Jeździłyśmy na Rando na zmianę. Ternowałyśmy go w klubie, galopie i skakanie przez przeszkody. Teraz przyszła moja kolej. Miałam przeskoczyć wielki triplebarre - potrójną przeszkodę . Zaczęłam galopować. Trochę się bałam. Tylko raz w rzucił skakaliśmy przez coś tak wielkiego. Najechałam. Pędziłam prosto na przeszkodę. Szepnęłam do Rando:
- Postaraj się. Uda ci się, przeskoczysz.
Tuż przed przeszkodą koń odbił się od ziemi, a ja złapałam z całych sił jego grzywę. Przeskoczyłam.
- Juchu! Brawo Alice! - krzyczała Ashley stojąc przy bramce.
- Udało mi się. - poklepałam konia - Nam się udało...
- Spróbuj jeszcze raz.
- Dobra. Jak teraz się udało to już za drugim razem też się musi udać. - powiedziałam i pogalopowałyśmy do okoła ujeżdżalni. Znowu najechałam na przeszkodę tylko tym razem byłam pewna siebie. Jednak nie wiedzieć czemu kiedy podjechałam bliżej przeszkody zaczęłam się bać. Czułam, że jadę za wolno ale nie zdążyłam nic już zrobić. Koń stanął. Starałam się trzymać ale za duż asiła wyrzuciła mnie z siodła i spadłam na przeszkodę.
- Aaa! - wrzasnęła przerażona Ashley. Podbiegła do mnie i pomogła mi wstać.
- Eeee...ałłł... - jęczłam.
- Co jest?
- Noga mnie boli... - wskazałam na przytrzaśniętą belką nogę. Rando zaczął tak grzebać kopytem jakby chciał podnieść belkę. Ashley popatrzyła na niego.
- Ty nie chciałeś jej zrzucić prawda? - spytała i podniosła belkę.
- Co się stało?' - zawołała nagle Anne przechodzącą obok.
- Spadła z konia! - odkrzyknęła biegnącej już w tą stronę instrukcorce Ashley.
- Co? Spadła? Na triplebarre? Kto wam pozowlił przez to skakać?!
- Trenowałyśmy Rando do zawodów więc musiałyśmy go nauczyć jak się skacze przez takie przeszkody. - tłumaczyłam.
Anne zabrała mnie do mojego pokoju. Tam położyłam się. Chwilę potem przyszła Helen.
- Dkwiedziałam się, że spadłaś z konia na potrójną przeszkodę. - powiedziała srogo.
Ashley i ja pokiwałyśmy głowami.
- Jaki to był koń?
- Ra..R.. Rando. - wyjąkałam.
- Mówiłam żeby go nie kupować. Same kłopoty.
- Ale Helen. On jej nie chciał zrzucić... - tłumaczyła Ashley.
- Bardzo cię boli? - przerwała Helen patrząc na mnie.
- Trochę...
- Trzeba cię będzie zabrać do szpitala.
Tak też się stało. W szpitalu sprawdzili co mi jest. Na szczęście to nie było nic poważnego. Tylko lekkie skręcenie kostki. Założono mi opatrhnek i puźnym wieczorem wróciłam do stadniny. Zanim jednak padłam na łużko powiedziałam do mojej przyjaciółki:
- Zastąp mnie w trenowaniu Rando.
Rano obudziła mnie Ashley.
- Obudź się. Masz gości.
Otworzyłam oczy i zobaczyłam moich rodziców. Prawie w ogóle ich nie poznałam.
- Cześć. Przyjechaliśmy bo usłyszęliśmy od pani Helen, że skręciłaś kostkę. - odezwał się tata.
- Tak, tak... - usiadłam ostrożnie nałużku i wszystko im opowiedziałam od samego począdku kiedy zobaczyłyśmy tą odcą stadninę.
- Aha... - powiedziała na końcu mama. Potem jeszcze trochę porozmawialiśmy, a rodzice przynieśli mi z dołu śniadanie. Strasznie zazdrościłam Ashley, która cały dzień trenowała Rando, jeździła na Zeusie, Jane i na Filce żeby jej się nie nudziło. Ja natomiast cały dzień spędziłam w zawalonym książkami, zeszytami, kratkami, ołówkami i innymi żeczami łużku. Przez chwil nawet spałam co mi się w dzień nie zdarza, kiedy nie miałam weny na rysowanie lub pisanie, a czytać mi się nie chciało bawilismy się pierzem z pościeli. I tak minął cały tydzień. Aż pewnego równie nudnego dnia kiedy liczyłam sęki w drewnianej podłodze do pokoju z wielkim hałasem wpadła Ashley.
- Alice! Mam świetną wiadomość!
- Mogę wychodzić z łużka? 14...15...16...
- No...nie.
- 19...20...
- Przestań liczyć bo ci nie powiem.
- No?
- Więc jutro są zawody i Rando na nie jedzie.
- Co?! Helen pozwoliła?!
- Tak.
- O nie! Nie będę mogła tego zobaczyć!
- A lekarz powiedział, że kiedy możesz chodzić?
- Nooo chyba nie wiem, nie oamiętam. Chyba! Żebyście mnie tam przywieźli na wuzku. Co?
- Nie złe, ale nie wiem czy Helen się zgodzi.
- To na co czekasz?
- Ahh... - pokręciła głową, odwróciła się i poszła do jadalni.
Leżałam 5 minut po czym przyszła Ashley.
- Powiedziała: "Nie wiem czy to dobry pomysł, ale jak bardzo chce to możemy spróbować".
- Czyli mogę?
- Nie wiem. Ale ja rozumiem, że tak.
- Super!
Tak więc znowu spędziłam na nudach kolejny dzień ale tym razem cały czas myślałam o tych jutrzejszych zawodach.
Następnego dnia obudziłam się bardzo późno, Ashley jeszcze spała.
- Ashley! Wstawaj! Dziś zawody! - krzyknęłam żeby ją obudzić. Ashley przekręciła się na drugi bok i zaspana spytała:
- A która godzina?
- 7:00! Strasznie puźno!
- Oj! O 13:00 musimy tam być! - krzyknęła i poderwałem się z łużka.
C D N
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz