poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Od Kornelly - Moja Karo...

Wstałam wcześnie i poszłam do boksu Karo. Zanim weszłam do stajni usłyszałam straszne rżenie. Weszłam do stajni. To Karo tak rżała. Do tego wierzgała i rwała się jak oszalała. Przerażone konie obok strzygły niespokojnie uszami. Chciałam pogłaskać ją by się uspokoiła lecz klaczka mnie ugryzła. Nigdy wcześniej tak się nie zachowywała. Pobiegłam do Helen.
- Wygląda na to, że ktoś wczoraj ją zdenerwował - powiedziała Helen gdy stanęłyśmy przed boksem. 
- To na pewno James - powiedziałam.
- Wątpię to raczej dzieci które wczoraj przyjechały na oprowadzankę.
- Zatłukę bachory... I co teraz ?
- Trzeba wezwać weterynarza - powiedziała Helen wychodząc ze stajni. Gdy zjawił się wreszcie po dokładnej obserwacji Karo powiedział:
- Nie chcę cię martwić ale ona ma wściekliznę - powiedział.
- CO !!! Da się to wyleczyć ?
- Niestety nie jestem zmuszony zabrać ją do specjalnego ośrodka gdzie zdecydujemy o jej dalszych losach.
- Czyli ? - spytałam bliska łez.
- Jeśli stan nie będzie poważny przejdzie krótką terapię i wróci do ciebie jeśli jednak będzie się bardzo męczyła będziemy zmuszeni ją... Zabić - powiedział smutno. 
- Ale... - wyjąkałam i padłam na stertę siana w rogu. Ciągle płakałam przez następne dwa dni, a trzeciego wieczorem zadzwonił ów lekarz.
- I co ? - spytałam z nadzieją w głosie Helen która właśnie przeprowadziła z nim krótką rozmowę. Usiadła na skraju mojego łóżka i gestem pokazała mi bym też usiadła.
- Zabili ją. Karo wpadła w taki szał, że troje ludzi pojechało przez nią do szpitala - powiedziała. Byłam wstrząśnięta zaczęłam znów płakać. Przez całą noc omal nie zmrużyłam oka ciągle płakałam i płakałam. Następnego dnia nie miałam ochoty z nikim rozmawiać i prawie nic nie zjadłam. Następnego dnia rano obudziła mnie Alice.
- Co jest ? - burknęłam.
- Choć na duł - ucięła uśmiechając się. Szybko narzuciłam sweter i wybiegłam na pole. Stała tam Ashley i Helen trzymająca przecudnego konia. Był to ogromny fryz.
- Wow ! - zawołałam.
- Jest twój - powiedziała Ashley z nutą zazdrości.
- Ile ma lat ? - spytałam.
- To prawie dwu roczny ogier - wyjaśniła Helen.
- Ma już imię ?
- Nie, ty je wybierz.
Zastanowiłam się.
- Nazwę cię Karino - powiedziałam, a on zarżał cicho.
CDN

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz