Wybrałem się wieczorem po zajęciach na małą przejażdżkę po lesie z Angusem. Kiedy tylko wyjechaliśmy poza teren stajni koń zaczął wydłużać krok w stępie, ale nawet nie próbował zagalopować, mimo, że bardzo chciał. Pozwoliłem mu na to. Przytuliłem się do jego bujnej grzywy dając mu luźne wodze. W końcu zwolnił. Usiadłem w siodle i pogłaskałem go po spocone szyi.
- Wyszalałeś się już? - spytałem wierzchowca, który tylko spokojnie parsknął
Wtem przed sobą ujrzałem nowego pomocnika.
- Hej - powiedział
- Cześć..
- Jedziesz w stronę jeziora? - spytał po dłuższej chwili
- Tak, wybieraliśmy się tam
- To fajnie, pojedziemy razem
Ruszyliśmy razem w stronę mojego ulubionego miejsca w lesie. Chłopak wypytywał o łuk na moich plecach. Kiedy dotarliśmy do celu rozsiodłałem konia i puściłem wolno, a cały ekwipunek powiesiłem na drzewie. Podszedłem do dosyć grubego dębu i poprawiłem markerem tarczę, którą kiedyś już namalowałem. Wyciągnąłem łuk i wystrzeliłem pięć strzał, które nie trafiły w sam środek, ale dosyć blisko.
- Mógłbym spróbować? - spytał chłopak
- Jasne - przekazałem mu łuk i poszedłem po strzały. Pokazałem mu jak się nakłada pocisk na cięciwę i jak się trzeba ustawić. Chłopak wystrzelił kolejne pięć strzał i a każdym razem trafił w drzewo, co jak na początek było niezłym wynikiem.
<Christian?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz