Wieczorem kiedy mama już pojechała, a ja rozpakowałam część rzeczy i zajęłam niskie łóżko, (gdybym spała na piętrze, znając moją tendencję do wiercenia się, mogłabym spaść) wyszłam na zewnątrz przed domek i niemal zderzyłam się z biegnącą instruktorką.
- O! Kinzie! - przywitała mnie pani Helen - Chodź na jazdę.
- To już? Dobra, tylko się przebiorę! - wykrzyknęłam wpadając z powrotem do domku.
Po chwili stałam już w bryczesach i sztybletach przed stajnią. Właśnie zamierzałam poszukać siodlarni kiedy podeszła do mnie Helen.
- Proszę pani. Gdzie jest siodlarnia.
- Zaraz ci pokażę i mów mi po imieniu - uśmiechnęła się - Zaraz zaprowadzę cię też do konia, na którym pojedziesz.
- To nie jadę na Electrze? - zmarszczyłam brwi.
- Nie. Każdy o wiele lepiej radzi sobie na swoim koniu niż na obcym. Wierzę, że na Electrze jeździsz wspaniałe. Dla tego sprawdzę jak sobie radzisz na jednym z naszych koni.
Chciałam zaprotestować ale wiedziałam, że prawda. Poszłyśmy więc do jednej ze stajni gdzie mieściła się również siodlarnia. Z ostatniego boksu wystawała głowa zaciekawionego karego konia. podeszłyśmy do niego.
- To jest Testral - oznajmiła Helen - i właśnie na nim dzisiaj pojeździsz.
- Mam pytanie. Co to jest? - spytałam wskazując na tabliczkę z imieniem konia i napisem "Western i Rekreacja".
- To oznacza, że Testral może chodzić zarówno w rekreacji jak i w westernie.
Po tych słowach zostawiła mnie sam na sam z koniem. Wzięłam szczotki i zaczęłam go czyścić. Wydawał się być spokojny lecz kiedy przeszłam do kopyt zaczęły się problemy. Przez dłuższy czas nie dawał się nakłonić do podniesienia nogi, a kiedy wreszcie to zrobił wierzgnął nią gwałtownie dwa razy.
- Ej! Testral, nie wolno. - powiedziałam ostro i spróbowałam jeszcze raz. Po jeszcze kilku cierpliwych próbach udało mi się wyczyścić wszystkie jego kopyta.
Po wyprowadzeniu osiodłanego wierzchowca na zewnątrz pod koniowiąz zastałam tam Helen rozmawiająca z jakąś brunetką.
- Wiesz co, raczej pójdziemy na ujeżdżalnię - mówiła Helen - więc jak coś to hala chyba jest wolna.
- Ok. Dobra - zgodziła się tamta, a widząc mnie uśmiechnęła się - Jestem Anita, uczę ujeżdżenia - przedstawiła się.
- Kinzie. Nowa pomagająca - dociągnęłam popręg Testralowi.
- To ja zmykam do Vandzi - odparła wesoło młoda instruktorka i weszła do stajni.
- Co to za koń? - spytałam Helen kiedy Anita znikła nam z oczu.
- Vandzia? Mówimy tak na nią zdrobniale. Tak na prawdę nazywa się El Vandera...
- Nie dziwię się, że zdrabniacie - mruknęłam dopasowując strzemiona.
- ...chodzi w westernie i ujeżdżeniu i jest dość płochliwa. Ostatnio pod klientami, którzy nie potrafili nad nią zapanować trochę się popsuła. Dla tego Anita na nią wsiądzie. Gotowa?
- Tak - odparłam zbierając z ziemi bata.
- To wskakuj i jedziemy na plac.
Tak też zrobiłam. Zgrabnie wskoczyłam na karego wałacha i ruszyłam stępem za Helen, która otworzyła mi już bramkę.
Na początku jazdy jeździłam trochę stępem trochę kłusem chyba wszystkie figury jakie można wykonać na ujeżdżalni. Potem Helen ustawiła mi drążki. Najpierw prosto, potem na ukos, ze zmianą kierunku i wreszcie w kółko. Wreszcie przegalopowałam parę kółek, pokręciłam sobie wolty i pół wolty w galopie, pojeździłam chwilę galopem przez drągi, a na końcu Helen ustawiła mi niewielką kopertę i malutką półmetrową stacjonatę.
- No, ładnie ci poszło - pochwaliła mnie Helen na końcu jazdy - Ile już jeździsz?
- Mniej więcej 10 lat. Raczej mniej niż więcej.
- Świetnie sobie radzisz - przyznała.
- Dzięki.
- Jak będziesz wykonywać wszystkie swoje obowiązki - uśmiechnęła się próbując udać surową nauczycielkę - to pozwolę ci czasem samodzielnie jeździć. Ufam, że sobie poradzisz.
- Jasne! - wykrzyknęłam wesoło.
Późnym wieczorem wypakowałam resztę swoich rzeczy i zakopałam się w pościeli by skończyć książkę. Wzięłam ich całkiem sporo ale jeśli nigdzie w pobliżu nie ma biblioteki to zwariuję. Chociaż...pewnie kiedy przyjadą nowe osoby będziemy spędzać wieczory na rozmowach i śmianiu się więc może tak dużo nie stracę.
Po skończeniu książki od razu zapadłam w głęboki sen wiedząc, że następnego dnia muszę wcześnie wstać.
O 7:00 rano zadzwonił mój budzik w komórce. Zwlekłam się z łóżka i spostrzegłam, że kołdra prawie cała spadła na podłogę, poduszki leżały na całej powierzchni łóżka, a prześcieradło zawinęło się w każdym rogu. Westchnęłam i jakoś to wszystko upchnęłam po czym przykryłam kocem. Miałam jeszcze godzinę do śniadania więc powoli ubrałam się w wytarte dżinsowe szorty i starą białą bluzkę na ramiączkach. Tak ubrana umyłam zęby i wyszłam przed domek. Dzień zapowiadał się upalnie, ale w sumie czemu się dziwić skoro był czerwiec?
Śniadanie zjadłam przy jednym stole z Helen, Anitą i instruktorem o imieniu Rayan, który podobno uczył tu sportu.
- O której mam jazdy? - spytałam pomiędzy gryzami kanapki. Helen zerknęła na grafik trzymany na kolanach.
- Ech...Kinzie, gdzie ty jesteś? Dużo się dzisiaj będzie działo...O! Tutaj! O 10:00 masz sport na Electrze oczywiście i jeździsz za małą trzyosobową grupą klientów. O 12:00 jest jeszcze lekcja indywidualna dla jakichś dwóch osób, ale to nie ważne. Potem o 13:00 masz trening na Oklachomie... potem o 14:45 są dwie lonże i grupa klientów, których weźmie Anne. Ja mogę wziąć jedną lonżę ty weźmiesz drugą. Następnie o 17:00 jest rekreacja ale jednogłośnie z Anne stwierdziłyśmy, że możesz z tych lekcji korzystać kiedy chcesz, a kiedy nie chcesz możesz sobie jeździć samodzielnie.
- Serio? - wybałuszyłam oczy - To super! Dzięki! A co mam teraz robić?
- Teraz biegnij do stajni zamiatać w boksach - zaśmiał się Rayan.
- Ha, ha, ha - mruknęłam sarkastycznie ale posłusznie udałam się do stajni. Jako pomagającą czekało mnie mnóstwo obowiązków. Oczywiście nie byłam całkiem sama z tym wszystkim. Pomagała mi ta miła instruktorka od ujeżdżenia - Anita. A właściwie to ja pomagałam jej... nie ważne! Anita pokazała mi dokładnie gdzie są czyste trociny i gdzie wyrzucać stare, gdzie jest paszarnia i ile każdy koń dostaje jedzenia oraz to kiedy mam je wyprowadzać na pastwisko. Nie zapamiętałam wszystkiego od razu ale w praktyce jakoś mi szło. Co prawda co chwilę zadawałam Anicie pytania ale usprawiedliwiało mnie to, że byłam tu drugi dzień. Kiedy wszystkie poranne obowiązki były zrobione razem z Helen zajęłyśmy się przeprowadzaniem Electry. Podczas gdy obie instruktorki dykutowały na ten temat ja weszłam do boksu klaczy i...CHLUP!
- No tak...tego się spodziewałam - mruknęłam podnosząc nogę z mokrym sztybletem. Oczywiście wiadro wylądowało pod przeciwną ścianą, a w boksie stała wielka kałuża. Najwyraźniej Electra wylała wodę całkiem niedawno bo normalnie już by wsiąkła w trociny.
W końcy wysprzatałyśy boksy Electry i Wdowy po czym zamieniłyśmy klacze miejscami. Teraz Electra miała boks z wygodnym poidłem, którego nie miała jak wywrócić.
W pół do dziesiątej przyjechali klienci. Trzy dziewczynki młodsze ode mnie zapisane na sportową lekcję. Jedna - brunetka około rok ode mnie młodsza miała na imię Mae, druga - drobna piegowata blondynka mająca podobno 13 lat ale wcale na tyle nie wygladająca nazywała się Holly. I wreszcie trzecia - również brunetka, dość niska z kręconymi włosami, w wieku jedenastu lat imieniem Rachel. Rodzice wszytkich trzech dzieczynek oczywiście strasznie zachwalali swoje córki, że niby tak długo i świetnie jeżdżą, że z pewnością poradzą sobie na sporcie. Nienawidzę takich rodziców...
Kiedy stałam w boksie szczotkując rozglądającą się dookoła Electrę nagle podbiegła do mnie Rachel z pełnym zestawem szczotek wypadającym jej z rąk.
- Pomoże mi pani? - spytała takim tonem jakby się gdzieś paliło.
- No dobra... - rozejżałam się dookoła w poszukiwaniu jakiejkolwiek instruktorki bądź instruktora. Miałyśmy jazdę z Rayanem więc dlaczego nie mogła poprosić jego o pomoc?! - W czym problem? - spytałam.
Rachel zaprowadziła mnie do stanowiska Galicji. Okazało się, że klacz uciekła ze stanowiska, a to dziecko nie umiało jej z powrotem załozyć kantara bo trzymała za wysoko głowę. Nie mając jednak większego wyboru pomogłam jej i już chciałam wrócić do Electry kiedy zawołała mnie Holly.
- Prosze pani! Bo Disney mi nie chce podać kopyta!
- Już idę - wzięłam od dziewczynki kopystkę i pomogłam jej z wyczyszczeniem kopyt. Teraz wreszci emogłam wrócić do mojego konia i spokojnie go osiodłać.
C.D.N.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz