piątek, 30 października 2015

Od June C.D. Rebeki - Coraz gorzej

Leżałam w trawie już od dobrych kilkunastu minut wpatrując się w ciemniejące z każdą chwilą niebo. Chmury przewijały się po nim przybierając najróżniejsze kształty. Jedna chmura przez chwilę przypominała wierzgającego kuca, a widząc ją od razu pomyślałam o Vallorze. To nie było do mnie podobne, ale martwiłam się coraz bardziej. Jak zwykle musiałam postąpić nierozważnie i teraz przez to, że zachciało mi się pokazać wszystkim, że mam dość kuc może coś sobie zrobić. Jęknęłam cicho przeklinając w duchu swoją głupotę. Wjeżdżając między drzewa i galopem kierując się w stronę Pól przez myśl przemknęła mi wątpliwość czy na pewno powinnam robić to co zamierzałam. Zignorowałam jednak cichutki głos rozsądku i galopowałam dalej aż przede mną pojawiła się zielona równina. Popędziłam kuca energicznie niemal kopiąc w pokryte potem boki. Czułam wtedy wściekłość, którą wyładowywałam na koniu chodź to ja byłam winna. Gdybym wcześniej zaczęła jeździć lub trenowała więcej bez wątpienia jeździłabym teraz lepiej i umiałabym poradzić sobie z niegrzecznym kucykiem. Chyba każdy wiedział, że Vallor nie jest dla mnie dobry, ale jakoś nikt nie zaproponował żebym zaczęła jeździć na grzeczniejszym koniu. Może sama Helen nie chciała mi tego zabraniać bo czekała aż sama się poddam. Cóż właśnie teraz byłam na skraju odpuszczenia mojej chorej zawziętości. Kiedy rozłożyłam ręce po bokach puszczając wodze udało mi się utrzymać na grzbiecie Vallora przez kilka fuli po czym oczywiście kuc wierzgnął, a ja jak można by się tego spodziewać spadłam. Po raz drugi obijając boleśnie lewy bark. Ruszanie obolałą ręką sprawiało mi małe trudności, ale mogłam być pewna, że nic nie złamałam. Chodź całe ciało miałam zdrętwiałe mózg działał jak należy co sprawiło, że przez moją głowę w czasie oczekiwania przelewało się tysiące myśli. Chyba wolałabym móc w tej chwili nie myśleć bo to co kreowała moja wyobraźnia wcale nie było przyjemne. Przed moimi oczami pojawił się obraz Hellen zakazującej mi jazdy na Vallorze, widok czarnego samochodu jakim do ośrodka przyjechał weterynarz, żeby obejrzeć poranionego pod czas szybkiego powrotu to klubu kuca i to wszystko z mojej winy. Prawą ręką uderzyłam w ziemię znów czując przypływ wściekłości na samą siebie. Pewnie zaczęłabym krzyczeć z ogarniającej mnie frustracji, ale dostrzegłam, że w moją stronę galopem nadjeżdżają dwie dziewczyny. Dość niezgrabnie podniosłam się z ziemi obserwując jak podjeżdżają do mnie. Konie na jakich jechały Rebeka i Kinzie miały na sobie jedynie kantary i po dwa uwiązy, a moje współlokatorki miękko siedziały na ich grzbietach w idealnej harmonii poruszając się w rytm chodu koni. 
- Cześć - mruknęłam kiedy zatrzymały się przede mną gwałtownie. Starałam się nie patrzeć im w oczy bo było mi najzwyczajniej w świecie wstyd za moje godne pięciolatka zachowanie.
- Cześć? - spytała wyraźnie zdenerwowana Rebeka zeskakując z grzbietu El Vandery - Od tak sobie wyjechałaś z lekcji i nie wiem co ty tutaj robisz, ani czemu spadłaś, ale Vallorowi mogło się coś stać. Tobie z resztą też!
Uznałam, że jeśli się odezwę pogorszę tylko sprawę i zwiększę gniew Rebeki, więc zacisnęłam tylko mocniej wargi wbijając spojrzenie w trawę w której odciśnięte były jeszcze kopyta Valla. 
- Wsiadaj - westchnęła Kinzie podając mi rękę i pomagając wsiąść na Testrala za sobą. Rebeka z powrotem dosiadła klaczy i stępem ruszyłyśmy w stronę klubu. Całą drogę milczałyśmy, a w tej ciszy dało się wyczuć napięcie. Będę musiała się bardzo postarać, żeby Rebeka przestała być na mnie zła. Z resztą pewnie nie tylko ona co wcale nie poprawia sytuacji. Sama byłam na siebie wściekła, więc nie mogłam się dziwić, że inni czują w stosunku do mnie to samo.
- Nic ci nie jest? - spytała Kinzie odwracając się do mnie kiedy wjechałyśmy na żwirową drogę między pastwiskami.
- Trochę mnie bark boli - odparłam po czym dodałam szybko - Ale to nic.
- Może jednak lepiej żeby to Helen obejrzała - mruknęła Rebeka nie patrząc na mnie. Uśmiechnęłam się szeroko chodź nie było to raczej na miejscu. Przyjemniej przyjaciółki będą mnie wspierać. Tego jednego mogłam być pewna. Dojechałyśmy do placyku przed stajnią. Przy koniowiązie stał Vallor z którego grzbietu Jack ściągał właśnie siodło.
- Co z nim? - spytałam zeskakując z Testrala i podbiegając do kuca, który niezadowolony z mojej obecności odskoczył w bok zrzucając siodło na ziemię i wpadając w chłopaka. 
- Nikt cię nigdy nie nauczył, że nie podbiega się do koni? - spytał odnosząc sprzęt i otrzepując z kurzu.
- Nauczył - odparłam pochylając się nad jego nogami i sprawdzając czy noc sobie w nie nie zrobił.
- Jest cały i zdrów - uspokoił mnie Jake wieszając sprzęt na koniowiązie i rozpinając podgardle i nachrapnik w ogłowiu kuca - Ale mogło się to dla niego źle skończyć.
- Wiem - jęknęłam głaszcząc mokrą od potu sierść na szyi Vallora.
- Tutaj jest nasza uciekinierka - ku mojemu zdziwieniu Helen zaśmiała się podchodząc do mnie - Żyjesz?
- Tak... - już miałam powiedzieć, że nic mi się nie stało, ale obok mnie pojawiła się Rebeka, która razem z Kinzie poszła odprowadzić konie na pastwisko.
- Dwa razy spadła na bark i teraz ją boli - oznajmiła beznamiętnym, ale stanowczym tonem posłałam jej uśmiech na co niemal niezauważalnie uniosła kąciki ust.
- Który? - spytała Helen przyglądając się mi uważnie.
- Ale... - zaczęłam niezadowolona z faktu, że się tak mną zajmują. To Vallor potrzebował teraz uwagi i miałam zamiar się nim zająć. Właścicielka stajni posłała mi ostre spojrzenie, które kazało mi odpowiedzieć "lewy". Kobieta chwyciła mnie za lewą rękę wyginając pod różnymi kątami nie zwracając najmniejszej uwagi na jęki bóli jakie wydawałam z siebie mimowolnie.
- Wybity - oznajmiła uśmiechając się pocieszająco - Chodź, w biurze mam maść i temblak.
- A Vallor? - spytałam patrząc z troską na kuca.
- Nikt ci go nie zabierze - zaśmiała się - Spokojnie. Zaraz będziesz mogła tu do niego przyjść.
Odetchnęłam z ulgą idąc za instruktorką. Bałam się, że wszystko potoczy się w innym kierunku, jednak teraz wszystko wydawało się kierować ku lepszemu.

Od Rebeki C.D. June - Coraz gorzej

- Co jej się stało? - spytał zdezorientowany Jason wciąż stojąc na środku placu.
- Wywiało ją - wzzruszyłam ramionami i ruszyłam kłusem wokół ujeżdżalni.
- Ale... - Jason podszedł do płotu i przechylił się żeby dostrzec znikającą mu już z pola widzenia June galopującą na Vallorze - Nie może sobie tak po prostu wychodzić w środku jazdy! - zamknął bramkę wyraźnie poirytowany - Musi ćwiczyć, a nie poddawać się, kiedy ja byłem w jej wieku...
- Jason, może to pominiem - przerwałam mu błagalnym tonem.
- No dobra - zgodził się trener - Ale to nie zmienia faktu, że nikt nie może sobie bezkarnie wychodzić podczas mojego treningu! Jak tylko wróci, porozmawiam z nią.
- No tak, ale może ona się zniechęciła... - odezwała się Kinzie - Yyy...bo...jej nie wyszło? - wyjąkała trochę niepewnie. Zapewne dla tego, że wydawało jej się to dziwne ale ona oczywiście nie mogła tego powiedzieć wprost! Jak ja nie rozumiem takich ludzi!
- Nie ważne. Becky! Teraz ty! - na polecenie trenera ruszyłam żwawym galopem. Harfan wierzgnął parę razy ze szczęścia, a przeszkody pokonał z dużym zapasem.
    Po jeździe cała nasza trójka rozsiodłałą konie i usiadła na koniowiązie.
- Kiedy ona wróci? - spytała Kinzie.
- Nie wim... - Jake wzruszył ramionami.
- Ja też ale niech wraca szybko, bo jestem głodna - mruknęłam,
- Becky - Kinzie szturchnęła mnie.
- No co?
Nagle zauwarzyłam Helen idącą w naszą stronę szybkim krokiem i trzymającą w ręce komórkę.
- Co się stało? - spytała Kinzie widząc jej zmartwioną minę.
- Właśnie zadzwoniła do mnie June - oznajmiła instruktorka stając przy koniowiązie - Po pierwsze, czy ona nie miałą przypadkiem teraz z wami treningu?
- Miała - odpowiedzieliśmy niemal chórem.
- To dlaczego jest w terenie?!
- No bo, dostała deprechy i se pojechała - wytłumaczyłam "niezwykle" elokwentnie.
- Świetnie! Właśnie siedzi gdzieś na środku pola i nie wie gdzie jest, a rozpędzony Vallor może tu zaraz przygalopować wcześniej zaplątując się o swoje wodze! - odparła zdenerwowana Helen.
- Spadła?! - spytałam z udawanym zdziwieniem.
- Tak, spadła. Jest gdzieś na Polach. Niedaleko małego strumyka.
- Chyba wiem gdzie to jest - odezwałą się Kinzie.
- No to jedźcie po nią! - ponagliła nas Helen.
- Ja zostanę żeby zająć się Vallorem gdyby tu przybiegł - zaoferował Jake.
- Dobrze - zgodziła się instruktorka po czym zwróciła się do nas - Ale was już widzę na koniach!
Zeskoczyłyśmy z koniowiązu i w dziesięć minut pobiegłyśmy po cztery uwiązy i przypięłyśmy po dwa do kantarów dwóch koni jako prowizoryczne wodze. Wskoczyłyśmy na oklep - ja na El Vanderę, a Kinzie na Testrala - i wyjechałyśmy.

June?

Od June C.D. Evelyn - Koniec podróży

Vallor szedł żwawym stępem dookoła hali szarpiąc nerwowo wędzidło. Cieszyłam się, że na razie nie bryka, ale poprzez chód kuca mogłam wyczuć, że zupełnie nie obchodzi go jeździec na grzbiecie. Modliłam się w myślach żeby tym razem nie spaść. Miałam jeszcze szansę udawać przed nowo poznanymi osobami, że nie jest ze mną tak źle. Przynajmniej przez pierwsze kilka dni nie wiedziałyby jak fatalnie radzę sobie w siodle. Chociaż jakby porównać sposób w jaki jeździłam teraz z tym co wyczyniałam na koniu przed przyjazdem do klubu to było naprawdę dobrze. 
- Długo już jeździcie? - zagadnęłam przyglądając się dziewczynom. Obie mocno i pewnie siedziały w siodłach i już na pierwszy rzut oka można było ocenić, że dobre z nich amazonki. 
- Obie zaczęłyśmy w wieku sześciu lat, a ty? - Samantha uśmiechnęła się do mnie.
- Eeeeem... - zawahałam się bo przy nich wypadałam raczej blado - Prawie trzy i pół roku.
- Pewnie szybko się uczysz - zaśmiała się Evelyn mrugając do mnie z przeciwległego narożnika krótkiej ściany.
- Zasadniczo tak - odparłam - Chociaż w dziedzinie jeździectwa czuję się raczej jakbym cofała się w rozwoju.
Wszystkie trzy parsknęłyśmy śmiechem chociaż mój był nieco mniej entuzjastyczny. Mimo postępów ciągle jeszcze pozostawałam w tyle. Ostatnio na przykład byłam na treningu ujeżdżeniowym razem z Rebeką i Anita omal nie dostała załamania nerwowego kiedy po raz piąty spadłam na jeździe. Wtedy Vallor miał wybitnie zły dzień, a ja byłam wybitnie rozkojarzona. Samantha i Evelyn zaczęły już kłusować, więc ja też popędziłam Valla do kłusa. Kuc bryknął dwukrotnie pod czas gdy mi udało się odchylić do tyłu, ale na tym się skończyło. Dał się poprowadzić po kilku woltach, zmianach kierunku, a nawet po drągach. Gdy udało mi się zdobić prawidłowe zatrzymanie, a Vallor stał nieruchomo do puki nie kazałam mu znów biec kłusem zdałam sobie sprawę z faktu zaskakującego mnie do tego stopnia, że aż miałam trudności z uwierzeniem w to co wpadło mi właśnie do głowy. Zwykle krnąbrny i uparty kuc po raz pierwszy od kiedy dosiadłam go po przyjeździe do klubu starał się dobrze pracować, a co więcej słuchał mnie i akceptował. Uczucie niepohamowanego szczęścia oraz tryumf uleciały równie szybko jak się pojawiły ponieważ pod czas zagalopowania Vallor...

Evelyn? Co się stało?

czwartek, 29 października 2015

Od Rebeki C.D. Jake'a - Pierwszy śnieg

- Jasne! - rozpromieniłam się - Będę ci kibicować! Zajmę sobie najlepsze miejsce na trybunach! Będzie świetnie! - mówiłam już nie mogąc się doczekać aż tam pojedziemy - Kiedy się zaczynają?
- Za dwa tygodnie.
- Dopiero?! - spytałam zdziwiona - Nie mogą być szybciej? Serio? - zaczęłam się kiwać na łóżku jak dziecko z ADHD (lub Harfan).
- Niestety nie, ale będę miał dość czasu żeby poćwiczyć przed startem.
- Będą trudne?...Te zawody?
- Klasy C, jeżeli ci to coś mówi - uśmiechnął się. widząc moją zdezorientowaną minę.
- Eee...to...trudne, nie? - spytałam niepewnie. Moja wiedza na temat zawodów ujeżdżeniowych była na poziomie podstawowym. Oczywiście coś tam wiedziałam ale ujeżdżenie jakoś nigdy mnie nie interesowało tak bardzo żeby zagłębiać się w szczegóły jego teorii. W związku z tym "klasa C" od razu skojarzyła mi się z klasą skokową, w której wysokość przeszkód wynosi 130 cm.
- Całkiem trudne ale nie dla Nord. Z nią brałem już udział w zawodach klasy CC, a nawet CS.
- Super - odpowiedziałam entuzjastycznie wnioskując z jego wypowiedzi iż są to rodzaje nieco trudniejszych zawodów - Chciałbyś kiedyś wystartować w Grand Prix? - spytałam po chwili namysłu. Skoro temat rozmowy zszedł już na rodzaje zawodów to czemu by go nie rozwijać dalej?
- Pff! Pewnie, że bym chciał! Kto by nie chciał?! - Jake uśmiechnął się jakby już wyobrażał sobie siebie i Nord na wielkiej profesjonalnej ujeżdżalni otoczonej wysokimi trybunami pełnymi ważnych gości.
- Właśnie...kto by nie chciał?
   
    Już następnego dnia Jake zaczął treningi. Dwa razy dzienie wsiadał na Nord żeby potrenować z nią do zawodów, a oprócz tego musiał jeszcze zająć się Happy'm. Właśnie ze względu na napięty grafik czasem pozwalał mi popracować trochę z bratem Nord. Jake codziennie po śniadaniu zbierał się szybko razem z resztą grupy ujeżdżeniowej i biegł na zwykły trening z Anitą. Zazwyczaj wsiadał wtedy na jednego z klubowych koni żeby doszlifować własne umiejętności ujeżdżeniowe. Niemal zawsze pomagałam mu osiodłać konia, a następnie szłam z nim na halę i siadałam pod ścianą obserwując jazdę.
    Tuż przed lub tuż po obiedzie Jake miał z kolei dodatkowy indywidualny trening z instruktorką ujeżdżenia na swojej prywatnej klaczy. Większość tych jazd wypadała jednak tuż przed obiadem w związku z czym nie mogłam na nie przyjść. Musiałam sama uczestniczyć wtedy w treningu cross'owym. Za to wieczorem na spokojnie pomagałam Jake'owi wyczyścić i osiodłać Nord, a następnie chłopak wsiadał na nią, zazwyczaj na hali, żeby samemu jeszcze raz przećwiczyć program klasy C. Ja przyglądałam się wtedy tym jazdom z pod ściany hali lub stałam na jej środku i bawiąc się w instruktorkę i wykrzykując jakieś komendy, a co chwila parskając śmiechem.
"Przestań Becky. Ja tu się próbuję skupić" - mówił wtedy Jake. Jednak ja widziałam, że ledwo powstrzymywał się od śmiechu.
Czasem chłopak robił sobie nieco luźniejszy dzień i razem lub większą grupą - razem z Kinzie, June, Jack'iem i innymi - wybieraliśy się w teren. Dni mijały, nastąpiła - zapewne chwilowe - ocieplenie do sześciu stopni, a śnieg momentalnie stopniał. Teraz wszędzie było mokro i ślisko, a ziemię pokrywała gruba warstwa przemokniętych brązowo-czerwonych i żółtych liści. W przeddzień zawodów spakowałam się do małego plecaka, a Jake zabrał do przyczepy wszystkie rzeczy dla Nord (oraz Nord ) i pożegnawszy się z przyjaciółmi (jednocześnie zapewniając ich, że to tylko dwa dni) ruszyliśmy w drogę.

Jake?

Od Jake'a C.D. Rebeki - Pierwszy śnieg

Po chwili ciszę przerwał mój telefon. Wyciągnąłem go z kieszeni i spojrzałem na ekran. Wyświetlał się jakiś numer. Przecież ja go znam...Po chwili przypomniałem sobie. To był numer mojej przyjaciółki z poprzedniej stajni. Zerwaliśmy kontakt gdy wyjechałem. Czyli jakieś 3 lata temu.
-Przepraszam cię Becky, odbiorę tylko-powiedziałem po czym odebrałem telefon.-Mary?
-Jake?! Nawet nie wiesz jak tęskniłam! Co tam u ciebie?-krzyknęła radośnie dziewczyna. Ja nie byłem tak zadowolony z tej rozmowy. 
-Mary dlaczego do mnie zadzwoniłaś?
-Och Jake nie cieszysz się, ze mnie słyszysz?-zawołała entuzjastycznie. Mruknąłem coś pod nosem.-No dobrze, dzwonię dlatego, że w naszej stajni odbywają się zawody ujeżdżeniowe. Twoja klasa! Myślałam, że będziesz zainteresowany.
-Naprawdę? Kiedy?-humor mi się poprawił.
-Za dwa tygodnie. 
-Na pewno będę!
-Och, już nie mogę się doczekać aż znowu zobaczę ciebie, Nord i Happy'ego!-zaśmiała się radośnie-No to cześć!
-Tak, na razie-odpowiedziałem rozłączając się.
-Kto to był?-zapytała Rebeka gdy schowałem telefon do kieszeni.
-Nikt ważny, tylko moja dawna znajoma. Chciała mi tylko przekazać wiadomość o zawodach.
-Jakich?-uśmiechnęła się lekko wskazując mi miejsce bym usiadł obok niej.
-Ujeżdżeniowych. Moja klasa-odparłem obejmując ją.
-A gdzie?
-Uchm daleko. Jakieś 500 km stąd-powiedziałem lecz po chwili wpadłem na pewien pomysł.-Może chciałabyś jechać ze mną?

<Becky?> 

Od June - Po raz pierwszy!

Siedziałam na kostce siana przy boksie Vallora, czyszcząc jego ogłowie w ciepłym świetle lamp stajennych. Na zewnątrz zapadał już zmrok chociaż było dopiero parę minut po piątej. Obok mnie stał parujący kubek kakao, a w radiu stojącym w stajni leciała jedna z moich ulubionych piosenek. Między innymi dlatego tak lubię zimę. Wszystko dookoła zdaje się zasypiać i tworzy, mimo przenikliwego zimna, przytulną atmosferę. Zerknęłam na połyskujący śnieg na zewnątrz. Gruba warstwa białego puchu, która chodź jest jeszcze jesień pokryła cały ośrodek i pola poza nim zawsze kojarzyła mi się z gwiazdką. Teraz, kiedy tak na to patrzyłam wprost nie mogłam doczekać się Świąt Bożego Narodzenia. Chodź nie jestem wierząca zawsze z wielką radością obchodziłam to święto. Podobała mi się idea wspólnej kolacji, choinki i prezentów. Vallor wystawił głowę z boksu i popatrzył na mnie jakby chciał powiedzieć: Co ty tu jeszcze robisz? Uśmiechnęłam się do niego i podałam mu wyciągniętego z kieszeni smakołyka. Miałam zamiar jeszcze dzisiaj na nim pojeździć. Razem z Kinzie umówiłyśmy się na jazdę na oklep. Byłaby to moja pierwsza jazda na oklep na Vallorze.
- Będziesz grzeczny, prawda? - spytałam go. Mniej więcej to samo pytanie zadawałam mu za każdym razem kiedy maiłam na mim jeździć i niemal zawsze spadałam. 
- Cześć - usłyszałam od strony wejścia, a zaraz po tym obok mnie usiadła moja współlokatorka.
- Hej - odparłam uśmiechając się - Jedziemy?
- Jeszcze się pytasz? - zaśmiała się wstając i kradnąc mi kubek z kakaem - Czyść tego swojego malucha i wskakuj jeśli potrafisz.
- Będziesz miała raczej większe problemy - prychnęłam zabierając jej kubek i dopijając napój - Electra jest wyższa.
Obie poszłyśmy do siodlarni przepychając się po drodze, a Kinzie, której udało się jako pierwszej wejść do pomieszczenia w którym przechowywany był sprzęt jeździecki zabrała mi z przed nosa najlepsze szczotki. 
- Wiesz co? - zagadnęłam ją wchodząc do boksu Vallora umieszczonego dokładnie na przeciwko boksu Electry.
- Co takiego? - zainteresowała się mocując się z zasuwą od drzwi.
- Nie rozumiem dlaczego ja w ogóle mam z tobą pokój - starałam się nadać mojemu głosowi poważny i formalny ton, taki jaki przybierała moja mama rozmawiając z wydawcą jej nowej książki - Powinnam była już dawno się przeprowadzić do innego. Czemu tego nie zrobiłam?...
- Hmmm... - ruda udawała zamyślenie, ale usłyszałam, że parska niepohamowanym śmiechem - Może dlatego, że jestem absolutnie i niezaprzeczalnie wspaniała? 
- Chyba śnisz - zaśmiałam się celując w nią szczotką, ona jednak szybko zatrzasnęła drzwi boksu, a mój pocisk odbił się od drewna i spadł na podłogę.
- Ty nawet rzucać nie umiesz, pewnie dlatego nikt cię tak na prawdę nie lubi - Kinzie starała się nie śmiać, ale po tonie jej głosu potrafiłam wywnioskować, że się uśmiecha.
- Nikt mnie nie lubi? - spytałam udając załamanie i skrajnie zrozpaczony głos - Złamałaś mi serce.
- Oj jak mi przykro!
Skończyłam czyścić kopyta i wyszłam z boksu żeby zanieść szczotki do siodlarni. Podniosłam jedną z nich z podłogi i wsadziłam do woreczka w którym przechowywane były klubowe komplety szczotek. Kinzie wyszła z boksu dokładnie w tym samym momencie w którym ja, ale tym razem nie była pierwsza w siodlarni. Odłożyłyśmy szczotki, a Kinzie zabrała z wieszaka na ogłowia to należące do jej klaczy.
- Ciekawa jestem ile razy dzisiaj spadniesz - zaśmiała się dziewczyna, kiedy wróciłyśmy do boksu.
- Zaliczyłam już jeden upadek rano - oznajmiłam - Ale może teraz nie spadnę w ogóle?
- Wątpię skoro nawet w siodle nie potrafisz się utrzymać - mrugnęła do mnie gdy obie wyprowadziłyśmy konie z boksów. Musiałam pilnować, żeby trzymać odstęp od idącej przede mną Electry bo Vallorowi zdarzało się czasami gryźć inne konie.
- A założysz się, że nie spadnę? - spytałam z chytrym uśmieszkiem chociaż nie mogłam być przecież pewna mojej wygranej. Było to raczej niemożliwe.
- Dobra - zgodziła się chętnie - O co?
- O czekoladę - zaproponowałam po czym dodałam rozmarzonym tonem - Z orzechami.
- Okay.
Uścisnęłyśmy sobie dłonie i wskoczyłyśmy na konie. No dobra... Kinzie wskoczyła, a ja zaczęłam zabawnie podskakiwać przy grzbiecie kuca starając się go dosiąść. 
- June nie umie wskoczyć na kucyka! June nie umie wskoczyć na kucyka! - zaczęła drzeć się Kinzie z uradowanym uśmiechem na twarzy.
- Och zamknij się - warknęłam wybijając się mocniej i w końcu wdrapując się na Valla. Wjechałyśmy na halę i po zapaleniu światła ruszyłyśmy stępem przy ścianie.
- Nie przykleiłaś się przypadkiem do jego grzbietu taśmą dwustronną? - spytała Kinzie z uśmiechem - Muszę się upewnić, że nie będziesz oszukiwać.
- Ja miałabym oszukiwać? - spytałam niewinnie - Przecież jest najuczciwszym człowiekiem jaki chodzi po Ziemi.
Nie była to prawda, ale Kinzie, ani nikogo innego z klubu nie oszukałabym za nic w świecie, a przynajmniej tak mi się wydaje. Zrobiłam pół siad udowadniając, że nie zastosowałam żadnego triku w naszym zakładzie. Kiedy z powrotem usiadłam normalnie obie zaśmiałyśmy się. Po dziesięciu minutach ruszyłyśmy kłusem. Z początku lekko podskakiwałam na grzbiecie kuca, ale już po pierwszym okrążeniu złapałam jego rytm. Uśmiechnęłam się czując jak na parę sekund ja i on łapiemy niewidzialną i bardzo cienką nić porozumienia. Vallor też musiał to poczuć bo wierzgnął gwałtownie bardzo niezadowolony z faktu, że prawie udawał grzecznego. W porę odchyliłam się do tyłu i chodź zachwiałam się udało mi się nie spaść. Rzuciłam szybkie spojrzenie w stronę Kinzie upewniają się, że nie widziała tego co się stało, ale była zbyt zajęta kręceniem z Electrą wolt żeby dostrzec cokolwiek. 
- Galopujemy? - spytała radośnie ruda po długim kłusie pod czas którego Vallor zachowywał się w miarę grzecznie. Kiwnęłam głową przykładając łydki do boków kuca i popędzając do szybszego chodu. Chciałam nakierować go na drągi ułożone na galop na środku hali, ale tuż przed pierwszym wykonał dziki skok w bok, a gdyby nie jego gęsta grzywa, której kurczowo się złapałam z pewnością bym spadła.
- Prawie! - zawołała Kinzie szczerząc się do mnie.
- Spadaj! - odkrzyknęłam - Pojedziesz pierwsza żeby Vallor nie marudził?
Rudowłosa potwierdziła skinieniem, więc ruszyłam za nią. Tym razem kuc nie robił problemów z czego byłam bardzo zadowolona. Miałam duże szanse wygrać zakład. Po ćwiczeniach na drągach zrobiłam jeszcze parę wolt oraz zagalopowanie w drugą stronę po czym przeszłam do kłusa. Kinzie galopowała jeszcze trochę, ale potem też przeszła do kłusa, a potem do stępa. Minęła mniej więcej godzina, a ciągle siedziałam na grzbiecie Vallora.
- Wygrałam! - krzyknęłam i chciałam powiedzieć coś jeszcze, ale Vallor spłoszył się krzyku i pogalopował na drugi koniec ujeżdżalni wierzgając co chwilę.
- Głupi kucyk! - skarciłam go podskakując przy każdym wierzgnięciu - Prrrrr!
W końcu zatrzymał się gwałtownie, a ja objęłam go za szyję nie mogąc powstrzymać się do śmiechu. To musiało wyglądać bardzo zabawnie.
- A chciałam powiedzieć żebyś nie mówiła chop zanim nie przeskoczysz - Kinzie też się śmiała. Wróciłam do stępa przy ścianie ciągle się śmiejąc.
- Ty to masz... - zaczęła ruda, ale przerwała patrząc w stronę wejścia na halę. Spojrzałam w tym samym kierunku i omal nie spadłam z Vallora przegrywając zakład. W wejściu na halę stał jakiś chłopak z blond włosami w artystycznym nieładzie sterczącymi na wszystkie strony.

Luke? 

środa, 28 października 2015

Od Rebeki C.D. Jake'a - Pierwszy śnieg

    Szłam obok Jake'a kopiąc butami puszysty biały śnieg, który spadł dużo wcześniej niż powinien. Mijając skromne drewniane domki zamieszkiwane przez klubowiczów zdałam sobie sprawę z tego, że jeszcze nigdy nie byłam w domu Jake'a. Byłam ciekawa jak wygląda od wewnątrz. Wiedziałam tylko tyle, że był to dwuosobowy domek zamieszkiwany przez jeszcze jednego chłopaka iminiem Jack.
- W prawo - powiedział Jake i oboje skręciliśmy w tą właśnie stronę mijając dwa kolejne domki. Wreszcie dotarliśmy na miejsce.
- No, to jesteśmy - oznajmił chłopak z uśmiechem otwierając drzwi wejściowe. W zasłoniętych oknach nie świeciły się żadne światła. Weszłam do środka tuż za nim i znalazłam się w wąskim korytarzu podobnym do tego w moim domku. Po obu stronach w ścianach mieściły się wnęki na ubrania i buty. Jake zdjął kurtkę szalik i czapkę i rzucił je na jedną z szafek, które również można było dostrzedz w holu. Zrobiłam to samo i weszłam za nim w głąb domu.
- Chcesz coś do picia? - spytał chłopak.
- Przed chwilą piliśmy czekoladę - przypomniałam mu - Ale w sumie mogę się napić herbaty. W końcu w ziemie ciepłych napojów nigdy nie za wiele.
- Dobra, to ja idę do kuchni, a ty się tutaj rozejrzyj czy coś - powiedział i już chciał pójść kiedy nagle się zatrzymał i dodał - Tylko nie potknij się o nic.
- Ok, będę uważać - zaśmiałam się i ruszyłam w stronę drzwi do pokoju chłopaków. Pchnęłam je lecz one nie otworzyły się na ościerz lecz tylko do połowy zatrzymując się na stercie rzeczy pod ścianą. Ostrożnie szłam przez pokój próbując nie nadepnąć na rzadną z miliona rzeczy oblegających dywan. Pokój wyglądał mniej więcej tak jakby przed chwilą przeszło przez niego tornado - czyli podobnie do naszego.
- I co, udało ci się o nic nie potknąć? - usłyszałam za sobą głos - Jake stał w drzwiach z dwoma kubkami herbaty - Sory za bałagn - wyjaśnił przepraszającym tonem. Podeszłam i wzięłam od niego jeden z kubków.
- Spoko, u nas jest mniej więcej tak samo...Tylko, że na podłodze leżą głównie rzeczy Kinzie - roześmialiśmy się po czym usiedliśmy na łużku Jake'a przez chwilę nic nie mówiąc i popijając ciepły napój.

Jake? Brakwenie u mnie panuje >.<

Od Olayi - Nowe miejsce, nowe życie

Zasunęłam walizkę i zaciągnęłam ją na klatkę schodową.
- Hej, mała! - usłyszałam głos Seana dochodzący z dołu.
Może i mam tylko 156 cm wzrostu, ale to nie znaczy, że jestem mała. Co najwyżej niska.
- Wyjeżdżasz gdzieś? - spytał z udawanym zdziwieniem mój brat, mijając mnie na schodach.
- Mógłbyś mi pomóc z tą walizką! - krzyknęłam, ale Sean już zniknął w swoim pokoju.
W odpowiedzi usłyszałam tylko jego śmiech.
Po chwili Sean zbiegał z powrotem po schodach. Tym razem mijając mnie złapał rączkę mojej walizki i bez większego wysiłku zaniósł bagaż do zaparkowanego przed domem samochodu. Wyszłam z domu i skierowałam się w stronę siodlarni. Zabrałam stamtąd rzeczy moich koni i zaniosłam je do samochodu. Potem poszłam do stajni. Konie były już gotowe do drogi. Podeszłam do boksu Roy i pogłaskałam klacz po łbie.
- Na pewno chcesz ją zabrać? - spytała moja mama, stając obok mnie.
Kiwnęłam głową.
- W takim razie bierz ją do przyczepy i jedziemy - powiedziała mama.
Wprowadziłam Roy i Nightmare do przyczepy.
Ostatni raz weszłam do domu. Mijając lustro wiszące w przedpokoju rozpuściłam włosy, bo ponownie związać je w koka, z którego natychmiast wypadło kilkanaście kosmyków. W efekcie moja fryzura była w dokładnie takim samym stanie, jak przed zmia. Weszłam do kuchni i zabrałam z parapetu swoje okulary przeciwsłoneczne. Pożegnałam się z rodzicami i dwoma wielkimi psami biegającymi po podwórku, po czym wsiadłam do auta. Za kierownicą siedział już Sean, który miał mnie zawieść do K.J. Equus i wrócić do domu razem z przyczepą dla koni.
- Gotowa? - spytał Sean.
- Od zawsze - odparłam.
Ruszyliśmy.
***
"Jesteś na miejscu" rozległ się głos Caroline, jak Sean zwykł nazywać nawigację satelitarną. Otworzyłam oczy.
Wysiadłam i rozejrzałam się dookoła, podczas gdy mój brat wyłączył silnik. W pobliżu stała właścicielka klubu, Helen. Podeszłam do niej. Po chwili podszedł do nas również Sean.
- Dzień dobry - przywitałam się.
- Witaj - odparła kobieta. - Jak się domyślam jesteś Olaya? Mam nadzieję, że nie przekręciłam twojego imienia...
Kiwnęłam głową na znak, że wszystko się zgadza.
- Jestem Helen - przedstawiła się. - A ty to...? - urwała patrząc na Seana.
- Sean, brat Olayi - wyjaśnił mój brat. - Gdzie zaprowadzić konie?
- Do tamtej stajni - odpowiedziała Helen, pokazując stojący kawałek dalej budynek z wielką dwójką namalowaną koło wejścia. - Boksy są już gotowe.
Helen wytłumaczyła mi gdzie znajdę siodlarnię, pastwiska, stajnie i domek nr 9, w którym miałam zamieszkać.
- Wieczorem wybierzemy ci konia i pokażesz mi jak jeździsz - powiedziała Helen i odeszła.
Otworzyłam bagażnik auta i wyciągnęłam z niego sprzęt jeździecki i moją walizkę. Sprzęt zostawiłam przy samochodzie, a walizkę zaciągnęłam do niewielkiego, brązowego domku.
Kiedy wróciłam do samochodu, Sean oznajmił mi, że konie stoją już w boksach. Brat pomógł mi jeszcze zabrać sprzęt jeździecki do siodlarni, po czym przytulił mnie na pożegnanie, przypominając mi jednocześnie, że mam się nie zabić i wsiadł do samochodu. Pomachałam mu, poszłam przebrać się w ciuchy do jazdy i zajrzałam do koni.
Nightmare stał spokojnie, ale Roy rozpierała energia skumulowana podczas wielogodzinnej podróży.
Zajęłam się końmi. Andaluza zaprowadziłam na pastwisko, a Roy przygotowałam do jazdy. Zaprowadziłam wyrywającą się klacz na dużą halę, gdzie wskoczyłam na jej grzbiet i zaczęłyśmy rozgrzewkę. Roy cały czas wyrywała się do galopu, więc już po kilku chwilach ręce bolały mnie od powstrzymywania klaczy. Po zakończeniu rozgrzewki z radością pozwoliłam klaczy zagalopować wzdłuż krótszej ściany hali. Wychodząc z zakrętu Roy przyspieszyła do cwału.
Kiedy już skończyłyśmy trening, odprowadziłam Roy do stajni i rozsiodłałam klacz. Gdy czyściłam ją po jeździe usłyszałam, że ktoś wchodzi do stajni.
- Hej - usłyszałam po chwili.
Obejrzałam się. Przy drzwiach boksu Roy stał jakiś chłopak.
- Hola - przywitałam się.

Jakiś chłopak?

Od Kornelly C.D. June - Szetlandowe zabawy

June skupiła się na Vallorze, który zaczynał coraz bardziej wyrażać swoją niechęć do pracy na lonży. Schylił głowę i bryknął raz po czym zagalopował i odbiegł w bok.
- Nie Vallor, jeszcze nie teraz - skarciła go June ciągnąc za lonżę tak żeby kuc powrócił do koła - Przyniesiesz trochę drągów? - zwróciła się do mnie.
- Dobra! - odparłam i wybiegłam na zewnątrz uważając żeby śłedzący mnie Gallant nie uciekł. Przed hal leżała sterta drągów. Wzięłam dwa z nich i z trudem przytaskałam na ujeżdżalnię zapominając za sobą zamknąć drzwi. Przyniosłam jeszcze cztrey drągi i ułożyłam je na kole.
- Gotowe - powiedziałam do June i rozejżałam się po hali. Oprócz niej i mnie oraz Vallor'a nie było tu nikogo... - Drzwi! - wrzasnęłam rzucając się w stronę wciąż uchylonych przeze mnie drzwi wejściowych. Wybiegłam na zewnątrz nie słuchając już June mówiacej coś do mnie i rozejrzałam się dookoła. Z za stajni wystawał siwy zad w panierce o wysokości jakichś 80 centymetrów. Podeszłam tam mrucząc pod nosem coś o małym draniu. Kiedy tylko zbliżyłam się do kucyka ten odskoczył z gwałtownym wierzgnięciem.
- Ej, Gallant! - spróbowałam go złapać za kantar lecz szetland cofnął łeb - Kucyk! Daj się złapać! - maluch nie był taki głupi i zaczął uciekać - Tak się chcesz bawić?! - spytałam i rzuciłam w niego małą śnieżką. Zdziwiony szetland od razu odskoczył w bok i pobiegł w przeciwnym kieunku ale ja podbiegłam do niego starając się go nakierować na właściwą drogę Tym sposobem już po chwili zagoniłam kuca na halę gdzie zdziwiona June lonżowała wyrywającego się i potykającego o drągi Vallora.
- Jak daleko uciekł? - spytała.
- Pod stajnię - odparłam mocno trzymając Gint'a za różówy kantar - Mam pomysł: zaprowadzę go już do stajni.
- Ok.
Zostawiłam wałacha w jego boksie i poszłam po szczotki by następnie nieco go wyczyścić z tego brudu. Po piętnastu minutach poddałam się i wróciłam na halę
- Przyszłaś w doskonałym momencie żeby popatrzeć jak Vallor będzie mnie ciągnął po ziemi - June zaśmiała się. Stała teraz z powrotem po lewej stronie hali - tam gdzie nie rozkładałam drągów.
- Dlaczego? - spytałam stając na drugim śladzie.
- Bo właśnie zamierzałam zacząć galop - świstnęła batem za zadem kuca na co ten bryknął szczurząc się jakby żałował, że się urodził.
- On raczej nie ma takiego zamiaru - zauważyłam wkładając sobie do buzi cukierka znalezionego w kieszeni rozpiętej kurtki.
- Zauważyłam - June znów spróbowała skłonić Vallora do galopu, a on tym razem posłuchał. Zaczął biec coraz szybciej oddalając się od niej i ciągnąc za lonżę aż w końcu dziewczyna potknęła się i przewróciła, a kuc zadowolony z siebie pobiegł na drugą stronę hali wlekąc za sobą długą lonżę i zaplątany w nią bat.

June? o.O

Witamy Olay'ę Jefferson!

Imiona: Olaya Nathaly
Nazwisko: Jefferson
Wiek: 18 lat
Charakter: Nathaly jest bardzo charyzmatyczną i przyjacielską osobą. Dziewczyna zawsze jest miła, nie odmawia pomocy. Olaya jest bardzo cierpliwa, nie najgorzej panuje nad swoimi emocjami, ale kiedy puszczają jej nerwy lepiej nie stać na jej drodze. Nathaly jest inteligentna i sprytna. Ponadto ma świetną pamięć i szybko się uczy. Dziewczyna potrafi być bardzo uparta, nie odpuszcza dopóki nie postawi na swoim. Dużo od siebie wymaga.
Historia: Olaya urodziła się w USA. Kiedy miała 3 lata, jej rodzina przeprowadziła się do Europy, a dokładniej mówiąc do ojczyzny jej matki, Hiszpanii. Rodzice Nathaly założyli niewielką stadninę koni andaluzyjskich.
Rodzina: Henry Jefferson - ojciec; Mercedes Garmendia-Jefferson - matka; Sean Jefferson - starszy brat
Chłopak: wciąż szuka miłości
Przyjaciele: przyjaciół nigdy za dużo, czyli szuka
Koń: Royal Girl II, The Worst Nightmare
Hobby: szkicowanie, gra na gitarze i fortepianie, śpiew, broń palna, strzelectwo, siatkówka, pływanie, bieganie, jezyki obce, lotnictwo
Doświadczenie: 15 lat
Specjalizacje: ujeżdżenie, skoki, wyścigi, rekreacja
Domek: sama (może kiedyś to się zmieni...)
Gracza: Each Uisce

wtorek, 27 października 2015

Od Samanthy C.D. Kornelly - Drugi dzień

Casino strasznie wariowała na jeździe ale ja nie spadłam. Po jeździe poszłam po Merci do stajni. Osiodłałam ją i wprowadziłam na ujeżdżalnię. Wsiadłam na Merci i poćwiczyłam z nią ujeżdżenie: najpierw przeprowadziłam rozgrzewkę - pojeździłam po kołach, ósemkach, krótkich przekątnych, odwrotnych półwoltach i innych łatwych figurach. Potem zaczęłam kłusować i robić zatrzymania, zagalopowania ze stępa i ze stój oraz przejścia z galopu do stępa. Kiedy Merci była już rozgrzana przeszłam do trudniejszych elementów: piaff, pasaż, zwrot na przedzie i zadzie oraz kurbeta i balotada. Potem pogalopowałam trochę dla odpoczynku, a następnie poćwiczyłam stęp hiszpański, trawers i kontrgalop. Na końcu znów przećwiczyłam te trudniejsze "sztuczki" takie jak lewada i pesada oraz mezair. 
-To był ciężki trening-pochwaliłam Merci i poklepałam ją i dałam jej kostkę cukru kiedy już wyjeżdżałam stępem z ujeżdżalni. Nagle zobaczyłam jakąś osobę, która przez cały czas przyglądała się mojemu treningowi.

Ktoś?

Od Evelyn C.D. June - Koniec podróży

Poszłam z Samanthą do naszego domku. Śnieg był wszędzie więc było zimno i musiałyśy się ubrać w coś cieplejszego bo przyjechałyśy z Californi gdzie jeszcze nie było śniegu. Weszłyśy do domku i wybrałyśy jakieś rzeczy. Ja założyłam zwykłą brązową kurtkę i bryczesy i kalosze a Sam niebieską kurtkę , niebieskie bryczesy i kalosze. Ona zawsze uwielbiała kolor niebieski. 
-Nawet fajna ta June-powiedziałam jak już wychodziłyśmy na zewnątrz. 
-Tak , może być-dodała Samantha brodząc w śniegu. Poszłyśmy do stajni gdzie już czekała na nas June czyszcząc przy okazjii kuca Vallora. 
-Jesteście już-zauważyła-To dobrze bo udało mi się złapać Vallora w miarę szybko.
-To fajnie-powiedziałam , a następnie powiedziałam do kuzynki-Na kim jeździsz?
-Może na Merci. Nie chcę roznieść hali w drobny pył tak jakby to zrobiła Casino.
-Ok, to ja idę na pastwisko po Sky'a-oznajmiłam i wzięłam uwiąz i poszłam na pastwisko , które znajdowało się niedaleko stajni. Złapałam karego konia i przyprowadziłam go do stajni , a potem osiodłałam go. Poszłyśmy wszystkie trzy na halę , na której wszystkie wsiadłyśmy na swoje konie i zaczęłyśmy stępować i kłusować , a potem galopować.

June?

Od June C.D. Kornelly - Szetlandowe zabawy

Kornelly ugryzła jabłko po czym przeżuwając swoją część pokazałam kucykowi smakołyk. Ten podszedł do niej i spróbował ugryźć owoc, ale dziewczyna nie pozwoliła mu na to.
- Jak będziesz grzeczny - oznajmiła stanowczo. Corn zaczęła grzebać nogą w trocinach jakimi wyłożona była hala, a on zrobił to samo "prosząc" o nagrodę. Żeby ją otrzymać musiał jednak wykonać kolejne ćwiczenia. Dziewczyna wyciągnęła z kieszeni uwiąz i zrobiła pętlę na pęcinie kuca po czym dosiadła i ciągnąc za uwziąz podniosła jego nogę ciągnąc nieco do tyłu. Przycisnęła nogi do jego boków, a kucyk powoli położył się na ziemi. Uśmiechnęłam się obserwując jak Kornelly jedną ręką głaszcze Gianta, a drugą ściąga uwiąz z jego pęciny i jak cordeo oplata w okół jego szyi. Pociągnęła delikatnie za sznurek, a Gallan zaczął podniósł się do pozycji dosłownie siedzącej w której wyglądał trochę jakby próbował udawać psa. Corn kazała mu pozostać w takiej pozycji przez chwilę, a potem pozwoliła mu wstać. Teraz dziewczyna dała swojemu kucykowi całe jabłko, które schrupał z zadowoleniom.
- Brawo! - zawołałam podchodząc do niej i również głaszcząc szetlanda. 
- Kładzenia i siadania sama go nauczyłam - oznajmiła z dumą blondynka, a po chwili zaproponowała - Może chciałabyś popracować z Vallorem?
- Eeem... - zawahałam się - Myślę, że uznałby mnie za jeszcze większą wariatkę gdybym kazała mu się ukłonić, ale myślę, że nie zaszkodziłaby mu praca na lonży.
Zostawiłyśmy Vallora na hali i poszłyśmy wyczyścić Vallora, który stał w boksie. Kiedy był już w miarę czysty założyłyśmy mu ogłowie bez wodzy, granatowy czaprak i pas woltyżerski do którego zamierzałyśmy przypiąć wypinacze. Vall czasami zadzierał głowę do góry lub machał nią gdy był zdenerwowany, więc uznałyśmy, że przyda mu się trochę pracy z głową w dół.
- Widziałaś kiedyś jak ktoś go lonżował? - spytałam siłując się z wyrywającym się kucem, którego próbowałam zaprowadzić na halę. Przechodziłam kiedyś obok stajni i zauważyłam jak Kinzie prowadziła go na pastwisko. Szedł wtedy grzecznie za nią, a nie tak jak teraz wyrywał się i wiercił.  Zaczynałam dochodzić do przekonania, że mały skurczybyk po prostu mnie nie lubi. Cóż ma najwyraźniej pecha bo ja nie dam mu spokoju. Kiedy weszłyśmy na halę Coffie tarzał się właśnie w brudnych trocinach. Miał kłopot z przewróceniem się na drugi bok, więc musiał wstać i położyć się tak aby mógł wytarzać się także z drugiej strony.
- No to będę miała panierowanego kucyka - mruknęła Kornelly co nie było raczej przeznaczone dla moich uszu, a jednak parsknęłam śmiechem na co dziewczyna uśmiechnęła się lekko.
- Panierowanego? - spytałam odpędzając do siebie Vallora, który wierzgną w moją stronę i naprężył lonżę tak mocno, że zachwiałam się i prawie upadłam na ziemię. Kazałam mu iść stępem, on jednak zamiast wykonać moje polecenie zaczął kłusować podrygując śmiesznie zupełnie jakby miał ochotę brykać, ale się przed tym powstrzymywał.
- No tak - Corn stanęła obok mnie mierząc kuca krytycznym spojrzeniem - Jak koń wytarza się w błocie, albo spocony w trocinach czy w piasku to jest najgorzej. Giant czasami jak na złość nie otrzepuje się po tarzaniu specjalnie po to żebym miała więcej czyszczenia. 
- Współczuję ci - mruknęłam starając się utrzymać lonżę, którą z rąk wyrywał mi kuc - Tyle dobrze, że Coffie nie jest wielkim perszeronem. Pomyśl ile wtedy miałabyś więcej powierzchni do czyszczenia!
- Racja - odparła po czym obie zaśmiałyśmy się cicho. 

Kornelly? Co dalej?

Od Jake'a C.D. Rebeki - Pierwszy śnieg

Ruszyłem w stronę swojego domku. W Już w środku spokojnie się przebrałem i poszedłem na jadalnię. Rebeka siedziała już przy stole
-No jesteś wreszcie!-powiedziała na mój widok.
-Ojejku, na pewno nie czekałaś na mnie tak długo-odparłem siadając obok niej. Podała mi gorącą czekoladę.-Dziękuję bardzo
-Proszę-uśmiechnęła się i przysunęła się bliżej przytulając się do mnie. Pocałowałem ją delikatnie w głowę. Wypiliśmy czekoladę i wyszliśmy z jadalni. 
-Przejdziemy się?
-Przecież jest zimno-wymamrotała.
-No dobrze...W takim razie pójdziemy do mnie?
-A ten cały Jack tam jest?
-Nie, poszedł na trening. 
-Och, to możemy-uśmiechnęła się i wstała. Objąłem ją rękę i ruszyliśmy w stronę mojego domku.

<Becky? Strasznie krótkie, sorka ;-;> 

Witamy Luke'a Hemmings'a!

Imiona: Luke Robert
Nazwisko: Hemmings
Wiek: 19 lat
Charakter: Luke jest zamkniętym w sobie chłopakiem. Nie lubi rozmawiać a jeśli już musi to jest opryskliwy i wredny. Nigdy się jeszcze przed nikim nie otworzył. Głeboko w duchu liczy na to, że kiedyś pozna miłość swojego życia i przyjaciół.
Historia: Urodził się w Australii. Od dziecka kochał muzykę a zwłaszcza punk. Jego mama jest nauczycielką. Luke jest najmłodszy z rodziny. Niedawno został wysłany do Klubu Jeździeckiego.
Rodzina: Mama, tata i dwóch braci
Dziewczyna: Chciałby ale raczej nie znajdzie.
Przyjaciele: Nigdy nie miał i wątpi, że będzie miał.
Koń: Moonlight IV
Hobby: Muzyka (słuchanie, granie, śpiewanie)
Doświadczenie: 8 lat
Specjalizacje: Skoki, cross
Domek: Sam
Gracza: Kocica123876
Inne zdjęcia: 

poniedziałek, 26 października 2015

Od June - Coraz gorzej

Śniadanie jadłam jak zwykle powoli. Pewnie powinnam się pośpieszyć, ale byłam jeszcze zaspana i nie miałam ochoty sprawdzać czy jest coś na co ewentualnie mogłabym się spóźnić. Dokończyłam ostatnią kanapkę z dżemem i wzięłam duży łyk gorącej kawy. Gorzkawa kawa sprawiła, że od razu rozbudziłam się trochę. Wzięłam kolejny łyk rozkoszując się pysznym smakiem mojego ulubionego napoju. Do jadalni weszła Rebeka ziewając szeroko i bez słowa zajęła miejsce naprzeciwko mnie. Obudziłyśmy się o tej samej porze, ale ona wzięła jeszcze prysznic, który najwyraźniej wcale jej nie rozbudził. Zazwyczaj tryskała energią od rana, ale dzisiaj każda z naszego domku była niewyspana chodź u Kinzie nie było widać żadnych oznak urządzonej wieczorem imprezy i później oglądanego filmu. Już od dawna była w stajni.
- Nie żyję - wychrypiała Becky nakładając ser żółty na posmarowaną masłem kromkę. Głos straciła krzycząc jak chyba my wszystkie pod czas filmu. Krzyczałyśmy ze strachu oglądając "Więźnia Labiryntu 2". 
- Ze mną już trochę lepiej - odparłam odchrząkując żeby pozbyć się chrypki. 
- Ruszcie swoje leniwe tyłki zaraz mamy trening skokowy! - do jadalni wpadła Kinzie z szerokim uśmiechem na ustach.
- Wcześniej się nie dało? - zironizowała Rebeka z wyraźnie niezadowolonym wyrazem twarzy. Też nie byłam zachwycona perspektywą wstawania i użerania się z Vallorem.
- No chooodźcie - jęknęła ruda chwytając mój kubek z kawą i dopijając jej resztkę. Westchnęłam głęboko i szybko wstałam od stołu.
- Chodźmy - mruknęłam do Becky wychodząc na lodowate o poranku powietrze. Wszystkie trzy truchtem żeby się rozgrzać pokonałyśmy trasę z jadalni do ciepłej i pachnącej sianem stajni. Teraz nie czułam już zmęczenia, a gdzieś w środku mnie zrodziła się dzika radość z kolejnej jazdy na Vallorze. Poczuła to chyba każda z nas bo wszystkie energicznie zabrałyśmy się do przygotowywania naszych koni do treningu. Razem z nami miał jeszcze jeździć Jake, z którego obecności na jeździe Becky wyraźnie się cieszyła. Chłopak razem z Jasonem pojawił się w stajni chwilę po nas. 
- Dzień dobry drużyno - powitał nas trener radośnie - Jak się spało? Gotowi na porządny trening?
Wymieniłyśmy znaczące spojrzenia, ale przytaknęłyśmy entuzjastycznie. Po zabraniu sprzętu do czyszczenia z siodlarni weszłam do boksu Vallora, który leżał jeszcze na trocinach i spał. Kiedy weszłam do środka obudził się natychmiast i podniósł otrzepując z trocin.
- Jak się spało mały rozrabiako? - zapytałam go z uśmiechem - Może dzisiaj uda mi się nie spaść. Co ty na to? Podoba ci się taki pomysł?
Kuc stał tylko patrząc na mnie uważnie swoimi dużymi oczami. Pomyślałam, że wygląda w tej chwili jakby mówił: Chyba śnisz. Podczas czyszczenia jak zwykle próbował mnie ugryźć, ale nie bardzo mnie to interesowało. Kiedy czyściłam mu kopyta próbował mnie kopnąć za co dałam mu ostrą reprymendę słowną wyzywając go od bezmózgich osłów co raczej nie obeszło go wcale. Wróciłam do siodlarni zabierając sprzęt Vallora z pasującymi kolorystycznie do mojej bordowej bluzy czaprakiem i ochraniaczami. Chociaż kuc strasznie się wiercił podczas siodłania udało mi się przygotować go na czas. Powsiadaliśmy na konie przed stajnią po czym pojechaliśmy na ujeżdżalnię na której Jason rozstawił wysoki jak dla mnie parkur. Nie wiedziałam jakim cudem mam go przeskoczyć.
- Pfff... Łatwizna - zaśmiała się Rebeka mierząc przeszkody krytycznym spojrzeniem. Więcej treningów, więcej treningów - powtarzałam w myślach jednocześnie zachęcając Vallora do miarowego stępa przy białym płocie jakim ogrodzona była ujeżdżalnia.
- Dzisiaj popracujemy nad precyzją i estetyką skoków - oznajmił trener zamykając za nami bramkę i stając na środku dużego placu - Przypuszczam, że ta wysokość nie będzie dla was dużym wyzwaniem, ale zmotywuje wasze konie do intensywnej pracy i dużego skupienia. Po rozstępowaniu rozgrzejcie i powyginajcie konie. Dziś będziemy pracować również nad ostrymi skrętami między przeszkodami, ale jednocześnie będę od was wymagał prostych najazdów. Do tego konie muszą się wyprostować i popracować nad równowagą. Pamiętajcie o paradoksie, że wyginanie konia przygotowuje go do lepszego wyprostowania pod czas pracy pod jeźdźcem.
Westchnęłam cicho starając się jednocześnie zapamiętać nowe informacje, jak również myśleć pozytywnie o tym co nastąpi na dzisiejszej jeździe. Dzisiejsza rozgrzewka wydała mi się stanowczo zbyt krótka, a skoki, których muszę przyznać trochę się obawiałam nastąpiły nadzwyczaj szybko.
- Teraz ty June! - zawołał instruktor, kiedy wszyscy niemal idealnie pokonali parkur, a teraz obserwowali mnie uważnie - Pamiętaj! Najpierw ten joker, potem szereg z kopert, dwie stacjonaty, okser i na koniec tripple bare.
- Daj czadu mały - mruknęłam poganiając kuca na pierwszą z przeszkód. Vallor wierzgnął dwukrotnie, ale udało mi się utrzymać w siodle odchylając się do tyłu. Przed pierwszą przeszkodą odbił się za wcześnie i strącił drąga, a ja z nieprzyjemnym odgłosem klapnięcia opadłam na siodło. Przycisnęłam łydki do boków konika zachęcając go do szybszego biegu. 
- Nie rozpędzaj go tak! - zawołał Jason - Pamiętaj, że to szereg i musisz zachować rytm.
Było już jednak za późno i tym razem z mojej winy posypały się kolejne drągi. Po szeregu kuc bryknął po raz kolejny sprawiając, że opadłam mu na szyję. Błyskawicznie usadowiłam się na siodle przed kolejną przeszkodą. Udało mi się zrobić prawidłowy pół siad, a po skoku mocno siadłam w siodło, jednak usłyszałam za nami kolejny opadający drąg. Druga stacjonata również została strącona, natomiast przed ostatnią Vallor zatrzymał się gwałtownie, wierzgnął, a ja przeleciałam przez przeszkodę z głośnym łupnięciem spadając na piasek kwarcowy po drugiej stronie przeszkody. Jęknęłam cicho czując ostry ból barku, ale podniosłam się szybko i złapałam kuca, który obwąchiwał przeszkodę.
- June - instruktor podszedł do mnie, a minę miał bardzo poważną - To był najgorszy przejazd jaki kiedykolwiek oglądałem.
- Wiem - warknęłam zdejmując wodze z szyi kuca.
- Pojedziesz to jeszcze raz, tym razem bez żadnej zrzutki - rozkazał. Wyglądał w tej chwili na mocno poirytowanego, a ja jeszcze nigdy nie widziałam tego radosnego i wyrozumiałego człowieka w takim nastroju.
- Nie - tylko tyle udało mi się wydusić po czym szybkim krokiem wymaszerowałam z ujeżdżalni zamykając za sobą bramkę i dosiadając kuca. Skierowałam go kłusem w stronę lasu. Nie wiedziałam gdzie jadę, ale nie obchodziło mnie to zupełnie. Miałam powoli dość bycia tą najgorszą. 

Obecni na jeździe, kto dokończy? Co się stało po odjeździe June?

Od Kinzie C.D. June - Wspólny teren

Weszłam na halę z kąd dochodził głos June. Zastałam tam dziewczynę stojącą obok Vallor'a i głaszczącą go po pysku. Na głowie miała toczek, a kuc żuł coś w pysku - coś co najwyraźniej przedchwilą mu dała.
- Co tam? Potajemne treningi? - spytałam z uśmiechem.
- Nie...po prostu treningi.
- To dlaczego nam nie powiedziałaś, że idziesz jeździć?
- No bo ten, wpadłam na to dopiero jak już byłam w stajni, tak, właśnie...
- Dobra, nie ważne - machnęłam ręką - Chodźmy go rozsiodłać. Pomogę ci żeby było szybciej.
Ruszyłyśmy do stajni gdzie wprowadziłyśmy kucyka do boksu. Ja go przytrzymałam zapobiegając gryzieniu June podczas odpinania popręgu, a dziewczyna szybko go rozsiodłała. Razem odniosłyśmy sprzęt, umyłyśmy wędzidło i już byłyśmy gotowe. June zostawiła toczek w siodlarni i szybkim krokiem ruszyłyśmy w stronę jadalni.
- Chcesz trochę ciasta prawda? - spytałam chodź brzmiało to trochę jak stwierdzenie.
- Jasne, udało wam się upiec? - spytała z nutą zwątpienia (ciekawe dlaczego?).
- Nie do końca. Najpierw wyznaczyłyśmy Kornelly na "Strażnika piekarnika" - jak to ona sama siebie pięknie nazwała - lecz okazało się to złym pomysłem.
- Mogłabym się tego spodziewć - June zaśmiała się.
- No właśnie. Oczywiście się zagapiła i ciasto się spaliło. Na szczęście miałyśmy na tyle składników żeby zrobić następne. Jest jeszcze gorące ale przynajmniej nie spalone.
Dotarłyśy do jadalni. W pomieszczeniu było na tyle ciepło, że zdjęłam cienką czapkę i bluzę. June również ściągnęła kurtkę, którą miała na sobie i weszłyśmy do kuchni w głębi budynku. Już w progu poczułyśmy wspaniały zapach świeżo upieczonego ciasta.
- Cześć, nareszcie jesteście - powiedziała Allijay gdy tylko nas zobaczyła. Dziewczyna właśnie kroiła ciasto na mniejsze kawałki, które potem Rebeka układała na tacce. Kornelly siedziała na krześle obok udając obrażoną za to, że nie dopuściły jej do wspólnej hurtowej pracy.
- Wygląda pysznie - zachwyciła się June łapczywie sięgając po jeden z kawałków. Kiedy tylko go ugryzła zaraz wypluła na stół z krzykiem, a my wybuchnęłyśmy smiechem.
- Ostrzegałam, że gorące - powiedziałam.
- Aha - jęknęła June z wywalonym oparzonym językiem.
Kiedy ciasto nieco przestygło wszystkie zaczęłyśmy je zjadać w ciszy absolutnie pochłonięte tą czynnością. Nagle drzwi jadalni otworzyły się i wszedł przez nie Jake w czapce.
- A co tu się dzieje? Nie wierzę, że wy jesteście tak cicho - powiedział podchodząc i spoglądając zaciekawiony na ciosto - Mogę trochę? - dodał sięgając po jeden z niewielu kawałków, które jeszcze zostały.
- Spadaj Jake! - wybełkotała Corn jak zwykle z pełną buzią - Nie pomagałeś przy pieczeniu!
- Corn - skarciła ją Rebeka poczym zwróciła się do chłopaka - Pewnie, że możesz.
Jake wziął ciasto i od razu ruszył z powrotem w stronę drzwi.
- Muszę lecieć na trening ujeżdżeniowy bo zaraz się spóźnie - wyjaśnił wychodząc.
- Pa-a! - pożegnałyśmy się i dokończyłyśmy jedzenie.
- A my może pójdziemy na pastwisko? - zaproponowała po chwili Rebeka przeciągając się leniwie.
- Po co? - spytała Allijay.
- Tak po prostu. Pobawić się z końmi, powygłupiać się...
- Ok! - Kornelly podskoczyła na krześla jakby ją coś w tyłek ugryzło i pierwsza pojawiła się pod drzwiami.
Tym sposobem już po upływie dziesiąciu minut wszystkie znajdowałyśmy się na padoku zaganiając zdziwione konie i śmiejąc się głośno. June przyprowadziła tu również Vallor'a żeby nie czuć się osamotniona bo na pastwisku stała Electra, Harfan, Sottome, Gallant i Last Gremio.
- Patrz siedzę na koniu tyłem! - zawołała nagle Kornelly przejeżdżając June tuż przed nosem. Faktycznie usiadła tyłem na Gallancie, a siedząc na nim wydawała się być jeszcze niższa. Nagle szetland bryknął niezadowolony z fakty iż ktoś siedzi mu na nerkach, a dziewczyna spadła prosto w błoto śmiejąc się przy tym.
- Brawo Corn! - oznajmiła June z uśmiechem.
- Kornelly potrafi! - dodałam podając marchewkę Electrze.


June? Masz pomysł co jeszcze szczerego można robić na pastwisku? XD

Od Kornelly C.D. Samanthy - Drugi dzień

- Tak - odpowiedziałam - Ma na imię Sottome - jakby na potwierdzenie kasztanek pokiwał głową.
- Będziesz na nim teraz jeździć? - spytała Samantha.
- Tak, a co?
- Możemy chyba pojeździć razem co nie? - zaproponowała.
- Dobra - wzruszyłam ramionami. Koń Samanthy zaczął "tańczyć" w miejscu i cofać się niespokojnie.
- Moża ja już pojadę na halę, bo jej nie utrzymam.
- Jasne, idź - zgodziłam się, a dziewczyna poprowadziła klacz nerowym stępem w stronę hali.
Szybko wyczyściłam wałacha i osiodłałam go poczym zaprowadziłam na halę gdzie nowo poznana przeze mnie dziewczyna jeździła już na swojej klaczy. Wsiadłam na Sottome i postępowałam chwilę na rozgrzewkę robiąc koła i wolty oraz najróżniejsze zmiany kierunku. W tym czasie Samantha już kłusowała z trdem panując nad siwą arabką.
- Jak ma na imię? - spytałam po chwili przyglądając się jej i jednocześnie siadając po damsku.
- Casino - odparła dziewczyna karcąc klacz za uciekanie do środka hali poczym spojrzała zdziwiona na mnie - Dlaczego jedziesz po bokiem?
- A nie wiem, tak dla zabawy - wyszczerzyłam zęby w uśmiechu poczym zakłusowałam nie zmieniając pozycji.
Po pewnym czasie przyszedł czas na galop. Siedziałam już wtedy normalnie w siodle i przyłożyłam delikatnie łydki. Sottome od razu zagalopował na prawidłową nogę. W tym czasie Samantha zrobiła dokładnie to samo lecz Casino najwyraźniej pomyślała iż znajduje się na wyścigach bo od razu ruszyła szaleńczym galopem mocno pochylając się do wewnatrz na zakręcie żeby złapać równowagę.

Samantha?

Od Rebki C.D. Jake'a - Pierwszy śnieg

Jechaliśmy spokojnym kłusem po obwodzie hali. Na pociągowym koniu musiałam naprawdę powoli anglezować więc na początku nieco skakałam w siodle próbując się dostwosować do rytmu wałacha. Przed sobą widziałam potężną szyję siwego Shamana, który głowę trzymał tak nisko, że wodze musiałam trzymać niemal za końcówkę. Skoro i tak nie byłam w stanie podnieść ciężkiej i wielkiej głowy leniwego konia postanowiłam pojeździć sobie westernowo i chwyciłąm wodze w jedną rękę odchylając się jednocześnie delikatnie do tyłu. W takiej pozycji i wykonałam woltę w lewo, potem koło i wreszcie półwoltą zmieniłam kierunek. Mijając Jake'a uśmiechnęłam się do niego ale chyb atego nie zauważył zbyt skupiony na klaczy. Pojechałam parę zmian kierunku, kręciłam dużó kół i wolt, jeździłam po linii środkowej, a po pewnej chwili zaczęłam także wprowadzać przejścia i zatrzymania. 
    Wreszcie postanowiliśy ustawić sobie trochę drągów i poćwiczyć na nich. Najpierw pojechaliśmy zwykłe drągi, potem drągi na kole i wreszcie wachlarz. Po tym zobiliśmy przerwę na stęp. 
- Mam pomysł - powiedziałam z błyskiem w oku i podjechałam do Jake'a. Zeskoczyłam z wałacha, a gdy dotknęłam ziemi lekko się zachwiałam nie będąc przyzwyczajona do takiej wysokości - Potrzymasz ją chwilę? - poprosiłam podając chłopakowi wodze. 
- Jasne, ale co chesz zrobić...? - spytał lecz ja już pobiegłam po stojaki. Ustawiłam niską 40 centymetrową kopertę i dwie 30 centymetrowe stacjonaty po czym z powrotem wskoczyłam na Shaman'a. Popatrzyłam na Jake'a z szerokim usmiechem niczym małe dziecko dumne ze swej pomysłowości.
- Chyba nie zamierzasz skakać na koniu pociągowym? - spytał zdziwiony.
- Ty mnie chyba nie znasz - zasmiałam się i zagalopowałam. Siwek miał tak powolny galop iż przez pierwszych kilka fuli miałam wątpliwości co do tego czy przeszedł do wyższego chodu. Galopował jakby w zwolnionym tępie, a mnie - dziewczynę niecierpliwą i kochającą prędkość - trochę to denerwowało. Nie mogłam jednak nic na to poradzić więc po prostu usiadłam głęboko w siodle mile zaskoczona tym jaki wałach jest wygodny i najechałam na niski szereg. Zrobiłam półsiad, a koń niezgrabnie i ciężko przeskoczył dwie pierwsze przeszkody. Starałam się jak mogłam utrzymać stałe tępo ale mimo to ostatnia stacjonata spadła na ziemię pchnięta przez ogromne kopyta Shamana.
- Jestem załamana! - powiedziałam klepiąc konia i galopując już dookoła hali - Jak można zrzucić coś mniejszego niż pół metra? - to mówiąc zrobiłąm zabawną minę.

    Po treningu odstawiliśmy konie do stajni i porządnie wyczyściliśmy (również ich kopyta wielkości talerzy). Następnie podeszliśmy do boksu Galicjii, która dalej kaszlała, choć jakby troszeczkę mniej. Otworzyłam boks i weszłam do środka. Zajrzałam do wiaderka z paszą. Było puste. To dobrze; oznacza to, że zjadała tą dziwną cherbatkę Kinzie, która najwyraźniej zaczęła działać. Pogłaskałam klacz.
- No, wszystko zjadła. To znaczy, że wyzdrowieje - oznajmiłam.
- Ale Tajga... - usłyszałam za sobą głos Jake'a.
- Co tam? - podeszłam do boksu na przeciwko. Tajga leżała pod drewnianą ścianą, a wiadro było pełne paszy - No pięknie. Trzeba powiedzieć Kinzie. Ja się nie znam na leczeniu koni.
Wyszliśmy ze stajni, a ja owinęłam się szczelniej szalikiem i przytuliłam do Jake'a.
- Jak ja nienawidzę zimy - mruknęłam.
- Dlaczego? - chłopak zaśmiał się widząc moją niezadowoloną minę.
- Bo nienawidzę zimna. Wolałabym się stopić niż zamarznąć.
- No cóż... - skomentował chłopak.
- Pójdę do domku, bo byćmoże tam jest Kinzie - wyjaśniłam kiedy przeszliśmy już przez całe podwórko - Spotkamy się na jadalni.
- Ok.
Każde z nas poszło w swoją stronę. Brnęłam przez śnieg sięgający kostek mijając przypruszone śniegiem domki innych uczniów i pomagających. Z jednego z nich dochodziła głośna muzyka. Od razu domyśliłam się kto tu mieszka. Podeszłam do uchylonego okna i pomachałam. Kornelly siedząca w środku zauważyłą mnie i ściszyła muzykę.
- Co chcesz? - spytała podchodząc do okna.
- Już to zrobiłaś.
- Co?
- Chciałam żebyś ściszyłą muzykę.
- A komu to przeszkadza?
- Mi na przykład - po tych słowach odeszłam i ruszyłam w stronę mojego domu. W środku zastałam Kinzie i Unlucky. Unlucky siedziała w kuchni czyszcząc swoje ogłowie, a Kinzie na łóżku zszywała moją derkę.
- O jak miło, że zszywasz mi derkę - uśmiechnęłam się na co Kinzie spojrzała na mnie spode łba. Zapewne gdyby chętniej robiłąby coś innego, na przykład czytała, albo rysowała, albo czytała na przykład...
- Coś ważnego? - spytała.
- Tak, Jake zauważył, że Tajga nie je i ciągle leży.
- To nie dobrze - Kinzie od razu poderwała się z miejsca - Zrobiliście coś z tym?
- Skąd! Nie znam się na tym!
- Jak zwykle wszytko na mojej głowe - mamrotała ubierając w pośpiechu kurtkę i już chwilę później nie było jej w domku. W związku z tym udałam się do jadalni. Niestety nie zastałam tam Jake'a tak jak się umawialiśy. Postanowiłam więc na niego zaczekać, a w międzyczasie poprosiłam kucharkę o dwie gorące czekolady i wzięłam do ręki jakąś reklamę sklepu jeździeckiego leżącą na półce i zaczęłam ją czytać.

Jake? Kiedy przyjdziesz? XD

Od June C.D. Evelyn - Koniec podróży

- Hej - odparłam uśmiechając się najbardziej przyjaźnie jak umiałam. Słyszałam do Kinzie, że mają dzisiaj przyjechać dwie nowe dziewczyny, a ja bardzo cieszyłam się, że będę mogła je poznać - Jesteście nowe, prawda?
- Tak - odparła brunetka podchodząc bliżej mnie. Miała piękne falowana włosy. Kiedyś te chciałam takie mieć, ale kiedy stwierdziłam, że nigdy w życiu nie uzyskam takiego efektu po prostu je ścięłam. 
- To super - chodź usilnie się starałam nie udało mi się ukryć podekscytowania - Mam na imię June i też dołączyłam w miarę niedawno, ale jeśli chcecie mogę was oprowadzić, albo pokazać jakie mamy tu konie.
- A masz swojego? - zainteresowała się ta z włosami koloru blond.
- Niestety... - mruknęłam z zakłopotaniem przeczesując krótkie włosy na karku - Ale mam mojego ulubionego świra. Ma na imię Vallor i jest najcudowniejszym kucem jaki istnieje. Właśnie miałam po niego iść na wybieg i przeprowadzić mały trening. Staram się dużo jeździć bo szczerze powiedziawszy jeżdżę beznadziejnie i muszę się trochę podciągnąć.
- Jeśli nie masz nic przeciwko możemy popatrzeć jak jeździsz - zaproponowała Evelyn z uśmiechem - Stwierdzimy czy naprawdę jest tak beznadziejnie jak mówisz.
- Eeee... - zawahałam się - To nie będzie nic ciekawego, ale jak chcecie to możemy pojeździć razem. Macie własne konie?
- Tak - odparła brunetka po czym dodała szybko - Tak w ogóle to mam na imię Samantha, a to jest Evelyn.
- Fajnie. To może wy skoczycie się przebrać, a ja w tym czasie złapię tego wariata - podsunęłam - Macie dużo czasu bo sprowadzanie Vallora z padoku zwykle jest bardzo czasochłonne.
Dziewczyny ruszyły w stronę swojego domku, a ja kopiąc biały puch poszłam starać się złapać Vallora. Może znowu wyląduję w śniegu. Kto wie?

Evelyn? Sorry, że takie krótkie...

niedziela, 25 października 2015

Od Samanthy - Drugi dzień

Od razu przyzwyczaiłam się do tego nowego klubu jeździeckiego. Był nawet podobny do mojej starej stadniny w Californi chciaż ona była większa i bardziej sprotowa. Drugiego dnia po przyjeździe do klubu wstałam wcześnie rano i obudziłam śpiącą na łużku obok Evelyn , która niechętnie wstała ponieważ była zmęczona po długiej prodróży przez , którą musiała cały czas prowadzić samochód. Ubrałam się w strój jeździecki i poszłam z kuzynką na śniadanie. Po śniadaniu chciałam pojeździć na moich koniach. Pod stajnią zobaczyłam tą kotkę Sannę. Wzięłam ją na ręce i zaczęłam ją głaskać. Evelyn nie lubi kotów, woli psy, zupełnie odwrotnie jak ja i pewnie gdby tu była kazałaby mi puścić tego kota. Ale na szczęście ona poszła gdzieś na pastwisko do Jevery'ego. Kiedy już pogłaskałam kota poszłam do stajni do boksu Casino. Klacz zarżała i zaczęła się cofać i kręcić w kółko tak że ledwo ją osiodłałam. Kiedy ją prowadziłam przed stajnią wyrywała mi się strasznie jak zwykle. Poszłam z nią na tor wyścigowy ale niestety był zajęty. Zobaczyłam tam jakiegoś chłopaka na czarnym koniu. Musiałam poczekać aż skończy trening , a w tym czasie Casino prawie mi rękę urwała. 
-No narszecie - mruknęłam kiedy tor się zwolnił i wsiadłam na klacz która od razu pognała cwałem tak szybko , że nie mogłam jej zatrzymać. Po treningu stwierdziłam , że Casino jeszcze się nie zmęczyła więc pojechałam na halę żeby trochę na niej poskakać. Po drodze spotkałam jaką dziewczynę.
-Jak masz na imię ? - spytała dziewczyna , która prowadziła na uwiązie kasztanowatego konia - Nigdy cię nie widziałam. Jesteś nowa ? 
-Ta jestem nowa , przyjechałam wczoraj z moją kuzynką , mam na imię Samantha a ty?
-Kornelly - powiedziała wesoło.
-To twój koń ? - zapytałam wskazując kasztanowatego konia.

Kornelly?

Od Jake'a C.D. Rebeki - Pierwszy śnieg

Zima rozszalała się w środku jesieni. Rzadko się tak zdarzało. Chwyciłem dwa uwiązy i poszliśmy na pastwisko. Dwa wielkie konie zimnokrwiste od razu rzucały się w oczy.
-Jeszcze raz, jak mają na imię?-zapytałem.
-Cavalda i Shaman-odpowiedziała Rebeka. Podszedłem do Cavaldy i pogłaskałem ją delikatnie po pysku. Parsknęła a z jej chrap wyleciała para. Przypiąłem uwiąz do jej kantara. Rebeka zrobiła to samo z Shamanem.
-Idziemy?-spojrzałem na dziewczynę.
-Jasne. Nie ma co stać na mrozie-uśmiechnęła się. Zaprowadziliśmy konie do stajni. Kinzie już nie było.
-Które to jej siodło?
-Chyba go jeszcze nie rozpakowali. Chodź, znajdziemy je-powiedziała chwytając moją dłoń. Znaleźliśmy je od razu bo leżały na środku siodlarni. 
-Zaniosę ci-uśmiechnąłem się gdy dziewczyna schylała się po siodło.-Ty możesz wziąć czapraki i ogłowia.
-No dobrze-odparła. Osiodłaliśmy konie i weszliśmy na pustą halę. Dosiadłem klaczy i przycisnąłem łydki do jej boków. Ruszyła spokojnym stępem.
-Uhh...Ale się dziwnie na niej czuję-mruknąłem.
-Dlaczego?
-Bo Nord zmieściłaby się w niej dwa albo nawet trzy razy. Nie jestem przyzwyczajony do takich koni
Dziewczyna podjechała do mnie i pocałowała mnie w policzek.
-Będzie dobrze-szepnęła mi do ucha i popędziła swojego konia do kłusa. Cavalda ruszyła zaraz za Shamanem. 

<Becky?>

sobota, 24 października 2015

Od Evelyn - Koniec podróży

Jechałyśmy już bardzo długo więc byłam zmęczona i głowa mnie bolała. Spałam chyba tylko parę godzin. 
-Długo jeszcze ?!-zapytała nagle Sam, która siedziała w samochodzie obok mnie i słuchała muzyki na słuchawkach.
-Przestań się pytać ! 
-A ty się uspokuj i na mnie nie krzycz !-krzyknęła i odwróciła się ode mnie.
-Jestem zmęczona i chcę już dojechać , jesteśmy już blisko więc siedź cicho i czekaj cierpliwie.
-Ja tam sobie mogę być cierpliwa ale konie nie-powiedziała bo konie już kopały w przyczepę i rżały i bardzo się denerwowały.
-Widziesz tamten pagórek ?
-No...
-To za nim jest klub jeździecki.
-Świetnie!-powiedziała Samantha i uśmiechnęła się i zaczęła się zbierać do wyjścia.
Już po chwili dojechałyśmy do klubu jeździeckiego. Wysiadłyśmy na parkingu i wyjęłyśmy wszystkie nasze mnustwo bagaży.
-To ja idę do domku a ty mi weź konie-powiedziała Samantha.
-O nie moja droga ! Sama sobie bierz swoje koniki !
Zatrzymałam ją i wcisnęłam jej do ręki uwiązy z końmi. Sam nie była zadowolona ale trudno. Poprowadziłyśmy nasze konie do wolnych boksów , po drodze Jevery rozglądał się ciekawie do okoła i wszystkiemu się przyglądał , a Sky szedł i patrzł na inne konie. Przede mną szła Samantha z końmi i widziałam , że Casino jak zwykle się rwie , a Merci idzie bardzo spokojnie i dumnie. 
Po zaprowadzeniu koni do boksów spotkałyśmy panią Helen z którą już kiedyś rozmawiałyśmy przez telefon jak umiawiałyśmy się kiedy mamy przyjechać.
-Dzieńdobry-przywitałyśmy sie.
-Dzieńdobry jestem Helen , a wy jesteście pewnie te dwie które dzisiaj miały przyjechać , Samantha i Evelyn ?
-Tak-powiedziałam.
-Dobrze , zamieszkacie razem w domku. Pani Helen zaprowadziła nas do naszego domku gdzie rozpakowałyśmy się usiadłyśmy na naszych łóżkach.
-Nie jestźle-powiedziałam.
-Tak , tylko jakby nie mieszkała z tobą.
-Oj przestań przestań wiem , że tak nie myślisz.
Po chwili znudziło nam się siedzenie w domku i wyszłyśmy pooglądać tutejsze konie. Nagle zauważyłyśy jakąś dziewczynę.
-Cześć !-przywitałam ją.

Jakaś dziewczyna?

piątek, 23 października 2015

Witamy Evelyn Bein i Samanthę Wels!

Imiona: Evelyn Ruth
Nazwisko: Bein
Wiek: 16 lat
Charakter: Evelyn jest miła, ciepła i przyajcielska a także pomocna. Zawsze służy dobrą radą i chętnie wszystkim pomaga. Jest cierpliwa i lubi tłumaczyć. Evelyn łatwo zdobywa przyjaciół i szybko ich nie traci. Uwielbia swoją młodszą kuzynkę chciaż często się kłucą. Evelyn do koni podchodzi z dużą cierpliwością i nigdy na nie nie krzyczy ani ich nie kara. Uwielbia duże garbonose konie, a swoich nie zamieniłaby na inne. Jest uprzejma i taktowna ale kiedy trzeba potrafi wyrazić szczerze swoją opinię. Czasami zdaża jej się, że przez cały dzień nie potrafi ani na chwilę zamilknąć co bardzo denerwuje Samanthę. Jest mądra i szybko się uczy. Lubi się śmiać ale nie z byleczego. Wadą Evelyn jest jej ufność. Nie jest naiwana ale bardzo ufan i zaufa i uwierzy każdemu.
Historia: Urodziła się w Californi, a już od najmłodszych lat mama przekonywała ją do jazdy konnej. Na początku Evelyn wcale nie chciała jeździć konno i wolała ganiać gdzieś z przyjaciółmi, których miała mnóstwo (właściwie zastępowali jej rodzeństwo ponieważ była jedynaczką). W końcu Evelyn zgodziła się spróbować jeździć i teraz nie może bez tego żyć. Jeździła w pewnej stadninie w Californi gdzie dzierżawiła wałacha Sky. Rok później zaczeła tam też jeździć jej kuzynka. Razem jeździły przez bardzo długi czas. W końcu dostała na własność wałacha, apotem kolejnego. Wreszcie przeprowadziła się z Samanthą do Wirginii.
Rodzina: rodzice - Rachel i Joseph | kuzynka - Samantha | ciocia - Juliet.
Chłopak: Szuka, szuka i znaleźć nie może...
Przyjaciele: Szuka, szuka i wciąż jej mało...
Koń: Sky i Jevery
Hobby: Dużo czyta, gra w szachy i inne gry planszowe, lubi pisać, gra na skrzypcach i uczy się grać na pianinie.
Doświadczenie: 10 lat
Specjalizacje: ujeżdżenie (wyższa szkoła jazdy), sport, rekreacja
Domek: z Samanthą
Gracza: Milajna


Imiona: Samantha Lucy
Nazwisko: Wels
Wiek: 15 lat
Charakter: Samantha jest bardzo lojalna wobec swoich przyjaciół, których w sumie nigdy nie miała za wiele i swojej kuzynki. Bardzo ją lubi mimo, że często się kłucą. Jest odważna, zdecydowana, nie boi się ryzyka, lubi małe szybkie konie. Sama też szybko biega. Sam lubi się ścigać i uwielbia wygrywać. Jest tak uparta jak mało kto i jak chce wygrać to zrobi wszystko dla tego ciężko jest z nią rywalizować. Czasem myśli trochę pesymistycznie ale jednak jest bardzo podobna do swojej wesołej kuzynki, którą przez całe dzieciństwo naśladowała i brała jako wzór. Samanthę łatwo jest zdenerwować i dużo rzeczy bierze na poważnie ale to nie znaczy że nie ma humoru. Lubi się śmiać ale bywa też sarkastyczna.
Historia: Urodziła się w Californi, a już od najmłodszych lat mama przekonywała ją do jazdy konnej. Już w wieku czterech lat została wsadzona na konia ale jeździć zaczęła dopiero jka miała sześć lat. Jeździła w pewnej stadninie w Californi razem z kuzynką, która była jej ideałem i którą zawsze naśladowała. Razem jeździły przez bardzo długi czas. Od kuzynki nauczyła się dużo o koniach między innymi różnych sztuczek z wyższej szkoły jazdy, a potem uratowała klacz Merci przeznaczoną na rzeź. Ale oprócz tego Sam lubiła się też ścigać i na początku ścigałą się na kucykach, a potem na koniach. Na 12 urodziny dostała klacz Casino żeby mieć na kim się ścigać. Wreszcie przeprowadziła się z Evelyn do Wirginii.
Rodzina: rodzice - Juliet i Ronald | brat - Kevin | kuzynka - Evelyn | ciocia - Rachel.
Chłopak: Szuka
Przyjaciele: Jeszcze z nikim się nie zaprzyjaźniła.
Koń: Casino i Merci
Hobby: Uwielbia słuchać muzyki (popu i rock'a) ponieważ to pomaga jej się skupić, a ajk nie może słuchać to wtedy śpiewa ponieważ to też bardzo lubi. 
Doświadczenie: 9 lat
Specjalizacje: wyścigi, ujeżdżenie (wyższa szkoła jazdy), sport
Domek: z Evelyn
Gracza: Milajna

Od June C.D. Kinzie - Wspólny teren

- Było super! - wysapałam ciągle z trudem łapiąc oddech. Z szerokim uśmiechem podeszłam do dziewczyn kuśtykając lekko. 
- Nic ci nie jest? - spytała Kornelly podając mi wodze Vallora. Odebrałam od nie kuca i nieco niezgrabnie dosiadłam. Gdyby nie to, że przed chwilą mnie zrzucił z przyjemnością pogłaskałabym go po spoconej szyi. Wspaniałe uczucie wolności i niezależności jakie zrodziło się we mnie gdy puściłam wodze Valla wciąż trwało. To była właśnie jego zasługa.
- Nie - odparłam uśmiechając się najszerzej jak było to możliwe.
- Jak ty to właściwie zrobiłaś? - spytała Rebeka przytrzymując Hrfana, który wyrywał się do dalszego biegu. No tak... Tego nie wzięłam pod uwagę. Nigdy nie przejmowałam się tym co powiedzą o mnie inni, ale dziewczyny stawały się moimi przyjaciółkami i nie chciałam żeby się ze mnie wyśmiewały. W końcu próbowałam zrobić coś co tak naturalnie zrobiły Rebeka i Kinzie.
- No wyduś to z siebie - zachęciła mnie Allijay z uśmiechem. Ruszyłyśmy stępem z powrotem w stronę stadniny. Kłamstwo, którym czasami rozwiązywałam problemy też odpadało. Jak już wspomniałam zaczęłam zaprzyjaźniać się z moimi współlokatorkami, Kornelly no i z Allijay.
- PuściłamVallorowiwodze - mruknęłam na jedynym wydechu. 
- I jechałaś jak Kinzie i Rebeka? - upewniła się Allijay.
- No tak - jęknęłam czując jak na policzki wstępują mi rumieńce - I Vallor wierzgnął.
- Nie przejmuj się - uspokoiła mnie Kornelly - Ja też bym spadła. Nawet spadłam kiedy starałam się złapać Vallora. Widzisz? Nie jesteś sama.
Nie wiem czemu, ale słowa Corn nie bardzo mnie pocieszyły. Do końca terenu nie odzywałam się słuchając tylko rozmowy dziewczyn. Po powrocie do ośrodka rozsiodłałyśmy konie i wyprowadziłyśmy na pastwisko. 
- Co teraz robimy? - spytała z uśmiechem Kinzie.
- Hmmm... - zastanowiła się Rebeka.
- Upieczmy ciasto! - zawołała uradowana swoją pomysłowością Kornelly - Takie pyszne, czekoladowe.
- Dobry pomysł - zgodziłam się i wszystkie pięć ruszyłyśmy do klubowej kuchni. Po drodze spotkałyśmy Helen niosącą do biura stertę drobno zapisanych kartek.
- June - zatrzymała mnie uśmiechając się przyjaźnie - Jutro przyjadą twoi rodzice przywieźć ci perkusję. Musicie na nią zrobić miejcie w pokoju. Pytali mnie o zgodę telefonicznie i powiedziałam im, że nie ma z tym najmniejszego problemu.
- Dziękuję - odwzajemniłam jej uśmiech i wraz z koleżankami poszłam dalej.
- Grasz na perkusji? - spytała Rebeka ze zdziwieniem.
- Tak - potwierdziłam - Ale spokojnie, nie będę wam przeszkadzać.
- No coś ty - zaśmiała się Kinzie - Z chęcią posłuchamy jak ci idzie granie. Prawda Becky?
Blondynka nie wydawała się być przekonana, ale ostrożnie pokiwała głową. W domku wspólnym było o wiele cieplej niż na zewnątrz gdzie mimo słonecznej pogody było bardzo zimno. Kurtki i rękawiczki zostawiłyśmy na jednym ze stołów w jadalni i przeszłyśmy do niedużego pomieszczenia w którym zaczęłyśmy szukać odpowiednich składników do ciasta. W końcu wszystko udało nam się znaleźć i zabrałyśmy się do przyrządzania.
- June rozbijesz jajka do tego garnka? - spytała Kinzie, która najlepiej z nas umiała gotować. Kiwnęłam i uważnie zaczęłam wykonywać moje zadanie. Nigdy nie umiałam dobrze gotować, a jedyne potrawy jakie mi wychodziły to makaron, naleśniki i sałatka. No i jeszcze owsianka oraz ryż. Poza tym zawsze zdana byłam na mamę albo tatę bo oboje byli świetnymi kucharzami. Daniel odziedziczył po nich tą zdolność co czasami udawało mi się wykorzystać. Rebeka z jadalni przyniosła radio i puściła muzykę. Wszystkie zaczęłyśmy podrygiwać w jej rytm, a co poniektóre podśpiewywały słowa piosenki.
- Gotowe szefowo - uśmiechnęłam się podając Kinzie garnek.
- Bardzo dobrze dziecko - ruda zwróciła się do mnie jak do małej dziewczynki po czym obie parsknęłyśmy śmiechem. Pod czas kiedy Kornelly mozoliła się nad wysmarowaniem tortownicy masłem Becky i Allijay na środku kuchni wykonywały szaleńczy układ taneczny.
- Już prawie gotowe - oznajmiła Kinzie dodając moje jajka do ciasta i zręcznie mieszając.
- Zawołajcie mnie jak już się upiecze - oznajmiłam szybko przechodząc do jadalni i zabierając stamtąd moje rzeczy.
- A gdzie idziesz?! - zawołała za mną Corn.
- Będę w stajni! - zawołałam, nie była to jednak całkowicie prawda. Miałam zamiar sama trochę poćwiczyć. Piekąc ciasto nie poprawię moich umiejętności jeździeckich, a zdałam sobie sprawę, że to jak jeżdżę zaczyna mi coraz bardziej przeszkadzać. W stajni w której nauczyłam się jeździć wszyscy jeździli mniej więcej tak, jak ja i byłam uważana za tą lepiej jeżdżącą. Westchnęłam chwytając wiszący na koniowiązie uwiąz i truchtem pobiegłam na pastwisko. 
- No to będzie zabawa - prychnęłam sarkastycznie patrząc na pasącego się po drugiej stronie pastwiska kuca. 
- Vallor! - zawołałam wyjmując z kieszeni smakołyk. Może to pomoże? Widziałam jak większość klubowiczów wytrenowała swoje konie tak, że przybiegały kiedy zawołało się ich imię. Miałam zamiar zrobić to samo z Vallorem żeby już nie musieć uganiać się za nim po całym pastwisku. Zapewne prościej byłoby wybrać sobie innego konia, ale ja za bardzo polubiłam tego upartego kuca żeby teraz z niego zrezygnować. Konik podniósł głowę słysząc swoje imię, ale widząc mnie natychmiast zabrał się do ponownego jedzenia. 
- Aaaa! - krzyknęłam poirytowana idąc w jego stronę - Nienawidzę cię!
Oczywiście nie była to prawda, ale nie zamierzałam mu tego mówić. Może chociaż troszeczkę zależy mu na tym żebym go lubiła? Nie... To przecież nie możliwe. Jedyne co Vallor najwyraźniej lubi to jedzenie i widok mnie na ziemi. Kiedy już prawie podeszłam do kuca ten brykając odbiegł na przeciwległy koniec pastwiska, tam skąd dopiero co przyszłam.
- Dzięki! - zawołałam za nim. Pobiegłam za nim oddychając ciężko. Przypomniały mi się lekcje WF'u w szkole. Dla czego nie przykładałam się do nich bardziej? Parę metrów przed Vallorem zwolniłam i wyciągnęłam w jego kierunku smakołyka. Wyciągnął głowę i chwycił przysmak w zęby. Pochyliłam się żeby chwycić za kantar kuca, ten jednak wycofał głowę błyskawicznie tak, że upadłam twarzą w mokrą od popołudniowej rosy trawę. Poczułam jak Vall wargami stara się chwycić moją kurtkę łaskocząc mnie przy tym.
- Chcesz jeszcze smakołyków? - spytałam go odwracając się na plecy i patrząc z dołu na zwieszony nade mną łeb kuca - Muszę cię rozczarować grubasku. Dostaniesz tylko jeśli będziesz dziś grzeczny.
Chwyciłam kantar Vallora i podciągnęłam się do góry za jego grzywkę. Przypięłam uwiąz do bordowego kantara konika zanim zdążył znowu mi uciec. Wyprowadziłam go z pastwiska z żółknącą już trawą i zamknęłam za sobą bramkę. Przywiązałam go w przejściu między boksami i zabrałam się za czyszczenie. Kiedy brudno siwa sierść kucyka puszysta na nadchodzącą zimę połyskiwała na tyle na ile może błyszczeć sierść kuca przeczyściłam jeszcze brudne od błota kopyta i osiodłałam go wybierając stadninowy, gdyż własnego nie posiadałam, czaprak w kolorze liliowym sprzęt należący do Vallora oraz fioletowe ochraniacze. 
- Wyglądasz pięknie - powiedziałam prowadząc go na halę na której ustawiony był parkur wysokości czterdziestu centymetrów. Uznałam, że to bardzo dobra wysokość na ćwiczenie precyzji skoku u Valla i oczywiście mojego fatalnego dosiadu. Zatrzymałam kuca na linii środkowej, po dociągnięciu popręgu i opuszczeniu strzemion dosiadłam go szybko. Delikatnym sygnałem łydki nakazałam mu stęp, a kiedy to nie zadziałało i konik udawał, że wcale nie poczuł mojego sygnału przyłożyłam łydki po raz kolejny tym razem mocno. Kuc podskoczył do góry, ale potem ruszył żwawym stępem do przodu. Stępowałam przez dziesięć minut prowadząc mojego wierzchowca między przeszkodami żeby się z nimi oswoił oraz po najróżniejszych figurach. W końcu zakłusowałam anglezując w rytm chodu Valla. Kuc chodził trochę na boki, ale nie miałam z nim większych problemów. Po zrobieniu kilku wolt w kłusie oraz zatrzymaniach Vallora, bardziej udanych lub mniej zmusiłam go do galopu. Wierzgnął energicznie parę razy, ale cudem udało mi się nie spaść. Starał się też ponieść, ale gdy tylko przyśpieszał robiłam ciasną woltę uniemożliwiającą mu rozwinięcie prędkości. Jak na razie byłam bardzo zadowolona z tego jak mi idzie. W galopie siedziałam swobodnie, a łydki, które czasami przesuwały mi się za bardzo do przodu trzymałam w odpowiedniej pozycji. Postanowiłam, że od teraz będę trenować intensywniej i takim sposobem podciągnę się do poziomu na jakim jeżdżą moje koleżanki. Nakierowałam kuca na pojedynczą kopertę, którą ładnie przeskoczył prawie nie odbijając się od ziemi.
- Za nisko, co? - spytałam poklepując go po szyi i skręcając na wyższą stacjonatę za którą tworząc szereg stały dwie kolejne. Skup się, skup się - powtarzałam sobie w myślach siadając głębiej w siodło i delikatnie unosząc biodra pod czas skoku. Po przeszkodzie Vallor bryknął lekko, ale mimo to udało mi się nie stracić nad nim kontroli i nawet nie zachwiać na jego grzbiecie. Drugą przeszkodę pokonał równie ładnie co poprzednią, ale przed trzecią stacjonatą zatrzymał się stając dęba, zrzucając mnie ze swojego grzbietu i galopując w przeciwnym kierunku. 
- Jasne - mruknęłam podnosząc się i otrzepując z trocin. Kuc zatrzymał się w narożniku obwąchując znajdującą się tam kupę. Podeszłam do niego i choć chciał odskoczyć złapałam mocno za wodze i dosiadłam z powrotem. Zrobiłam jedno okrążenie kłusem po czym ponownie najechałam na szereg. Tym razem oboje pokonaliśmy go bezbłędnie. 
- June! Gdzie jesteś? - usłyszałam krzyk Kinzie.
- Tutaj! - zawołałam głaszcząc kuca energicznie, zeskakując z niego i podając mu smakołyka. To był na prawdę udany trening.

Kinzie? Co wy robiłyście w tym czasie?