Moi rodzice pojechali wczoraj. Zostałam sama w pokoju bo Ashley poszła przynieść mi śniadanie. Potem wsadziła mnie na wózek i zepchnęła na dół. Wyjechałyśmy szybko przed stajnię. Ashley zostawiła mnie tam, a sama weszła do środka zobaczyć czy z Rando wszystko w porządku. Czekałam i czekałam. Nagle moja koleżanka wybiegła z krzykiem ze stajni.
- NIE MA GO!!!
- No błagam. Oczywiście coś nam musiało przeszkodzić. Ale jak to? Uciekł?
- Boks jest otwarty! Chyba ktoś go nie domknął. Ale kto przy nim ostatnio był? - zapadła krótka cisza. Nagle spojrzałyśmy na siebie: ja na nią ze złością, ona na mnie ze strachem.
- Ashley!
- To nie ja! Ja uważnie domknęłam boks! Na pewno!
Ja dalej patrzyłam na nią spode łba.
- Czekaj, a może to stajenny, albo ktoś z pomagających?
- Myślisz?
- No tak, nasz stajenny jest nie dokładny.
W tym momencie przyszła Helen gotowa do drogi.
- Coś się stało? - spytała wchodząc do stajni. My tylko stałyśmy i z przerażeniem patrzyłyśmy w jej kierunku. Kiedy zbliżała się do boksu Rando, Ashley już otwierała usta żeby coś powiedzieć, ale nie zdążyła.
- Co wy zrobiłyście?! Gdzie ten koń?! - wyszła zła ze stajni.
- Emmm... - zaczęłam.-
- Bo... - zaczęła Ashley.
- Bo on uciekł!
- Zobaczyłyśmy to dopiero teraz!
- Ona to zobaczyła!
- Ale to twój koń!
- Ty miałaś go pilnować!
- Ktoś nie domknął boksu!
- Ty go nie domknęłaś!
Zaczęłyśmy krzyczeć jedna przez drugą.
- Spokojnie! Nic nie rozumiem. - przerwała nam Helen.
- No więc weszłam do stajni i zobaczyłam, że boks jest otwarty, a konia nie ma. Ale nie wiem kto ostatnio przy nim był...
- Ona. Przecież tylko Ashley się nim zajmowała. - przerwałam. Ten dzień zapowiadał się dziwnie bo bardzo, ale to BARDZO żądło się kłuciłyśmy.
- Jeszcze stajenny się tu krzątał wieczorem. Więc najprawdopodobniej to on. Zaraz wracam. - powiedziała i pobiegła po Łaguna. Założyła mu ogłowie po czym wskoczyła na niego i pojechała na oklep trzymając w jednej ręce widze, a w drógiej uwiąz. My poszłyśmy, a właściwie Ashley mnie popchała na wielkie wzgórze, z którego było widać bardzo dużo. Tam też zatrzymała się Heln. Po paru minutach krzyknęłam:
- Tam jest! - tu wskazałam Rando spokojnie pasącego się na skraju lasu. Helen popędziła tam i szybko go złapała. Na szczęście był w kantarze więc złapała go na uwiąz.
W stadninie zapakowaliśmy go do przyczepy dla koni, a same z Helen wsiadłyśmy do środka. Pojechałyśmy. Zawody rozgrywały się trochę daleko z tąd więc jechałyśmy 3 godziny. O 12:30 byłyśmy na miejscu.
- Mamy pół godziny. - powiedziała Helen wyprowadzając Rando. Potem przekazała konia Ashley, a sama poszła się dowiedzieć kto na nim pojedzie. Okazało się, że wystartuje na nim jakiś chłopiec. Starszy od nas o jakieś 3 lata. Podobno wygrał już kiedyś 2 miejsce na zawodach.
Zaczęło się.
Nr. 4 czyli ten właśnie chłopiec, który nazywał się James wsiadł an Rando.
Sygnał.
I ruszyli. Pędzili wszyscy szybkim cwałem. Zawodników było siedmiu. Rando wyprzedził już dwa konie.
- Dalej Rando! Dalej! - wydzierałyś,y się. Konie pędziły z zawrotną prędkością. Widać było, że Rando się stara. Wyprzedził kolejnego konia. Ale zaraz wephał się przed niego jakiś czarny, smukły, długonogi i szybki, stawiający długie kroki koń, na którym jechał jeździec nr. 1. Jechali teraz już obok siebie. Oboje prowadzili z wyjątkiem jednego łaciatego "pewniaczka", którego i tak zaraz wyprzedzili. Biegli obok siebie popędzając konie. Co chwila, któryś wysówał się trochę na przód, ale znów chował się i przeciwnik wystrzelał szybciej. Rando nie dawał za wygraną. W dzikim cwale dorównywał młodemu, zwinnemu koniowi. Jeźdźcy na nich mierzyli się od czasu do czasu szyderczymi spojżeniami. Inne konie, które zostały daleko w tyle, a niektóre jeszcze trochę bliżej starając się dogonić tą dwójkę ni miałyśmy nimi szans.
- Rando! Rando! - wrzeszczałyśmy.
- Colin! Colin! - wrzeszczeli przyjaciele jeźdźca nr. 1. Sama już nie wiedziałam czy wołają imię konia czy jeźdźca. Tym czasem James na Rando i jeździec nr. 1 na Colinie, albo Colin na czarnym koniu zbliżali się do mety.
Stgnał.
I koniec. Wygrał czarny koń, (który jak się puźniej okazało był klaczką i nazywał się Vailett) o jedną sekundę! Dla tego Rando zdobył drugie miejsce i zarobiliśmy 20 000 euro!
Kiedy przyjechałyśmy do stadniny wszyscy byli zaskoczeni, a Rando dostał mycie, szczotkowanie, świerze siano i wodę i od razu zasnął w boksie.
Jednak dwa tygodnie puźniej spodkało nas coś strasznego. Zobaczyliśmy bowiem, że Rando jest bardzo chory. Wezwaliśmy weterynarza, ale on powiedział, że nie da się na to już nic poradzić bo to ze starości. I Rando umarł następnego dnia.
Koń jest bogiem, galop nałogiem, kłus podstawą, skoki zabawą. Upadek zwątpieniem, jazda pocieszeniem, palcat pomocą, łydki całą mocą. Ostrogi zbytkiem, siodło nabytkiem, grzywa uchwytem, kask jeźdźca bytem.
piątek, 29 marca 2013
Od Natashy c.d. Rose - Początek
-Ja też. Ale jutro szkoła. Musze przygotować się do ucieczki-przeciągnęłam się-Ta trawa jest wygodniejsza niż moje łóżko!
Zaczęłyśmy się śmiać jak opętane.
-Dobra trzeba wracać-oświadczyłam i chciałam się podnieść, ale nawet nie drgnęłam.
-Serioooo ?-zapytała Rose.
-Hm.... Nie ! Ja się stąd nie ruszam !
<Rose ?>
czwartek, 28 marca 2013
Od Annabeth - Mustang
Dzisiaj postanowiłam że znowu wybiorę się zobaczyć tego mustanga.
Był słoneczny i ciepły dzień. Przygotowałam Corra i wyjechaliśmy.
Po drodze spotkałam Alex.
Al: Hej, gdzie jedziesz?
An: Muszę coś sprawdzić, chcesz jechać ze mną?
Al: Okej, poczekasz tylko na mnie?
An: Jasne
Poczekałam kilka minut aż do przyjazdu Alex.
Al: To co chcesz sprawdzić?
Opowiedziałam jej całą historię.
Al: Ej, to nieźle a gdzie go widziałaś?
An: Gdzieś ponad kilometr stąd a co?
Al: Nic tylko pytam.
An: Okej, to jedziemy.
Jechaliśmy 30 minut aż w końcu wjechaliśmy na pagórek z którego spadłam.
Al: Pięknie tu
An: Tak. Spójrz tam - wskazałam na miejsce między drzewami.
Al: To jakiś domek, ale zniszczony
An: Tak, przywiążmy tutaj konie i chodźmy piechotą
Al: Okej
Przywiązałyśmy konie i poszłyśmy dalej pieszo. Gdy wchodziłyśmy w dolinę postanowiłyśmy że chwilkę usiądziemy.
Byłyśmy tak zmęczone, że ułożyłyśmy się wygodnie i zaspałyśmy. Gdy się obudziła czułam że coś mnie wącha. Odwróciłam lekko głowę i znieruchomiałam. To był ten sam mustang, którego widziałam:
Koń gdy zobaczył, że się poruszyłam odszedł kilka kroków do tyłu i stanął. Poruszałam ręką Alex a ta otworzyła oczy i tak samo jak ja znieruchomiała.
Al: Czu to jest to o czym myślę?
An: Tak, we własnej osobie
Al: O matko, ale on jest śliczny
An: Śliczny to mało powiedziane. On jest przecudowny.
Al: Racja, a co my teraz zrobimy?
An: Wstańmy pomału. Ty idź do koni a ja spróbuję go zatrzymać.
Al: Okej.
Alex poszła a ja zrobiłam najgłupszą rzecz na świecie. Podeszłam pomału do mustanga. W torbie miałam zapasowy kantar i lonżę więc je wyciągnęłam i schowałam za plecy. Podchodziłam powoli, a mustang stał na swoim miejscu. Byłam już tylko metr od konia i w końcu podeszłam do niego na tyle blisko by u założyć kantar.
Wyciągnęłam rękę i koń mnie powąchał a potem o dziwo to on podszedł do mnie. Wyciągnęłam kantar i dałam mu go do powąchania. Powąchał go ale nadal stał w miejscu. Powoli nałożyłam mu kantar przez głowę i zapięłam. Potem wyciągnęłam lonżę i przypięłam do kantara. Koń się nieco wzdrygnął ale ja już szłam do Alex i Corra. On podreptał na mną ale kiedy zbliżyliśmy się do koni on nagle stanął i nie chciał się ruszyć.
Al: Zwariowałaś?!
An: Na to wygląda. Ale on się dał złapać..........
Al: I co teraz?
An: Bierzemy go do stadniny
Al: A co powie na to Helen?
An: Nie wiem, ale najbliższy czas przeznaczę na trenowanie go.
Mustang trochę się uspokoił a w tym czasie wsiadłam na Corra i ruszyliśmy. Po drodze gadałyśmy z Alex aż w końcu dojechałyśmy do stadniny. Ja zaprowadziłam mustanga na wybieg treningowy a potem Corra do boksu. Na koniec odwiedziłam jeszcze złapanego dopiero co konia. Stała tam też Alex.
(Cd nastąpi....Alex dokończ)
Po drodze spotkałam Alex.
Al: Hej, gdzie jedziesz?
An: Muszę coś sprawdzić, chcesz jechać ze mną?
Al: Okej, poczekasz tylko na mnie?
An: Jasne
Poczekałam kilka minut aż do przyjazdu Alex.
Al: To co chcesz sprawdzić?
Opowiedziałam jej całą historię.
Al: Ej, to nieźle a gdzie go widziałaś?
An: Gdzieś ponad kilometr stąd a co?
Al: Nic tylko pytam.
An: Okej, to jedziemy.
Jechaliśmy 30 minut aż w końcu wjechaliśmy na pagórek z którego spadłam.
Al: Pięknie tu
An: Tak. Spójrz tam - wskazałam na miejsce między drzewami.
Al: To jakiś domek, ale zniszczony
An: Tak, przywiążmy tutaj konie i chodźmy piechotą
Al: Okej
Przywiązałyśmy konie i poszłyśmy dalej pieszo. Gdy wchodziłyśmy w dolinę postanowiłyśmy że chwilkę usiądziemy.
Byłyśmy tak zmęczone, że ułożyłyśmy się wygodnie i zaspałyśmy. Gdy się obudziła czułam że coś mnie wącha. Odwróciłam lekko głowę i znieruchomiałam. To był ten sam mustang, którego widziałam:
Koń gdy zobaczył, że się poruszyłam odszedł kilka kroków do tyłu i stanął. Poruszałam ręką Alex a ta otworzyła oczy i tak samo jak ja znieruchomiała.
Al: Czu to jest to o czym myślę?
An: Tak, we własnej osobie
Al: O matko, ale on jest śliczny
An: Śliczny to mało powiedziane. On jest przecudowny.
Al: Racja, a co my teraz zrobimy?
An: Wstańmy pomału. Ty idź do koni a ja spróbuję go zatrzymać.
Al: Okej.
Alex poszła a ja zrobiłam najgłupszą rzecz na świecie. Podeszłam pomału do mustanga. W torbie miałam zapasowy kantar i lonżę więc je wyciągnęłam i schowałam za plecy. Podchodziłam powoli, a mustang stał na swoim miejscu. Byłam już tylko metr od konia i w końcu podeszłam do niego na tyle blisko by u założyć kantar.
Wyciągnęłam rękę i koń mnie powąchał a potem o dziwo to on podszedł do mnie. Wyciągnęłam kantar i dałam mu go do powąchania. Powąchał go ale nadal stał w miejscu. Powoli nałożyłam mu kantar przez głowę i zapięłam. Potem wyciągnęłam lonżę i przypięłam do kantara. Koń się nieco wzdrygnął ale ja już szłam do Alex i Corra. On podreptał na mną ale kiedy zbliżyliśmy się do koni on nagle stanął i nie chciał się ruszyć.
Al: Zwariowałaś?!
An: Na to wygląda. Ale on się dał złapać..........
Al: I co teraz?
An: Bierzemy go do stadniny
Al: A co powie na to Helen?
An: Nie wiem, ale najbliższy czas przeznaczę na trenowanie go.
Mustang trochę się uspokoił a w tym czasie wsiadłam na Corra i ruszyliśmy. Po drodze gadałyśmy z Alex aż w końcu dojechałyśmy do stadniny. Ja zaprowadziłam mustanga na wybieg treningowy a potem Corra do boksu. Na koniec odwiedziłam jeszcze złapanego dopiero co konia. Stała tam też Alex.
(Cd nastąpi....Alex dokończ)
środa, 27 marca 2013
Od Alice - Nowy koń cz.4
Jeździłyśmy na Rando na zmianę. Ternowałyśmy go w klubie, galopie i skakanie przez przeszkody. Teraz przyszła moja kolej. Miałam przeskoczyć wielki triplebarre - potrójną przeszkodę . Zaczęłam galopować. Trochę się bałam. Tylko raz w rzucił skakaliśmy przez coś tak wielkiego. Najechałam. Pędziłam prosto na przeszkodę. Szepnęłam do Rando:
- Postaraj się. Uda ci się, przeskoczysz.
Tuż przed przeszkodą koń odbił się od ziemi, a ja złapałam z całych sił jego grzywę. Przeskoczyłam.
- Juchu! Brawo Alice! - krzyczała Ashley stojąc przy bramce.
- Udało mi się. - poklepałam konia - Nam się udało...
- Spróbuj jeszcze raz.
- Dobra. Jak teraz się udało to już za drugim razem też się musi udać. - powiedziałam i pogalopowałyśmy do okoła ujeżdżalni. Znowu najechałam na przeszkodę tylko tym razem byłam pewna siebie. Jednak nie wiedzieć czemu kiedy podjechałam bliżej przeszkody zaczęłam się bać. Czułam, że jadę za wolno ale nie zdążyłam nic już zrobić. Koń stanął. Starałam się trzymać ale za duż asiła wyrzuciła mnie z siodła i spadłam na przeszkodę.
- Aaa! - wrzasnęła przerażona Ashley. Podbiegła do mnie i pomogła mi wstać.
- Eeee...ałłł... - jęczłam.
- Co jest?
- Noga mnie boli... - wskazałam na przytrzaśniętą belką nogę. Rando zaczął tak grzebać kopytem jakby chciał podnieść belkę. Ashley popatrzyła na niego.
- Ty nie chciałeś jej zrzucić prawda? - spytała i podniosła belkę.
- Co się stało?' - zawołała nagle Anne przechodzącą obok.
- Spadła z konia! - odkrzyknęła biegnącej już w tą stronę instrukcorce Ashley.
- Co? Spadła? Na triplebarre? Kto wam pozowlił przez to skakać?!
- Trenowałyśmy Rando do zawodów więc musiałyśmy go nauczyć jak się skacze przez takie przeszkody. - tłumaczyłam.
Anne zabrała mnie do mojego pokoju. Tam położyłam się. Chwilę potem przyszła Helen.
- Dkwiedziałam się, że spadłaś z konia na potrójną przeszkodę. - powiedziała srogo.
Ashley i ja pokiwałyśmy głowami.
- Jaki to był koń?
- Ra..R.. Rando. - wyjąkałam.
- Mówiłam żeby go nie kupować. Same kłopoty.
- Ale Helen. On jej nie chciał zrzucić... - tłumaczyła Ashley.
- Bardzo cię boli? - przerwała Helen patrząc na mnie.
- Trochę...
- Trzeba cię będzie zabrać do szpitala.
Tak też się stało. W szpitalu sprawdzili co mi jest. Na szczęście to nie było nic poważnego. Tylko lekkie skręcenie kostki. Założono mi opatrhnek i puźnym wieczorem wróciłam do stadniny. Zanim jednak padłam na łużko powiedziałam do mojej przyjaciółki:
- Zastąp mnie w trenowaniu Rando.
Rano obudziła mnie Ashley.
- Obudź się. Masz gości.
Otworzyłam oczy i zobaczyłam moich rodziców. Prawie w ogóle ich nie poznałam.
- Cześć. Przyjechaliśmy bo usłyszęliśmy od pani Helen, że skręciłaś kostkę. - odezwał się tata.
- Tak, tak... - usiadłam ostrożnie nałużku i wszystko im opowiedziałam od samego począdku kiedy zobaczyłyśmy tą odcą stadninę.
- Aha... - powiedziała na końcu mama. Potem jeszcze trochę porozmawialiśmy, a rodzice przynieśli mi z dołu śniadanie. Strasznie zazdrościłam Ashley, która cały dzień trenowała Rando, jeździła na Zeusie, Jane i na Filce żeby jej się nie nudziło. Ja natomiast cały dzień spędziłam w zawalonym książkami, zeszytami, kratkami, ołówkami i innymi żeczami łużku. Przez chwil nawet spałam co mi się w dzień nie zdarza, kiedy nie miałam weny na rysowanie lub pisanie, a czytać mi się nie chciało bawilismy się pierzem z pościeli. I tak minął cały tydzień. Aż pewnego równie nudnego dnia kiedy liczyłam sęki w drewnianej podłodze do pokoju z wielkim hałasem wpadła Ashley.
- Alice! Mam świetną wiadomość!
- Mogę wychodzić z łużka? 14...15...16...
- No...nie.
- 19...20...
- Przestań liczyć bo ci nie powiem.
- No?
- Więc jutro są zawody i Rando na nie jedzie.
- Co?! Helen pozwoliła?!
- Tak.
- O nie! Nie będę mogła tego zobaczyć!
- A lekarz powiedział, że kiedy możesz chodzić?
- Nooo chyba nie wiem, nie oamiętam. Chyba! Żebyście mnie tam przywieźli na wuzku. Co?
- Nie złe, ale nie wiem czy Helen się zgodzi.
- To na co czekasz?
- Ahh... - pokręciła głową, odwróciła się i poszła do jadalni.
Leżałam 5 minut po czym przyszła Ashley.
- Powiedziała: "Nie wiem czy to dobry pomysł, ale jak bardzo chce to możemy spróbować".
- Czyli mogę?
- Nie wiem. Ale ja rozumiem, że tak.
- Super!
Tak więc znowu spędziłam na nudach kolejny dzień ale tym razem cały czas myślałam o tych jutrzejszych zawodach.
Następnego dnia obudziłam się bardzo późno, Ashley jeszcze spała.
- Ashley! Wstawaj! Dziś zawody! - krzyknęłam żeby ją obudzić. Ashley przekręciła się na drugi bok i zaspana spytała:
- A która godzina?
- 7:00! Strasznie puźno!
- Oj! O 13:00 musimy tam być! - krzyknęła i poderwałem się z łużka.
C D N
- Postaraj się. Uda ci się, przeskoczysz.
Tuż przed przeszkodą koń odbił się od ziemi, a ja złapałam z całych sił jego grzywę. Przeskoczyłam.
- Juchu! Brawo Alice! - krzyczała Ashley stojąc przy bramce.
- Udało mi się. - poklepałam konia - Nam się udało...
- Spróbuj jeszcze raz.
- Dobra. Jak teraz się udało to już za drugim razem też się musi udać. - powiedziałam i pogalopowałyśmy do okoła ujeżdżalni. Znowu najechałam na przeszkodę tylko tym razem byłam pewna siebie. Jednak nie wiedzieć czemu kiedy podjechałam bliżej przeszkody zaczęłam się bać. Czułam, że jadę za wolno ale nie zdążyłam nic już zrobić. Koń stanął. Starałam się trzymać ale za duż asiła wyrzuciła mnie z siodła i spadłam na przeszkodę.
- Aaa! - wrzasnęła przerażona Ashley. Podbiegła do mnie i pomogła mi wstać.
- Eeee...ałłł... - jęczłam.
- Co jest?
- Noga mnie boli... - wskazałam na przytrzaśniętą belką nogę. Rando zaczął tak grzebać kopytem jakby chciał podnieść belkę. Ashley popatrzyła na niego.
- Ty nie chciałeś jej zrzucić prawda? - spytała i podniosła belkę.
- Co się stało?' - zawołała nagle Anne przechodzącą obok.
- Spadła z konia! - odkrzyknęła biegnącej już w tą stronę instrukcorce Ashley.
- Co? Spadła? Na triplebarre? Kto wam pozowlił przez to skakać?!
- Trenowałyśmy Rando do zawodów więc musiałyśmy go nauczyć jak się skacze przez takie przeszkody. - tłumaczyłam.
Anne zabrała mnie do mojego pokoju. Tam położyłam się. Chwilę potem przyszła Helen.
- Dkwiedziałam się, że spadłaś z konia na potrójną przeszkodę. - powiedziała srogo.
Ashley i ja pokiwałyśmy głowami.
- Jaki to był koń?
- Ra..R.. Rando. - wyjąkałam.
- Mówiłam żeby go nie kupować. Same kłopoty.
- Ale Helen. On jej nie chciał zrzucić... - tłumaczyła Ashley.
- Bardzo cię boli? - przerwała Helen patrząc na mnie.
- Trochę...
- Trzeba cię będzie zabrać do szpitala.
Tak też się stało. W szpitalu sprawdzili co mi jest. Na szczęście to nie było nic poważnego. Tylko lekkie skręcenie kostki. Założono mi opatrhnek i puźnym wieczorem wróciłam do stadniny. Zanim jednak padłam na łużko powiedziałam do mojej przyjaciółki:
- Zastąp mnie w trenowaniu Rando.
Rano obudziła mnie Ashley.
- Obudź się. Masz gości.
Otworzyłam oczy i zobaczyłam moich rodziców. Prawie w ogóle ich nie poznałam.
- Cześć. Przyjechaliśmy bo usłyszęliśmy od pani Helen, że skręciłaś kostkę. - odezwał się tata.
- Tak, tak... - usiadłam ostrożnie nałużku i wszystko im opowiedziałam od samego począdku kiedy zobaczyłyśmy tą odcą stadninę.
- Aha... - powiedziała na końcu mama. Potem jeszcze trochę porozmawialiśmy, a rodzice przynieśli mi z dołu śniadanie. Strasznie zazdrościłam Ashley, która cały dzień trenowała Rando, jeździła na Zeusie, Jane i na Filce żeby jej się nie nudziło. Ja natomiast cały dzień spędziłam w zawalonym książkami, zeszytami, kratkami, ołówkami i innymi żeczami łużku. Przez chwil nawet spałam co mi się w dzień nie zdarza, kiedy nie miałam weny na rysowanie lub pisanie, a czytać mi się nie chciało bawilismy się pierzem z pościeli. I tak minął cały tydzień. Aż pewnego równie nudnego dnia kiedy liczyłam sęki w drewnianej podłodze do pokoju z wielkim hałasem wpadła Ashley.
- Alice! Mam świetną wiadomość!
- Mogę wychodzić z łużka? 14...15...16...
- No...nie.
- 19...20...
- Przestań liczyć bo ci nie powiem.
- No?
- Więc jutro są zawody i Rando na nie jedzie.
- Co?! Helen pozwoliła?!
- Tak.
- O nie! Nie będę mogła tego zobaczyć!
- A lekarz powiedział, że kiedy możesz chodzić?
- Nooo chyba nie wiem, nie oamiętam. Chyba! Żebyście mnie tam przywieźli na wuzku. Co?
- Nie złe, ale nie wiem czy Helen się zgodzi.
- To na co czekasz?
- Ahh... - pokręciła głową, odwróciła się i poszła do jadalni.
Leżałam 5 minut po czym przyszła Ashley.
- Powiedziała: "Nie wiem czy to dobry pomysł, ale jak bardzo chce to możemy spróbować".
- Czyli mogę?
- Nie wiem. Ale ja rozumiem, że tak.
- Super!
Tak więc znowu spędziłam na nudach kolejny dzień ale tym razem cały czas myślałam o tych jutrzejszych zawodach.
Następnego dnia obudziłam się bardzo późno, Ashley jeszcze spała.
- Ashley! Wstawaj! Dziś zawody! - krzyknęłam żeby ją obudzić. Ashley przekręciła się na drugi bok i zaspana spytała:
- A która godzina?
- 7:00! Strasznie puźno!
- Oj! O 13:00 musimy tam być! - krzyknęła i poderwałem się z łużka.
C D N
wtorek, 26 marca 2013
Od Rose c.d. Natashy - Początek
- Jak mam wybierać to jesteśmy - odpowiedziałam i podniosłam dłoń. - Piona.
- Piona - Natasha przybiła.
- Jasne że cię nie wydam. Powiem że złamałaś brzuch i zmarłaś na katar.
Obie wybuchnęłyśmy śmiechem.
- Tego nie kupią - dodałam ze śmiechem. - Coś wymyślę na poczekaniu.
- Dzięki.
Wyciągnęłam się na trawie i westchnęłam.
- Mogłabym tu zostać do nocy.
<<Natasha?>>
- Piona - Natasha przybiła.
- Jasne że cię nie wydam. Powiem że złamałaś brzuch i zmarłaś na katar.
Obie wybuchnęłyśmy śmiechem.
- Tego nie kupią - dodałam ze śmiechem. - Coś wymyślę na poczekaniu.
- Dzięki.
Wyciągnęłam się na trawie i westchnęłam.
- Mogłabym tu zostać do nocy.
<<Natasha?>>
poniedziałek, 25 marca 2013
Od Natashy c.d. Rose
-Szkoła ?!-położyłam się na trawie-Co to to nie ! Nienawidzę szkoły, nauczycieli i lekcji ! Ale to tylko ja. Większość uważa, że lekcje są fajne i w ogóle. Ja uważam, że lekcje tylko zabierają czas. Nie zdziw się jeśli mnie jutro na żadnych nie zobaczysz-spojrzałam w błękitne niebo. Chmury układały się w cudowne kształty.
-Dlaczego ?-spytała i położyła się obok.
-Bo się zrywam. Razem a Adventure będziemy jutro cały dzień poza akademią. na jakichś polach czy coś w ten deseń. Jakby się nauczyciele pytali to powiedz.... Że jestem chora czy coś... Wymyślisz dla mnie jakąś wymówkę. Co nie ? Pomożesz przyjaciółce w potrzebie, nie ?
-Przyjaciółce ?-kiwnęłam potwierdzająco głową.
-Chyba, że nie jesteśmy przyjaciółkami ?
<Rose ????>
Od Natashy c.d. Rose
-Szkoła ?!-położyłam się na trawie-Co to to nie ! Nienawidzę szkoły, nauczycieli i lekcji ! Ale to tylko ja. Większość uważa, że lekcje są fajne i w ogóle. Ja uważam, że lekcje tylko zabierają czas. Nie zdziw się jeśli mnie jutro na żadnych nie zobaczysz-spojrzałam w błękitne niebo. Chmury układały się w cudowne kształty.
-Dlaczego ?-spytała i położyła się obok.
-Bo się zrywam. Razem a Adventure będziemy jutro cały dzień poza akademią. na jakichś polach czy coś w ten deseń. Jakby się nauczyciele pytali to powiedz.... Że jestem chora czy coś... Wymyślisz dla mnie jakąś wymówkę. Co nie ? Pomożesz przyjaciółce w potrzebie, nie ?
-Przyjaciółce ?-kiwnęłam potwierdzająco głową.
-Chyba, że nie jesteśmy przyjaciółkami ?
<Rose ????>
Od Rose c.d. Natashy - Początek
- Dobry pomysł - poparłam. - Crimson, jedziemy dziś bez siodła.
Crimson zarżał i pomachał łbem.
- Dobra, zajmij się nim - powiedziała Natasha i zajęła się Adventure.
Po paru minutach byliśmy gotowi. Nałożyłam Crimsonowi tylko kantar i lonżę którą związałam w taki sposób aby pełniła funkcję wodzy. Rusyłyśmy w stronę lasu. Natasha prowadziła. Zwiedzałyśmy las. Byłam pod wrażeniem jego piękna.
- Cudnie tu!
- Zgadzam się - odparła Natasha. - Takich lasów jest już niewiele.
- Jedziemy galopem?
Natasha rzuciła mi znaczące spojżenie i popędziła swoją klacz. Ja również popędziłam Crimsona, który szybko dopędził Adventure. Galopowałyśmy spokojnie i rozkoszowałyśmy się jazdą konną. Zatrzymałyśmy się dopiero na polance:
Zszedłam z konia - Natasha zrobiła to samo. Usiadłyśmy na trawie.
- No a... jak jest na lekcjach w Klubie? Nauczyciele są fajni?
(Natasha?)
Od Pegaza c.d. Donny (konie)
Zastanowiłem się chwilę.
-Ja...mam ochotę na wyścigi...A ty?-Powiedziałem
-Ja też.-Odparła Donna.
Po odliczeniu do trzech wystartowaliśmy. Nie dawałem się wyprzedzić. Donna wygrała. Na ostatnim metrze mnie wyprzedziła.
-Nie ciesz się tak.-powiedziałem-Dałem ci fory...-Zacząłem się tłumaczyć
<Donna?>
Od Matta - Cd Annabeth
Annabeth powiedziała, że spoko więc pobiegłem jak najszybciej do Alex. Była u siebie w domku i była cała zapłakana. Objąłem ją i siedzieliśmy w ciszy, w końcu odezwała się i powiedziała, że mama miała wypadek samochodowy i trawiła do szpitala, a teraz jest w śpiączce.
Tata kazał nam zostać nadal w Klubie i powiedział, że będzie Nas informował o wszystkim co się będzie działo.
-Będzie dobrze, zobaczysz-powiedziałem do niej i mocniej przytuliłem. W końcu Alex się uspokoiła i powiedziała, że jak chce to mogę iść. Poprosiła mnie żebym wyczyścił jej konia, bo ona dziś nie ma na to ochoty. Zgodziłem się i poszedłem do Negero.
Poszedłem do stajni i moim oczom ukazał się koń podobny do mojej klaczy. Spojrzałem na tabliczkę i przeczytałem, że jest to klacz imieniem Potro Cerril . Ładna, pomyślałem i poszedłem do Negero. Koń mojej siostry gdy mnie zobaczył postawił jedno ucho do tyłu i zaczął być nerwowy, ale po chwili się uspokoił. Wyczyściłem go i zaprowadziłem na pastwisko do Pegaza i Donny.
Od Donny c.d. Pegaza (konie)
Stałam sobie w boksie i myślałam nad różnymi rzeczami. Nagle Matt wszedł do stajni i wyprowadził na padok. Był tak jakiś koń podszedł do mnie i przywitał się ze mną:
-Cześć, jestem Pegaz, a ty?
-Hej, ja Donna Caruso, ale mów do mnie po prostu Donna, bo nie przepadam za swoim imieniem.-powiedziałam i przypatrzyłam mu się. Był nawet spoko. A ja cieszyłam się, że poznałam już kogoś nowego.
-Lubisz skakać?-spytał mnie
-Tak, ale bardziej lubię się ścigać, uwielbiam mieć wiatr w grzywie, odkąd pamiętam ścigałam się z Negero każdego ranka...
-Znasz go?
-Tak, to koń siostry Matta, znam go już od 3 lat. Jest spoko, tylko czasami baardzo wredny.
-Aha, spoko.
-To co robimy? Masz na coś ochotę?-spytałam go
(Pegaz?)
Witamy Vicki!
Imię: Vicki
Nazwisko: Donovan
Wiek: 17 lat
Charakter: Słodka, tajemnicza, inteligentna, bystra, miła, pomocna, ciekawska, lecz gdy ktoś zacznie jej dokuczać z powodu rodziny lub blizny (na plecach) to jest wredna, uszczypliwa, pyskata (również dla nauczycieli) i niewyobrażalnie zrzędliwa. Kocha ryzyko, niebezpieczeństwo, muzykę, rysować, jeździć (szczególnie na oklep) i noc
Płeć: Dziewczyna
Historia: Tragiczna. Jej matka umarła przy porodzie. Wychowywała się z ojcem i z starszą siostrą. Jej rodzina była bardzo uboga. Pewnego dnia wybrali się do miasta samochodem. Miała 10 lat. Była zima i wpadli w poślizg i cała rodzina Vicki oprócz niej umarła na miejscu. Teraz została jej tylko blizna (od szyi poprzez łopatki do nerek). Wędrowała od rodziny zastępczej do rodziny zastępczej. Została usamodzielniona w wieku 16 lat.
Rodzina: Nikt nie żyje
Chłopak: Kto by ją chciał?
Przyjaciele: Nie ma
Koń: Potro Cerril
Hobby: Opieka nad końmi, jazda na oklep, słuchanie muzyki, śpiewanie, tańczenie, gra na gitarze, rysowanie.
Domek: sama
Gracza: pinto 19
Nazwisko: Donovan
Wiek: 17 lat
Charakter: Słodka, tajemnicza, inteligentna, bystra, miła, pomocna, ciekawska, lecz gdy ktoś zacznie jej dokuczać z powodu rodziny lub blizny (na plecach) to jest wredna, uszczypliwa, pyskata (również dla nauczycieli) i niewyobrażalnie zrzędliwa. Kocha ryzyko, niebezpieczeństwo, muzykę, rysować, jeździć (szczególnie na oklep) i noc
Płeć: Dziewczyna
Historia: Tragiczna. Jej matka umarła przy porodzie. Wychowywała się z ojcem i z starszą siostrą. Jej rodzina była bardzo uboga. Pewnego dnia wybrali się do miasta samochodem. Miała 10 lat. Była zima i wpadli w poślizg i cała rodzina Vicki oprócz niej umarła na miejscu. Teraz została jej tylko blizna (od szyi poprzez łopatki do nerek). Wędrowała od rodziny zastępczej do rodziny zastępczej. Została usamodzielniona w wieku 16 lat.
Rodzina: Nikt nie żyje
Chłopak: Kto by ją chciał?
Przyjaciele: Nie ma
Koń: Potro Cerril
Hobby: Opieka nad końmi, jazda na oklep, słuchanie muzyki, śpiewanie, tańczenie, gra na gitarze, rysowanie.
Domek: sama
Gracza: pinto 19
Od Alice - Nowy koń cz. 3
- Coś się wymyśli. - powiedziałam i poleciałyśmy do stajni. Szybko wyprowadziłyśmy Rando na ujeżdżalnię. Wsiadłam na niego.
- No, podasz co umiesz. - powiedziałam do niego i ruszyłam podczas gdy Ashley stała przy płocie i patrzyła. Chwilę stępowałam, potem zaczęłam kłusować.
- Hej! Ten koń jest pięknie wytrenowany. - powiedziałam w końcu.
- Nooo...
Jeździłam trochę po ujeżdżalni klubem, czasem przechodziłam do stępa. Sama sobie układałam różne kombinacje, przekątnej, zmiany kierunku itd.
- Jak myślisz, spróbować na nim zagalopować? - zapytałam Ashley.
- No nie wiem. Jest podobno stary więc może mu sie coś stać.
- Eeee....jak tak dobrze i żwawo kłusuje to co zaszkodzi zagalopować?
- Jak chcesz, twoja sprawa. Tylko jeszcze nie teraz, muszę to zobaczyć, ale pujdę po Zeusa żeby też trochę pojeździć.
- Ok.
Jechałam powoli i patrząc się na inne konie, które akurat pasły się na padoku położonym troszkę dalej. Brykały wesoło, a Rando raz po raz spoglądał na nie takim wzrokiem jakby chciał powiedzieć "Też tak kiedyś brykałem...". Nagle przyszła pani Clara. Dziś był piątek, a ona miała wyjechać do miasta na weekend, załatwić coś ważnego. Pożwgnałam się z nią. Clara wsiadła do auta. Nagle zapaliła silnik, który groźnie i głośno zawarczał. Kilka najbliżej stojących koni na padoku przestraszyli się i jciekło. Te dalej stojące też nerwowo podniosły głowy w tą stronę. Rando jednak został nie poruszony tą sprawą. Nawet tam nie spojżał tylko dalej stępował. To mnie zadziwiło. Silnik ucichł trochę i Clara odjechała. Zaraz po tym przyszła Ashley prowadząc osiodłanego Zeusa.
- Ashley! Słuchaj, przed chwilą Clara pojechała. Jak zapaliła silnik wszystkie konie poza Rando się przestraszyły!
- Dość odważny.
- No!
- Ale czemu? Przecież to zwykły stary koń. - powiedziała wsiadając na Zeusa.
- Nie wiem. Może miał jakieś przeżycia w młodości i teraz jest bardzo odważny.
- Jest jeszcze taka opcja, że ogłuchł ze starości. - Ashley zamknęła bramkę i wsiadła na konia. - Albo jest po prostu już stary, przeżył już takie rzeczy, wie, że to nie jest groźne i po prostu nie zwraca na to uwagi.
- Wiem. Trzeba się spytć jego właściciela.
- Co?! Mamy tam znowu jechać? Proszę cię.
- A mamy inne wyjście żeby się dowiedzieć?
- Nie. - ruszyłyśmy w stronę furtki. Wyjechałyśmy poza ujeżdżalnię i pogalopowałyśmy w stronę stadniny.
Na miejscu spodkałyśmy tego samego gościa siedzącego na krześle przed domkiem.
- A wy co znowu chcecie? - spytał niegrzecznie jak tylko nas zobaczył.
- Jakoś pan się nie zbiera do drogi, a zostały jeszcze dwa dni. - odparła Ashley.
- Do drogi? Będzie jeszcze czas...
- Chciałyśmy się spytać czemu pana koń jest taki odważny?
- Odważny? On odważny? Chyba sobie żartujecie.
- O nie. Nie przestraszył się silnika samochodowego. - spytałam.
- Czy pan go ma od począdku? Od źrebaka? - dodała Ashley.
- Od źrebaka...od źrebaka...hmmm... Nie. Raczej nie.
- Tak? To jak pan go zdobył? - zapytałam.
- No to, -usiadł spowrotem - ja go kupiłem od pewnego milionera kiedy był młodym koniem. Był championem, już w młodym wieku wygrał 2 zawody. Ja go jeszcze trenowałem i trenowałem, jeździłem z nim na zawody i wygrywałem je. Właściwie to on je wygrywał. Ale pewnego dnia zostałem okradziony. Nie miałem już tyle pieniędzy żeby utrzymać tego konia. Sprzedałem mieszkanie i kupiłem mały domek. Stadninę przeniosłem tutaj.
- Aha... Czyli on wygrywał kiedyś zawody. - powiedziałam i coś mi zaświtało w głowie "Zawody! No jasne!" - Ashley jedziemy. Dowiedzenia.
Popędziłysmy spowrotem. W połowie drogi powiedziałam.
- Wiesz, teraz dopiero się zorientowałam, że nie wypróbowalyśmy czy umie galopować tylko od razu pojechałyśmy. I się udało.
- No tak.
- Pamiętasz jak on mówił, że Rando wygrywał zawody?
- Tak.
- A jak Helen mówiła, że trzeba go jakoś jeszcze utrzymać?
- Do czego zamierzasz...Aha...chcesz...
- ... Żeby wystartował w zawodach! - dokończyłyśmy razem.
- Nie wiem czy jest jeszcze na tyle silny ale warto spróbować. - poweidziałam.
Kiedy przedstawiłyśmy ten pomysł Helen ona kdpowiedziała.
- Byłyście same w tamtej stadninie?!
- Ale z sukcesem. - odpowiedziała Ashley.
- No tak ale nie wiadomo czy on będzie jeszcze na tyle dobry. Poza tym trzeba na to wydać trochę pieniądzy.
- Ale on był ćwiczony, wygrywał już zawody. Zobaczysz, że wygra. - odparłam.
- Wiem. Trochę jeszcze z nim potrenujemy, potem pokażemy ci i ty zobaczysz czy się nadaje. Co? - zaproponowała moja koleżanka.
- No nie wiem czy to dobry pomysł.
- Dobry dobry. Idziemy trenować. - zapewniłam i pobiegłyśmy.
C D N
- No, podasz co umiesz. - powiedziałam do niego i ruszyłam podczas gdy Ashley stała przy płocie i patrzyła. Chwilę stępowałam, potem zaczęłam kłusować.
- Hej! Ten koń jest pięknie wytrenowany. - powiedziałam w końcu.
- Nooo...
Jeździłam trochę po ujeżdżalni klubem, czasem przechodziłam do stępa. Sama sobie układałam różne kombinacje, przekątnej, zmiany kierunku itd.
- Jak myślisz, spróbować na nim zagalopować? - zapytałam Ashley.
- No nie wiem. Jest podobno stary więc może mu sie coś stać.
- Eeee....jak tak dobrze i żwawo kłusuje to co zaszkodzi zagalopować?
- Jak chcesz, twoja sprawa. Tylko jeszcze nie teraz, muszę to zobaczyć, ale pujdę po Zeusa żeby też trochę pojeździć.
- Ok.
Jechałam powoli i patrząc się na inne konie, które akurat pasły się na padoku położonym troszkę dalej. Brykały wesoło, a Rando raz po raz spoglądał na nie takim wzrokiem jakby chciał powiedzieć "Też tak kiedyś brykałem...". Nagle przyszła pani Clara. Dziś był piątek, a ona miała wyjechać do miasta na weekend, załatwić coś ważnego. Pożwgnałam się z nią. Clara wsiadła do auta. Nagle zapaliła silnik, który groźnie i głośno zawarczał. Kilka najbliżej stojących koni na padoku przestraszyli się i jciekło. Te dalej stojące też nerwowo podniosły głowy w tą stronę. Rando jednak został nie poruszony tą sprawą. Nawet tam nie spojżał tylko dalej stępował. To mnie zadziwiło. Silnik ucichł trochę i Clara odjechała. Zaraz po tym przyszła Ashley prowadząc osiodłanego Zeusa.
- Ashley! Słuchaj, przed chwilą Clara pojechała. Jak zapaliła silnik wszystkie konie poza Rando się przestraszyły!
- Dość odważny.
- No!
- Ale czemu? Przecież to zwykły stary koń. - powiedziała wsiadając na Zeusa.
- Nie wiem. Może miał jakieś przeżycia w młodości i teraz jest bardzo odważny.
- Jest jeszcze taka opcja, że ogłuchł ze starości. - Ashley zamknęła bramkę i wsiadła na konia. - Albo jest po prostu już stary, przeżył już takie rzeczy, wie, że to nie jest groźne i po prostu nie zwraca na to uwagi.
- Wiem. Trzeba się spytć jego właściciela.
- Co?! Mamy tam znowu jechać? Proszę cię.
- A mamy inne wyjście żeby się dowiedzieć?
- Nie. - ruszyłyśmy w stronę furtki. Wyjechałyśmy poza ujeżdżalnię i pogalopowałyśmy w stronę stadniny.
Na miejscu spodkałyśmy tego samego gościa siedzącego na krześle przed domkiem.
- A wy co znowu chcecie? - spytał niegrzecznie jak tylko nas zobaczył.
- Jakoś pan się nie zbiera do drogi, a zostały jeszcze dwa dni. - odparła Ashley.
- Do drogi? Będzie jeszcze czas...
- Chciałyśmy się spytać czemu pana koń jest taki odważny?
- Odważny? On odważny? Chyba sobie żartujecie.
- O nie. Nie przestraszył się silnika samochodowego. - spytałam.
- Czy pan go ma od począdku? Od źrebaka? - dodała Ashley.
- Od źrebaka...od źrebaka...hmmm... Nie. Raczej nie.
- Tak? To jak pan go zdobył? - zapytałam.
- No to, -usiadł spowrotem - ja go kupiłem od pewnego milionera kiedy był młodym koniem. Był championem, już w młodym wieku wygrał 2 zawody. Ja go jeszcze trenowałem i trenowałem, jeździłem z nim na zawody i wygrywałem je. Właściwie to on je wygrywał. Ale pewnego dnia zostałem okradziony. Nie miałem już tyle pieniędzy żeby utrzymać tego konia. Sprzedałem mieszkanie i kupiłem mały domek. Stadninę przeniosłem tutaj.
- Aha... Czyli on wygrywał kiedyś zawody. - powiedziałam i coś mi zaświtało w głowie "Zawody! No jasne!" - Ashley jedziemy. Dowiedzenia.
Popędziłysmy spowrotem. W połowie drogi powiedziałam.
- Wiesz, teraz dopiero się zorientowałam, że nie wypróbowalyśmy czy umie galopować tylko od razu pojechałyśmy. I się udało.
- No tak.
- Pamiętasz jak on mówił, że Rando wygrywał zawody?
- Tak.
- A jak Helen mówiła, że trzeba go jakoś jeszcze utrzymać?
- Do czego zamierzasz...Aha...chcesz...
- ... Żeby wystartował w zawodach! - dokończyłyśmy razem.
- Nie wiem czy jest jeszcze na tyle silny ale warto spróbować. - poweidziałam.
Kiedy przedstawiłyśmy ten pomysł Helen ona kdpowiedziała.
- Byłyście same w tamtej stadninie?!
- Ale z sukcesem. - odpowiedziała Ashley.
- No tak ale nie wiadomo czy on będzie jeszcze na tyle dobry. Poza tym trzeba na to wydać trochę pieniądzy.
- Ale on był ćwiczony, wygrywał już zawody. Zobaczysz, że wygra. - odparłam.
- Wiem. Trochę jeszcze z nim potrenujemy, potem pokażemy ci i ty zobaczysz czy się nadaje. Co? - zaproponowała moja koleżanka.
- No nie wiem czy to dobry pomysł.
- Dobry dobry. Idziemy trenować. - zapewniłam i pobiegłyśmy.
C D N
niedziela, 24 marca 2013
Od Pegaza (konie)
Szedłem skrajem ogrodzenia. Renee była dziś w mieście, więc nie jeździłem dziś dużo. Zaczęło mi się nudzić. Wtedy ktoś wprowadził na padok innego konia. Podbiegłom się przywitać:
-Cześć, jestem Pegaz, a ty?
<Donna Caruso?>
Od Natashy c.d. Rose - Początek
-Czemu wszyscy o to pytają ?-prychnęłam.
-Bo chce wiedzieć czy dobrze znasz akademię ?
-Może ? Kto wie. Tak od jakiegoś czasu. No chodź Adventure wyczyścimy cię-poszłam po szczotkę, gdy wróciłam i zaczęłam czyścić klacz Rose spytała
-Adventure ? To coś znaczy ?
-Tak. Przygoda, po angielsku.
-A dlaczego akurat tak ?
-A dlaczego nie ? Nasza znajomość rozpoczęła wielką przygodę. Prawda kochana ?-poklepałam klacz i wróciłam do czyszczenia.
-Odpowiadasz pytaniem na pytanie. Dlaczego ?
-A ja wiem ? Tak jakoś samo wychodzi. Kto cię tu przywiózł ?
-Rodzice i rodzeństwo-uśmiechnęłam się.
-Miło. Mnie przywiózł kolega... Dziadek nie miał na tyle sił. No cóż. Chcesz się przejechać ?
-Jasne gdzie ?
-Do lasu. Chce pojechać na oklep. Jak spadnę będę miał miękkie lądowanie-zaśmiałyśmy się.
<Rose?:3>
Od Natashy c.d. Rose - Początek
-Czemu wszyscy o to pytają ?-prychnęłam.
-Bo chce wiedzieć czy dobrze znasz akademię ?
-Może ? Kto wie. Tak od jakiegoś czasu. No chodź Adventure wyczyścimy cię-poszłam po szczotkę, gdy wróciłam i zaczęłam czyścić klacz Rose spytała
-Adventure ? To coś znaczy ?
-Tak. Przygoda, po angielsku.
-A dlaczego akurat tak ?
-A dlaczego nie ? Nasza znajomość rozpoczęła wielką przygodę. Prawda kochana ?-poklepałam klacz i wróciłam do czyszczenia.
-Odpowiadasz pytaniem na pytanie. Dlaczego ?
-A ja wiem ? Tak jakoś samo wychodzi. Kto cię tu przywiózł ?
-Rodzice i rodzeństwo-uśmiechnęłam się.
-Miło. Mnie przywiózł kolega... Dziadek nie miał na tyle sił. No cóż. Chcesz się przejechać ?
-Jasne gdzie ?
-Do lasu. Chce pojechać na oklep. Jak spadnę będę miał miękkie lądowanie-zaśmiałyśmy się.
<Rose?:3>
Od Annabeth c.d. Matta
A: Nie ma sprawy, na pewno cos się stało. Leć
Matt pobiegl do swojej siostry a ja zostałam jeszcze upożądzić Corra.
Potem poszłam do siodlarni, wzięłam siodło i uzdę i poszłam do Corra, Gdy już był gotowy wsiadłam na niego i pojecaliśmy na przejażdżkę.
Po połowie drogi jakis wąż wypęłznął ze swojej jamy i Corr się go wystraszył. Zżucił mnie z grzbietu a ja sturlalam sie po górze i wpadlam w jkakieś bajoro. Przedemną stał jakis koń. Nie wyglądal na oswojenego, wręcz przeciwnie. Wyglądał na dzikiego. Nie ruszałam sie ale on podszedł do mnie. Powąchał mnie i odbiegł. Wyglądal na mustanga ale nie byłam pewna. Wiedziałam tylko że jutro też musze go zobaczyć. Wstałam i poszla szukać Corra. Gdy go znalazlam chwile jeszcze go uspokajałam i pojechalismy do stadniny.
(Matt)
sobota, 23 marca 2013
Od Rose - Początek
Dojechałam. Wyszłam z samochodu i ujżałam uroczą stadninę. Razem z moim tatą poszłam "wypakować" mojego Crimsona. Z samochodu wyszli również moja mama i moi bracia - Zack i Jack. Trzymałąm konia na uwięzi i zwróciłam się do rodziny:
- Będę tęsknić. Ale już nieługo się zobaczymy - uśmiechnęłam się do mojej mamy która zaraz mnie przytuliła.
- Uważaj na siebie. Chcę cię zobaczyć jeszcze całą.
- Będę uważać przy woltyżerce.
- Nie wracaj zbyt szybko - wepchnął się w rozmowę złośliwie Zack.
- Dobra muszę już iść. Do zobaczenia lub usłyszenia! - pożegnałam się.
Uścisnęłam mamę i tatę, pogłaskałam po głowach braci i poszłam z Crimsonem do stajni. Stawiłam się u dyrektorki i odprowadziłam Crimsonka do boksu. Kiedy go zakwaterowałam zobaczyłam że inna dziewczyna wprowadza swoją klacz do boksu.
- Eee... cześć - zaczęłam nieśmiało.
- Cześć, jesteś tu nowa? - spytała.
- Eee... tak. Jestem Rose Queen - wyciągnęłam rękę.
Dziewczyna popatrzyła na mnie.
- Czego się tak jąkszasz?
- Może dlatego że jestem w nowym otoczeniu - przyznałam.
Nieznajoma uścisnęła moją dłoń.
- Natasha MacGraff. Ładny koń - powiedziała wskazując na Crimsona.
- Dziękuję, twój też, ma ładną maść. To mustang?
- Tak.
- Długo tu jesteś?
<Natasha?>
piątek, 22 marca 2013
Od Renee c.d. Kornelly
-Pewnie!-Odpowiedziałam.
-To super!-Krzyknęła Kornelly.
-Jedziesz na przejażdżkę?
-Jasne, że jadę.
Zaczęłyśmy siodłać konie i po chwili byłyśmy gotowe.
-To gdzie jedziemy?-Zapytałam.
-Może do lasu.-Zaproponowała Kornelly.
-Dobra.-Powiedziałam.
Puściłyśmy się galopem do lasu. Dużo rozmawiałóam z Kornelly. Wtem nasze konie zaczęły głośno parskać.
Zatrzymałyśmy się na polance.
<Kornelly?>
Od Matta c.d. Annabeth
W stajni spotkaliśmy inną dziewczynę. Jak się dowiedziałem miała na imię Annabeth.
Spytała mnie czy idę z nią nakarmić konia, zgodziłem się. Przed pójściem do paszarni rozsiodłałem jeszcze Donne i odniosłem sprzęt do siodlarni. W drodze do paszarni, panowała niezręczna cisza, bo jakoś nie wiedziałem jak zagadać.
W paszarni podczas szykowania pokarmu rozmowa się rozkręciła i gadaliśmy o różnych rzeczach. Gdy mieliśmy już wychodzić z paszarni potknąłem się o coś, a żeby się nie wywalić zacząłem robić dziwne "figury". Gdy w końcu złapałem równowagę, spojrzałem na Annabeth, a ze ona się śmiała, ja też zacząłem się śmiać sam z siebie, wyobrażając sobie mnie podczas piruetów.
W boksach gdy nasze konie jadły zadzwonił mój telefon. Odebrałem go szybko. Dzwoniła moja siostra, i po głosie rozpoznałem, że coś się stało...
-Annabeth, bo dzwoniła moja siostra, szukała mnie wszędzie a nie mogła znaleźć i musiało się coś stać, bo była zapłakana...nie obrazisz się jak do niej pójdę?
(Annabeth, dokończysz?)
Od Matta c.d. Natashy
-No zgoda-odpowiedziałem i zacząłem siodłać Donnę. Gdy byliśmy gotowi do drogi wyprowadziłem klacz ze stajni. Wybraliśmy się do lasu.
-Długo już jesteś w Klubie?-spytałem ją
-No, sporo. Spojrzałem na nią, miała śliczne oczy.
-Hmm...to może się ścigamy?-zapytała mnie
-Ok-powiedziałem i po odliczeniu do trzech ruszyliśmy przed siebie. Do połowy trasy byliśmy równi, ale Natasha wyprzedziła mnie. Na mecie zatrzymaliśmy się powiedziałem do niej:
-Brawo! Wygrałaś, a przy okazji, dobrze jeździsz.
-Dzięki-odpowiedziała i uśmiechnęła się. W drodze powrotnej rozmawialiśmy jeszcze o różnych rzeczach i śmialiśmy się. Przed stajnią podziękowałem Natashy za miłą przejażdżkę.
czwartek, 21 marca 2013
Od Annabeth
Obudziłam się późnym popołudniem. Ubrałam się i poszłam coś zjeść, a potem do Corra.
Czyściłam jego boks kiedy do stajni wjechali Natasha i chyba jakiś nowy.
A: Hej Natasha
N: Hej An, co robisz?
A: jak nie widać to czyszczę boks
M: Siema An
A: Dla znajomych jestem An a dla nieznajomych Annabeth.
M: No dobrze Annabeth, ja jestem Matt.
A: Siema Matt........
Natasha odjechała a Matt zaprowadził swojego konia do boksu, jak się później okazało na przeciwko Corra.
Ja w tym czasie skończyłam czyścić boks.
A: Idę zrobić mu jedzenie, idziesz ze mną?
M: Okej, mogę iść.
Matt był nawet fajnym kolegom
(Matt)
Od Natashy
Rano wstałam w podłym nastroju. Przez pierwsze pół godziny nie ruszałam się z łózka. Na lekcjach wkurzyłam się jeszcze bardziej, bo nauczyciele mieli do mnie pretensje bo czegoś nie zrobiłam. Nie moja wina, że mi się nie chciało. Po lekcjach poszłam prosto do stajni.
-Hej Adventure-przytuliłam klacz. Osiodłałam ją i już miałam wychodzić gdy do stajni wszedł jakiś chłopak.
-Cześć-powiedział z uśmiechem-Jak sie nazywasz
-Nie twój interes-fuknęłam zła.
-Ktoś tu chyba wstał lewą noga nie sądzisz ?-zaśmiał się.
-Odwal się dobrze ?-warknęłam i wróciłam do boksu po uzdę. Wracając mijałam boks, w którym stał chłopak. zatrzymałam się.
-Sorki. Po prostu mam dziś wszystkich po wyżej uszu
-Widać-mruknął
-Oj no nie wściekaj się. W ramach rekompensaty proponuję ci przejażdżkę, co ty na to ?
<Matt? Dokończysz?>
Od Kornelly Cd Renee
- Taaaa... Zdarza się - powiedziałam lodowato.
- Nie złość się... Ja byłam w złym nastroju... - wybąkała.
- Dobra ! Jak dasz mi spokój będę weselsza !
- Nie dam ci spokoju - powiedziała z zaciętą miną. Po pięciu godzinach nie mogłam już wytrzymać. Poznałam ją lepiej i uznałam, że możemy sostać koleżankami. Gdy ją o to zapytałam odparła:
(Renee ?)
- Nie złość się... Ja byłam w złym nastroju... - wybąkała.
- Dobra ! Jak dasz mi spokój będę weselsza !
- Nie dam ci spokoju - powiedziała z zaciętą miną. Po pięciu godzinach nie mogłam już wytrzymać. Poznałam ją lepiej i uznałam, że możemy sostać koleżankami. Gdy ją o to zapytałam odparła:
(Renee ?)
Od Renee
Od razu po zajęciach poszłam do stajni. Myślałam, że nikogo nie będzie, ale się myliłam. W stajni była Kornelly i oporządzała konie.
-Cześć.-Powiedziałam.
-Cześć.-Odpowiedziała krutko.
-Przepraszam cię za to, że dziś na ciebie nawżeszczałam.-Powiedziałam.
<Kornelly?>
Od Matta
Gdy pożegnałem się z siostrą zastanawiałem się nad tym kiedy dołączyć do Klubu. Na początku chciałem dopiero za kilka miesięcy, ale w końcu stwierdziłem, że chcę dołączyć jak najszybciej. Kiedy rodzice zawieźli Alex i wrócili do domu powiedziałem im, że chcę jutro jechać do Klubu.
-No dobrze-powiedziała mama i wyglądała na zadowoloną
Po krótkiej rozmowie z rodzicami poszedłem do swojego pokoju i położyłem się spać bo byłem bardzo zmęczony. Przed snem postanowiłem, że nie powiem o tym siostrze i zrobię jej niespodziankę.
*Następnego dnia*
Wstałem wcześnie, ubrałem się i zszedłem na dół do jadalni.
-Co podać na śniadanie?-spytała mnie nasza gosposia
-Emm...nic, to znaczy zrobię sobie sam, możesz iść odpocząć.
Po śniadaniu zaniosłem Swoje walizki do samochodu i prowadziłem Donne do przyczepy. W drodze myślałem o moich starych znajomych, ale cieszyłem się że poznam nowych.
Po przyjeździe tata zaprowadził Donnę do jej nowego boksu a ja z mamą poszliśmy do pani dyrektor. Po załatwieniu wszystkiego zaniosłem rzeczy do mojego domku i pożegnałem się z rodzicami. Po pożegnaniu postanowiłem się przebrać i odwiedzić Donnę. W drodze do stajni spotkałem swoją siostrę, gdy mnie zobaczyła ucieszyła sie ale także zdziwiła:
-Matt? Co ty tu robisz? Przecież miałeś dopiero przyjechać za kilka miesięcy.
-No ale chciałem zrobić Ci niespodziankę.
-No to Ci się udała, braciszku-powiedziała i uśmiechnęła się
Wieczorem byłem bardzo zmęczony. Padłem na łóżko i momentalnie zasnąłem.
Od Kornelly - c.d. Alice
- Fajnie - powiedziałam i wyszłam z hali. Było mi bardzo smutno. Alice i Ashley były fajne ale nie miałam prawdziwych przyjaciół. Gdy odprowadziłam Karo do boksu wybrałam się na spacer. Gdy się zmęczyłam usiadłam pod drzewem i zaczęłam płakać. Bez przyjaciół życie było bez sensu.
- Zresztą i za co ktokolwiek miał by mnie lubić najbardziej ? No bo to Alice i Ashley są najfajniejsze i tylko koło nich wszyscy się kręcą ! Nie nie powinnam tak myśleć... Ale i tak jestem marną pomagającą - rozmyślałam tak przez dłuższy czas, aż w końcu poszłam zająć się końmi.
Witamy Matt'a!
Imię: Matt
Nazwisko: Barnes
Wiek: 18 lat
Charakter:
Czuły,sympatyczny,miły,przyjacielski,odważny,stanowczy,bystry
Płeć: Mężczyzna
Historia: Od małego kocha konie. Po prostu urodzony w siodle. Mieszka z rodzicami i siostrą w pięknej willi. Tata milioner, a na dodatek razem z mamą dyrektor stadniny. Kocha jeździć konno. Kiedyś trenował wyścigi ale ostatecznie przeniósł się za siostrą na skoki. Miał dużo swoich koni, ale najbardziej pokochał Donne...
Rodzina: mama Eliza, tata Jack, siostra Alexandra
Dziewczyna: Szuka
Przyjaciele: Na razie oprócz siostry nie ma
Koń: Donna Caruso
Hobby: gra na gitarze, jazda na desce, jazda konna, muzyka
Domek: Sam
Gracza: Piotrek17
Nazwisko: Barnes
Wiek: 18 lat
Charakter:
Czuły,sympatyczny,miły,przyjacielski,odważny,stanowczy,bystry
Płeć: Mężczyzna
Historia: Od małego kocha konie. Po prostu urodzony w siodle. Mieszka z rodzicami i siostrą w pięknej willi. Tata milioner, a na dodatek razem z mamą dyrektor stadniny. Kocha jeździć konno. Kiedyś trenował wyścigi ale ostatecznie przeniósł się za siostrą na skoki. Miał dużo swoich koni, ale najbardziej pokochał Donne...
Rodzina: mama Eliza, tata Jack, siostra Alexandra
Dziewczyna: Szuka
Przyjaciele: Na razie oprócz siostry nie ma
Koń: Donna Caruso
Hobby: gra na gitarze, jazda na desce, jazda konna, muzyka
Domek: Sam
Gracza: Piotrek17
środa, 20 marca 2013
Od Alexandry - Przyjazd do klubu
Dzisiaj rano obudziłam się wyjątkowo wcześnie, bo o 5.00. Wstałam z łóżka wyciągnęłam się, odsłoniłam zasłony i przeszłam do garderoby. Otworzyłam drzwi do garderoby i weszłam do środka. Zastanawiałam się co na siebie włożyć aż w końcu wybrałam. Ubrałam się w czarne rurki i biały top.
W jadalni zrobiłam sobie śniadanie, po czym poszłam do swojego pokoju. Po raz ostatni wyjrzałam przez okno na wielki plac i stadninę rodziców. Wiedziałam, że w Klubie będzie mi tego brakować, ale cieszyłam się, że poznam nowe osoby. Wzięłam torebkę i zeszłam na dół.
Pożegnałam się z moim bratem, który prawdopodobnie też zapisze się do klubu. Tata wyprowadził z boksu Negero i wprowadził do jego luksusowej przyczepy.
Droga była dość długa dlatego przez większość drogi spałam. Ze snu wyrwał mnie głos mamy:
-Wstawaj kochanie, jesteśmy na miejscu.
Otworzyłam oczy i zobaczyłam piękne miejsce. Wysiadłam z samochodu i rozejrzałam się. Tata wyprowadził konia z przyczepy i zaprowadził do boksu. Gdy wrócił pożegnałam się z nimi i poszłam do dyrektorki.
Po rozmowie i oprowadzeniu poszłam do mojego domku żeby się rozpakować. Nie był aż tak duży jak mój były pokój, ale i tak baaardzo mi się podobał. Po rozpakowaniu postanowiłam odwiedzić Negaro.
W stajni wyczyściłam go i założyłam ogłowie, postanowiłam że dziś pojeżdżę na nim na oklep. Tereny były piękne. Po powrocie zdjęłam mu ogłowie, umyłam wędzidło i zaniosłam do siodlarni. Postanowiłam, że jeszcze trochę z nim posiedzę, dlatego weszłam do jego boksu i zaczęłam go głaskać.
Od Jane (koń) - Zazdrość
Kiedy ten nowy Rando przyjechał do Klubu jeźdźców i na dodatek zamieszkał w boksie obok mnie, byłam bardzo zaskoczona i zła!
Siedziałam sobie w boksie spokojnie, aż nagle ten głupek się odezwał.
- Cześć, jak masz na imię?
- Jane. - ucięłam krótko.
- Ja jestem Rando.
- Przecież wiem.
- Lubisz skakać?
- Taaaa...
- Ciekawe czy skaczemy lepiej niż ja.
- Napewno! Przecież jestem leprza! Dłużej tu jestem! Jestem lepiej trenowana i w ogóle!
- Tak? A ja widziałem, że nie za bardzo słuchasz się Ashley.
- Lubię być wolna.
- Zmierzymy się dzisiaj w skokach?
- To nie będzie fair! Jesteś wyrzszy.
- Podobno lepiej trenujesz.
- Niech ci będzie.
Siedzieliśmy tak w boksach jeszcze przez jakiś czas, a potem przyszły dziewczyny.
- O mój kochany Rando... - Alice podeszła do Rando, a ja mamrotałam pod nosem:
- Pchi! "Kochany Randuś"ble, ble, ble...
- Jane, czemu tak parskasz moja malutka. - zwróciła się do mnie Ashley, która oczywiście rozumiałam moje mamrotanie jako zwykle parskanie.
- Chcesz się przejść? - zapytała w tym czasie Alice swojego konia. Rando kiwnął głową, a potem zwrócił się do mnie.
- Teraz tylko ty musisz znaleźć okazję. - po czym wyszedł z boksu. Ja rozzłoszczona wybiegłam ze stajni jak tylko Ashley otworzyła mój boks. Popędziłam na polany szybkim galopem. Tam przystanęłam kiedy zobaczyłam ją biegnącą w moim kierunku odsunęłam się.
- Co jest? Chcesz pobiegać? - spytała, a ja dałam znak, że owszem.
- Ale wiesz, że nie możesz?
- Pchi! Nie ufasz mi?! - spytałam oburzona podczas gdy Ashley usłyszała to jako głośne parsknięcie.
- Nie, proszę cię. - chwyciła mnie za grzywę zanim cokolwiek zdąrzyłam zrobić i zaprowadziła do stajni. Ja tylko smutnie popatrzyłam jak Rando spokojnie piega sobie po polanach obok padoku.
Siedziałam sobie w boksie spokojnie, aż nagle ten głupek się odezwał.
- Cześć, jak masz na imię?
- Jane. - ucięłam krótko.
- Ja jestem Rando.
- Przecież wiem.
- Lubisz skakać?
- Taaaa...
- Ciekawe czy skaczemy lepiej niż ja.
- Napewno! Przecież jestem leprza! Dłużej tu jestem! Jestem lepiej trenowana i w ogóle!
- Tak? A ja widziałem, że nie za bardzo słuchasz się Ashley.
- Lubię być wolna.
- Zmierzymy się dzisiaj w skokach?
- To nie będzie fair! Jesteś wyrzszy.
- Podobno lepiej trenujesz.
- Niech ci będzie.
Siedzieliśmy tak w boksach jeszcze przez jakiś czas, a potem przyszły dziewczyny.
- O mój kochany Rando... - Alice podeszła do Rando, a ja mamrotałam pod nosem:
- Pchi! "Kochany Randuś"ble, ble, ble...
- Jane, czemu tak parskasz moja malutka. - zwróciła się do mnie Ashley, która oczywiście rozumiałam moje mamrotanie jako zwykle parskanie.
- Chcesz się przejść? - zapytała w tym czasie Alice swojego konia. Rando kiwnął głową, a potem zwrócił się do mnie.
- Teraz tylko ty musisz znaleźć okazję. - po czym wyszedł z boksu. Ja rozzłoszczona wybiegłam ze stajni jak tylko Ashley otworzyła mój boks. Popędziłam na polany szybkim galopem. Tam przystanęłam kiedy zobaczyłam ją biegnącą w moim kierunku odsunęłam się.
- Co jest? Chcesz pobiegać? - spytała, a ja dałam znak, że owszem.
- Ale wiesz, że nie możesz?
- Pchi! Nie ufasz mi?! - spytałam oburzona podczas gdy Ashley usłyszała to jako głośne parsknięcie.
- Nie, proszę cię. - chwyciła mnie za grzywę zanim cokolwiek zdąrzyłam zrobić i zaprowadziła do stajni. Ja tylko smutnie popatrzyłam jak Rando spokojnie piega sobie po polanach obok padoku.
Witamy Alexandrę!
Imię: Alexandra (Alex)
Nazwisko: Barnes
Wiek: 16 lat
Charakter: Odważna,zadziorna,kocha zwierzęta,zawsze znajdzie jakąś ciętą ripostę,ma wybuchowy charakter,dosyć miła lecz nieraz wredna,mądra,ciekawska,tajemnicza,szalona, opanowana, czuła, mądra, wysportowana, zakręcona, zawsze uśmiechnięta,
Płeć: Kobieta
Historia: Alexandra od małego uwielbiała konie. Rodzice byli bogaci a na dodatek mieli własną stadninę koni. W wieku 4 lat po raz pierwszy siedziała na koniu. Lata mijały i gdy skończyła 13 lat dostała Swojego pierwszego konia. Po półtora roku zdecydowała że chce oddać się skokom przez przeszkody. Rodzice sprowadzili dla niej ogiera skokowego.
W końcu zapisali ją do Klubu Jeźdźców
Rodzina: Tata Jack, Mama Eliza, Brat Matt
Chłopak: Szuka
Przyjaciele: Z starego miejsca dużo...z Klubu jeszcze żaden...
Koń: Negero
Hobby: taniec, jazda konna, gra na gitarze, kocha rysować
Domek: na razie sama, ale z chęcią dzieliłaby go z kimś
Gracza: Zeuska
Nazwisko: Barnes
Wiek: 16 lat
Charakter: Odważna,zadziorna,kocha zwierzęta,zawsze znajdzie jakąś ciętą ripostę,ma wybuchowy charakter,dosyć miła lecz nieraz wredna,mądra,ciekawska,tajemnicza,szalona, opanowana, czuła, mądra, wysportowana, zakręcona, zawsze uśmiechnięta,
Płeć: Kobieta
Historia: Alexandra od małego uwielbiała konie. Rodzice byli bogaci a na dodatek mieli własną stadninę koni. W wieku 4 lat po raz pierwszy siedziała na koniu. Lata mijały i gdy skończyła 13 lat dostała Swojego pierwszego konia. Po półtora roku zdecydowała że chce oddać się skokom przez przeszkody. Rodzice sprowadzili dla niej ogiera skokowego.
W końcu zapisali ją do Klubu Jeźdźców
Rodzina: Tata Jack, Mama Eliza, Brat Matt
Chłopak: Szuka
Przyjaciele: Z starego miejsca dużo...z Klubu jeszcze żaden...
Koń: Negero
Hobby: taniec, jazda konna, gra na gitarze, kocha rysować
Domek: na razie sama, ale z chęcią dzieliłaby go z kimś
Gracza: Zeuska
wtorek, 19 marca 2013
Witamy Rose!
Imię: Rose
Nazwisko: Queen
Wiek: 15 lat
Charakter: Wesoła, optymistka, uparta, zwykle pozytywnie nastawiona do innych, potrafi pokazać że nie da się nią pomiatać, miła, otwarta, gdy ma złe dni jest straszna. Lubi zwierzęta, głównie konie, krowy, koty i wilki.
Płeć: Dziewczyna
Historia: Normalna; kocha konie więc zapisała się do Klubu Jeźdźców. Pochodzi z niezbyt bogatej rodziny.
Rodzina: mama, tata, 2 młodszych braci – Zack i Jack.
Chłopak: Nie zawraca sobie nimi głowy.
Przyjaciele: Chciała by mieć.
Koń: Crimson
Hobby: Jazda konna, opieka nad kotami, rower, rysowanie i szkicowanie.
Domek: Mieszka sama
Gracza: Indiana Jones*
Nazwisko: Queen
Wiek: 15 lat
Charakter: Wesoła, optymistka, uparta, zwykle pozytywnie nastawiona do innych, potrafi pokazać że nie da się nią pomiatać, miła, otwarta, gdy ma złe dni jest straszna. Lubi zwierzęta, głównie konie, krowy, koty i wilki.
Płeć: Dziewczyna
Historia: Normalna; kocha konie więc zapisała się do Klubu Jeźdźców. Pochodzi z niezbyt bogatej rodziny.
Rodzina: mama, tata, 2 młodszych braci – Zack i Jack.
Chłopak: Nie zawraca sobie nimi głowy.
Przyjaciele: Chciała by mieć.
Koń: Crimson
Hobby: Jazda konna, opieka nad kotami, rower, rysowanie i szkicowanie.
Domek: Mieszka sama
Gracza: Indiana Jones*
Od Alice c.d. Kornelly
- Hej... - odpowiedziałyśmy razem ospale.
- Co jest?
- Spać mi się chce... - powiedziałam. - A dzisiaj jeszcze jadę w teren...
- Ja też... - odezwała się Ashley - A ty?
- Tak. - powiedziała dalej parząc na Karo.
- Aha... - powiedziałam - Posuń się. Kornelly odsunęła się na lewą stronę hali, bo akurat wchodziła grupa na jazdę sportową. Po nidługim czasie Kornelly zaprowadziła Karo na padok.
- Co robimy? - spytałam. - Hej! Kornelly! Widziałaś mojego drugiego konia?! - krzyknęłam gdy sobie przypomniałam.
- To nie twój koń. - poprawiławiła mnie Ashley.
- No wiem, wiem...
- Ten nowy Rando? - zapytała Kornelly.
- Tak.
- Śliczny no nie?
- Tak, bardzo ładny, a właściwie to jak on się tu znalazł?
Opowiedziałyśmy jej całą chistorię.
- Wow. - dodała na końcu.
Kornelly?
- Co jest?
- Spać mi się chce... - powiedziałam. - A dzisiaj jeszcze jadę w teren...
- Ja też... - odezwała się Ashley - A ty?
- Tak. - powiedziała dalej parząc na Karo.
- Aha... - powiedziałam - Posuń się. Kornelly odsunęła się na lewą stronę hali, bo akurat wchodziła grupa na jazdę sportową. Po nidługim czasie Kornelly zaprowadziła Karo na padok.
- Co robimy? - spytałam. - Hej! Kornelly! Widziałaś mojego drugiego konia?! - krzyknęłam gdy sobie przypomniałam.
- To nie twój koń. - poprawiławiła mnie Ashley.
- No wiem, wiem...
- Ten nowy Rando? - zapytała Kornelly.
- Tak.
- Śliczny no nie?
- Tak, bardzo ładny, a właściwie to jak on się tu znalazł?
Opowiedziałyśmy jej całą chistorię.
- Wow. - dodała na końcu.
Kornelly?
Od Kornelly
Wstałam bardzo wcześnie rano byłam do tego przyzwyczajona. Zadrżałam z zimna. Wyszłam z łużka i szybko wciągnęłam na siebie janesy i sweter. Walnęłam w ścianę pokoju obok, a gdy nadal słyszałam z tamtąd chrapanie weszłam do pokoju James'a. Przechodząc zepchnęłam go z łużka, otworzyłam okno wpuszczając świerze powietrze i wyskoczyłam na pole. W biegu zciągnęłam kalosze i wpadłam do siodlarni. Stała tam Renee.
- No co tak późno ! Pegaz umiera z głodu poza tym moje sioło jest zakurzone ! - krzyknęła.
- Jest głodny ? Wontpię ! A jeśli to dlatego, że jest strasznym żarłokiem - odcięłam się. I wyszłam do stajni. Wyczyściłam wszystkie konie napiłam i nakarmiłam, a część wyprowadziłam na paddock. Później weszłam na halę i zaczęłam lążować Karo. Na ławce przy ścianię siedziały Alice i Ashley.
- Cześć - powiedziałam.
(Ashley, Alice ?)
- No co tak późno ! Pegaz umiera z głodu poza tym moje sioło jest zakurzone ! - krzyknęła.
- Jest głodny ? Wontpię ! A jeśli to dlatego, że jest strasznym żarłokiem - odcięłam się. I wyszłam do stajni. Wyczyściłam wszystkie konie napiłam i nakarmiłam, a część wyprowadziłam na paddock. Później weszłam na halę i zaczęłam lążować Karo. Na ławce przy ścianię siedziały Alice i Ashley.
- Cześć - powiedziałam.
(Ashley, Alice ?)
Nowość!
Zrobiłam nową zakładkę: pomagający. Od tej pory można być też pomagającym, czyli pomagać instruktorom, karmić konie itp. UWAGA! pomagających może być max. 5!
Od Renee
Gdy tylko przyjechałam do stadniny i przywitałam się z dyrektorką i instruktorami od razu poszłam spać. Sam odniusł moje rzeczy do siodlarni, i odprowadził Pegaza do boksu, więc się nie martwiłam. Położyłam się na łóżku i od razu zasnęłam.
*Następnego dnia rano*
Obudziłam się rano bardzo wcześnie była 4:00. Słońce dopiero wschodziło, a jego promienie wkradały się do mojego pokoju . Rozsunęłam szeroko zasłony, otworzyłam okno, wyjżałam przez nie i ku mojemu zdziwieniu ujżałam PEGAZA! Pegaz biegał szybko wokół mojego domku rżąc wesoło i raz po raz stawiając dęby. Szybko ubrałam się, wybiegłam z domu i powiedziałam zduszonym głosem:
-Pegaz!Chodź tu!
Koń nie ruszył się z miejsca tylko zarżał głośno. Podeszłam bliżej do Pegaza i wystawiłam dłoń. Koń uspokoił się, po czym polizał moją rękę. Położyłam moją dłoń na jego szyi i pogładziłam go. Po trzech minutach siedziałam pewnie na grzbiecie Pegaza. Pojechaliśmy do stajni. Wiedziałam gdzie jest, bo dyrektorka oprowadziła mnie wczoraj.
-No mały, jedziemy.-Szepnęłam do Pegaza, lekko uciskając go łydką. Koń od razu ruszył.
Kiedy dojechaliśmy do stajni ześlizgnęłam się z Pegaza i zaprowadziłam go do boksu. Gdy koń wystawił głowe poza boks podeszłam go jeszcze pogłaskać, a on walną mnie głową.
-Auuuu! Pegaz.-Syknęłam do konia. Już byłam przy wyjściu, gdy nagle dobiegło mnie ze stajni głośne stukanie. Odwruciłam się. Teraz Pegaz stukał kopytem w drzwi boksu.-Przestań!
Wróciłam do boksu Pegaza.
-Czego chcesz?-Zapytałam. Koń zarżał cicho. Najpierw zaczęłam go głaskać, a potem przyniosłam szczotki i zaczęłam go czyścić. Wtem do stajni weszły dwie dziewczyny.
-Cześć-powiedziałam wychodząc z boksu-jestem Renee, a wy?
<Alice, Ashley dokończycie?>
poniedziałek, 18 marca 2013
Witamy Kornelly i James'a
Imię: Kornelly
Nazwisko: Wolf
Wiek: 14 lat
Charakter: miła (tylko dla przyjaciół), zabawna, odważna, uważa, że bez ryzyka życie nie jest prawdziwe.
Płeć: dziewczyna
Historia: Jej rodzice umarli kiedy była malutka. Nie miała nikogo innego więc oddali ją do sierocińca. Kiedy wędrowała złapała sobie konia. Po jakimś czasie znalazła się w klubie jeźdźców.
Rodzina: umarła
Chłopak: NIGDY
Przyjaciele: brak
Koń: Karo
Hobby: jazda konna, ujeżdżanie koni, pisanie, rysowanie
Domek: na razie sama
Gracza: Ryśa
Imię: James
Nazwisko: Sherr
Wiek: 18 lat
Charakter: miły, odwarzny, towarzyski, zabawny
Płeć: chłopak
Historia: Rodzice zapisali go do tego klubu.
Rodzina: mama/Carla, tata nie żyje, siostra/Elizabeth
Dziewczyna: szuka
Przyjaciele: brak
Koń: nie ma
Hobby: jazda konna, grafika komputerowa
Domek: na razie sam
Gracza: Ryśa
Witamy Renee!
Imię: Renee
Nazwisko: Lee
Wiek: 14
Charakter: Szalona, miła, ale potrafi się odgryźć, odważna, lekkomyślna, pozytywnie zakręcona, ciągle się uśmiecha, ambitna, stanowcza, czasem wredna, nigdy nie pozwoli sobą rządzić, stronnicza, zwykle małomówna, ale jak się rozgada to nie może przestać
Płeć: dziewczyna
Historia: Gdy miała 9 lat jej rodzice jadąc z nią po jej pierwszego konia mieli wypadek (stąd blizna na twarzy). Jej rodzice zginęli. Jedyną rodziną Renee był brat George, który przebywał w więzieniu. Umieścili Renee w domu dziecka, gdzie szybko znalazła dom adopcyjny. Gdy Renee skończyła 10 lat jej 'rodzice' zaproponowali, że kupią jej konia.
Gdy przyjechali na miejsce do hodowli Renee zobaczyła, że u sąsiada hodowcy jakiś facet prowadzi konia do ciężarówki, która jedzie na rzeź.Powiedziała, że chce tamtego konia pokazując na zwierzę. Jej rodzice kupili wskazanego przez nią rumaka. Renee nazwała go Pegaz, bo gdy biegał wyglądał tak, jakby unosił się kilka centymetrów nad ziemią. Renee przez rok wzbudzała zaufanie konia, a następne poświęciła na treningi.
Rodzina: Przybrani rodzice: Amber i Sam i brat: George
Chłopak: Na razie nie ma.
Przyjaciele: ...
Koń: Pegaz
Hobby: Jazda konna, doskonalenie umiejętności Pegaza, pomaganie zwierzętom, rysowanie.
Domek: Z nikim
Gracza: Ppe
niedziela, 10 marca 2013
Od Alice - Nowy koń cz.2
- Rzeczywiście! - wykrzyknęłyśmy kiedy byłyśmy już na pagórku. Zjechałyśmy w dół i zatrzymałyśmy się przed samą stajnią, która była bardzo marna i nie duża. Obok był mały padok i jeden domek. Dalej hala w remoncie. Z komina w domku palił się dym. Na padoku stał jeden koń. Był szary, a na zadzie miał kilka małych białych kropek. Był wychudzony i słaby. Ledwo nawet zrywał trawę. Zsiadłyśmy z koni i podeszłyśmy tam. Pogłaskałam konia.
- Biedny..., mały..., koniu...
- Jak oni go traktują? - powiedziała z oburzeniem Ashley. Nagle ze stajni usłyszałyśmy głośne rrzenie, a z domku wybiegł jakiś może 50 letni pan wrezszcząc.
- Cicho tam! Łobuzy! Znowuście się pokopały?! - potem nas zauważył.
- A wy co tu robicie? I kim pani jest? - ostatnie słowa zwrócone były do Helen.
- Jestem założycielką stadniny Klub jeźdźców i mam prawo tu być ponieważ to mój teren, a pan się tu za przeproszeniem wepchał.
- A one?
- To są moje uczennice.
- Eee... - znowu jakiś koń zarrzał - Cicho! - wrzasnął pan, a Ashley się wzdrygnęła.
- Jak pan może jetak traktować?! Przecież ten koń jest wychudzony i widać, że dawno nikt na nim nie jeździł! - powiedziała zdenerwowana Ashley.
- Oj, dziecko, a co ty tam wiesz...
- Dużo wiem, oj dużo i zdaje się, że nawet więcej niż pan.
- Nie zawracajcie mi głowy. Idźcie już.
- Przepraszam. Czy ktoś wyraził panu zgodę na zbudowanie tu tej stadniny? - wtrąciłam Helen.
- A poco to komu?
- Po to, że to jest nasz teren i nie życzę tu sobie niechcianych gości, którzy łamią przepisy i jeszcze do tego dręczą konie! - na to ostatnie pokiwałyśmy równo głowami.
- Przecież ja nie dręczę koni.
- A on? - zapytałam wskazując szarego konia na pastwisku.
- Aaaa, on jest już stary i nie wiele wart.
- No to co z tego?! Helen? Możemy go odkupić? - spytałam.
- Co? Rozumiem was, ale nie możemy bo nie mielibyśmy na tyle pieniędzy żeby go utrzymać.
- Ale on cierpi!
- Alice, nie. Poza tym nie wiadomo czy właściciel się zgodzi. Chociaż zgadzam się z tym, że koń NAWET STARY powinien być lepiej traktowany!
- Po co wam Rando? Przecież jest stary i chydy. - spytał właściciel.
- Z naszą opieką będzie jak champion! - krzyknęłyśmy równo.
- Dziewczynki wiem, że byście się nim zajęły, ale raczej nie będzie jak champion. - powiedziała Helen.
- Ale prosimy.
Helen się chwilę zastanowiła.
- No dobra, chyba bezniego z tąd nie odjedziemy. Ale czy pan się zgadza?
- Konia? Kupić? Za ile?
- Możemy tego konia kupić za 2 tysiące jeśli pan z tąd odjedzie do końca tygodnia.
- Za 2 tysiące? - spytał jakbynie dowierzając.
- Tak.
- No to oczywiście.
Pokręciłyśmy głowami. Helen zapłaciła od razu ponieważ po tym jak jej kiedyś skradziono 400 złotych nosi portwel zawsze przy sobie. Ja wsiadłam na Flickę, wyprowadziłam i chwyciłam Rando za kantar poczym odjechałyśmy.
W stadninie wszyscy się zdziwili kiedy przyjechaliśmy z nowym koniem.
- Kto to jest? - spytała Annabeth - I z kąd go macie?
- Potem wszystko opowiemy. - powiedziałam. Kiedy wpuściłyśmy Rando na padok i obserwowałyśmy go, przyszła do nas Annabeth, a my wszystko jej opowiedziałyśmy. Potem poszłyśmy na stołówkę na kolację. Tam Helen spytała nas.
- No to teraz trzeba jakoś zarobić żeby go utrzymać co nie?
C D N
Od Annabeth - Konkurs cz.1
O matko! Dziś jest konkurs!
Poszłam do stajni i ubrałam Corrowi ochraniacze na kopyta i ogon.
Zaplotłam mu grzywę i ogon a potem poszłam się przebrać.
Dzień zapowiadał się dziś następująco:
8:00 - wyjazd ze stadniny
10:30 - Dojazd na zawody
13:10 - Zawody
15:00 - Wyniki
20:00 - Powrót do domu
Wzięłam ciuchy na zmianę i poszłam do przyczepy mojego ojca.
Włożyłam plecak i poszłam po Corra.
Założyłam mu kantar i wyprowadziłam do przyczepy. Potem poszłam jeszcze do siodlarni po siodło, lonżę i wodze.
Dojechaliśmy około godziny 10. Wyszłam z Correm i poszłam na salę, gdzie się zapisywało. Poćwiczyłam trochę a potem przyszedł mój ojciec.
O: Annabeth, słuchaj. jeżeli przegrasz, stracisz Corra, a jeżeli wygrasz. On zostanie na zawsze twój i dostaniesz jeszcze jednego.
A: Ale tato?!
O: Masz się spisać.
A: Czasami mam cię dosyć!
Poszłam pod bramkę startową. Teraz miałam być ja.
Wsiadłam na konia i gdy Spiker wymówił nasze imiona wyjechałam na wielką salę. Były tam rozmaite przeszkody. Zaczęłam.
Przeskoczyliśmy wszystkie bez żadnego problemu. Ale jeden zawodnik przede mną miał lepszy czas. heh to nie był koniec. Miała być dogryfka. Miałam wystartować pierwsza. Tym razem Corr zrzucił jeden płotek ale za to mieliśmy lepszy czas. Tamten zawodnik zrzucił 2 płotki, więc wygraliśmy. Jednak nie stracę Corra.
(CD nastąpi)
czwartek, 7 marca 2013
Od Alice - Nowy koń cz.1
Spacerowałyśmy sobie z Ashley pomiędzy stajniami i rozmawiłyśmyjedząc gruszki. Dzień był piękny, wiosenny i na szczęście nic nie zapowiadało zmiany pogody. Potem stanęłayśmy przy padoku i obserwowałyśmy ptaki.
- Alice? - zapytała nagle moja przyjaciółka.
- Cheeee.....?
- Czemu wszyscy uważają, że jesteśmy dziecinnie?
- Niby kto?
- No Nick i Mary tak uważali...
- Oni się nie znają.
- ...i Rayan.
- Rayan się lubi wygłupiać, poza tym też się nie zna.
- Chce ci się dzisiaj jeździć?
- Nieee...a tobie?
- Nie.
- To dziwne. Mam pomysł. Dzisiaj spędzimy dzień nie jeżdżąc konno. Będziemy robić wszystko oprócz jazdy!
- Konie się zanudzą.
- To je wypuścimy na padok.
- No dooobra...
- Ścigamy się?
- Mówiłaś, że nie będziemy jeździć.
- Na nogach!
- Acha...dobra.
Ustawiłyśmy się na łące.
- 3, 2, 1....start! - krzyknęła Ashley i ruszyłyśmy. Biegłyśmy przez parę minut, potem się zmęczyłyśmy, ale Ashley wygrała.
- Nie wiem co mogłybyśmy dalej robić. - powiedziałam.
- To co wracamy do stadniny?
- No nie wiem. Możemy się jeszcze przejść jak masz siłę.
- Dobra.
Poszłyśmy w głąb lasu. Spacerowałyśmy tak przez chyba 20 minut. Potem wyszłyśmy na wielkie wzgórze, z którego było widać inną stadninę.
- Patrz! Jakaś stadnina! - powiedziałam.
- Nawet nie wiedziałam, że tu jest.
- Idziemy ją sprawdzić?
- Alice, to jest kawał drogi.
- A mogłyśmy wziąść konie.
- Chyba jednak się nie obędziemy bez jazdy. Wracamy, puźniej tu przyjedziemy na koniach.
Wróciłyśmy więc do klubu. Poszłyśmy na stołówkę bo byłyśmy głodne. W trakcie obiadu Ashley spytała Helen.
- Helen? Znasz jakąś inną stadninę, która byłaby gdzieś w pobliżu?
- Nie, a co?
- Bo my poszłyśmy zasiaj na spacer i zobaczyłyśmy taką jedną.
- Co? To musiałyście gdzieś daleko iść.
- Nie, to było całkiem blisko.
- Przecież w pobliżu Klubu jeźdźców nie ma żadnej innej stadniny.
- Ale tam była! - wtrąciłam.
- Może nowo założona. Trzeba będzie się zapytać właścicieli.
- Ale o co? To ichsprawa. - powiedziała Ashley.
- Tylko, że wokół naszej stadniny jest nasz teren.
- To my mamy tak dużo terenu? Nawet nie wiedziałam. - powiedziałam.
- Możemy pojechać z panią? - zapytała Ashley.
- Eeeemmm....
- Prosimy. - powiedziałam.
- No dobrze.
Po objedzie poszłyśmy osiodłać konie i wyjechałyśmy. Zaprowadziłyśmy Helen do tej drógiej stadniny.
C D N
- Alice? - zapytała nagle moja przyjaciółka.
- Cheeee.....?
- Czemu wszyscy uważają, że jesteśmy dziecinnie?
- Niby kto?
- No Nick i Mary tak uważali...
- Oni się nie znają.
- ...i Rayan.
- Rayan się lubi wygłupiać, poza tym też się nie zna.
- Chce ci się dzisiaj jeździć?
- Nieee...a tobie?
- Nie.
- To dziwne. Mam pomysł. Dzisiaj spędzimy dzień nie jeżdżąc konno. Będziemy robić wszystko oprócz jazdy!
- Konie się zanudzą.
- To je wypuścimy na padok.
- No dooobra...
- Ścigamy się?
- Mówiłaś, że nie będziemy jeździć.
- Na nogach!
- Acha...dobra.
Ustawiłyśmy się na łące.
- 3, 2, 1....start! - krzyknęła Ashley i ruszyłyśmy. Biegłyśmy przez parę minut, potem się zmęczyłyśmy, ale Ashley wygrała.
- Nie wiem co mogłybyśmy dalej robić. - powiedziałam.
- To co wracamy do stadniny?
- No nie wiem. Możemy się jeszcze przejść jak masz siłę.
- Dobra.
Poszłyśmy w głąb lasu. Spacerowałyśmy tak przez chyba 20 minut. Potem wyszłyśmy na wielkie wzgórze, z którego było widać inną stadninę.
- Patrz! Jakaś stadnina! - powiedziałam.
- Nawet nie wiedziałam, że tu jest.
- Idziemy ją sprawdzić?
- Alice, to jest kawał drogi.
- A mogłyśmy wziąść konie.
- Chyba jednak się nie obędziemy bez jazdy. Wracamy, puźniej tu przyjedziemy na koniach.
Wróciłyśmy więc do klubu. Poszłyśmy na stołówkę bo byłyśmy głodne. W trakcie obiadu Ashley spytała Helen.
- Helen? Znasz jakąś inną stadninę, która byłaby gdzieś w pobliżu?
- Nie, a co?
- Bo my poszłyśmy zasiaj na spacer i zobaczyłyśmy taką jedną.
- Co? To musiałyście gdzieś daleko iść.
- Nie, to było całkiem blisko.
- Przecież w pobliżu Klubu jeźdźców nie ma żadnej innej stadniny.
- Ale tam była! - wtrąciłam.
- Może nowo założona. Trzeba będzie się zapytać właścicieli.
- Ale o co? To ichsprawa. - powiedziała Ashley.
- Tylko, że wokół naszej stadniny jest nasz teren.
- To my mamy tak dużo terenu? Nawet nie wiedziałam. - powiedziałam.
- Możemy pojechać z panią? - zapytała Ashley.
- Eeeemmm....
- Prosimy. - powiedziałam.
- No dobrze.
Po objedzie poszłyśmy osiodłać konie i wyjechałyśmy. Zaprowadziłyśmy Helen do tej drógiej stadniny.
C D N
Subskrybuj:
Posty (Atom)