Jezioro było piękne. Woda może nie była aż tak przejrzysta jak w rzece ale za to było dość płytko. Dopiero jakieś pięć lub sześć metrów od brzegu woda robiła się na tyle głęboka, że nawet koń mógłby w niej pływać. Zatrzymałyśmy się na trawie i zeskoczyłyśmy z koni.
- Ej, super tu jest! - oznajmiłam rozglądając się. Zdjęłyśmy z koni cały zbędny balast czyli: siodła z popręgami, czapraki i gąbki oraz juki i położyłyśmy wszystko w cieniu drzewa. Następnie zdjęłyśmy buty i wjechałyśmy na oklep do wody. Harfan nie patrząc na resztę koni raźnie wkłusował do wody, a gdy go zatrzymałam zaczął kopać lewą przednią nogą rozpryskując wodę i chcąc się w ten sposób ochłodzić. Pozwoliłam mu podejść jeszcze kawałek tak, że woda sięgała mu do brzucha, a mi zalewała stopy. Odwróciłam się by zobaczyć co robią inni. Electrze woda sięgała do nadpęcia, a ona sama postanowiła brać przykład z Harfana i też zaczęła się ochlapywać. Helen i El Vandera były dopiero przy brzegu i powoli wchodziły do wody.
- Chodź tu! - zawołałam do Kinzie.
- Ok - dziewczyna pogoniła klacz, ale ta nie chciała się ruszyć. Grzebała kopytem w dnie i kręciła się w kółko - O nie! Electra...! - było już za późno. Klacz ugięła nogi i położyła się wygodnie w wodzie - Nie no ekstra - mruknęła dziewczyna, a kiedy klacz zaczęła się przewracać na bok szybko zeskoczyła potykając się i wpadając do wody. Electra jakby w ogóle tego nie zauważyła przekręciła się na bok, potem na grzbiet i wytarzała się.
- Twój koń jest dziwny, wiesz? - spytałam.
- Wiem - Kinzie podniosła się. Ociekała wodą ale sądzę, że za bardzo ją to nie obeszło. Podeszła do Electry - Hej! Wstawaj - powiedziała. Gdy klacz nie słuchała i chciała się przekręcić na drugi bok dziewczyna machnęła jej ręką przed nosem. Zdziwiona Electra przestała się tarzać tylko położyła się na boku i spojrzała na Kinzie. Ona tym czasem szybko wskoczyła na jej grzbiet i ścisnęła ją łydkami tak żeby się podniosła. Electra otrzepała się, a Kinzie mało się z niej nie zsunęła ale cały czas się uśmiechała.
- Do ataku! - wrzasnęła i stanowczo pogoniła konia, który przykłusował do mnie rozchlapując wodę na wszystkie strony tak, że w końcu i ja stałam się mokra. Zaczęłyśmy się chlapać i gonić aż w końcu podjechała do nas też Helen. Przez jakiś czas w trójkę grałyśmy w berka polegającego na dotknięciu drugiego jeźdźca. Zasady były takie, że mogłyśmy jedynie kłusować ale nie galopować. Przy tym wszystkie śmiałyśmy się głośno.
Gdy zrobiłyśmy się głodne przywiązałyśmy konie do drzew, a same usiadłyśmy w cieniu i zaczęłyśmy zjadać nasze zapasy.
- Ale ten gość w ciężarówce był głupi - powiedziałam - Nawet nie zwolnił! A raczej nas widział.
- Aha - przytaknęła Helen - powinien zwolnić.
- Dlaczego Harfan nie pobiegł za nami? - spytała Kinzie.
- No bo on się tak płoszy. Przynajmniej zazwyczaj. Zamiast biec odskakuje, staje dęba albo wierzga. Co jest dziwne bo on uwielbia biegać.
- Jak się odwróciłam to już opuszczał kopyta ale i tak wyglądało to trochę tak jakby miał się przewrócić. Nie zjeżdżałaś z niego?
- Trochę się zsuwałam ale jakośtam dałam radę.
- No to Vandzia jak tylko zobaczyła ciężąrówkę nie zastanawiała się dwa razy tylko popędziła przed siebię - dodała Helen - A Electra chyba po prostu pobiegła za nią, co nie?
- Tak - odparła Kinzie - To było nie złe.
Kiedy konie wyschły osiodłałyśmy je i ruszyłyśmy w dalszą drogę. Przez większość czasu jechałyśmy stępem oglądając piękne krajobrazy wokół nas. Po dwóch godzinach jazdy znalazłyśmy się na dużej pustej łące idealnej do galopu.
- To co? - spytała Helen - Może sobie troszkę pogalopujemy?
Od razu się zgodziłyśmy i zaczęłyśmy kłus, a potem galop. Z początku było spokojnie, galopowałyśmy powoli w zastępie i chodź trochę musiałam przytrzymywać Harfana to wydawał się być wyjątkowo grzeczny. Niestety już po chwili straciłam nad nim kontrolę. Wałach rozpędził się i za wszelką cenę chciał wyprzedzić Electrę.
- Zatrzymaj go! - krzyknęła Kinzie gdy zanalazłam się obok niej. Normalnie nie byłoby problemu w galopowaniu obok siebie ale Harfan mógł w każdej chwili kopnąć klacz i puścić się cwałem.
- Nie mogę! - odparłam ciągnąc go za wodze i próbując usiąść w siodle. Harfan nie należał do najwygodniejszych koni ale nie mogłam narzekać bo jeździłam na bardziej wybijających koniach. Jednak w przeciwieństwie do mnie Kinzie jechała spokojnie pełnym siadem, a ja jej zazdrościłam. W końcu udało mi się go trochę zwolnić ale w tym momencie Harfan złośliwie ugryzł Electrę w zad. Na to klacz zarżała i oba konie zerwały się do szaleńczego biegu, ajak się możecie domyślić spanikowana El Vandera im towarzyszyła. Gdy stwoerdziłam, że zaraz wypadnę z siodła zrobiłam półsiad. Niestety to jeszcze przyspieszyło Harfana, który wyprzedził resztę i pobiegł przodem. To już nie był spokojny galop w terenie. To były wyścigi.
Konie pruły tak szybkim galopem, że mogłam tylko mieć nadzieję, że zaraz nie zaczną cwałować. Na szczęście nie zaczęły. Kiedy zobaczyłam przed sobą las wzięłam się w garść i z całej siły pociągnęłam za wodze. Zachowując spokój postarałam się odchylić do tyłu i, mimo, że koń wybijał, usiąść w siodle. Tuż przed lasem rozpędzony Harfan wreszcie zaczął zwalniać. Widząc gałąź na wysokości mojej głowy szybko się schyliłam. Wjechaliśmy galopem do lasu i dopiero po parunastu metrach udało mi się wychamować wałacha do kłusa, a potem do stępa. Odwróciłam się uśmiechnięta i szczęśliwa, że nie spadłam. Zobaczyłam, że Helen i Kinzie również się nie dały i dalej siedzą na koniach. Helen była tuż za mną, a Kinzie trochę z tyłu. Kiedy jednak przyjżałam się jej dokładniej zmarszczyłam brwi.
- Co ci jest? - spytałam widząć jakąś kreskę na jej policzku. Stanęłam przepuszczając Helen na przód i zrównałam się z dziewczyną.
- To ta gałąź na wjeździe do lasu - powiedziała wycierając policzek, na którym widniało przecięcie długości palca ciągnące się od wargi do kości policzkowej.
- Co się stało? - Helen odwróciła się do nas.
- Nic takiego, dostałam gałęzią w polizek - odparła Kinzie.
- Bardzo?
- Nie...to znaczy tak ale przeżyję.
- To dobrze bo czekają nas jeszcze ok. dwie godziny drogi do stadniny.
Te dwie godziny dłużyły się jednak strasznie gdy jechaliśmy przez las w dolinie. Siedziałyśmy tylko w siodłach zmęczone upałem i nic nie mówiłyśmy. Wreszcie gdy las stał się rzadszy Helen powiedziała:
- Kinzie, zaśpiewaj nam coś.
- Co?
- No nie wiem, cokolwiek, zaśpiewaj bo jakoś cicho jest.
- No dobra...
Kinzie zśpiewała więc "Princess of China", a gdy powiedziałyśmy jej żeby śpiewała dalej zaśpiewała jeszcze "Bright" i "Ready or not", a my robiłyśmy za chórki jako, że obie nie umiałyśmy śpiewać aż tak dobrze jak Kinzie. Osobiści enie uważam śpiewania za coś szczególnie fascynującego (no chyba, że się słucha jak ktoś śpiewa!) ale jak się jedzie w lecie na rajd to czemu nie? I tak sobie śpiewałyśmy i smiałyśmy jadąc obok siebie. W zastęp ustawiłyśmy się dopiero gdy wjechałyśmy na dróżkę prowadząca między domkami jakiejś wsi. Niektórzy ludzie siedzący w ogródkach lub wyglądający przez okno odwracali się w naszą stronę i patrzyli, inni nie. W końcu po pewnym czasie wyjechałyśmy ze wsi i przez pół godziny jechałyśmy non stop w górę i w dół po pagórkach, a za którymś z nich dostrzegłyśmy Klub Equus.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz