poniedziałek, 28 września 2015

Od Kinzie C.D. - Zostajemy sami

   Gdy wróciłam szybko rozsiodłałam i rozczyściłm klacz poczym pobiegłam na ujeżdżalnię żeby popatrzeć na trening przyjaciółki. Akurat najeżdżała na kolorową metrową stacjonatę bardzo skupiona więc zdawało mi się, że nawet mnie nie zauważyła. Wskoczyłam na biały płot wyznaczający granice ujeżdżalni w momencie, w którym koń miał oddać skok niemal obok mnie. Oczywiście jak to Harfan gdy tylko mnie zobaczył pomyślał - O matko! Człowiek za burtą! Chce mnie zjeść! - poczym wyłamał w lewo zwalając cały stojak i galopując dalej na oślep. Becky niebezpiecznie przechyliła się w siodle ale dała radę nie spaść i już po chwili profesjonalnie zatrzymała konia. Zawróciła w moją stronę wyjmując słuchawki z uszu.
- Co  robisz?! - spytała ale nie mogła powstrzymać uśmiechu - Ja tutaj ćwiczę, a ty mi płoszysz mojego dzielnego konia!
- Nie ćwiczysz do mistrzostw świata.
- Wiem, ale i tak masz to teraz podnieść - wskzała zwaloną przeszkodę. Nawet nie drgnęłam tylko uśmiechnęłam się znacząco. Rebeka już dobrze wiedziła o co mi chodzi.
- Proszę? - dodała po chwili przewracając oczami.
- Spoko - zeskoczyłam z płotu tak delikatnie jak jest to możliwe żeby bardziej nie spłoszyć dziwnego konia mojej koleżanki i podeszłam do przeszkody.
    Gdy Becky skończyła trening, a Harfan stał już na pastwisku obie pobiegłyśmy do koniowiązu gdzie zastałyśmy już przygotowanych do jazdy instruktorów. Każdy siedział na swoim koniu sprawdzając popręg, strzemiona oraz zawartość juk. Obok stało także kilku zaciekawionych klubowiczów. Przez to na całym podwórku panowało małe zamieszanie, które jednak już po paru minutach przerwała Helen.
- Dobra, wszyscy gotowi?! - krzyknęła, a Testral na, którym siedziała zastrzygł uszami. Reszta grupy przytaknęła. - To jedziemy.
- Proszę pani, a jaka kolejność? - zażartował Rayan.
- Jedziesz ostatni! - zaśmiała się Helen  już jadąc stępem. Wszyscy oczywiście ustawili się w losowej kolejności gdyż była im ona obojętna i wyruszyli. Ja, Rebeka oraz reszta klubowiczów machaliśmy im do póki nie zniknęli nam z pola widzenia. Wtedy dopiero mogłyśmy sobie na okrzyk radości.
- Tak! - krzyknęła Becky i przybiłyśmy piątkę - Stajnia jest nasza.
    Napierw jednak skierowałyśmy się w stronę jadalni po szklankę wody z miętą i lodem na schłodzenie naszych nagrzanych letnim upałem organizmów. Kiedy tylko usiadłyśmy przy stoliku z naszymi napojami rozbrzmiał dźwięk telefonu. Dochodził rzecz jasna z biura umiejscowionego w tym samym budynku co jadalnia.
- Kto to? - spytałam zdziwiona i obie zerwałyśmy się z miejsc jak oparzone. Pobiegłyśmy do biura, a Becky odebrała.
- Tak? - spytała - Nie. Nie, dzisiaj nie ma instruktorów więc...
- Kto to? - spytałam.
- Chwileczkę - odstawiła słuchawkę od ucha - Jakaś baba chce umówić dzieci na oprowadzankę.
- Oprowadzankę? To przecież możemy zrobić nawet jak nie ma instruktorów.
- Ale... - nie zdążyła dokończyć bo wyrwałam jej telefon - Dzieńdobry - powiedziłam do klientki - Więc chce pani zamówić oprowadzkę? Nie ma sprawy, oczywiście, że możemy zrobić. O 11:00 może być? Tak? Ok, dobrze, dowidzenia. - odłożyłam telefon.
- I co? - spytała znudzona Becky.
- O 11:00...
- To wiem!
- Dwójka bachorów. Oprowadzka. Po piętnaście minut. Osiodłać Tajgę. My. Teraz. Rozumiesz?!
- No dobra, dobra... - powiedziła niechętnie.
    Po półgodzinie zjawili się klienci. Kobieta z dwójką małych chłopców w wieku około 4-5 lat. Jednego prowadziłam ja drugiego Rebeka. Ten pierwszy strasznie się bał, ale jego brat był o wiele dzielniejszy.
- Ok - powiedziała Rebeka przeliczając pieniądze za lekcję gdy klienci pojechali - To co? Bierzemy po połowie?
- Żartujesz? Zostawimy dla Helen w biurze.
- To chyba ty żartujesz! Nie będzie zadowolona jak się dowie, że prowadziłyśmy jazdy jak nikogo nie było. W końcu to my odpowiadałyśmy za te dzieciaki.
- No...w sumie - uśmiechnęłam się chytrze, a Tajga, którą trzymałam zerknęła mi przez ramię i parsknęła.
- No. To bierzemy - dodała Becky.
    Nikt się o niczym nie dowiedział, a my jak gdyby nigdy nic udałyśmy się do swoich domków z kąd wyszłyśmy dopiero na obiad. Na zewnątrz było za gorąco żeby teraz jeździć, a poza tym Becky zdążyła w tym czasie ułożyć własny układ taneczny oraz przymierzyć 50 ubrań, a ja narysować Electrę, mnie i Rebekę na swoich koniach oraz konie pasące się na łące.
    Późnym popołudniem gdy powietrze przestało być tak suche, a słońce tak gorące poszłyśmy do stajni wyczyścić konie. Becky założyła Harfanowi ogłowie, a ja Electrze halter. Postanowiłyśmy, że będzie to luźna jazda na oklep.
- No, będzie ciekawie - powiedziała Rebeka wskakując na swojego nizbyt wygdnego konia - Ale, uwaga, `pierwszy raz proszę, żeby było bez wyścigów!
- Wow! Proszę państwa! Rebeka Torres nie chce się ścigać! Kurde, uważaj bo napiszą o tym w gazecie! - wykrzyknęłam dosiadając Electry i dojeżdżając do przyjaciółki.
- Zamknij się - skarciła mnie Rebeka uśmiechając się.
Ruszyłyśmy przed siebię na łąkę znajdującą się za ujeżdżalnią. Łąka była mniej więcej kwadratowa więc najpierw używając jej jako ujeżdżalni rozstępowałyśmy się i rozkłusowałyśmy. Potem spróbowałyśmy nauczyć nasze konie kładzenia się i kłaniania. Electra ładnie się pode mną położyła, a następnie również ze mną na grzbiecie wstała. Harfanowi poszło gorzej. Gdy skończyłyśmy ćwiczenia dostałyśmy głupawki i śmiejąc się zaczęłyśmy grać w berka w stępie. Nagle Rebeka podjechała zbyt blisko mnie, Harfan kopnął Electrę, a konie odskoczyły od siebię.
- To było przewidywalne. - poweidziałam gdy konie puściły się galopem. O dziwo galop ten dało się opanować ale ponieważ zabawa nam się spodobała zaczęłyśmy grać w berka galopując. Tak ganiałyśmy się po łące przez dobre pół godziny ale naszczęście żadnej z nas nie udało się spoaść. Nagle Rebeka (z trudem) zatrzymała Harfana.
- Hej! Patrz! - wykrzyknęła wskazując na podjazd, na którym właśnie pojawił się brązowy samochód. Nie miał nakleonego loga żadnej firmy dostawczej więc to na pewno nie był dowóz paszy lub trocin za to ciągnął przyczepę dla konia. Wywnioskowałam z tego, że to musi być klubowicz.
- Zaraz, zara - powiedziałam - Helen wyraźnie powiedziała "żadnych klientów" więc myślę, że członków klubu też nie przewidywała.
- No właśnie, ale chodźmy może zobaczyć kto to - to powiedziawszy pogoniła Harfana do spokojnego galopu (tak, to jest możliwe), a ja pojechałam tuż za nią. Zatrzymałyśmy się dopiero przy podjeździe, na który wjechałysmy już stępem. Z samochodu wysiadła dziewczyna niższa od nas, z wyglądu jednak nie wyglądająca na młodszą. Wysiadła także jej mama - całkiem młoda brunetka.
- Cześć dziewczyny - przywitała się jakby mówiła do koleżanek, a ja powstrzymałam się od wybauszenia oczu.
- Yyy dzieńdobry - bąknęła Rebeka, ale ja siedziałam cicho.
- Jestem Letitia Hamilton - kontynuowała - A to moja córka. Wiecie może gdzie jest Helen?
- Nie ma jej - wytłumaczyła Rebeka.
- No cóż. Trudno, pozdrówcie ją tylko ode mnie. Ładne konie - powiedziła i zajęła się otwieraniem przyczepy.
- Dziękujemy - odparłam. Dziewczyna, która wcześniej nic nie mówiła, teraz odezwała się.
- Hej, jestem Jane, a wy? - spytała wesoło.
- Ja jestem Kinzie, a to jest Rebeka - orzedtawiłam nas.
- Jeździcie tu na codzień?
- Tak, jesteśmy klubowiczkami, i niech zgadnę...ty też?
- Aha...
- Może byś wyjęła bagarze? - spytała Letita Hamilton
- Jasne - dziewczyna zajęła się yjmowaniem swoich rzczy a my tylko wymieniłyśmy zdziwione spojrzenaia.

Jane? A może Kornelly?* XD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz