Stałem w boksie i czekałem kiedy może Criss przyjdzie i się mną zainteresuje. Może to dziwne ale ja naprawdę lubię tego chłopaka. Wiem że z niego coś może jeszcze wyrosnąć. Więc czekałem i czekałem. Aż zapadła noc. Wszystkie konie już spały i ja też już usypiałem. Aż nagle do stajni wszedł Criss. Był spięty i zły. Coś musiało go wkurzyć. W sumie... to on codziennie jest wkurzony. Zobaczyłem w jego ręce nożyce. Zastrzygłem uszami. Szykuje się coś złego. Chłopak wszedł do mojego boksu i spojrzał na mnie. Widiałem w jego oczach wściekłość. Nagle Criss podszedł do mnie złapał za grzywę. Zaczął ją bezdusznie ciąć nożycami. Próbowałem uciekać lecz w boksie nie było zbyt dużo miejsca, a ja nie chciałem skrzywdzić Criss'a. Kiedy szarpnąłem głową, skaleczyłem się nożycami i została mi krwawa rana na szyji. Chłopak zostawił mnie rannego z krzywo przyciętą, poszarpaną grzywą i wyszedł ze stajni. Nie mogłem się nawet wylizać na szyji. A rana piekła. Bardzo piekła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz