Na parkingu obok samochodu Helen stało jeszcze dużo innych przyczep dla koni zapewne należących do startujących z innych stajni. Przy koniowiązach przed wielką stajnią parę osób oporządzało swoje konie, a między nimi przechadzał się trener z firmową koszulką Golden Hill wydając polecenia. Koło nas przeszła jakaś dziewczyna z włosami zafarbowanymi na mocny czerwień prowadząc karego konia niespokojnie dreptającego u jej boku. Obrzuciła nas pogardliwym spojrzeniem i weszła na halę.
- Fajny kolorek - zaśmiałem się opuszczając rampę, a kiedy zniknąłem już w przyczepie po stronie Sev'a dodałem - Tylko trochę ciemniejsze od twoich Kinz.
- Zamknij się! - zawołała jednak zdołałem usłyszeć jej śmiech - Jeśli jeszcze raz coś takiego powiesz do końca zawodów się do ciebie nie odezwę.
- Jasne - parsknąłem ostrożnie wyprowadzając mojego wałacha - Nie wytrzymałabyś do wieczora.
- A chcesz się załorzyć? - spytała pewnym siebie tonem.
- Dobra - zgodziłem się - Jak przegrasz to będę mógł cię pocałować - zarządałem z chytrym uśmieszkiem.
- Błagam cię McCartney - prychnęła Rebeka przytrzymując wyrywającego się Harfana, który za nic nie chciał spokojnie zejść po rampie - Po pierwsze zaraz zwrócę, a po drugie ŻADNA dziewczyna w życiu nie chciałaby się z tobą całować. Jesteś na to za tępy poza tym...
- Zgadzam się - powiedziała Kinzie z uśmiechem - Od teraz nie odezwę się do ciebie aż do rana.
Na twarzy Becky malowało się skrajne zaskoczenie kiedy ja i Ruda uścisnęliśmy sobie dłonie tym samym pieczętując nasz zakład.
- Chodź Jake - blondynka zwróciła się do swojego chłopaka ze zniesmaczoną miną - Spytamy co z końmi. Nie chcę spędzać więcej czasu w towarzystwie tych głuptasów. Kinzie chyba zaraziła się od Ashtona.
- To jak ci minęła podróż? - spytałem Kinzie z szerokim uśmiechem odprowadzając wzrokiem odchodzących Becky i Jake'a. Dziewczyna pokazała mi język i ruszyła za przyjaciółmi doganiając ich biegiem.
- No to zostaliśmy sami stary - zwróciłem się do Seven Days'a, który znudzony skubał moją kieszeń w poszukiwaniu smakołyków. Ruszyłem w stronę stajni zatrzymując się po drodze przy hali. Czerwonowłosa dziewczyna kłusowała właśnie po wolcie ze swoim karym koniem. Klacz ganaszowała się mocno pod wpływem zgrabnej dłoni dziewczyny. Po wyjeździe z koła pogoniła wierzchowca do galopu i najechała na metrowy szereg jokerów. Koń zawahał się przed przeszkodą, ale gdy dziewczyna trzykrotnie przyłorzyła mu batem skoczył wybijając się wysoko. Po szeregu wykonała ciasny zakręt i najechała na tripple barre równie brutalnie używając bata. Klacz strąciła dwie poprzeczki, a po przeszkodzie wierzgnęła lekko. Dziewczyna niezadowolona szarpnęła za wodze i znów użyła bata. Pewnie miała zamiar startować w zawodach, a patrząc jak traktuje konia zastanawiałem się które miejsce zajmie postępując w ten sposób.
- Chodź Ash - za mną pojawił się Jake również przez chwilę przyglądając się dziewczynie - Mamy boksy dla koni, a dobrze by było żebyście jeszcze poćwiczyli przed pójściem spać.
- Okay - zgodziłem się z nim prowadząc Days'a za chłopakiem w stronę niedużego namiotu przy stajni najpewniej dla koni zawodników z innych ośrodków. Rebeka właśnie prowadziła wykopującego do obcych koni Harfana między boksami.
- Uważaj żeby sobie nóżki twój konik nie nadwyrężył - zakpiłem z uśmiechem.
- Siedź cicho Ashton! Zobaczymy co bułeczka odwali na hali. W końcu będzie tam po raz pierwszy. Jesteś pewien, że jest na to gotowa? - dziewczyna wprowadziła konia do jednego z wolnych boksów z tyłu namiotu. Kinzie bez słowa przytrzymała mi drzwi do boksu, tak żebym mógł tam wprowadzić Seven'a. Wałach najpierw ostrożnie zajrzał do środka, ale potem pewnie wszedł do boksu, mimo że podłoga trzeszczała niepokojąco. Ścigając się szybkim krokiem (w stajni nie wolno przecież biegać) poszliśmy z Becky do samochodu po sprzęt naszych koni.
- Pierwszy! - zawołałem z tryumfem.
- Pfff... - prychnęła dziewczyna ze wzgardą - Dałam ci fory. Po prostu nie chciałam żebyś się załamał psychicznie. W cieniu mojej świetności możesz czuć się trochę głupio.
- Och jak miło, że o mnie pomyślałaś - zironizowałem wracając do namiotu. W osiodłaniu Sev'a pomogła mi Kinzie jednak nie odezwała się ani słowem chodź prowokowałem ją do tego ile mogłem.
- Wiesz o której jutro startujemy? - spytałem Kinzie na co dziewczyna spiorunowała mnie wzrokiem.
- Przejazdy w klasie CC zaczynają się o dziewiątej trzydzieści przygłupie! - zawołała do mnie Rebeka z boksu obok. Ignorując ją wyprowadziłem Seven'a z boksu i poprowadziłem w stronę hali. Kinzie szła obok mnie patrząc na konie wystawiające głowy z boksów.
- Ten izabelowaty jest piękny, co nie? - zagadnąłem wskazując na kuca na którym dłużej zatrzymała swoje spojrzenie. Otworzyła usta jakby chciała mi odpowiedzieć, ale natychmiast je zamknęła szturchając mnie ze złością.
- Becky powiedz Ashowi, że go nie lubię - powiedziała ruda do blondynki prowadzącej szczurzącego się Harfana za nami.
- Ash głupku - zaczęła Rebeka pozornie poważnym tonem - Twoja kochana Kinzie cię nienawidzi, prawie tak bardzo jak ja.
- Wmawiajcie sobie - zaśmiałem się - Mnie po prostu nie da się nie lubić.
- Pewnie, że nie - prychnął Jake włączając się do rozmowy - Przecież jesteś taki skromny.
Pokręciłem głową ze śmiechem i wszedłem na halę gdzie w dalszym ciągu ćwiczyła czerwonowłosa dziewczyna. Widząc nas z wyższością uniosła podbródek i przeskoczyła tripple barre'a tym razem bez zrzutki.
- Chyba myśli, że jest od nas lepsza - Rebeka zachichotała wrednie. Skinąłem dosiadając wałacha i ruszając stępem dookoła hali. Kara klacz znów strąciła poprzeczkę jednej z przeszkód za co porządnie oberwała.
- Jak masz na imię? - spytałem ją, kiedy w końcu skończyła bić konia.
- Felicity - odparła obrzucając mnie gardzącym spojrzeniem. Różniło się ono do tych jakie posyłała mi Becky i już wiedziałem, że dziewczyna będzie moim wrogiem.
- W takim razie Felicity - Rebeka z obrzydzeniem wypluła jej imię - Powinnaś wiedzieć, że znęcanie się nad koniem nie rozwiąże problemu.
- Zamknij ryj i zajmij się własnym koniem - warknęła dziewczyna opuszczając halę kłusem.
- Głupa - prychnąłem, a Rebeka chyba po raz pierwszy odkąd ją znam zgodziła się ze mną. Rozprężyliśmy konie i zaczęliśmy skakać. Jak na razie Seven zachowywał się świetnie i ani razu się nie spłoszył. Dopiero, kiedy po raz trzeci jechałem całą kombinację przeszkód, którą Jake i Kinzie podnieśli o parę centymetrów, kiedy Harfan i Days już się trochę rozskakały przed prawie półtora metrową stacjonatą Sev odskoczył gwałtownie po czym pognał na drugi koniec hali potykając się po drodze tak mocno, że prawie się wywrócił. Gdy się zatrzymał dla pewności zsiadłem z niego sprawdzając czy nic sobie nie zrobił. Kinzie podbiegła do mnie z nieco przerażoną miną.
- Nic sobie nie zrobił? - spytała - To wyglądało dość poważnie.
Zamiast odpowiedzieć uśmiechnąłem się szeroko, a w tej samej chwili również do dziewczyny dotarło, że przegrała.
Kinzie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz