Zaczął się dzień zawodów. Nie stresowałam się wogóle chcociaż wiedziałam, że może być źle. Ćwiczyłam to z Casino wiele razy ale z nią to nigdy nic nie wiadomo. Czekałam w stajni na rozpoczęcie zawodów , a moja klacz była już wyczyszczona na błysk i z zaplecionym ogonem i grzywą. Czekała grzecznie jak nigdy w życiu i nawet nie zarżała , nawet się nie wierciła.
-Może nie będzie tak źle?-pomyślałam i pogłaskałam klacz.
-Chodź , już czas-Evelyn przeszła obok mojego boksu prowadząc swojego konia osiodłanego i już gotowego do wyruszenia na zawody.
-Dobra-wyprowadziłam Casino i poszłam za innymi na tor przeszkód. Jechałam ostatnia. Kiedy wszyscy już pojechali wsiadłam na klacz i pogoniłam ją. Ruszyła tak szybko że strąciłam żywopłot. Potem pojechałam pod górkę , a to trochę ją spowolniło. Jednak na szczycie przeskoczyła dwie kłody za jednym razem jak okser zamiast jedna za drugą. Przez to prawie wypadłam z siodła.
-Cas! To nie okser!-powiedziałam i zjechałam z górki ślizgając się. Prezprowadziłam Casino przez bramkę i wskoczyłam na nią w biegu i pokonałam slalom i płot z dużym zapasem. Wróciłam n amiejsce mety i Helen ogłosiła przrwę. Wszyscy zawodnicy siedli pod drzewem jedząc i pijąc głodni po pierwszej części zawodów. Wypiłam wodę i zjadłam kilka kanapek. Cas stała w tym czasie przywiązana do drzewa. Ale nagle coś ją spłoszyło i uciekła.
-Casino nie!-krzyknęłam biegnąc za nią tak szybko jak mogłam. Wreszcie z pomocą innych klubowiczów złapałam ją i spóźniona dotarłam na próbę chodów. Kiedy jechałam szybkim stępem arab zarzucał łbem i chętnie szedł do przodu. Kiedy jechałam galopem bardzo starałam się ją przytrzymać ale ruszyła cwałem. Wykręciłam kółko i zatrzymałam ją.
-No ładnie-mruknęła Helen.
-Dziękuję.
Po drugiej przerwie przyszedł czas na ostatni etap czyli próbę terenową.
- Macie tu trasę jaką macie przejechać w ciągu trzech godzin - powiedziała Helen dając nam mapy. Po nauczeniu się trasy każdy z nas po kolei wyjechał w teren. Droga bardzo mi się dłużyła więc postanowiłam pogalopować. Zawsze miałam bardzo dobrą orientację w terenie więc ani razu się nie zgubiłam. Cwałowałam przez rozległe zielone pola aż klacz nie zmnęczyła się i nie zaczęła parskać i zatrzymywać się. Wtedy zwolniłąm do spokojnego galopu i tak wróciłam już do stadniny.
Na miejscu było już parę osób ale nie było jeszcze Evelyn.
- I jak? - spytałam Helen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz