niedziela, 10 marca 2013

Od Alice - Nowy koń cz.2


- Rzeczywiście! - wykrzyknęłyśmy kiedy byłyśmy już na pagórku. Zjechałyśmy w dół i zatrzymałyśmy się przed samą stajnią, która była bardzo marna i nie duża. Obok był mały padok i jeden domek. Dalej hala w remoncie. Z komina w domku palił się dym. Na padoku stał jeden koń. Był szary, a na zadzie miał kilka małych białych kropek. Był wychudzony i słaby. Ledwo nawet zrywał trawę. Zsiadłyśmy z koni i podeszłyśmy tam. Pogłaskałam konia.
- Biedny..., mały..., koniu...
- Jak oni go traktują? - powiedziała z oburzeniem Ashley. Nagle ze stajni usłyszałyśmy głośne rrzenie, a z domku wybiegł jakiś może 50 letni pan wrezszcząc.
- Cicho tam! Łobuzy! Znowuście się pokopały?! - potem nas zauważył.
- A wy co tu robicie? I kim pani jest? - ostatnie słowa zwrócone były do Helen.
- Jestem założycielką stadniny Klub jeźdźców i mam prawo tu być ponieważ to mój teren, a pan się tu za przeproszeniem wepchał. 
- A one?
- To są moje uczennice.
- Eee... - znowu jakiś koń zarrzał - Cicho! - wrzasnął pan, a Ashley się wzdrygnęła. 
- Jak pan może jetak traktować?! Przecież ten koń jest wychudzony i widać, że dawno nikt na nim nie jeździł! - powiedziała zdenerwowana Ashley.
- Oj, dziecko, a co ty tam wiesz...
- Dużo wiem, oj dużo i zdaje się, że nawet więcej niż pan.
- Nie zawracajcie mi głowy. Idźcie już.
- Przepraszam. Czy ktoś wyraził panu zgodę na zbudowanie tu tej stadniny? - wtrąciłam Helen.
- A poco to komu?
- Po to, że to jest nasz teren i nie życzę tu sobie niechcianych gości, którzy łamią przepisy i jeszcze do tego dręczą konie! - na to ostatnie pokiwałyśmy równo głowami.
- Przecież ja nie dręczę koni.
- A on? - zapytałam wskazując szarego konia na pastwisku.
- Aaaa, on jest już stary i nie wiele wart.
- No to co z tego?! Helen? Możemy go odkupić? - spytałam.
- Co? Rozumiem was, ale nie możemy bo nie mielibyśmy na tyle pieniędzy żeby go utrzymać. 
- Ale on cierpi!
- Alice, nie. Poza tym nie wiadomo czy właściciel się zgodzi. Chociaż zgadzam się z tym, że koń NAWET STARY powinien być lepiej traktowany!
- Po co wam Rando? Przecież jest stary i chydy. - spytał właściciel.
- Z naszą opieką będzie jak champion! - krzyknęłyśmy równo.
- Dziewczynki wiem, że byście się nim zajęły, ale raczej nie będzie jak champion. - powiedziała Helen.
- Ale prosimy.
Helen się chwilę zastanowiła.
- No dobra, chyba bezniego z tąd nie odjedziemy. Ale czy pan się zgadza?
- Konia? Kupić? Za ile?
- Możemy tego konia kupić za 2 tysiące jeśli pan z tąd odjedzie do końca tygodnia.
- Za 2 tysiące? - spytał jakbynie dowierzając.
- Tak.
- No to oczywiście.
Pokręciłyśmy głowami. Helen zapłaciła od razu ponieważ po tym jak jej kiedyś skradziono 400 złotych nosi portwel zawsze przy sobie. Ja wsiadłam na Flickę, wyprowadziłam i chwyciłam Rando za kantar poczym odjechałyśmy. 
W stadninie wszyscy się zdziwili kiedy przyjechaliśmy z nowym koniem.
- Kto to jest? - spytała Annabeth - I z kąd go macie?
- Potem wszystko opowiemy. - powiedziałam. Kiedy wpuściłyśmy Rando na padok i obserwowałyśmy go, przyszła do nas Annabeth, a my wszystko jej opowiedziałyśmy. Potem poszłyśmy na stołówkę na kolację. Tam Helen spytała nas.
- No to teraz trzeba jakoś zarobić żeby go utrzymać co nie?

C D N

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz