Poszliśmy do stajni. Francisco prowadził karego konia, który wciąż drobił w miejscu i wyrywał się. Obrzuciłam go krytycznym spojrzeniem i od razu rozpoznałam w nim ogiera pełnej krwi angielskiej. Przebiegłam wzrokiem po boksach i dostrzegłam dwa wolne miejsca. Jedno między Zöe i Last Gremio, drugie pomiędzy Polańczykiem i Mistralem. Od razu wykluczyłam pierwszą propozycję. Z koro był ogierem to chyba logiczne, że nie może stać w boksie obok klaczy.
- Tam - wskazałam drugie wolne miejsce dokładnie na przeciwko nas.
Chłopak wprowadził wyrywającego się konia do boksu i zamknął za nim drzwi.
- Dzięki za pomoc - powiedział Francisco uśmiechając się do mnie mimo woli.
- Spoko - mruknęłam. Moje wypowiedzi były nadzwyczaj lakoniczne, a wynikało to ze zwykłego znudzenia i lekkiego zdenerwowania. To pomagający powinni się zajmować takimi sprawami jak oprowadzanie nowych klubowiczów. Ja bynajmniej nie byłam pomagającą. Mimo to zmusiłam się do zadania tego pytania:
- W czymś jeszcze ci pomóc?
Francisco?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz