Obudziłam się - jak zwykle - wcześnie rano i szczerze chciałabym, aby obudził mnie kogut, tak jak kiedyś. Na wsi w ogóle jest chyba fajniej niż w centrum miasta. Więcej przestrzeni, więcej swobody i takie tam. Plus fakt, że możesz mieć dużo zwierząt.
Gdy tata dostał awans, musieliśmy się tu przeprowadzić i sprzedać farmę. Na szczęście dla mojego konia, Yoshiego, w nowym mieście jest ta szkoła jeździecka. Nie musieliśmy więc się z nim rozstawać - i w sumie dobrze, bo bym już wolała mieszkać w lesie niż go opuścić!
Ubrałam się i od razu skierowałam się do stajni. Yoshi nawet mnie nie zobaczył, a już wesoło parsknął. Ile radochy mam z tym koniem!
Oporządziłam konia, dałam mu jeść i pić, po czym poklepałam go po grzbiecie. Nagle do stajni wszedł jakiś chłopak i wkroczył do boksu, w którym stał jego koń.
- Cześć! - uśmiechnęłam się szeroko, w sumie nie wiem dlaczego. Jestem raczej samotniczką, ale ten uczeń wydał mi się szczególnie, że tak powiem, warty uwagi - Jak masz na imię?
Axel? :3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz