środa, 16 września 2015

Od Rebeki C.D. Christian'a - Nowy początek

    Usłyszałam za sobą kroki. Powoli zbliżały się w moją stronę. Zerknęłam przez ramię i zabaczyłam właściciela klaczy.
- Jeśli chciałeś mnie przestraszyć to ci się nie udało - rzuciłam sarkastycznie odwrcacając się i widząc jak się skrada.
- Wcale nie... - zaczął marszcząc brwi.
- Jak się nazywa przerwałam mu wskazując głową konia za mną. Oparłam się o drzwi od boksu.
- Sansa - odparł krótko.
Pokiwałam głową.
- Nie przepadam za achałami ale ona akurat jest ładna - odparłam szczerze nie bacząc na jego reakcję. Ktoś inny zapewne powiedziałby to w bardziej uprzejmy sposób ale ja nigdy nie widziałam sensu w sztucznych uśmiechach i wymuszonej grzeczności. Może moje podejście jest nieco przesadne ale ja zawsze starałam się mówić szczerze co mi się podoba, a co nie.
- Aha - mruknął Christian najwyraźniej nie wiedząc co jeszcze dodać. Mnie wyjątkowo też zabrakło słów na języku więc wzruszyłam obojętnie ramionami, a kiedy zobaczyłam trzymane przez niego siodło czaprak i gombkę oraz przewieszone przez ramię ogłowie odezwałam się.
- Miłej jazdy - mruknęłam i obojętnie oddaliłam się od niego mijając boksy. Wyszłam ze stajni i postanwiłam, że poszukam Kinzie. Tak jak myślałam zastałam ją w drógiej stajni. Wychodziła właśnie z boksu Waine'a trzymając w rękach szczotki.
- O, Rebeka! - wykrzyknęła dziewczyna - Siodłaj Habra, trzeba go trochę rozruszać.
- Zara, ja tu nie jestem pomagającą - uśmiechnęłam się.
- Ale chyba mi pomożesz. Na Waine'a też ktoś musi wsiąść, a ja się nie rozerwę.
- Dobra, przecież żartuję. Tylko jedno pytanie...dlaczego ja mam Habra?
- A chcesz poskakać? - zadała retoryczne pytanie.

***
    
    Już po pół godzinie byłyśmy gotowe do pokonywania stojącego na ujeżdżalni parkuru. Co prawda Waine nie był mistrzem w skokach ale też przydałby mu się jakiś, krótki trening. Co więcej rozpierała go energia więc Kinzie chciała skakać pierwsza. Ustawiła się parę metrów przed pierwszą przeszkodą i delikatnie przyłożyła łydki do boków konia. Siwek wystrzelił jak z procy i gdyby nie spokój z jakim dziewczyna starała się go wychamować zapewne staranwałby stacjonatę. Zamiast tego jedynie odbił się za późno i strącił górnego drąga. Następny skok był już nieco lepszy. Niską czerwoną kopertę Waine przeskoczył bezbłędnie. Kinzie nakierowała go na jokera nieco wyższego od pierwszej przeszkody. Wałah zachwiał się przed skokiem i znów zrzucił poprzeczkę.
- Waine - skarciła go Kinzie. Na szczęście koń powoli uspokoił się i resztę toru pokonał...no nie można powiedzieć, że bezbłędnie, ale nieźle jak na niego.
- Dobra, teraz ty - Kinzie podjechała do mnie kłusem po czym przeszła do stępa. I to był błąd. Gdy tylko Waine zbliżył się za bardzo Haber położył uszy i ugryzł siwka. Tamten odskoczył z kwikiem, a Kinzie wyleciała z siodła i wylądowała na jego szyi. Szybko jednak podciągnęła się z powrotem na swoje miejsce, złapała wodze i poprawiła okulary.
- Boże! Co to było? - spytała, a jej twarz wykrzywiła się w parodii przerażenia. 
- Nie wiem - parsknęłam śmiechem i pogoniłam Habra do kłusa, a w najbliższym narożniku do galopu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz