wtorek, 6 października 2015

Od Rebeki C.D. Kornelly - Zostajemy sami

    Po kolacji ja, Kinzie i Kornelly udałyśmy się do stajni w celu przygotowania boksu dla nowego konia.
- Twój koń jest...tolerancyjny? - spytała Kinzie.
- Tak - odparła Kornelly - Nie gryzie i nie kopie innych koni, ale lubi uciekać. Zwłaszcza z pastwiska.
- A z boksu?
- Raczej nie. Potrafi ale zdarza mu się to dość rzadko.
Dziewczyny zajęły się zamiataniem pustego boksu, a ja usadowiłam się na parapecie okna widniejącego w ścianie w przerwie między boksami. Następnie wygrzebałam z kieszeni spodni gumę i wepchnęłam ją sobie do ust. Wygodnie rozłożona patrzyłam jak radzą sobie pozostałe klubowiczki.
- A ty co? - Kinzie nagle podniosła wzrok i spojrzała na mnie ze złością - Nie za dobrze ci?
- Nie, dzięki. Jest idealnie - zażartowałam przeciągając się.
- Ha, ha, ha...
- No co? To ty jesteś od pomagania, nie ja. Poza tym, podobno lubisz pracę.
- Lubię, ale nie sądzisz, że to trochę głupie tak rozsiadać się na oknie podczas gdy my pracujemy? - spytała opierając się na miotle.
- Nie, ponieważ ja jestem uczennicą, a ty pomocnicą.
- A ty co, nie potrafisz sprzątać boksu?
- Potrafię...
- To czemu nam nie pomożesz?
- Przyzwyczaj się rudzielcu.
- Do czego?
- Do sprawiedliwości.
- A jaka w tym sprawiedliwość?
- Taka, że sama chciałaś być pomagającą więc teraz nie narzekaj.
- Ja narzekam?
- A co, ja? Mi jest dobrze, to ty chcesz mnie (bezskutecznie) zaciągnąć do roboty.
- Bo się lenisz, przecież chyba możesz raz na jakiś czas pomóc przyjaciółce?
- Mogę.
- No to się rusz bo Kornelly jest nowa i potrzebuje pomocy - obejrzała się - Zraz...
W stajni nie było Kornelly. Boks stał pusty ale wyczyszczony, a trociny rozsypano na jego dnie.
- A tą gdzie wsiąkło? - spytałam i jak na zawołanie usłyszałam głos Corn dochodzący gdzieś z lewej. Towarzyszył mu stukot kopyt.
- Już jestem! - zawołała dziewczyna wesoło prowadząc na uwiązie swojego konia.
- Widzisz? Nie potrzebowała nawet naszej pomocy - uśmiechnęłam się do Kinzie, która tylko przewróciła oczami nawet na mnie nie patrząc co sprawiło, że parsknęłam śmiechem. Ewidentnie się poddała.

    Po wieczornym sprowadzaniu i karmieniu koni poszłyśmy do swojego domku. Zamierzałyśmy pójść spać około północy ale byłyśmy zbyt zmęczone przez co Kinzie zasnęła z głową w książce na bardziej niż zwykle rozwalonym łóżku, a ja ze słuchawkami w uszach. Kiedy się obudziłam muzyka już nie grała, a telefon był rozładowany. Wyjęłam słuchawki i zwiesiłam się głową w dół z piętrowego łóżka by obudzić Kinzie. Moja współlokatorka i przyjaciółka spała z nogami na podłodze i głową pod poduszką. Pościel walała się po podłodze, a książka leżała rozłożona w nogach łóżka.
- Tia... mruknęłam i zeszłam na dół - Kinzie, wstawaj - powiedziałam na tyle głośno, że powinna mnie usłyszeć. Ona jednak nawet nie drgnęła. Przewróciłam oczami, a następnie udałam się do naszej skromnej kuchni po szklankę zimnej wody. Stanęłam obok łóżka Kinzie i wylałam na nią zawartość szklanki.
- Aaaaaaaa! - wrzasnęła budząc się.
- Wstawaj!
    Na śniadaniu oczywiście do naszego stolika musiała się wepchnąć ta nowa.
- Cześć dziewczyny - powiedziała wpychając sobie całą kanapkę do buzi.
- Hej... - mruknęła zaspana Kinzie jednocześnie ziewając.
- Co dzisiaj robimy...?
- My? - spytałam, ale Kornelly najwyraźniej mnie nie usłyszała, nawet jeśli to nie dała tego po sobie poznać.
- Chciałam trochę pojeździć na Sottome. Mogę z wami? Kiedy jeździcie? - mimo, że mówiła z pełną buzią jakoś dało się ją zrozumieć.
- Jasne, możemy dzisiaj jeździć o której chcemy bo dalej nie ma nikogo z instruktorów - odparła Kinzie. - Ale przydałoby się wszytkim koniom trochę ruchu. Trzeba będzie część wypuścić na padoki, a na resztę po prostu wsiąść.
- Pomogę wam! - krzyknęła entuzjastycznie Kornelly, na co ja odłożyłam na talerz kanapkę, pochyliłam się i kilka razy lekko uderzyłam głową w stół.
    Kiedy tylko śniadanie zniknęło z naszych talerzy wstałyśmy i w trójkę ruszyłyśmy do stajni. Zaraz też dołączyli do nas Cole i Christian.
- No dobra - zaczęła Kinzie - Po sprzątaniu i karmieniu przydałoby się trochę ogarnąć te konie. Ja mogę pojeździć na Habrze i Albatrosie, Becky, ty oczywiście weźmiesz Vallor'a i Waine'a. Chłopaki, co chcecie? - zwróciła się do Christian'a i Cole'a, lecz zanim zdążyli cokolwiek powiedzieć dodała - Proponuję dla Christian'a El Vanderę, a dl a ciebie - wskazała Cole'a - Disney'a.
- Ale... - zaczął Cole.
- Nie ma "ale". Do roboty - odparła spokojnym ale zdecydowanym tonem, a gdy pomagający poszli sprzątać boksy zwróciła się do nas - Dobra, to załatwione. Jakiś koń jeszcze został?
- Sparta - przypomniałam jej.
- Ja mogę na nią wsiąść - zaoferowała Kornelly z szerokim uśmiechem.
- Dobra, ale ostrzegam... - ale Kornelly już jej nie słuchała.
- Która to? - spytała spacerując wzdłuż boków i wypatrując klaczy. Nagle znalazła pusty otwarty boks oznaczony kartką z imieniem Sparty - Och, nie ma jej...
- Jest na pastwisku - odparłam zdejmując z wieszaka na ścianie uwiąz i rzucając go dziewczynie.

    Kiedy konie wszystkie w swoich czystych boksach jadły poranną porcję paszy w stajni zapadła cisza. Słychać było tylko chrupanie owsa. Ja i Kinzie siedziałyśmy na stosie siana czekając aż konie skończą jeść gdyż aktualnie nie miałyśmy nic lepszego do roboty. Po jedzeniu konie musiały odczekać chwilę zanim weźmiemy je na jazdy.
- Co ty robisz? - spytałam Kornelly. Dziewczyna podniosła prawą nogę pionowo do góry i oparła ją o ścianę boksu jednocześnie sięgając do lewej stopy. Jednym słowem robiła szpagat na stojąco. Coś co dla mnie zawsze było czarną magią.
- Rozciągam się - odparła zwyczajnie opuszczając prawą nogę na ziemię, stając prosto i schylając się tak by dotknąć rękami podłogi.
- Po co?
- No bo tak. A czemu nie? - uśmiechnęła się.
- Tak w ogóle to w jakim stylu jeździsz? - spytałam.
- Woltyżerka, rekreacja, sport - odparła, a następnie runęła do tyłu. Myślałam, że się przewróci ale ona po prostu zrobiła mostek ze stania.
- Ekstra. Będziesz miała lekcje z Clarą - odparłam.
- Kto to? - Kornelly zdążyła się już wyprostować i teraz robiła na zmianę "agrafkę" z rąk.
- To instruktorka woltyżerki. Poznasz ją jak przyjedzie dzisiaj wieczorem.
- A kto uczy sportu i rekreacji?
- Rayan i Helen. Ale z tą rekreacją to jest bardziej tak, że możesz sobie właściwie jeździć sama. Ze sportem też tak jest. Oczywiście jeśli umiesz jeździć. Ile już jeździsz?
- Cztery lata, a od trzech trenuję woltyżerkę. Nie sądzicie, że możemy już zacząć siodłać konie?

    Pierwszą jazdę postanowiłyśmy poświęcić dla klubowych koni. Postanowiłyśmy też, że może lepiej żeby to dziecko (czyt. Kornelly XD) jeździło z nami. Ja wsiadłam sobie na Vallorka, Kinzie na Habra, a Kornelly na Spartę. Taka jazda kucyków. Z początku wszystkie zachowywały się przyzwoicie. Wjechałyśmy na halę, w spokoju popraiłyśmy strzemiona, popręgi, wodze czy co tam jeszcze i ruszyłyśmy stępem. Drzwi do hali zostawiłyśmy otwarte więc gdy Sparta koło nich przejeżdżała pewnie zobaczyła coś bardzo strasznego, takiego jak kot albo co gorsza ptak! Kucyk stanął jak wryty, a gdy Kornelly go popędziła bryknął w miejscy parę razy.
- Sparta, przestań! - skarciła ją Kornelly, która dalej siedziała na jej grzbiecie. W sumie trudno się dziwić.
    Vallor był zaskakująco spokojny jak na niego. Parę razy bryknął, kilka razy próbował kopnąć Habra za co został ugryziony ale ani razu nie poniósł, a to nie w jego stylu. Do czasu...
    Kiedy przyszłą pora na galop byłam pena, że milionem figur ujeżdżeniowych udało mi się zmęczyć kucyka. Myliłam się. Już przy pierwszym zagalopowaniu bryknął i ruszył przed siebie szaleńczym galopem z uszami przyklejonymi do potylicy. Sparta kiedy to zobaczyła pomyślała, że to musi być świetna zabawa i również poniosła zaskoczoną Kornelly.
- Vallor! - wrzasnęłam siadając mocno w siodło i próbując go zatrzymać. Nieco zwolnił ale szetland dalej pruł przed siebię. Kątem oka zobaczyłam, że Kinzie jakoś udało się powstrzymać Habra chociaż kuc wierzgał i szarpał jakby był arabem.
- Sparta stój - powiedziała twardo Kornelly ale klacz nie zamierzała jej słuchać i w odpowiedzi tylko bryknęła parę razy. Nogi Kornelly wypadły jej ze strzemion, a ona wyprostowała je próbując najwyraźniej dotknąć ziemi i zachamować butami. Faktycznie barkowało jej około dziesięciu centymetrów ale w tym momencie Sparta znowu bryknęła i dziewczyna z efektownym fikołkiem w tył spadła na ziemię. Klacz po paru krokach zatrzymała się i obejrzała. Vallor zatrzymał się. Haber przestał się rwać. Kornelly podniosła się.
- Widziałyście to? - spytała kładąc się ze śmiechu.
- Tia - mruknęłam - W sumie to niewiele ci brakowało do ziemi, ale kto tak chamuje?
- A nie wiem! Przyszedł mi do głowy taki pomysł to go wykorzystałam! - zaśmiała się.
- I spadłaś - podsumowała Kinzie podjerzdżając do nas.
- No to co? - spytała Kornelly - Kinzie! Ja spadam średnio trzy razy w ciągu jazdy! To dla mnie normalne!
- Aha, spoko - powiedziałam i zaśmiałam się - Nie no, to zupełnie normalne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz