- O której wyjeżdżasz? - spytała Rebeka wchodząc pewnym krokiem do stajni. Tuż za nią wbiegła Vela dysząc z wywalonym jęzorem. Odłożyłam na ziemię ochraniacze, które właśnie czyściłam i wciąż klęcząc pogłaskałam psa.
- Za dwie godziny - odparłam - Muszę się sprężyć. Electra nie jest jeszcze nawet wyczyszczona, a sprzęt nie spakowany! - dziś miałam startować w zawodach z moją kochaną srokatą klaczką. Były to małe lokalne zawody skokowe klasy L urządzane w stadninie w sąsiednim mieście. Nie było powodu do stresu! Metrowe przeszkody były dla Electry niczym, poza tym liczy się zabawa, nie?
- Kinzie, przecież wczoraj myłaś Elkę - powiedziała Becky, która takim właśnie zdrobnieniem nazywała mojego konia.
- No wiem, ale chyba przydałoby jej się jeszcze jakieś szczotkowanie - chwyciłam błękitne ochraniacze, zamoczyłam ryżową szczotkę w wiadrze z wodą i znów wzięłam się do czyszczenia ich z błota i kurzu.
Nastała chwila ciszy, którą w penym momencie przerwała Becky.
- Dobra, dawaj to, a ty idź przeczyścić konia! - wybuchnęła niecierpliwie spoglądając na moją żmudną pracę.
- Serio?
- No... - przewróciła oczami. Rebeka nie można było nazwać cierpliwą i pracowitą osobą, ale czasem pomagała mi w pracy.
- Dzięki - odłożyłam sprzęt, wstałam i weszłam do boksu znajdującego się dokładnie za mną. W pustym korycie wcześniej zostawiłam szczotki, które teraz leżały na ziemi, a Electra próbowała je złapać zębami. Widząc to uśmiechnęłam się i szybkim ruchem zgarnęłam szczotki z ziemi. Klacz popatrzyła na mnie zdumiona tymi swoimi błękitnymi oczkami.
- No co? Nie bawimy się szczotkami - powiedziałam i zaczęłam ją czyścić. Electra próbowała jeszcze raz skubnąć szczątki lecz ja jej nie pozwoliłam. Wczyściłam ją aż jej sierść lśniła, a w kopytach nie było ani grama brudu. Wtedy wyprowadziłam ją na filoetowym kantarze i tego samego koloru uwiązie.
Przed stajnią spodkałam Becky.
- No dobra, wyczyściłam ci te ochraniacze i zapakowałam sprzęt - oznajmiła.
- Dzięki! Ale nie zapomniałaś o wypinaczach?
- Nie, nie zapomniałam.
- Ok. Potrzymasz ją? - podałam przyjaciółce uwiąz, a ta przytrzymała klacz. Ja w tym czasie zaplotłam jej dwukolorowy ogon w kłosa, a następnie zabandażowałam go na podróż podobnie jak nogi konia. Gdy Electra była gotowa wprowadziłam ją do przyczepy Helen i zamknęłam.
- Hej, co robicie?! - usłyszałam zdziwiony głos za sobą. Obie odwróciłyśmy się i dostrzegłyśmy Różę - nową pomagającą.
- Kinzie jedzie na zawody - wyjaśniła Becky z uśmiechem.
- Jakie? - spytała Róża.
- Skoki. Klasa L - wyjaśniłam - tutaj nie daleko w Boksie.
- Jakim Boksie? - spytała dziewczyna unosząc brwi.
- To taka stadnina niedaleko. W sumie to jedna z dwóch (łącznie z naszą) stadnin w okolicy - uśmiechnęłam się - Oficjialna nazwa brzmi O.J.K. Boks.
- Klasa L, mówisz? Nie dało się łatwiej?
- To tylko zabawa - przewróciłam oczami. Kątem oka zobaczyłam jak Becky i Róża wymieniają znaczące spojrzenia. - Hej! To jest spisek! - zaśmiałam się.
- Co? Faktycznie mogłabyś pojechać na jakieś trudniejsze zawody - odparła Rebeka.
- Aha... - potwierdziła Róża.
- Jesteś już gotowa!? - usłyszałyśmy nagle głos Helen biegnącej już w naszą stronę.
- Tak jest! - zasalutowałam żartobliwie i skierowałam się razem z instruktorką w stronę jej samochodu. Ponieważ dopiero za rok będę mogła zdawać prawo jazdy Helen musiała mnie zawieźć na zawody.
Podróż nie trwała długo. Ledwie 40 minut. Na miejscu od razu wysiadłam z samochodu rozglądając się po ośrodku. Stajnia była nieco mniejsza niż Equus i zdawała się sprawiać wrażenie...przytulnej. Trzy małe drewniane stajnie ściśnięte jedna obok drugiej wyglądały o przodu jak wiejskie chatki; nie mieli tutaj odkrytej ujeżdżalni, a jedynie halę, na której zapewne miały się odbywać zawody. Lonżownik obok pastwiska był zajęty przez jakiegoś męszczyznę trenującego myszatego kuca. Na padokach pasło się paręnaście koni, w tym sporo kucyków. Tak jak u nas przeważały duże konie, tak tu widocznie mieli więcej małych kucyków. W te i wewte ciągle chodzili jacyś ludzie nosząc drągi i stojaki lub prowadząc konie. Koniowiąz był zajęty przez siedem koni i ich właścicieli, którzy najwyraźniej również startowali w zawodach ponieważ szczotkowali swoje wierzchowce na błysk i zakłądali im dobrze dopasowany, czysty sprzęt.
- Może lepiej będzie jak ty tez zajmiesz się Electrą - powiedziała Helen otwierając przyczepę. Natychmiast podeszłam by jej pomóc.
Piętnaście minut później Electra stała już przy koniowiązie (jakoś ją wcisnęłam w ten tłum) i rozglądała się ciekawsko obwąchując wysokiego gniadego garbonosego wałacha stojącego obok niej. Wyszczotkowałam ją szybko jeszcze raz, tak dla pewności, a następnie założyłam jej błękitne ochraniacze i czaprak oraz gąbkę pod kolor. Założyłam jej siodło i właśnie przechodziłam na drugą stronę by zapiąć jej skokowy popręg gdy zderzyłam się z dziewczyną w pomarańczowej kurtce.
- Auć! - jęknęła ponieważ zderzyłyśmy się dosyć mocno. Była niższa ode mnie, miała krótkie brązowe włosy i intensywnie zielone oczy. Była nieco niższa ode mnie.
- Sory - odparłam. Nie zauważyłam cię.
- Spoko, nic się nie stało - dziewczyna uśmiechnęła się i zapięła podgardle gniadosza stojącego obok. Najwyraźniej to ona była jego właścicielką. - Tak w ogóle to jestem Jacqueline - wyciągnęła do mnie pogodnie rękę.
- Kinzie - uścisnęłam jej rękę i odwzajemniłam uśmiech.
- Też startujesz?
- Tak.
- To powodzenia.
- Nawzajem - odparłam i zabrałam się za Electrę.
Pół godziny później jakiś męszczyzna zawołał na halę wszystkich zawodników, oznajmił iż nazywa się Julien Jones i jest gółwnym sędzią. Zawodników było osiemnastu łącznie ze mną. Wszyscy startujący byli mniej więcej w moim wieku. Sama młodzież. Cała nasza osiemnastka w milczeniu słuchała Juliena opowiadającego nam jak wygląda trasa toru. Następnie każdy z nas przeszedł ten tor na własnych nogach by dobrze go zapamiętać i obliczyć ilość fuli między przeszkodami. Na koniec wszyscy tłoczyliśmy się przy planie parkuru wywieszonego na drzwiach hali próbując zapamiętać całą tą kombinację.
Wreszcie przyszedł czas na rozprężenie. Wszyscy zawodnicy udali się nie na halę lecz na łąkę za padokami. Nie protestowałam. Po prostu uprzejmie dostosowałam się do ich zwyczajów i podążyłam za innymi. Wszyscy zmieściliśmy się na łące, na której rozstawiono kilka przeszkód. Na początku się rozstępowałam, dopięłam popręg, wyregulowałam strzemiona, sprawdziłąm czy cały sprzęt dobrze lezy i czy nic Electrę nie uwiera. Potem zakłusowałam. Robiłam wolty, koła, ósemki, częste zmiany kierunku po przekątnej, półwoltą, odwrotną półwoltą, po krótkiej przekątnej, na kole. Wymyślałam własne kombinacje prostych ćwiczeń na rozgrzanie i rozciągnięcie klaczy. Kiedy zobaczyłam, że większość już galopuje przyłączyłam się do nich. Najpierw zagalopowałam na lewą nogę na zmianę zbierając i wyciagając galop. Następnie popróbowałam kontrgalop i serpentyny oraz koła i wolty w galopie. Na koniec każdy z zawodników przeskoczył rozstawione przeszkody: kopertę, dwie stacjonaty, okser, tripplebarre i dwa doublebarre'y. Gdy wszystkie konie były juz dostatecznie przygotowane zaczęły się zawody. Po kolei wywoływano jeźdźców wraz z ich końmi na halę Reszta stała i patrzyła przed wejściem lub (ci startujący jako ostatni) stępowali po łące służącej za rozprężalnie. Ja należałam do tych pierwszych. Obserowałam dokładnie każdy przejazd analizując jak mogę pojechac lepiej niż moi poprzednicy. Widziałam jak jedna dziewczyna ewidentnie młodsza ode mnie spada z kuca przy skoku przez tripplebarre, ale oprócz tego nie było więcej upadków.
- Max Underwood na klaczy Anarchia! - zawołał głos z głośnika, a obok mnie przecisnął się jakiś uśmiechnięty brunet mniej więcej w moim wieku jadący na niskim izabelowatym koniu.
- To ja, przepuśćcie mnie - mówił wjeżdżając na halę. Obserowując jego przejazd zauważyłam jedną zrzutkę. Raz Anarchia zaczepiła kopytami o drąg oksera ale ten nie spadł.
- Jacqueline O'Dell na koniu Antidotum! - po przejeździe chłopaka rozbrzmiał znów ten sam głos z głośnika. Drobna dziewczyna na wysokim koniu, którą zdążyłam jużpoznać z imienia wjechała na halę. Na sobie miała tak jak inni galowy strój (białe bryczesy, białą bluzkę, czarne buty i toczaek oraz czarną marynarkę), a Antidotum osiodłany był w brązowe siodło, brązowe ogłowie, pomarańczowe ochraniacze i tego samego koloru podkładkę oraz czaprak. Dziewczyna ukłoniła się i zaczęła swój przejazd. Jej koń skakał wysoko i dobrze technicznie więc nawet nie musnął kopytem żadnego drąga. Miała też dobry czas. Jak na razie najleprzy ze wszystkich. Z uśmiechem wyjechała poskończeniu przejazdu.
- Brawo. Świetnie ci poszło - pochwaliłam ją.
- Dzięki. Tobie rzyczę tego samego.
- Kinzie Jenkins na klaczy Electra! - usłyszałam bezcielesny głos dochodzący z głośnika i wjechałam na halę. Stanęłam przed sędziami i ukłoniłam się. Gdy rozbrzmiał dzwonek startowy pogoniłam klacz, która jakby czytając mi w myślach zagalopowała ze stępa. Jechała idealnym parkurowym tępem. Bez problemu przeskoczyła nad szeregiem składającym się z dwóch kopert i dwóch stacjonat. Pięknie pokonała też dwa oksery i jeszcze kolejne dwie koperty. Kolejny był tripplebarre. Najtrudniejsza przeszkoda na torze. Już wiele razy ją skakałam jednak tym razem przestraszyłam się, że się nieuda ponieważ Electra wybiłą się nieco za wcześnie. Już myślałam, że strąci poprzeczkę ale jej jakimś cudem udało się wyciągnąć w locie te tylnie nogi. Wylądowałysmy po drugiej stronie z wielką gracją. Następna miała być stacjonata przed, którą trzeba było zrobić albo ostry skręt, który wybrało niewiele osób, albo ominąć łukiem okser. Ja oczywiście wybrałam ostry skręt. Zdziwiona ale zdeterminowana Electra posłusznie skręciła się pod ostrym kątem i nie zważając na lekkie poślizgnięcie dalej galopowała przed siebię. Po stacjonacie czekał nas już tylko jeden doublebarre. Pokonałam go bez problemu, a do moich uszu dobiegły oklaski.
Jak się okazało opłacało się zrobić ten ostry skręt, którego nie wybrała Jacqueline. Tym samym zyskałam krótszy od niej czas. Chciaż wydawała mi się bardzo miłą osobą i nie byłabym zazdrosna gdyby to ona wygrała i tak cieszyłam się ze swojego sukcesu siedząc na Electrze podczas gdy sędzia przypinał jej flot do ogłowia. Drugie miejsce zajęła Jacqueline, a trzecie jakaś starsza ode mnie dziewczyna której imienia nie znałam. Z dumą poprowadziłam rundę honorową, a następnie cała nasza trójka podjechała do sędziów po odebranie nagród. Nieznajoma dziewczyna dostała śliczny czaprak, Jacqueline otrzymała kantar, uwiąz i pełen zestaw do czyszczenia, a ja...nie, nie uwierzycie. Dostałam kucyka!
- O boże jaki słodki! - zawołałam gdy Julien podprowadziła do mnie siwego szetlanda - Jak ma na imię?
- Gallant Giant - uśmiechnął się.
- O ironio! - parsknęłam śmiechem i pogłaskałam kucyka, który właśnie próbował powąchać stojącą obok mnie Electrę. Dobrze, że Helen ma w przyczepie miejsce dla dwóch koni - pomyślałam rozbawiona.
C.D.N.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz