czwartek, 8 października 2015

Od Kinzie C.D. Christian'a - Pierwsze obowązki

    Rano obudziły mnie promienie słońca wpadające przez okno do naszego pokoju. Już dawno nie miałam takiej przyjemnej popudki. Zwykle budził mnie mój żywy budzik potocznie zwany Rebeką. Ale nie dzisiaj! Co jest?! Pospiesznie podniosłam się ale zaraz też poczułam ból w plecach. To ciągle ten cholerny siniak. Rozejrzałam się po pokoju. Moje łóżko jak zwykle było rozwalone, na podłodze jak zwykle walało się parę moich rzeczy. Hm...zadziwiające. Wydawaćby się mogło, że to Becky jest większą bałaganiarą ode mnie, a tu proszę - na odwrót. To ona była tą co zawsze wcześnie wstaje, lubi porządek, długo się przebiera i ma pościelone łóżko. Zupełne przeciwieństwo mnie, która zawsze ma rozwalone łóżko, nie lubi sprzątać i wcześnie wstawać i zakłada pierwsze leprze ubrania z szafy. Z drugiej jednak strony Rebeka zawsze była większym leniem niż ja. O wiele większym. Poza tym to właśnie ona jest zawsze szczera, może nawet zbyt szczera podczas gdy ja wolę być nieco hm...milsza? Kto by pomyślał, że stałyśmy się najleprzymi przyjaciółkami.
Ale teraz oprócz mnie w pokoju nie było śladu żywej duszy.
- Rebeka?! - zawołałam. Nic. Cicho. Jak mogła mnie nie obudzić? Przecież jestem pomagającą! Nie mogę zostawić chłopaków samych ze sprzątaniem boksów i karmieniem. Chociaż... kiedy ich nie było jakoś sama dawałam sobie radę ze wszystkimi obowiązkami! Nie no dobra, nie będę taką egoistką. Wstałam dość ostrożnie ponieważ kolano dalej mnie bolało, podobniej jak posiniaczone plecy. Pzebierałam się mniej więcej tak długo jak Becky, a kiedy już byłam gotowa chwyciłam kulę i wyszłam... nie, wyczłapałam na zewnątrz.
    - Kinzie, a co ty tu robisz? - spytał Christian kiedy dotarłam do stajni. Z tego co zdążyłam zauważyć było już po śniadaniu, boksy zostały sprzątnięte, a konie sprowadzone i nakarmione.
- Ta...no i nie zdążyłam - mruknęłam pod nosem.
- Na co nie zdążyłaś?
- No, żeby wam pomóc - w tym momencie zauważyłam idącą między boksami Rebekę. Na uwiązie prowadziła Harfana zakurzonego i oblepionego błotem jak nigdy. - Czemu mnie nie obudziłaś? - spytałam.
- W głowę też się udeżyłaś? Nie pamiętasz? - spytała z ironią - To chyba logiczne. Nie możesz pracować. Jesteś poobijana.
- Ale... - zaczęłam.
- Kinzie. Idź odpocząć - przerwał mi Christian.
- Nie ma mowy! - odparłam.
Chłopak westchnął - To przynajmniej nie pracuj.
- Dobra, dobra... - mruknęłam jak dziecko, które nie chce już dłużej słuchać swoich rodziców poczym zwróciłam się do Becky - Gdzie się tak ubrudził?
- Był na pastwisku całą noc, a w nocy padało i zrobiło się błoto.
- Serio? Padok jest suchy jak pieprz! - zdziwiłam się wyglądając przez stajenne okno z widokiem na pastwiska.
- Bo już wszystkpo wyschło! Jest jakieś 27 stopni!
- No tak. To logiczne. Będziesz go myć? - spytałam wskazując głową na Harfana, który już zaczynał się niecierpliwić tym staniem w miejscu.
- Tak.
Rezejrzałam się czy nigdzie nie ma Christian'a - Mogę ci w czymś pomóc? - spytałam uśmiechając się.

    Już parę minut później Rebeka myła przywiązanego do koniowiązu Harfana, który uznał to za świetną zabawę i gdy dziewczyna próbowała myć mu nagi on podnosił je do góry jakby chciał kopnąć.
- Harfan, przestań - Becky skierowała strumień wody na tylnią nogę konia. Harfan chciał najwyraźniej bryknąć ale był na tyle krótko uwiązany, że zdołał tylko lekko wierzgnąć. Ja mogłam tylko stać z boku i patrzeć. Co chwilę podawałam tylko jakieś rzeczy przyjaciółce. Na więcej mi nie pozwoliła...
- Becky, pojeździsz dzisiaj na Electrze? - spytałam.
- No, ok - odparła odpędzając ręką pysk Harfana, który chciał ją ugryźć.
    I tak też się stało. Oprócz jazd na Harfanie, a Rebeka wsiadła też na Electrę, a ja siedziałam na ławce pod ścianą hali i tylko patrzyłam nie mogąc się już doczekać aż będę mogła wsiąść na konia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz