wtorek, 4 sierpnia 2015

Od Kinzie C.D. - Nowa w stajni

    Po jeździe - która minęła bez większych przeszkód, oprócz stwierdzenia faktu, że Holy i Rchel nie nadają się do sportu - miałam półtorej godziny wolnego. Usiadałam więc na płocie od pastwiska żeby chwilę odsapnąć. Po chwili balansując na cienkiej belce podeszła do mnie mrucząca kotka. Wdrapała mi się na kolana i wygodnie ułożyła nie pozwalając mi się ruszyć z miejsca. W takim razie zaczęłam ją głaskać. Od tyłu zaszły mnie zaciekawione konie. Mały izabelowaty kucyk oraz sporej wielkości skarogniada klacz. Podczas długich prac w stajni dowiedziałam się od Anity, że to właśnie jest Oklachoma.
- Hej mała, jeżdżę dzisiaj na tobie - pogłaskałam klacz po czole. Nagle usłyszałam z za stajni jakieś krzyki. Oklachoma postawiła uszy, a ja zdjęłam z kolan kota i zeskoczyłam z płotu.
- Łapcie go! - zawołał ktoś. 
- Waine! Stój! - krzyknął ktoś inny. Zaczęłam spiesznie iść w tamtym kierunku ciekawa co się stało. Chwilę później z za stajni wybiegł galopem siwy arab. Gdy mnie zobaczył zawahał się na chwilę ale potem znowu zaczął biec. Widząc konia pędzącego prosto na mnie podskoczyłam rozkładając szeroko ręce. Waine stanął dęba niemal się przewracając po czym odwrócił się i spróbował przejść obok mnie. Ja mu jednak na to nie pozwoliłam. Machnęłam rękami. Koń zarżał zdezorientowany i odsunął się trochę ode mnie. To dało nieco czasu Anne i Rayan'owi, którzy przybiegli i razem ze mną spróbowali złapać konia, który nieco się wyrywał. Chwilę potem przybiegła też Helen.
- Uff - sapnęła - dobrze, że udało się go złapać.
- Kinzie nam bardzo pomogła - odparła Anne prowadząc już Waine'a do stajni.
Helen uśmiechnęła się - Zaraz powinna przyjechać kolejna klientka na jazdę. Mogłabyś ją obsłużyć? Jeździ na Oklachomie. Umie jeździć i siodłać tylko może nie wiedzieć gdzie co jest.
- A nie miały przyjechać dwie osoby? - spytałam.
- Miały ale ta druga ostrzegła, że może się spóźnić więc ja zacznę już jej czyścić konia.
Usłyszałam za sobą szum opon na żwirowym podjeździe.
- Akurat - powiedziała Helen.
Odwróciłam się i niespiesznie podeszłam do czarnego samochodu, z którego wysiadła jakaś dziewczyna starsza ode mnie w czarnych bryczesach i czarnych kaloszach. Jasnobrązowe włosy miała spięte w niski kucyk, na sobie miała białą bluzkę z krótkim rękawem, a w ręce trzymała toczek i bat. Mogła jakieś mieć 19 lat.
Się wystroiła jakby na zawody jechała - pomyślałam jednocześnie rzucając jej zdziwione spojrzenie. Ona jednak najwyraźniej tego nie zauważyła tylko zamknęła samochód i podeszła do mnie.
- Cześć, nie spóźniłam się prawda?
- No, nie...
- Och! Dzięki bogu! Były straszne korki po drodze - nie wiem skąd ona jechała, że były takie korki no ale niech jej już będzie. Przecież trzeba mieć jakąś sensowną wymówkę na to, że się NIE spóźniło!
- Ee...wiesz już na kim jeździsz?
- Nie mam pojęcia! Niby skąd miałbym to wiedzieć?
- No nie wiem, mogłaś się zapytać kiedy się umawiałaś na jazdę - westchnęłam, a widząc obrażoną minę dziewczyny dodałam - No nie ważne, pokażę ci na kim jeździsz.
Po tych słowach odwróciłam się i poszłam na pastwisko. Tam wskazałam skarogniadą klacz stojącą już gdzieś w połowie pastwiska i jedząca trawę - To Oklachoma. Złap ją.
- A masz uwiąz?
- Nie będę lecieć teraz do stajni tylko po to żeby ci przynieść uwiąz. Idź, złap sobie konia i przyprowadź go na kantarze - powiedziałam stanowczo ale spokojnie.
Dziewczyna bez słowa poszła po klacz, a następnie zaprowadziłam ją pod koniowiąz. Tam przypięłyśmy klacz do jednego z przywiązanych uwiązów.
- Dobra - powiedziałam - Chodź po szczotki - to powiedziawszy zabrałam ją do siodlarni. Kiedy szukała kopystki spytałam - Jak ty właściwie masz na imię?
- Haidy, a ty?
- Kinzie. Dobra znalazłaś tą kopystkę czy nie?
- Nie mogę jej znaleźć. Ale wy tu macie bałagan, w mojej stajni zawsze wszystko było na miejscu.
- Tu jest porządek, a to, że w twojej stajni odkłada się każdą szczotkę i kopystkę do osobnego pudełeczka to już nie moja sprawa.
Wreszcie dziecinna Haidy znalazła kopystkę i poszłyśmy wyczyścić Oklachomę. Następnie osiodłałyśmy klacz i przed stajnię wbiegła zdyszana dziewczyna. Tak wiem, też się tego nie spodziewałam.
- Hej dziewczyny! - wydyszała. Miała krótkie bardzo jasne blond włosy nierówno ułożone pod toczkiem i była chyba w moim wieku - Przepraszam za takie spóźnienie, ale gdzie znajdę panią Helen.
Bez słowa wciąż zdziwiona wskazałam na stajnię, a dziewczyna popędziła do środka. Domyślając się kto to powstrzymałam się od zwrócenia uwagi, że przy koniach się nie biega.

    Może i ta cała Haidy była rozpuszczona w jakiejś megadrogiej stadninie ale przynajmniej umiała jeździć. Nie tak jak się spodziewałam. Siedząc na jednej z ławek rozłożonych wzdłuż ściany na hali obserwowałam właśnie jak obie dziewczyny galopują w równych odstępach. Przy okazji przyjrzałam się też Oklachomie. Wydawało się, że jest bardzo grzeczna ale potrzebowała doświadczonego jeźdźca gdyż inaczej w galopie trochę ponosiła. Z kolei ta blondynka jeździła na Colorado, który również szedł grzecznie i żwawo.
- Żwawe te koniki - powiedziałam do Helen kiedy dziewczyny stępowały.
- Aha...to dwa najlepsze konie. Oba startowały w wielu zawodach - kontem oka zauważyłam, że ta młodsza dziewczyna robi zafascynowaną minę. Coś w stylu "Wow! Jeżdżę na sportowym koniu! Ale fajnie! Będę się mogła pochwalić mamusi!" - Colorado w ujeżdżeniowych i chyba kilku woltyżerskich, a Oklachoma w skokach.
- Ekstra - skomentowałam wyobrażając sobie jak ta piękna klacz musiała fantastycznie przefruwać nad przeszkodami, a wałach elegancko trawersować na czworoboku.
    Na końcu jazdy kiedy dziewczyny zeszły z koni przejęłam Oklachomę od Haidy. Wsiadłam na potężną skarogniadą klacz i skróciłam strzemiona. Helen w tym czasie poszła po Rayana i razem z nim wnieśli drągi i stojaki po czym zaczęli ustawiać jakiś mały parkur.
- Co to jest? - spytałam.
- Jak to co? Profesjonalny parkur - zażartował Rayan podnosząc starego obgryzionego drąga - Same 190 i dwumetrowe mury!
Zaśmiałam się - Ha! Powodzenia życzę - wjechałam stępem na ścianę w prawo i usadowiłam się wygodnie w siodle. Helen poszła na stołówkę bo akurat zaczynał się obiad, a ja przeszłam do kłusa. Oklachoma miała lekki i wygodny kłus jakby płynęła. Kiedy już pokręciłam parę wolt, kół i zrobiłam zmianę kierunku na wszystkie sposoby klacz była dostatecznie rozgrzana by zacząć prawdziwy trening skokowy. Rayan kazał mi zagalopować w narożniku i skoczyć nie wielki okser. Potem do oksera dołączyła jeszcze dwie 60 cm. koperty. Następnie parę razy przeskoczyłam pojedynczo dubble barre'a, a na końcu jeszcze przeskoczyłam 70 cm. jokera. Wreszcie połączyłam cały parkur i przejechałam go parę razy. Raz po raz Rayan wykrzykiwał jakieś komendy.
- Dobrze! Zwolnij trochę! Odchylaj się bardziej! Ale łap równowagę! Oddaj... - drągi z dubble barre'a posypały się na ziemię zagłuszając instruktora.
- Co? Sory nie słyszałam - spytałam jadąc dalej szybkim galopem.
- Powiedziałem, oddaj wodze... - westchnął i podszedł by poprawić przeszkodę.
- Aaaaaa - zrobiłam przepraszającą minę wiedząc, że wtedy nie strąciłabym przeszkody.
    Po ostrych ćwiczeniach nadeszła chwila kłusa, a następnie relaksujący stęp. Po jeździe rozsiodłałam klacz i dałam jej wielkie jabłko w nagrodę. Oklachoma parsknęła i opluwając mnie zaczęła przeżuwać smakołyk.
- No dzięki - wytarłam się z jej śliny i podeszłam do boksu Electry. W połowie drogi usłyszałam cziyś głos.
- Kinzie! Chodź na obiad! - zawołała Helen.
Tak też zrobiłam. Kucharka zostawiła mi i Rayan'owi obiad z uwagi na to, że wcześniej nie mogliśmy go zjeść. Postanowiłam się pospieszyć wiedząc, że za 15 minut przyjada kolejni klienci na jazdę, którym trzeba będzie pomóc.
Po zjedzeniu wybiegłam na zewnątrz i zobaczyłam już jeden samochód na podjeździe. Przed stajnią chodziło parę ludzi rozglądając się. No ładnie - pomyślałam - Już są - I podbiegłam do nich nie czekając na Anne i Helen.
- Dzień dobry - przywitałam się - to państwo są umuwieni na jazdę?
- Tak - odpowiedział jakiś pan, najpewniej tata, któregoś z dzieci. Obok niego stała nie wysoka ciemnowłosa kobieta trzymając za rękę małego chłopca mającego może siedem lat - Harry jest zapisany na lonżę - tu wskazał na malucha - A dziewczynki jeżdżą samodzielnie.
Dwie dziewczynki podbiegły do nas. Obie były brunetkami, jedna mogła mieć 11 druga 10 lat.
- Jak macie na imię? - spytałam.
- Ja jestem Hzel - przedstawiłą się starsza.
- A ja Zoe - dodała młodsza.
- Ja jestem Kinzie. Pomogę wam osiodłać konie tylko zaczekajmy na instruktorki, bo nie iwme na kim jeździcie.
W tym momencie przyszła Anne wpatrzona w trzymany grafik, a tuż za nią kroczyła Helen.
- Cześć dziewczyny - powiedziała wesoło Anne - Która z was to Zoe? - Mała podniosła rękę jakby była na lekcji. - Jeździsz na Disney'u. Hazel wsiądzie na Gilicję, a Harry na Tajgę.
Na podjazd wjechało czerwone auto, z którego wysiedli kolejni rodzice i trzy dziewczynki w ogóle do siebie nie podobne. Pewnie były koleżankami. Wszystkie miały jakieś 12 lat, jedna z nich była sztynką, druga też, a trzecia miała czarne włosy. Kiedy podeszły przedstawiły się jako Katherine, Clara i Sophie.
Pierwsza dostała Vallor'a, druga Habra, a trzecia Spartę. Okazało się, że mama jednej z nich (chyba tej Katherine) idzie na lonżę na Testralu.
    Kiedy ogólny chaos z pomaganiem siedmiu osobon na raz się skończył wszyscy jeden za drugim wjechali na odkryty plac zwany ujeżdżalnią. Następnie skierowali się na ścianę, a ja i Helen z lonżami zostałyśmy w środku. Mały Harry przynajmniej rozumiał co do niego mówię ale wiele rzeczy musiałam mu parę razy powtarzać próbując nie stracić przy tym cierpliwości.
    Kiedy klienci skończyli jeździć trzeba im było oczywiście jeszcze pokazac koniki i w ogóle, a potem wszyscy sobie pojechali i znowu zrobiło się pusto. Zmęczona upałem opadłam na ławkę na stołówce i dołączyłam do Anne i Helen jedzących jabłka.
- Padam z nóg - wysapałam .
- Co ty nie powiesz? - spytała Anne.
- Ile jest stopni? - zwróciłam się do Helen siedzacej najbliżej okna z termometrem.
- 35 - odparła.
- Oooooo...
- A zaraz masz jeszcze rekreację - powiedziała Anne - Pojeździsz sobie sama prawda? Powiedz, że nie muszę z tobą iść.
- Nie...nie musisz...jakoś dam sobie radę. Ale jak nie będę wiedziała czy mam dobrą nogę w kłusie to cię zawołam - zażartowałam.
Anne zaśmiała się - No! Tylko pamiętaj, w takim wypadku nie rób lotnej!
- Dobrze pani instruktor - zaśmiałam się - Będę uważać.
Wszystkie trzy smiałymsy sie przez chwilę po czym znowu zapadła cisza.
- Pojedźmy w teren - powiedziałam.
- Kiedy? - spytała Helen. - Najbliższe dni są zawalone klientami.
- Nie, przecież w środę nikogo nie ma - zauwazyła Anne.
- O! Faktycznie! Przydałoby się pojechać na plawienie.
- U! U! Tak! Na pławienie! - ucieszyłam się po czym zdałam sobie sprawę z tego, że obie dziwnie się na mnie patrzą i parsknęłam śmiechem.
- Co to było? - spytała Anne i znowu wszystkie wybuchnęłyśy śmiechem.

    O piątej już siedziałam na wyczyszczonej na błysk Electrze. Postanowiłam, że pojadę na ujeżdżalnie bo mimo, że słońce grzało jak niewiem, zaczął już wiać wiatr dzięki czemu zrobiło się nieco chłodniej. Dopięłam popręg i ruszyłam przed siebie stępem. Electra jeszcze się nie przezwyczaiła do mieszkania tu więc pstanowiłam, że pierwsza jazda w nowej stadninie będzie spokojna. Bez żadnych wyczynów, nie bedziemy skakać, a jedynie jakieś drążki. Taka typowa leniwa rekreacja.
Po rozstępowaniu się ruszyłam kłusem w lewo. Zmieniłam parę razy kierunek po przekatnej, półwoltą i przez ujeżdżalnię, pojeździłam po serpentynie i wężykach. Następnie wjechałam na koło i zostałam na nim przez chwilę za każdym okrążeniem zmniejszając jego średnicę. Po tym ćwiczeniu poćwiczyłam zmiany dosiadu i tempa oraz zatrzymania i cofnięcia. Potem pojechałam kłusem po całej ujeżdżalni powoli wypuszczając wodze aż wreszcie zupełnie je puściłam i tak jechałam dwa okrążenia. Po odpoczynku stępem zaczęłam galop, potem galop przez drążki i koła i wolty w galopie. Na końcu poćwiczyłam jeszcze zagalopowania ze stój, a następnie poklepałam klacz, wypuściłam jej wodze, wyjęłam nogi ze strzemion, poluzowałam popręg i tak stępowałam.
    Nagle na podjeździe pojawił się srebrny samochód. Helen nie mówiła nic o klientach na wieczór. Zaraz, zaraz...ale mówiła o nowej klubowiczce. I faktycznie z samochodu wysiadł jakiś pan wraz ze swoją córką - blondynką mniej więcej w moim wieku.

Rebeka?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz