środa, 11 listopada 2015

Od Kornelly - Stok narciarski..eee...taczkowy

   Było gdzieś koło godziny jedenastej kiedy się obudziłam. Za oknami szare chmury przysłaniały niebo, a śnieg przykrywał drzewa, domki, stajnie i wszystkie inne budynki w Equusie. Ziewnęłam i przeciągnęłam się.
Dlaczego obudziłam się dopiero teraz? - pomyślałam po czym przypomniałam sobie wczorajszą imprezę u Becky, Kinzie i June. To wszystko wyjaśniało. Do późnej nocy puszczałyśy głośno muzykę tańcząc i śpiewając, a dziewczyny pozwoliły mi się nawet napić kawy.
    Podniosłam się z zamiarem wstania z łóżka ale spadłam na podłogę z głośnym jękiem. Byłam ciekawa czy dziewczyny już wstały więc wzięłam się w garść i szybko ubrałam, uczesałam i umyłam zęby. Gdy otworzyłam drzwi wejściowe dosłownie zasypała mnie góra śniegu.
- Ekstra! - parsknęłam sarkastycznie kopiąc biały puch wpadający mi na korytarz. Zrobiłam wielki krok i wyszłam na zewnątrz. Brodząc po kolana w śniegu i trzęsąc się z zimna dotarłam na podwórko przed stajniami, na którym śnieg został już przez kogoś odgarnięty. Tam stwierdziłam, że moje bryczesy są kompletnie mokre lecz nie przejmując się tym chwyciłam łopatę i torując sobie drogę wróciłam do domku. Kiedy wynosiłam śnieg, który wsypał mi się do środka jakaś czteronożna istota podbiegła do mnie szczekając głośno.
- Hej Gordi! - pogłaskałam psa, który kichnął żeby pozbyć się śniegu z nosa, a następnie zaczął skakać w kółko pokonując śnieżne zaspy - Ta...ja też się cieszę - mruknęłam - To znaczy...cieszyłabym się, gdybym nie miała śniegu w chałupie.
    Po odśnieżeniu domu wróciłam do stajni i postanowiłam zająć się Giant'em. W siodlarni spotkałam jednak bardzo zdziwioną Kinzie.
- Corn - powiedziała odkładając miotłę, którą najwyraźniej właśnie zamiatała podłogę - Czemu nie było cię na śniadaniu i na treningu z Rayan'em?
- Em...co cóż...spałam.
- Spałaś?! Prawie do dwunastej?!
- No tak. Takjakby wczoraj była impreza u ciebie i wypiłam dwa kubki mocnej kawy przez co nie mogłam zasnąć - tłumaczyłam.
- No tak... - pacnęła się ręką w czoło - ...ale mogłaś sobie chociaż nastawić budzik!
- No mogłam no! Popatrz, że też nie pomyślałam o tym przez sen! - chwyciłam bało-niebieskie cordeo i wybiegłam z budynku. Skierowałam się w stronę padoku, na któym stał między innymi Gallant.
- Hej! Kucyk! Patrz co mam! - wykrzyknęłam wskakując na płot i wymachując suchym chlebem, który znalazłam w bezdennej kieszeni granatowego płaszczyka. Siwek i kilka innych koni zwróciło na mnie uwagę i podeszło leniwym stępem. Wśród nich znajdował się też nasz osioł Eddie. Helen zdecydowała...ee...to znaczy my ją namówiliśmy żeby go kupiła bo brakuje nam w stadninie czegoś tak upartego jak osioł. Powiedzieliśmy jej, że zawsze kiedy ktoś będzie miał kłopot z jakimś opornym koniem będzie mógł dla pocieszenia popatrzeć na Edka.
- Cześć kuc, cześć osioł - powiedziałam dając im chleb na pół. O dziwo szetland nie próbował zabrać osiołkowi jedzenia jak to ma w swoim zwyczaju - O, widzę, że się polubiliście, co? - zauważyłam i zeskoczyłam z oblodzonego płotu przy okazji przewracając się i niemal wybijając sobie zęby. Podniosłam się, otrzepałam ze śniegu i zarzuciłam osłu cordeo na szyję.
- Zobaczymy jak się na tobie jeździ - powiedziałam z chytrym uśmieszkiem po czym zwróciłam się do Coffee'ego - Ah, miałam się zająć tobą...no cóż, poczekasz sobie trochę! - to powiedziawszy wskoczyłam na osła i ścisnęłam go łytkami. Nie ruszył się z miejsca.
- Mogłam się tego spodziewać - stwierdziłam.
    Dopiero z pomocą dwóch batów - po jednym w każdej ręce - udało mi się go skłonić na przejechanie odcinka padok-stajnia.
- Cześć Kornelly! - usłyszałam czyiś głos. Odwróciłam się i zobaczyłam wychodzącą z boksu June.
- Hej!
- Fajnie się jeździ? - zasmiała się - Macie zamiar startować w zaowdach?
- No pewnie! Światowej klasy! Patrz jak nam świetnie idze! - ścisnęłam Eddi'ego łydkami dodatkowo pomagając sobie dwoma batami. Za drugim razem osioł zrobił trzy kroki i to nawet nie do przodu tylko do tyłu!
- Wow! To się cofa! - June zaklaskała - Ujeżdżeniowy osioł!
- No wiem.
    Następnie dostałam propozycję nie do odrzucenia żeby szybko osiodłać Sottome i zdążyć na jazdę z Kinzie, June i Rebeką. To pierwsze całkiem mi się udało, ale to drugie już trochę mniej.
- No co tam? Zaspało się? My zaraz zaczynamy galopować! - wykrzyknęła Becky z grzbietu Harfana kiedy żwawym krokiem wkroczyłam na halę. Zaraz za mną człapał wyczyszczony i osiodłany kasztanek.
- Trudno! - odparłam wskakując na konia.
Jazda była bardzo luźna ponieważ nie było na niej żadnego instruktora. Praktycznie każdy robił co chciał. Kinzie jadąca na oklep próbowała nauczyć Electrę zwrotu na zadzie, a Becky i June poniosła wyobraźnia w kwestii ustawiania parkurów. Ja natomiast na początku powyginałam Sotto robiąc z nim różne proste ćwiczenia, następnie zsiadłam z niego i sama się porozciągałam, a wreszcie zaczęłam ćwiczyć woltyżerkę.
    Po jeździe i ekspresowym rozsiodłaniu koni wpadłyśmy spóźnione na jadalnię gdzie zjadłyśmy pyszny rogrzewający obiad.
- Oh Kornelly! - powiedziała Rayan w pewnej chwili przysiadając się do nas - Jak miło, że zaszczyciłaś nas swoją obecnością na obiedzie!
- Proszę bardzo - odparłam wpychając w siebię kolejnego ziemniaka.
- Możesz mi powiedzieć dlaczego zaspałaś? - spytał instruktor.
- No bo, bo...
- Bo wczoraj urządziłyśmy iprezę - dokończyła za mnie June.
- Aha! Więc to wy nie dawałyście mi spać, tak? - spytał.
- Dokładnie! - odpowiedziałyśmy równocześnie.
- Świetnie. a więc mam już dwie ochotniczki, które dobrowolnie zgodziły się wyręczyć pomagających w sprzątaniu boksów.

    - Eeee... nie jest tak źle jak myślałam. Przynajmniej pracujemy razem - stwierdziła June wynosząc z jednego z boksów końskie łajno. W pewnym momęcie potknęła się i wysypała całą zawartość wideł na swoje buty - No dobra...
- To jest nudne... - marudziłam plotąc warkoczyki z siana.
- Nie marudź tylko weź się wreszcie do roboty! - zaśmiała się June rzucajac we mnie garścią brudnego siana.
- Hej! - krzyknęłam również katapultując w jej stronę podobny pocisk.
- Nie trafiłaś! - stwierdziła dziewczyna uchylając się przed moim rzutem. I tak rozegrała się prawdziwa wojna na siano! Kiedy już skończyłyśmy sprzątać - albo raczej uznałyśmy swoją pracę za porządnie wykonaną - wpakowałam się do taczki i kazałam June mnie wieść
- Ale po co? - spytała.
- A nie wiem! Tak dla zabawy!
- Dobra - brunetka bez problemu wypchnęła taczkę ze mną w środku na mroźne podwórko. Zrobiła kilka ostrych driftów, a następnie stwierdziła, że trzeba by znaleźć jakąś górkę, z której możnaby zjeżdżać.
- Fajna górka jest za tamtym pastwiskiem - wskazałam padok, na którym pasło się kilka klubowych koni oraz Gallant, Edek i Sottome.
- O nie, tak daleko? - spytała - Wysiadaj.
- Co?
- No wysiadaj - powtórzyła po czym lekko przechyliła taczkę gwarantując mi bliskie spotkanie ze śniegiem.
- To nie było fair! - zaśmiałam się wypluwając śnieg i podnosząc się ale June już biegła z taczką w stronę górki - Czekaj! - wrzsnęłam płosząc konie jakichś trzech osób stępujących na ujeżdżalni i ślizgając się pobiegłam za dziewczyną. Kiedy ją dogoniłam ona siedziała już w taczce u podnóża pagórka.
- Lepiej niż na sankach! - krzyknęła do mnie z dołu.
- Serio?! - spytałam.
- Tak! A teraz chodź tu i wciągaj mnie na górę!
- Chyba śnisz!
W każdym razie zabawa była na poziomie. Raz jedna, raz druga, a czasem obie zjeżdżałyśmy w taczce po ośnieżonej górce, a następnie wspólnymi siłami wpychałyśmy ją z powrotem na górę. Najwyraźniej byłyśmy trochę za głośno skoro usłyszały nas Rebeka i Kinzie. Dziewczyny zjawiły się koło nas jakieś piętnaście minut później.
- Co wy robicie? - spytała Kinzie marszcząc brwi.
- A co? Nie widać? - spytałam - Okulary ci zaparowały czy co?! - pospiesznie ulepiłam małą śnieżkę i trafiłam nią w rudą dziewczynę.
- Corn! - Kinzie otrzepała się ze śniegu i trafiła mnie śnieżką w brzuch.
- Po co wam ta taczka? - spytała Becky.
- Jak to po co? Do zjeżdżania! - odparła June i zademonstrowała szybki zjazd w dół taczką.
- Czad! - blondynka zbiegła w dół przytrzymując rękami czerwoną czapkę żeby jej nie spadła.
- Na prawdę? Na prawdę?! - Kinzie miała taką minę jakby właśnie zobaczyła bandę rozbieganych przetszkolaków.
- No chodź! - zachęciłam ją i tym oto sposobem we czwórkę zjeżdżałyśmy sobie w taczce i rzucałyśmy w siebie śnieżkami. Plus był taki, że w czwórkę taczkę wciągało się szybciej. Bawiłyśmy się jak małe dzieci do póki na podjazd nie wjechał jakiś samochód z przyczepą dla konia.
- Kto to może być? - spytała Becky.
- Nie mam pojęcia! - wykrzyknęłam radośnie i wskoczyłam do taczki - Ale musimy iść to sprawdzić! - dodałam i wskazałam Rebekę - Ty! Będziesz pchać taczkę!
- Spadaj - dziewczyna przechodząc obok mnie zsunęła mi czapkę na oczy.
- To było nie miłe - stwierdziłam.
- Ja cię przewiozę - June przewróćiła oczami i popchnęła taczkę podczas gdy ja wydawałam z siebie odgłosy godne indianki.

Ashton?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz