wtorek, 24 listopada 2015

Od June C.D. - Jessabelle

- June przywlokła tu jakąś wariatkę, którą znalazła w lesie - wyjaśniła Kinzie zanim zdążyłam otworzyć usta.
- To nie jest wariatka! - zaprzeczyłam, ale w tym samym momencie Jess odskoczyła gwałtownie od koniowiązu prawie rozrywając uwiąz po czym popatrzyła na nas z zaskoczeniem jakby zdziwiła się, że została przywiązana lub dopiero teraz zarejestrowała, że przed nią stoi kamienny murek z metalową rurką do jakiej jest przywiązana.
- Skąd ona wzięła się w lesie? - spytała Helen wypuszczając ze świstem powietrze z ust co oznaczało, że jest bardzo zła, ale jak na razie stara się to ukryć.
- Nie mam pojęcia - wyznałam podchodząc do klaczy z zamiarem pogłaskania jej po szyi ona jednak odskoczyła kładąc uszy po sobie, a następnie zupełnie jakby to co przed chwilą zrobiła nigdy nie nastąpiło postawiła uszy do przodu przysuwając się do mnie i trącając nosem moją kieszeń w poszukiwaniu smakołyków - Ktoś ją porzucił, albo uciekła.
- Sądząc po jej zachowaniu raczej to drugie - Kinzie pokręciła głową z niedowierzaniem. Miałam wrażenie, że zaraz wypuści z płuc powietrze zupełnie w taki sam sposób jak przed chwilą zrobiła to Helen.
- Jest bardzo chuda i zapewne odwodniona - mruknęła właścicielka klubu przyglądając się Jessabelle uważnie - Pewnie spędziła na mrozie kilka dni. Pójdę zadzwonić po weterynarza, a wy w tym czasie zaprowadźcie ją do któregoś z wolnych boksów w stajni dla prywatnych koni i zajmijcie się nią. Potrzebuje ciepłej derki i przydałoby jej się porządne czyszczenie. Dajcie jej też wody, ale delikatnie podgrzanej. Podzwonię potem po różnych ośrodkach i popytam czy nie uciekł im koń. Trzeba będzie również rozwiesić ogłoszenia w mieście.
- Ja się do niej nie zbliżę - ostrzegła Kinzie, kiedy Helen zniknęła w domku klubowym - To twoja świruska i ty możesz się nią zająć.
- Mogłabyś mi przynajmniej pomóc rozłożyć trociny w boksie? - spytałam odsuwając się nieco od siwej klaczy, która niezadowolona z faktu, że nie dostanie ode mnie więcej jedzenia chciała mnie ugryźć w ramię.
- Tak - westchnęła zrezygnowana - To mogę zrobić tylko pójdę powiedzieć Rebece, że masz źle w głowie i żeby przyszła zobaczyć co ty najlepszego narobiłaś. Możesz w tym czasie rozsiodłać Vallora i poszukać w siodlarni jakiejś klubowej derki, która będzie na nią pasować.
Skinęłam głową i odebrałam do niej wodze kuca, które dotychczas trzymała. Kiedy oddaliła się truchtem zaprowadziłam wałacha do jego boksu i rozsiodłałam.
- Myślisz, że będzie mogła z nami zostać? - spytałam kuca po odniesieniu sprzętu kiedy czyściłam jego zlepioną od potu sierść w miejscu gdzie leżało siodło.
- Wątpię - do boksu weszła Rebeka, a nieco dalej stanęła Kinzie, której mina wyrażała skrajne niezadowolenie - To rasowa klacz Holenderska. Musiała kosztować niezłą kasę o ile kupujący nie skapował się w porę, że to kompletna idiotka.
- Bo Harfan niby ma więcej rozumu - prychnęłam przestając czyścić sierść kuca.
- Nie powiedziałam, że jej nie lubię, albo że Harfan jest lepszy chodź to drugie jest chyba oczywiste - blondynka uśmiechnęła się gdy razem wyszłyśmy z boksu, a ja zasunęłam zasuwę w jego drzwiach - Jeśli zostanie tutaj pomogę ci ją zajeżdżać bo mam nieodparte wrażenie, że będzie to świetna zabawa. Wydaje mi się tylko, że to mało prawdopodobne żeby jej właściciel nie chciał jej odzyskać lub przynajmniej dostać za nią pieniędzy gdybyś była gotowa ją odkupić.
- Pewnie, że bym była - odparłam odkładając szczotki w siodlarni i rozglądając się w poszukiwaniu derki - Nie wiem skąd miałabym wytrzasnąć kasę, ale jakoś bym to zrobiła.
- Nie nastawiaj się, bo przecież jeszcze nie wiadomo czy z tobą zostanie - uprzedziła mnie Kinzie podając mi bordową derkę w pomarańczowe pasy, jaką znalazła w koncie siodlarni. Zabrałam ją i wyszłam na zewnątrz żeby ubrać w nią klacz. Kiedy tylko podeszłam do Jess ta energicznie wykopała w moją stronę wysoko unosząc tylne nogi. Na szczęście udało mi się uchylić przed kopytami.
- Dzięki - mruknęłam nieco ostrożniej podchodząc bliżej. Klacz poĻorzyła uszy na potylicy ukazując białka oczu, ale stała nieruchomo gdy zapinałam na niej derkę.
- Dobry koń - uśmiechnęłam się gładząc jej szyję, na której jak na reszcie ciała sierść była pozlepiana i rudna - Wyczyszczę się jak już przygotujemy ci boks.
Weszłyśmy do stajni dla koni prywatnych i odnalazłyśmy wolny boks. 
- Czemu jesteś tak negatywnie nastawiona Kinz? - spytała Rebeka kiedy wrzucałyśmy do boksu trociny rozkładając je po całej powierzchni - Będziemy miały z nią masę zabawy. Zobaczysz, będzie fajnie!
- Pewnie, że będzie - poparłam Becky z szerokim uśmiechem. Wszystko wskazywało na to, że jeśli nikt nie zgłosi się po Jessabelle klacz stanie się moja, a moje największe marzenie się spełni.

Kinzie? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz