wtorek, 2 kwietnia 2013

Od Kornelly - Moja Karo... Cz.2

Ujeżdżanie Karino było makabrycznie trudne. Miałam już doświadczenie bo ujeżdżałam już trzy konie. Karino wierzgał, rzucał się na wszystkie strony, rżał okropnie, gryzł, stawał dęba, nagle zaczynał się czochrać i rzucał niemiłosiernie łbem. Ja jednak też byłam uparta. Więc zamiast spokojnie przechodzić do coraz trudniejszych ćwiczeń postanowiłam skakać na nim od razu gdy udało mi się założyć siodło. 
- Kornelly nie ! Spadniesz jak Ashley i tyle z tego będzie ! - ostrzegała mnie Alice.
- Nie - upierałam się.
- Jesteś szalona ! - prychnęła - Zmarnujesz tylko konia. Nie będzie się na nim dało usiedzieć sekundy - powiedziała i poszła do Ashley. 
- No mały pokarz im jak skaczesz - szepnęłam kierując go na Triple barre. Skoczył bezbłędnie.
- No ! Jesteś genialny ! Widocznie już ktoś cię do tego trenował - ucieszyłam się. Następnego dnia jak zwykle wstałam wcześnie by zająć się końmi. Miałam tego serdecznie dość bo wszystko (a właściwie te najgorsze czynności) musiałam robić sama. James właściwie w niczym mi nie pomagał. Nie raczył ruszyć swego leniwego zadka z fotela przed telewizorem akurat wtedy gdy do zrobienia były same trudne, nudne lub męczące rzeczy. Dzisiaj postanowiłam się trochę zabawić. Wsiadłam na Karino wypuściwszy wcześniej wszystkie konie i pognałam do lasu, a za mną wszystkie konie. Słyszałam jeszcze za sobą oburzone głosy instruktorów. Lecz wcale mnie to szczerze powiedziawszy nie obchodziło co myślą o mnie wszyscy. I tak nie miałam przyjaciół więc... Zaczęłam zawzięcie cwałować. Było to dość trudne na oklep, ale czułam się genialnie. Na jednej z łąk zrobiłam odpoczynek, a później wróciłam. Gdy oporządziłam wszystkie konie przyszła Helen.
- Kornelly - zaczęła ostro - Nigdy nie widziałam tak dobrze wybieganych koni i tak dobrej amazonki.
- Dziękuję - powiedziałam i poszłam do pokoju. Na śniadaniu nigdzie nie było miejsca wszystkie stoliki były zajęte. Tylko jeden w koncie był wolny. Siedziały przy nim jakieś dwie dziewczyny.
- Cześć. Mogę się przysiąść ? - spytałam.
- Pewnie ! - powiedziała jedna z rudymi włosami.
- Widziałyśmy cię jak jechałaś z tymi końmi - powiedziała druga.
- Chciałam się zabawić - wytłumaczyłam się - Jak macie na imię ? 
- Ja jestem Annabeth - powiedziała ta z rudymi włosami.
- Vick - powiedziała druga.
- A ty ? - spytały.
- Kornelly - powiedziała i uśmiechnęłam się.
- Przyjaźnisz się z Alice i Ashley ? - spytała Annabeth.
- Właściwie to nie wiem one się bardziej lubią. Wydaje mi się, że jakoś za mną nie przepadają - powiedziałam.
- Czyli nie masz przyjaciół ?
- Nie... Ale bardzo bym chciała.
- My też - powiedziały.
- To co wy na to żebyśmy zostały przyjaciółkami ? - spytałam.
( Annabeth ? Vick ? Dokończycie ? )  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz