środa, 3 kwietnia 2013

Od Melanie - Dzień bez lekcji i mały psikus

Właśnie Szłam do stajni żeby osiodłać Ervisa. Nagle zobaczyłam Anne.
- Cześć Melanie, zabierasz się już w teren?
- Nie...bo...ja...nie jadę.
- Czemu?
- No, bo mam dużo obowiązków jako pomagająca i dzisiaj muszę, właśnie jeszcze dzisiaj nie karmiłam koni! To ja lecę! - i pobiegłam w drugą stronę. Usiadałam na pieńku. Tak na prawdę to nie chciało mi się dzisiaj jechać w ten teren. Nie wiem dla czego! Po prostu miałam chyba jeden z tych dni kiedy to sie nie chce nic robić. No cóż. Konie były nakarmione, wszystkie obowiązki zrobione więc pozostało już tylko czekać aż Anni ze swoją grupą pojadą w teren.
No i wreszcie pojechali.
- No, nareszcie! Kto och tak spowalniał? - powiedziałasama do siebie wstając z pieńka. Poszłam do stajni z końmi tutejszych uczniówi i pomocników i wypuściłam wszystkie konie na padok. Tam wsiadłam na Ervisa i zaczęłam sobie jeździć na oklep. Zobaczyłam, że Gordi biega radośnie przy płocie i jakby gonił Ervisa. Potem postanowiłam wypróbować, które konie się mnie słuchają. Najpierw wsiadłam na Karino. Zrobiłam to z wielkim trudem bo musiałam najpierw usiąść na płocie potem poczekać aż podejdzie, a kiedy już to zrobił wskoczyć na jego grzbiet bo był strasznie wysoki. Jednak kiedy tylko wsiadłam od razu zaczął galopować i mnie zrzucił. Nie, z pewnością na Karino nie dało się jeszcze jeździć. Potem wypróbowalyśmy inne konie. Całkiem, całkiem mi się udawało chociaż z Jane też spadłam. Ale i tak na niej trzymaliśmy się dłużej nież na Karino. Była kucykiem i było trochę bardziej oswojona. Jednak na spokojnym Zeusie było naj lepiej. Z Petro Certil i Adventure było też cieżko. Pozrzucały mnie prawie od razu. A do Adventure trudno było nawet podejść, a z resztą na Petro Cerril i tak nie wsiadłam bo kiedy tylko podeszłam zamachnęłam się kopytem. Ale i tak było fajnie. Kiedy się zmęczyłam poszłam do Gordi'ego.
- No co tam psiaku? - podrapałam go za uchem. Wzięłam patyk i rzuciłam mu. On przyniósł. Tak bawiliśmy się jeszcze przez jakieś pół godziny aż patyk wpadł do małego stawu. Podeszłam tam bo pies nie mugł go znaleźć. Pogrzebałam chwilę w wodzie i wreszcie zobaczyłam em patyk. Siedziała na nim żaba wpatrując się we mnie wielkimi oczami. I wtedy przyszło mi coś do głowy.
Spacerowałam sobie jak gdyby nigdy nic przed stajnią. Wszyscy, którzy jechali wrócili już z terenu. Przed stajnią były też Ashley i Alice: Alice kucała głaszcząc Rebusa, a Ashley stała nad nią i o czymś rozmawiały. Podeszła do nich Anne. Kiedy się wszystkie odwróciły szybko wrzuciłam tą żabę Alice za koszulkę.
- Aaaaaa! Co to jest?! - wrzeszczała, a ja chowając się za drzwiami od stajni chichotałam cicho. Wreszcie Alice wyrzuciła żabę i zobaczyła mnie. Natychmiast przestałam się śmiać, chwyciłam pierwsze z brzegu ogłowie i zaczęłam udawać, że "właśnie myłam wędzidło". Alice podeszła do mnie.
- To ty?!
- Co ja? - spytałam niewinnie.
- Ty mi wsadziłaś żabę!
Nie mogłam powstrzymać śmiechu i prychnęłam poczym odwiesiłam ogłowie i powiedziałam:
- Tak, ja! Super co nie?
- O ty! - Alice nabrała wody ze stojącego obok wiaderka i oblała mnie. Potem goniłyśmy się tak przez jeszcze jakiś czas.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz