Po niedługim czasie mój tata pojechał do domu i zostałam sam na sam z instruktorką imieniem Helen.
- Dobra, to co? Może się rozpakujesz? - zaproponowała - Dużo masz bagaży? - dodała zerkając mi przez ramię na stojące obok pastwiska bagaże.
- Nie, tylko walizkę i dwie torby...i sprzęt konny - powiedziałam i wzięłam torby i walizkę. Uginając się pod tym całym ciężarem podeszłam z powrotem do Helen.
- Nie za ciężko ci? - spytała - Może wezmę coś od ciebie?
- No...dobra - podałam jej jedną torbę
- Siodła i reszty rzeczy może na razie nie bierz, wrócimy po nie zaraz - powiedziała widząc, że chcę jeszcze wrócić po resztę.
- Tak? Ok.
Helen zaprowadziła mnie do małego białego domku z niewielkim tarasem. Zagwizdałam.
- No...lepiej niż się spodziewałam.
- Klubowicze i tak nie będą spędzać w domkach dużo czasu, ale mimo to macie tam małą kuchenkę, pokoje i łazienki - otworzyła drzwi i weszłyśmy do krótkiego korytarza z wnękami po obu stronach i wieszakami na ubrania. Wnęki były częściowo zapełnione jakimiś butami i ubraniami. Skręciłyśmy w prawo i znalazłyśmy się w malutkim i przytulnym pokoiku mieszczącym piętrowe łóżko, długie biurko z dwoma krzesłami, szafę oraz regał. Dolne łóżko było już ewidentnie zajęte. Pościel i poduszki zwalone na górę przykryte były zmiętym kocem, a w nogach łóżka leżała jakaś otwarta książka.
- Tu śpi ta ruda? - zgadłam.
- Tak, ma na imię Kinzie. Ty niestety nie masz większego wyboru - wskazała na górne łóżko po czym odstawiła moją torbę pod drzwiami.
- Nie no, mi to pasuje. Lubię spać na górze - postawiłam walizkę i torbę pod oknem i otworzyłam je wpuszczając do wnętrza zapach koni, siana i skoszonej trawy.
- Dobra, to teraz możesz robić co chcesz, a o siódmej jest kolacja - po tych słowach wyszła z domku. Rozejrzałam się i nie mając nic lepszego do roboty zaczęłam się rozpakowywać. Otworzyłam szafę. Była do połowy wypchana ubraniami Kinzie więc ja postanowiłam zająć drugą połowę. Otworzyłam walizkę, z której niemal wysypały się rzeczy. Wzięłam wszystkie moje bluzki i spodnie i włożyłam je do szafy. Tao samo zrobiłam z resztą ubrań. Buty, kurtki i inne rzeczy, w których chodzi się na zewnątrz zaniosłam do przedsionka, a kiedy już się zupełnie rozpakowałam postanowiłam wyjść do stajni i zobaczyć jakie tu mają konie. Włożyłam więc stare podarte bordowe conversy i nie zawiązując ich tylko wpychając sznurówki do środka wyszłam przed domek.
Większość koni stała w stajniach. Właściwie poza Harfanem na padokach były jeszcze tylko dwa konie - kucyk szetlandzki i wysoki srokacz. Weszłam do jednej ze stajni i rozejrzałam się. Pierwszy boks po prawej podpisany był "Disney", a boks po lewej "Wdowa". Szłam powoli oglądając konie aż doszłam do drugiego boksu po lewej, który gwałtownie się otworzył i z rozmachem wyszła z niego ruda dziewczyna. W ostatniej chwili zatrzymała się żebyśmy się nie zderzyły.
- Pzestraszyłaś mnie - powiedziała uśmiechając się.
- Ty mnie też - odparłam.
Zapadła chwila ciszy, którą przerwała Kinzie.
- Widziałam jak przyjeżdżasz - powiedziała - Jak masz na imię?
- Rebeka, ale większość mówi na mnie Becky.
- Ja jestem Kinzie...
- Wiem - przerwałam jej - Helen mi o tobie mówiła.
- Czemu? - zmarszczyła brwi.
- Bo razem mieszkamy.
- O! To fajnie! - ucieszyła się.
- Ta...Co to za koń na, którym jeździłaś?
- Ten? - spytała wskazując boks za sobą - To Electra - uśmiechnęła się gdy klacz wystawiła głowę z boksu - I chyba chce cię poznać - dodała gdy klacz wyciągnęła szyję by mnie powąchać. Podeszłam do niej i podałam jej rękę do obwąchania, a następnie pogłaskałam Electrę.
- To twój koń? - spytałam.
- Tak.
- Ładny. Ma śliczne oczy.
- No wiem, są piękne - klacz ciekawie rozglądała się po stajni swoimi błękitnymi oczami.
- Co trenujesz?
- Na Electrze jeżdżę raczej rekreacyjnie i trochę sportowo. Ona lubi kiedy każda jazda jest inna więc trochę ujeżdżenia, trochę luźnych skoków, trochę zabawy i częste tereny. Trenuję też skoki ale Electra nie jest w tym jakaś szczególna więc jeżdżę na tutejszych koniach. A ty?
- Też skoki i sport, ale na swoim koniu. A oprócz tego od niedawna trenuję western. Niestety Harfan zupełnie się do tego nie nadaje więc też będę jeździć na tutejszych koniach. Z resztą jeszcze nie wiem czy mi to przypadnie do gustu.
- Też masz swojego konia? Fajnie, mogę go zobaczyć?
- Ta...jest na pastwisku.
Po tych słowach obie wyszłyśmy ze stajni i skierowałyśmy się w stronę padoków. Po drodze dowiedziałam się jeszcze, że Kinzie jest tutaj dopiero od wczoraj. Kiedy dotarłyśmy na miejsce naszym oczom ukazał się puste pastwisko przez, które to w jedną to w drugą przebiegał Harfan.
- Ja na prawdę coraz częściej myślę, że on ma ADHD - podsumowałam tę zabawną scenkę.
- No - zaśmiała się Kiznie - Czy on się nigdy nie męczy?
- Nie.
Obserwowałyśmy jak wałach wreszcie staje w miejscu po czym podchodzi ostrożnie do ogrodzenia po drugiej stronie. Zaczyna je wąchać, a po chwili podskakuje jak oparzony brykając przy okazji dwa razy jak dziki mustang.
- Jest taki płochliwy? - spytała roześmiana Kiznie.
- Nie, on tylko się bawi, ale przyznaję, lubi brykać. Tylko na zawodach jakoś dziwnym trafem zawsze zachowuje spokój. Dziwne.
- Jeździsz z nim na konkursy skokowe?
- Nom. Nie często ale jak jest w okolicy jakiś mały konkursik to korzystam.
- Ty też jesteś tu pomagającą?
- Nie! No coś ty! A ty jesteś? Chce ci się codziennie karmić konie i przewracać gówno w boksach?
- No, tak. Chyba inaczej bym się nie zatrudniła. Z resztą co można robić tutaj cały dzień jak nie pomagać przy koniach?
- Można na przykład na nich jeździć.
- No dobra, ale to nie cały dzień, reszta dnia jest wolna i wtedy się nudzę. Ja po prostu MUSZĘ coś ciagle robić.
- Dobra, jak chcesz. Ja ci nie bronię.
Potem nadszedł czas na kolację, którą zjadłyśmy w towarzystwie wszystkich instruktorów więc miałam okazję ich poznać. Nastęnie razem z Kinzie poszłyśmy do swojego domku gdzie po umyciu się położyłyśmy się do swoich łóżek. Ale nie poszłyśmy spać, o nie. Przecież była dopiero 20! Kinzie wyjęła szkicownik i ołówek i zaczęła coś rysować, a ja włożyłam słuchawki i puściłam muzykę. Jednak na tyle cicho by móc w razie czego słyszeć mówiąca coś do mnie koleżankę. Położyłam się na brzuchu i wyjęłam z pod poduszki jakąś książkę o teorii jazdy konnej (wcześniej ją tam włożyłam XD) po czym zaczęłam ją ze znudzeniem czytać. Nagle przez muzykę w słuchawkach przebił się głos Kinzie. Ale ona nic do mnie nie mówiła tylko podśpiewywała sobie. Wyjęłam słuchawki z uszu i zaczęłam słuchać. Kinzie śpiewała utwór Lorde - "Royals". Nagle zwiesiłam się głową w dół z piętrowego łóżka zaglądając do Kinzie.
- Hej! Rudzielcu! Ładnie spiewasz! - wykrzyknęłam.
- O! - Kinzie szarpnęła ręką i na kartce powstała gruba linia od ołówka - Oooooh, świetnie! - skomentowała - Co mówiłaś?
- Że ładnie śpiewasz. Rudzielcu - musiałam dodać to ostatnie.
- Przestań, brat mnie tak nazywa.
- Masz brata? Ale czad!!! Starszego?!
- Wcale nie czad i nie starszego. Jesteśmy bliźniakami, a on jest strasze wredny.
- Rudzi bywają wredni - podsumowałam chociaż tym samym okazując swoją wredotę. Ale ja jestem blondynką!
- To jest farba - wskazała na włosy - Normalnie mam włosy koloru gówna, jak mój brat. Fu!
- Jeszcze większy czad! Brta, który jest wredny jak rudy, ale wcale taki nie jest! - zaołałam szczerząc się do Kinzie, która tylko westchnęła.
- Nie. Nie czad. A ty masz rodzeństwo?
- Aha! Mam dwie durne, dziecinne, młodsze siostry, które ciągle włażą mi do pokoju i nie lubią koni!
- Hm...Jason przynajmniej nie włazi mi do pokoju.
- Też nie lubi koni - zgadłam.
- Siedział na koniu parę razy ale jakoś go to za bardzo nie interesuje.
I tak sobie gadałyśmy do późnego wieczora...
Następnego ranka obudziłyśmy się bardzo wcześnie, bo o siódmej i zaczęłyśy się powoli zbierać. Kinzie zpełzła ze swojego łóżka, które było w opłakanym stanie. Kołdra leżała na podłodze, podobnie jak połowa prześcieradła, a poduszki i koc zostały zepchnięte w jeden róg razem ze szkicownikiem.
- Co ty robisz w nocy? - zdziwiłam się schodząc po drabince.
- Wiercę się. Przezwyczaj się, moje łóżko zawsze tak wygląda - odparła zaspana wywalając na podłogę bluzkę z szafy. Poszłam w jej ślady i zajżałam do wspólnej szafy. W co by się tu ubrać? - pomyślałam przebiegając wzrokiem po stosach ubrań na półkach. Wyjęłam czerwoną koszulę w kratkę i zaczęłam się zastanawiać jakie spodnie założyć. Czy szare czy beżowe szorty, a może jeansowe krótkie spodenki na szelkach? W końcu po dłuższych zastanowienieach i kilku przymiarkach przy lustrze zdecydowałam się na spodenki na szelkach. Następnie chwyciłam do jednej ręki białą z czarnym napisem bluzkę na ramiączkach, a do drugiej szarą z czerwonym napisem bluzkę na ramiączkach.
- Jak myślisz? Która lepsza? - odwróciłam się po chwili pokazując obie bluzki Kinzie. Dziewczyna stała przy łóżku ubrana w jeansowe szorty, sztyblety i zieloną bluzkę z krótkim rękawem i patrzyła na mnie wzrokiem modliszki.
- Serio? Ile jeszcze? Już 7:30.
- Przezwyczaj się, moje ubieranie się zawsze tak wygląda.
Po śniadaniu poszłyśmy do stajni i razem z Clarą nakarmiłyśmy wszystkie konie. Mi co prawda nie bardzo się chciało ale byłam tylko ja i Kinzie, a w porze karmienia nie można jeździć więc co innego mogłabym robić?
- Zaraz mamy jazdę - oznajmiła Kinzie nabierając pełną miarkę owsa.
- To dobrze, pomęczę trochę tego urwisa bo inaczej rozwali pastwisko.
- Chyba nie będziesz jeździć na swoim koniu.
- Jak to?!
- Zawsze pierwsza jazda jest na jednym z naszych koni - do rozmowy włączyła się Clara - Musimy zobaczyć jak dobrze jeździsz.
- Dobrze jeżdżę - mruknęłam.
- Wierzę, ale tak czy siak będziesz musiała czasem wsiadać na inne konie.
I tak też się stało. Na lekcję skoków Kinzie dostała siwą Galicję, a ja jakiegoś małego Vallor'a. W boksie zachowywał się grzecznie ale kiedy wjechaliśmy na ujeżdżalnię było zupełnie inaczej...
- Co to jest? - spytałam udając przerażenie kiedy na niego wsiadłam. Spojrzałam w dół gdzie o dziemi dzielił mnie nie cały metr 40.
Na początku w stępie Vallor próbował mnie ponosić do środka ale ja mu nie pozwalałam, a kiedy mimo to był niegrzeczny po prostu przyłożyłam mu mocniej z bata i już szedł w miare normalnie. Potem zaczęliśmy kłusować i rozgrzewać konie na figurach. Vallor na kołach uciekał w boki ale mnie to nie przeszkadzało - kręciłam te koła aż mu wyszło. Lecz w pewnym momęcie kucyk stanął w miejscu tak gwałtownie, że mało nie przeleciałam przez jego szyję.
- Hej! Vallor! Co to ma być? - mocniej ścisnęłam go łydkami i zacmokałam. Kuc ani myślał o jeździe. Tak więc nie pozostało mi nic innego jak trzy pożądne baty w zad. W zamian za to kucyk zafundował mi serię baranków skoordynowną z chaotycznym galopem z rodzaju "Nie patrzę gdzie biegnę byle by przed siebię!".
- Taki mały Harfan - zaśmiałam się gdy zatrzymałam Vallor'a.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz