Po wyjechaniu ze stadniny skierowałyśmy się w stronę rozległej łąki usianej kolorowymi kwiatami. Jechałyśmy spokojnym stępem, a konie oganiały się od gzów ogonami. Czasem przystawały żeby się podrapać lecz my poganiałyśmy je do dalszej jazdy i pacnięciem zabijałyśmy muchy. Co jakiś czas też któryś z koni schylał się z zamiarem zjedzenia trawy ale wtedy również ściskałyśmy je łydkami żeby przestały. Ja i Kinzie rozglądałyśmy się dookoła z zaciekawieniem oglądając piękne widoki. Duże rondo kapelusza rzucało cień na moją twarz dzięki czemu nie musiałam się zasłaniać przed ostrym słońcem.
- Gdzie jedziemy? - zapytała Kinzie.
Helen odwróciła się z uśmiechem.
- Na razie jedziemy drogą prowadzącą nad rzekę. Tam będzie pierwszy przystanek. Potem pokażę wam leśne trasy, parę razy się zatrzymamy, a na końcu pojedziemy nad jezioro na pławienie. Podoba wam się?
- Jasne! - krzyknęłam.
- Zapowiada się ciekawie - dodała Kinze - A jak wracamy?
- Trochę inną drogą, przez takie fajne pagórki, wsie i las w dole.
- W dole? - spytałam.
- No tak. Co w tym dziwnego? Jest położony w dolince parędziesiąt metrów niżej.
Po chwili zanurzyłyśmy się w gęstym ciemnym lesie, do którego słońce już nie docierało z taką mocą. Pośród drzew owszem, było duszno ale przynajmniej nieco chłodniej. Jechałyśmy wydeptanymi ścieżkami, zjeżdżałyśmy ze stromych górek, a pod jeszcze stromsze wjeżdżałyśmy. Kinzie jadąca przede mną odchyliła się mocno do tyłu gdy zjeżdżała krótkim ale bardzo stromym zjazdem. Ja natomiast odczekałam chwilę żeby w nią nie wpaść i również ruszyłam przed siebie. W pewnym momencie Electra źle stanęła prawą tylną nogą i poślizgnęła się, a resztę drogi zjechała na zadzie. Harfan postawił uszy ale na szczęście nie wpadł na "wspaniały" pomysł naśladowania klaczy. Gdy Electra zjechała na dół i wyprostowała tylne nogi Kinzie poklepała ją.
- Helen, nie mówiłaś, że to będzie hardkorowy rajd.
- To teraz wam mówię - zaśmiała się kiedy do nich dołączyłam.
Po ponad godzinie dojechałyśmy do pierwszego postoju. Naszym oczom ukazała się płytka rzeka z dnem wyłożonym jasnymi gładkimi kamieniami. Na brzegu rosła soczysta zielona trawa, na którą konie od razu się rzuciły. Zeszłyśmy na ziemi, poluzowałyśmy popręgi i podciągnęłyśmy strzemiona, zabezpieczyłyśmy wodze. Potem podeszłyśmy do strumienia. Woda była chłodna i przejrzysta, a nurt szybki. Co pewien czas w rzece pojawiały się małe wodospady. Kucnęłam i zanurzyłam w wodzie rękę żeby się napić lecz w tym samym momencie poczułam mocne pchnięcie i poleciałam do przodu. Wpadłam do rzeczki rozchlapując wodę, a El Vandera podniosła gwałtownie głowę by zobaczyć co się stało. Usiadłam w wodzie na i tak już mokrym tyłku i spojrzałam na Kinzie i Helen śmiejące się na cały głos. Przez chwilę wpatrywałam się w nie bez wyrazu, a po chwili wykrzywiłam usta w sarkastycznym uśmechu.
- Taaak... - napiłam się chłodnej wody ze strumienia i podniosłam się. Bez słowa podeszłam do Harfana i zaczęłam grzebać w jukach udając, że czegoś szukam.
- Ej! Becky nie obrażaj się! - powiedziała Kinzie. Podeszłam do niej i zlustrowałam ją wzrokiem udając obrażoną. Dziewczyna już otworzyła usta żeby coś powiedzieć kiedy uśmiechnęłam się w jednym ruchem niczym mistrz karate wywróciłam ją prosto do wody. Teraz to ja zaczęłam się śmiać, a Helen hm... Helen miała naprawdę dziwną minę.
- Orzesz ty podstępna, mała... - Kinzie zaczęła się śmiać podnosząc się. Uklękła w płytkiej wodzie i chlapnęła na mnie.
- Kinzie! - również ją pochlapałam, a ona z piskiem skuliła się - Tak się chcesz bawić? - weszłam ze śmiechem do wody i zaczęła się bitwa. Zanurzyłyśmy się po kolana, przewracałyśmy się, chlapałyśmy i wrzeszczałyśmy aż Helen upomniała nas żebyśmy nie spłoszyły koni. Na to obie spojrzałyśmy najpierw na nią, potem na siebie.
- Raz, dwa, trzy... - szepnęłam i zalałyśmy instruktorkę falą wody.
Jeszcze przez jakieś dwadzieścia minut wariowałyśmy wszystkie trzy podtapiając się nawzajem i ochlapując. Wreszcie całe mokre wyszłyśmy na brzeg. Wycisnęłam wodę z włosów splecionych w warkocz, a Kinzie wytarła okulary o grzywę Electry co nie wiele dało ale jako że całe jej ubranie było mokre nie miała lepszego wybory. Po chwili wsiadłyśmy na konie i ruszyłyśmy w dalszą drogę. Jechałyśmy lasem, a z naszych ubrań ociekała woda. Nie martwiłyśmy się tym jednak gdyż panowała temperatura ok 34° i wiedziałyśmy, że zaraz wyschniemy.
C.D.N.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz