- Nie zapominaj, że bardzo cię kochamy - kobieta z brązowymi włosami związanymi w wysoki kucyk oraz szerokim uśmiechem na ustach będąca jednocześnie moją wspaniałą, chodź często nadopiekuńczą mamą, przytuliła mnie odrobinę za mocno.
- Nie dacie mi o tym zapomnieć, prawda? - spytałem ze śmiechem.
- Oczywiście, że nie! - ojciec poklepał mnie po plecach w rodzicielskim geście, który jak na mój skromny gust nadawał się bardziej na cios zapaśniczy, chodź mój tata był muzykiem, a nie bokserem - Mama będzie do ciebie wydzaniać co godzinę.
- Kurczę i co ja zrobię w między czasie? - zironizowałem - Chyba będę płakał z tęsknoty za wami. Bo przecież jesteście takimi cudownymi rodzicami, a ja tak potwornie was kocham.
- Zawsze możemy razem wrócić do domu jeśli chcesz - tata wyszczerzył się do mnie.
- O nie! - krzyknąłem wyskakując wreszcie z samochodu stojącego na pargingu Klubu Jeździeckiego Equus do jakiego właśnie przyjechałem - Nie będę za wami tęsknił nawet jeśli nie odezwiecie się do mnie w dniu moich siedemnastych urodzin, które przypominam są już za dwa tygodnie! Właściwie to możecie nie dzwonić wcale.
Zatrzasnąłem drzwi od strony pasażera z przodu, zaraz jednak byłez zmuszony znów je otworzyć żeby wyjąć stamtąd walizkę z moimi rzeczami. Była tak wielka, że dla mnie ledow starczyło miejsca, chodź przecież nie jestem zapaśnikiem sumo. Przypuszczam, że taki nie zmieściłby się nawet w naszym samochodzie mimo, że był to Jeep. Tylne drzwi pojazdu uchyliły się i wyskoczyła z nich drobna dziewczynka z nosem obsypanym kiegami i dwoma kucykami zrobionymi z krótkich, brązowych włosów.
- Pomóc ci Ash? - spytała mierząc wzrokiem moją walizkę do której zmieściłaby się ona plus jeszcze jej niemowlęca wersja. Tata robił mi wyrzuty, że zabrałem ze sobą tak duży bagaż, ale w końcu to nie moja wina, że nie jestem harcerzem, który cały swój dom zmieściłby w pudełku od zapałek, a wyjeżdżałem przecież na cały rok i miałem zamiar wrócić tu po wakacjach o ile ludzie tutaj nie stwierdzą, że mają dość takiego przygłupa jakim bez wątpienia jestem.
- Mogłabyś wyjąć z bagażnika sprzęt Sev'a? - poprosiłem młodszą siostrę opuszczając w tym czasie rampę przyczepy do przewozu koni żeby następnie wyprowadzić mojego wałacha. Zanim jednak zdążyłem wejść do środka ktoś najwyraźniej postanowił mnie znokałtować rzucając się na mnie. Wiedziałem, że wszyscy mnie tu pokochają, po prostu wiedziałem!
- Czemu nie dałeś znać, że dzisiaj przyjeżdżasz?! - osobą, która tak usilnie starała się pozabwić mnie życia była June.
- Hej Jacobs - uśmiechnąłem się do przyjaciółki odsuwając ją od siebie - Mnie też jest miło cię widzieć.
- A idź sobie! - zaśmiała się uderzając mnie w ramię co po klepnięciu mojego taty było prawie niewyczuwalne - Jaki z ciebie przyjaciel? Nawet SMS'a nie napisałeś gnoju!
- Oj jakże mi przykro! - zakpiłem - Następnym razem cokolwiek zrobię dam ci znać. Jakiej steści chcesz wiadomość kiedy będę w drodze do toalety? Idę zrobić kupę czy wystarczy po prostu: KUPA.
- Jesteś głupi - pokręciła głową starając się ukryć śmiech.
- No wiem - posłałem jej wyjątkowo szeroki uśmiech i dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, że jestśmy obserwowani przez stojące nieopodal dziewczyny. Znaczy się jedna siedziała i to w taczkach, ale to był mały szczegół.
- Skąd wy się znacie? - jako pierwsza podeszła do nas ruda dziewczyna w bordowej czapce na głowie, czarnych okularach i delikatnych rumieńcach spowodowanych mrozem. Przeszło mi przez myśl, że jest strasznie ładna i mógłbym się z nią umówić, ale zaraz dotarło do mnie, że to nie na tym powinienem się teraz skupić.
- Jeździliśmy razem w takiej jednej stajni - wyjaśniłem niezbyt elokwentnie odrywając jednocześnie wzrok od Rudej.
- A na dodatek znamy się ze szkoły - dopwiedziała June.
- Ashton zabieraj Seven Days'a! - z samochodu wyszedł mój tata wyraźnie zniecierpliwiony - Za godzinę mam próbę, a chłopaki mnie zabiją jeśli sie nie stawię.
- W takim wieku do starczych doleglwiości można również doliczyć sklerozę - zaśmiałem się - Wcale bym się nie zdziwił gdyby o tobie zapomnieli.
- Trochę trudno zapomnieć o gitarze prowadzącej na próbie zespołu rockowego Ash, więc bądź tak miły i pośpiesz się trochę - warknął tata. Czyżby nie spodobała mu się moja sugestia na temat jego wieku. To prawda, że miał dopiero czterdzieści dwa lata, ale i tak często dokuczałem mu , że jest stary. Wszedłem do przyczepy i wyprowadziłem stamtąd mojego wałacha. Pośpiesznie pożegnałem się z Chloe - moją siostrą, która miała małe problemy z puszczeniem mnie gdy ją przytuliłem jednak w końcu wskoczyła do samochodu i cała trójka odjechała.
- A gdzie ten Seven Days? - spytała najmłodsza z dziewczyn wysiadając z taczek i przewracając je przy okazji.
- To mój koń - wyjaśniłem z uśmiechem poklepując Angloaraba po łopadce.
- Ashton to są moje przyjaciółki: Kinzie - June wskazała na rudą dziewczynę do której uśmiechnąłem się promiennie starając się zapamiętać jej imię - A te dwie to Kornelly i Rebeka.
Kornelly czyli ta mała szatynka głaskała właśnie Day, a Rebeka stała nieco z tyłu mierząc mnie spojrzeniem, które zdradzało, że nie łatwo mi będzie się z nią zaprzyjaźnić. Mimo wszystko do niej również się uśmiechnąłem, chodź oczywiście nie w taki sam sposób co do Kinzie.
- Pomożecie mi znaleźć boks dla Sev'a i mój pokój? - spytałem dziewczyny jednak najbardziej liczyłem na to, że Kinzie się zgodzi.
Kinzie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz