Kiedy już wprowadziłam kuca do boksu odetchnęłam głęboko przytulając się do jego gęstej sierści. Zastanawiałam się dlaczego akurat teraz musiało mi pójść tak fatalnie. Miałam nadzieję, że chłopak zachowa się nieco inaczej i znajdzie w sobie trochę zrozumienia. Liczyłam również na to, że zrobię na nim lepsze wrażenie. Teraz jednak to żeby pokazać mu, że tak naprawdę nie zawsze jestem taką ofermą graniczyło z cudem. Wyszłam ze stajni i sprintem przebiegłam przez trawnik pogrążony w ciemności i zwolniłam dopiero przed drzwiami do jadalni, które otworzyłam energicznie i z impetem wpadłam do środka. Poczułam jak po całym moim ciele rozchodzi się przyjemne ciepło. Przy stoliku najbliżej kominka siedziały moje przyjaciółki pijąc herbatę. Nieco z tyłu dostrzegłam również Luke'a, ale starałam się zignorować jego niechętne spojrzenia kierowane w moją stronę.
- Cześć - przywitałam się z Kinzie i Rebeką nakładając sobie dwa naleśniki z dżemem i bitą śmietaną jakie zostawiły dla mnie po kolacji, która zapewne dobiegła już końca.
- Co ty robiłaś w tej stajni tak długo? - spytała Rebeka ze zdziwieniem.
- Vallor zwiał z boksu i Luke pomagał mi go łapać - wyjaśniłam wkładając do ust pierwszy kęs naleśnika.
- Luke ci w czymkolwiek pomógł? - zdziwiła się Kinzie.
- Też byłam zaskoczona - odparłam rzucają chłopakowi ukradkowe spojrzenie. Przeglądał coś w swoim telefonie pijąc w między czasie herbatę. Najwyraźniej poczuł, że ktoś mu się przygląda bo podniósł wzrok wbijając go we mnie. Błyskawicznie spojrzałam na mój talerz usprawiedliwiając palące policzki panującą w pomieszczeniu temperaturą.
- Idziemy się położyć? - spytałam ziewając i zbierając brudne naczynia z naszego stolika.
- Jestem za - odparła Rebeka odkładając pismo jeździeckie jakie przed chwilą przeglądała na szafkę przy kominku. Odniosłam naczynia do kuchni i dogoniłam dziewczyny, które właśnie wychodziły z jadalni. Po wejściu do pokoju w którym po wyprowadzce Unlucky panował mały bałagan każda z nas wzięła prysznic.
Obudziłam się bardzo wcześnie, ale dziewczyn i tak nie było już w pokoju. Pośpiesznie ubrałam się w strój do jazdy i wybiegłam z pokoju. Na zewnątrz było bardzo zimno, ale świeciło słońce odbijając się od śniegu, kóry połyskiwał delikatnie. Truchtem na rozgrzewkę pobiegłam na jadalnię. Przy jednym ze stolików siedziała Kornelly wpychając sobie do buzi pokaźnej wielkości kanapkę z czymś co wyglądało conajmniej dziwnie. Ponieważ w pomieszczeniu nie było nikogo innego dosiadłam się do niej.
- Hej Corn - uśmiechnęłam się do trzynastolatki.
- Cześć - odparła w przerwie pomiędzy kęsami swojej monstrualniej kanapki.
- Wiesz gdzie są Rebeka i KInzie? - spytałam robiąc sobie kanapkę z serem, pomidorem i sałatą.
- Chyba w stajni - wyjaśniła - Wpadły tylko na chwilę szybko zjeść śniadanie.
- Dzięki - posłałam jej pośpieszny uśmiech i chwytając kubek z kakaem i kanapkę wybiegłam z jadalni. Początek tego dnia możnaby uznać za całkiem udany gdyby nie to, że otwierając drzwi wpadłam na kogoś oblewając go moim napojem. Chyba miałam dzisiaj wyjątkowego pecha gdyż osobą na jaką wpadłam i jaką jednocześnie oblałam był Luke.
Luke?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz