnie - powiedziałem i wytłumaczyłem jej jak się ustawić i jak zakładać strzałę na cięciwę, pierwsza strzała poleciała w krzaki - to normalne na początku - uśmiechnąłem się do niej pomagając jej zakładać kolejną strzałę
<Róża?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz