środa, 30 września 2015

Od Kinzie C.D. Christiana - Pierwsze obowiązki

 Kiedy byliśmy na miejscu ból nie był już tak silny jak na początku. Co się okazało? Jak oznajmił lekarz kolano zostało jedynie stłuczone ale, że przez pewien czas nie będę mogła jeździć. Z plecami na szczęście nie stało się nic poważnego oprócz tego, że został mi na nich siniak wielkości dłoni. Z zabandażowanym kolanem, którego nie mogłam zginać, i jedną kulą mogłam wyjść ze szpitala jeszcze tego samego dnia. Ogólnie nie było tak źle jak myślałam. Christian pomógł mi zejść po schodach i razem poszliśmy do samochodu. Przez chwilę jechaliśmy w milczeniu, on skupiając się na prowadzeniu, ja oglądając widoki za oknem. Miasto, w którym się znajdowaliśmy stopniowo zmieniało się w przedmieścia, a potem we wsie i pola. 
- Jeszcze cię boli? - spytał wreszcie chłopak nie odrywając wzroku od drogi przed nami. 
- Nie, już nie tak bardzo, ale wciąż nie mogę się wygodnie oprzeć - uśmiechnęłam się wiercąc się na fotelu. 
- Szkoda, że nie będziesz mogła jeździć.
- Taaa...przez całe...hmm... Conajmniej półtora tygodnia! Jak ja to przeżyję?! Jak Electra to przeżyje?!
- Przeżyjecie, nie martw się - pocieszył mnie.
- Dzięki, że mnie zawiozłeś do tego szpitala i w ogóle... - powiedziałam po krótkiej chwili ciszy. 

Christian?

wtorek, 29 września 2015

Od Christiana C.D. Kinzie - Pierwsze obowiązki

Dziewczyna wciąż nie odpowiadała, więc podniosłem ją i zaniosłem na dwa krzesełka rozstawione przy ścianie. 
- Słyszysz mnie? - ukląkłem przy Kinzie sprawdzając, czy nie doznała jakiś poważnych obrażeń. 
- Boli mnie. - wyjąkała zaciskając zęby. Zostawiając klacz na hali odniosłem dziewczynę do mojego domku. 
- Poczekaj tu na mnie chwilkę. Trzymaj się. - powiedziałem i szybko wybiegłem po Electrę. Zdezorientowana klacz dała się wprowadzić do boksu. 
- Nie tarzaj się. - mruknąłem tylko nie tracąc czasu na rozsiodływanie konia. Po chwili klęczałem już przy Kinzie z apteczką w dłoniach. 
- Trzeba to przemyć, może wdać się zakażenie. - powiedziałem pod nosem obmywając parę widocznych ran na twarzy. Plusem było to, że nie były one głębokie.
- Spróbuj się podnieść, dobrze? - chwyciłem dziewczynę za ramiona i powoli podniosłem do góry. Mimo tego, że widziałem w jej oczach ból nie dawała go po sobie poznać. - Możesz ruszyć nogami? 
Po kilku minutach było jasne, że coś jest nie tak z prawą nogą. 
- Musimy pojechać do szpitala, tam sprawdzą, co się dokładnie stało.
- Nie, nie ma sensu...- wyjąkała Kinzie.
- A co innego możemy zrobić? - mój głos był tak poważny, że dziewczyna już nie próbowała się sprzeciwiać. Powiadomiłem napotkaną po drodze osobę o naszym wyjeździe i o nierozsiodłanej klaczy, po czym usadowiłem Kinzie w moim samochodzie. Do szpitala dojechaliśmy po dwudziestu minutach. 
<Kinzie?>

poniedziałek, 28 września 2015

Witamy Kornelly Hamilton!

Imiona: Kornelly Jane (obu używa tak często, że czasem wręcz zapomina, które jest pierwsze)
Nazwisko: Hamilton
Wiek: 13 lat
Charakter: To dziewczyna tryskająca energią i optymizmem. Jest wiecznie wesoła i zawsze stara się znaleźć jakieś wyjście z trudnych sytuacji. Jest otwarta i rozmowna, lubi poznawać nowych ludzi. Częściej zadaje się ze starszymi od siebie, może to przez to, że wygląda na o wiele starszą niż w rzeczywistości. Kornelly jest samodzielna i bystra ale niektóre jej zachowania mogą być nieco dziecinne. Zdażają jej się oczywiście chwile spokoju i ciszy ale często nie umie ustać w miejscu, a przynajmniej zamilknąć na chwilę. Nie za bardzo przejmuje się porażkami, ma w nosie to co inni o niej mówią i udaje, że tego nie słyszy. Nigdy nie brak jej humoru i uśmiechu, jest zabawna, a kiedy jej się nudzi bywa bardzo pomysłowa. Kiedy dostaje głupawki (a dzieje się tak często) robi różne dziwne, nieprzewidywalne i śmieszne rzeczy. W dodatku jej śmiech jest bardzo zaraźliwy! Kornelly często mówi do koni, często zdaża jej się zapominać o różnych rzeczach, jest odważna, śmiała i pewna siebie. Nigdy nie boi się, że spadnie z konia bo zrobiła to już tyle razy, że uważa to za naturalne. Naprawdę, myślę, że w spadaniu z konia podczas jednej jazdy już dawno pobiła rekord. Mimo to Kornelly lubi być wysoko. I nie chodzi tu o wysokie konie lecz o wspinanie się. Kornelly wspina się na wszystko na co się da i absolutnie nie ma nawet najmniejszego lęku wysokości. Posiada za to skłonności do lunatykowania.
Historia: Kornelly urodziła się na wsi godzinę drogi od K.J. Equus. Mimo to nie od razu zaczęła jeździć konno. Wychowywała się wraz z rodzicami i pięć lat starszym bratem. Od dziecka lubiła się wspinać, a ponieważ mieli koło domu własny sad często można ją było znaleźć na czubku drzewa lub nawet na dachu domu. Kornelly zawsze lubiła zwierzęta, ale jeździć konno zaczęła dopiero w wieku dziewięciu lat. Po roku mam zaproponowała jej woltyżerkę z uwagi na jej umiejętności akrobatyczne. Ponieważ dziewczyna zdążyła do tego czasu już kilkanaście razy spaść z konie z początku nie wiedziała czy to dobry pomysł. Mimo to spróbowała, a kiedy zobaczyła, że jakoś się utrzymuje na końskim grzbiecie polubiła ten sport. Jeździła w kilku stadninach aż wreszcie zdecydowała się trenować w Equusie.
Rodzina: Rodzice Letitia i Eric oraz brat George mieszkają godzinę drogi od K.J. Equus.
Chłopak: Nie ma i raczej nie jest jej potrzebny.
Przyjaciele: Jeszcze nie znalazła przyjaciół.
Koń: Sottome
Hobby: Kornelly lubi śpiewać, chociaż najbardziej bawi ją wymyślanie przeróbek rożnych piosenek. Lubi też recytować i opowiadać, ma dobrą dykcję i świetną pamięć słuchową dzięki, której zapamięta nawet najdłuższy tekst. Lubi robić zdjęcia i rysować komiksy (jest oburęczna), a składanie origami opanowała do perfekcji. Lubi także akrobatykę ale co dla niektórych może być dziwne nie przepada za tańcem. Jest świetnie rozciągnięta, potrafi robić szpagat, stać na rękach oraz wiele innych sztuczek ale nie chwali się tym. Preferuje także słuchanie muzyki najlepiej z głośników tak żeby słychać ją było w całym domu.
Doświadczenie: 4 lata 
Specjalizacje: Woltyżerka, rekreacja, sport
Domek: Mieszka sama. 
Gracza: matisa10

Od Kinzie C.D. - Zostajemy sami

   Gdy wróciłam szybko rozsiodłałam i rozczyściłm klacz poczym pobiegłam na ujeżdżalnię żeby popatrzeć na trening przyjaciółki. Akurat najeżdżała na kolorową metrową stacjonatę bardzo skupiona więc zdawało mi się, że nawet mnie nie zauważyła. Wskoczyłam na biały płot wyznaczający granice ujeżdżalni w momencie, w którym koń miał oddać skok niemal obok mnie. Oczywiście jak to Harfan gdy tylko mnie zobaczył pomyślał - O matko! Człowiek za burtą! Chce mnie zjeść! - poczym wyłamał w lewo zwalając cały stojak i galopując dalej na oślep. Becky niebezpiecznie przechyliła się w siodle ale dała radę nie spaść i już po chwili profesjonalnie zatrzymała konia. Zawróciła w moją stronę wyjmując słuchawki z uszu.
- Co  robisz?! - spytała ale nie mogła powstrzymać uśmiechu - Ja tutaj ćwiczę, a ty mi płoszysz mojego dzielnego konia!
- Nie ćwiczysz do mistrzostw świata.
- Wiem, ale i tak masz to teraz podnieść - wskzała zwaloną przeszkodę. Nawet nie drgnęłam tylko uśmiechnęłam się znacząco. Rebeka już dobrze wiedziła o co mi chodzi.
- Proszę? - dodała po chwili przewracając oczami.
- Spoko - zeskoczyłam z płotu tak delikatnie jak jest to możliwe żeby bardziej nie spłoszyć dziwnego konia mojej koleżanki i podeszłam do przeszkody.
    Gdy Becky skończyła trening, a Harfan stał już na pastwisku obie pobiegłyśmy do koniowiązu gdzie zastałyśmy już przygotowanych do jazdy instruktorów. Każdy siedział na swoim koniu sprawdzając popręg, strzemiona oraz zawartość juk. Obok stało także kilku zaciekawionych klubowiczów. Przez to na całym podwórku panowało małe zamieszanie, które jednak już po paru minutach przerwała Helen.
- Dobra, wszyscy gotowi?! - krzyknęła, a Testral na, którym siedziała zastrzygł uszami. Reszta grupy przytaknęła. - To jedziemy.
- Proszę pani, a jaka kolejność? - zażartował Rayan.
- Jedziesz ostatni! - zaśmiała się Helen  już jadąc stępem. Wszyscy oczywiście ustawili się w losowej kolejności gdyż była im ona obojętna i wyruszyli. Ja, Rebeka oraz reszta klubowiczów machaliśmy im do póki nie zniknęli nam z pola widzenia. Wtedy dopiero mogłyśmy sobie na okrzyk radości.
- Tak! - krzyknęła Becky i przybiłyśmy piątkę - Stajnia jest nasza.
    Napierw jednak skierowałyśmy się w stronę jadalni po szklankę wody z miętą i lodem na schłodzenie naszych nagrzanych letnim upałem organizmów. Kiedy tylko usiadłyśmy przy stoliku z naszymi napojami rozbrzmiał dźwięk telefonu. Dochodził rzecz jasna z biura umiejscowionego w tym samym budynku co jadalnia.
- Kto to? - spytałam zdziwiona i obie zerwałyśmy się z miejsc jak oparzone. Pobiegłyśmy do biura, a Becky odebrała.
- Tak? - spytała - Nie. Nie, dzisiaj nie ma instruktorów więc...
- Kto to? - spytałam.
- Chwileczkę - odstawiła słuchawkę od ucha - Jakaś baba chce umówić dzieci na oprowadzankę.
- Oprowadzankę? To przecież możemy zrobić nawet jak nie ma instruktorów.
- Ale... - nie zdążyła dokończyć bo wyrwałam jej telefon - Dzieńdobry - powiedziłam do klientki - Więc chce pani zamówić oprowadzkę? Nie ma sprawy, oczywiście, że możemy zrobić. O 11:00 może być? Tak? Ok, dobrze, dowidzenia. - odłożyłam telefon.
- I co? - spytała znudzona Becky.
- O 11:00...
- To wiem!
- Dwójka bachorów. Oprowadzka. Po piętnaście minut. Osiodłać Tajgę. My. Teraz. Rozumiesz?!
- No dobra, dobra... - powiedziła niechętnie.
    Po półgodzinie zjawili się klienci. Kobieta z dwójką małych chłopców w wieku około 4-5 lat. Jednego prowadziłam ja drugiego Rebeka. Ten pierwszy strasznie się bał, ale jego brat był o wiele dzielniejszy.
- Ok - powiedziała Rebeka przeliczając pieniądze za lekcję gdy klienci pojechali - To co? Bierzemy po połowie?
- Żartujesz? Zostawimy dla Helen w biurze.
- To chyba ty żartujesz! Nie będzie zadowolona jak się dowie, że prowadziłyśmy jazdy jak nikogo nie było. W końcu to my odpowiadałyśmy za te dzieciaki.
- No...w sumie - uśmiechnęłam się chytrze, a Tajga, którą trzymałam zerknęła mi przez ramię i parsknęła.
- No. To bierzemy - dodała Becky.
    Nikt się o niczym nie dowiedział, a my jak gdyby nigdy nic udałyśmy się do swoich domków z kąd wyszłyśmy dopiero na obiad. Na zewnątrz było za gorąco żeby teraz jeździć, a poza tym Becky zdążyła w tym czasie ułożyć własny układ taneczny oraz przymierzyć 50 ubrań, a ja narysować Electrę, mnie i Rebekę na swoich koniach oraz konie pasące się na łące.
    Późnym popołudniem gdy powietrze przestało być tak suche, a słońce tak gorące poszłyśmy do stajni wyczyścić konie. Becky założyła Harfanowi ogłowie, a ja Electrze halter. Postanowiłyśmy, że będzie to luźna jazda na oklep.
- No, będzie ciekawie - powiedziała Rebeka wskakując na swojego nizbyt wygdnego konia - Ale, uwaga, `pierwszy raz proszę, żeby było bez wyścigów!
- Wow! Proszę państwa! Rebeka Torres nie chce się ścigać! Kurde, uważaj bo napiszą o tym w gazecie! - wykrzyknęłam dosiadając Electry i dojeżdżając do przyjaciółki.
- Zamknij się - skarciła mnie Rebeka uśmiechając się.
Ruszyłyśmy przed siebię na łąkę znajdującą się za ujeżdżalnią. Łąka była mniej więcej kwadratowa więc najpierw używając jej jako ujeżdżalni rozstępowałyśmy się i rozkłusowałyśmy. Potem spróbowałyśmy nauczyć nasze konie kładzenia się i kłaniania. Electra ładnie się pode mną położyła, a następnie również ze mną na grzbiecie wstała. Harfanowi poszło gorzej. Gdy skończyłyśmy ćwiczenia dostałyśmy głupawki i śmiejąc się zaczęłyśmy grać w berka w stępie. Nagle Rebeka podjechała zbyt blisko mnie, Harfan kopnął Electrę, a konie odskoczyły od siebię.
- To było przewidywalne. - poweidziałam gdy konie puściły się galopem. O dziwo galop ten dało się opanować ale ponieważ zabawa nam się spodobała zaczęłyśmy grać w berka galopując. Tak ganiałyśmy się po łące przez dobre pół godziny ale naszczęście żadnej z nas nie udało się spoaść. Nagle Rebeka (z trudem) zatrzymała Harfana.
- Hej! Patrz! - wykrzyknęła wskazując na podjazd, na którym właśnie pojawił się brązowy samochód. Nie miał nakleonego loga żadnej firmy dostawczej więc to na pewno nie był dowóz paszy lub trocin za to ciągnął przyczepę dla konia. Wywnioskowałam z tego, że to musi być klubowicz.
- Zaraz, zara - powiedziałam - Helen wyraźnie powiedziała "żadnych klientów" więc myślę, że członków klubu też nie przewidywała.
- No właśnie, ale chodźmy może zobaczyć kto to - to powiedziawszy pogoniła Harfana do spokojnego galopu (tak, to jest możliwe), a ja pojechałam tuż za nią. Zatrzymałyśmy się dopiero przy podjeździe, na który wjechałysmy już stępem. Z samochodu wysiadła dziewczyna niższa od nas, z wyglądu jednak nie wyglądająca na młodszą. Wysiadła także jej mama - całkiem młoda brunetka.
- Cześć dziewczyny - przywitała się jakby mówiła do koleżanek, a ja powstrzymałam się od wybauszenia oczu.
- Yyy dzieńdobry - bąknęła Rebeka, ale ja siedziałam cicho.
- Jestem Letitia Hamilton - kontynuowała - A to moja córka. Wiecie może gdzie jest Helen?
- Nie ma jej - wytłumaczyła Rebeka.
- No cóż. Trudno, pozdrówcie ją tylko ode mnie. Ładne konie - powiedziła i zajęła się otwieraniem przyczepy.
- Dziękujemy - odparłam. Dziewczyna, która wcześniej nic nie mówiła, teraz odezwała się.
- Hej, jestem Jane, a wy? - spytała wesoło.
- Ja jestem Kinzie, a to jest Rebeka - orzedtawiłam nas.
- Jeździcie tu na codzień?
- Tak, jesteśmy klubowiczkami, i niech zgadnę...ty też?
- Aha...
- Może byś wyjęła bagarze? - spytała Letita Hamilton
- Jasne - dziewczyna zajęła się yjmowaniem swoich rzczy a my tylko wymieniłyśmy zdziwione spojrzenaia.

Jane? A może Kornelly?* XD

Od Kinzie C.D. Christiana - Pierwsze obowiązki

- Do wieczornego karmienia i wyprowadzania na pastwisko chyba mamy wolne... - zamyśliłam się. Coś jeszcze? Oczywiście! W tym momencie przypomniałam sobie o jednej ważnej rzecz, którą Helen mówiła mi wczoraj wieczorem - Nie, pomyliłam się. O 15:00 jest półgodzinna lonżą, ale ja ją mogę zrobić jak chcesz. Poza tym to...możemy robić co chcemy.
- Ok. To dobrze bo przydałoby się żebym poćwiczył z Sansą trochę ujeżdżenia. Musi się trochę poruszać. 
W tym momencie przez stajenne drzwi wszedł Rebus. Kucnęłam by pogłaskać czarnego kota, a gdy ten pobiegł dalej wstałam.
- Electra musi poskakać - stwierdziłam - To ja do niej pójdę - to mówiąc odwróciłam się na pięcie i poszłam do drugiej stajni. Electra przywitała mnie radosnym rżeniem.
- No cześć malutka. Poskaczemy dzisiaj - uśmiechnęłam się i zaczęłam ją czyścić. Oprócz licznych trocin wlepionych w sierść, świadczących o tym, że niedawno się tarzała, nie była bardzo brudna. Wczyściłam ją szybko i sprawnie po czym włożyłam jej ogłowie wyprowadziłam na zewnątrz. Tam wskoczyłam na klacz na oklep, wygodnie się usadowiłam i pojechałam na ujeżdżalnię gdzie już ktoś ustawił parkur.
    Gdy już się dostatecznie rozstępowałam przeszłam do kłusa. Electra była bardzo wygodna na oklep i prawie w ogóle nie wybijała nawet w kłusie. Z początku starałam się ją jak najwięcej zginać. Jeździłam po ósemce, kołach, woltach, półwoltach i serpentynach. Potem przeszłam do stępa, poćwiczyłam przez chwilę przejścia i zagalopowałam. Przeskoczyłam szereg kopert, okser i dwie stacjonaty różnej wysokości. Jak już wspomniałam Electra to bardzo wygodny koń takwięc nawet podczas skoku czułam się jak w siodle. Właśnie miałam powtórzyć przejazd kiedy zobaczyłam idącego w moim kierunku Christiana prowadzącego Sansę. Przed wejściem zatrzymał się.
- O, liczyłem, że będę mógł pojeździć na ujeżdżalni - powiedział ale w jego tonie nie wyczułam nawet nuty złości. Rozumiałam to, że Christian chciał ćwiczyć ujeżdżenie, a nie byłoby mu wygodnie gdyby musiał omijać przeszkody i mnie skaczącą przez nie więc chciał jeździć na osobnym placu.
- Przepraszam - odparłam - ale tu już był rozstawiony parkur i wiesz...
- Spoko, pójdę na halę - uśmiechnął się i powoli zawrócił. Ja tym czasem pogoniłam Electrę do galopu i nakierowałam na pierwszą przeszkodę. Niestety gdy najeżdżała na okser odbiła się nieco za wcześnie i niechcący wskoczyła pomiędzy oba drągi. Już wtedy wiedziałam co się stanie. Klacz potknęła się i runęła do przodu. Na całe szczęście będąc na oklep zjechałam z niej jak ze zjeżdżalni lądując metr dalej i unikając zgniecenia przez konia. Prawe kolano i plecy strasznie mnie bolały. Kątem oka zobaczyłam jak Electra powoli się podnosi i jak przez mgłę słyszałam głos Christiana pytającego czy nic mi nie jest. Jak na razie byłam nieco zamroczona bólem więc nic nie odpowiedziłam.

Christian?

niedziela, 27 września 2015

Od Christiana C.D. Kinzie - Pierwsze obowiązki

Kilka razy przejechaliśmy przez tor. Szczerzę mówiąc jazda i skoki na Disney'u były dla mnie całkowitą nowością. Byłem stanowczo przyzwyczajony do ruchów Sansy, co teraz najwyraźniej miało się zmienić. W sumie na plus - nie mogę przecież jeździć tylko na niej. 
- Wracamy? - podjechałem kłusem do Kinzie, która po skończonych skokach czekała na mnie przy torze.
- Jasne, trzeba już dać im odpocząć. - stwierdziła i zawróciła konia na ścieżkę. Po chwili się z nią zrównałem i jechaliśmy stępem obok siebie. Wyciągnąłem stopy ze strzemion i rozluźniłem się w siodle. Zawsze kochałem jazdy po lesie. Było tak spokojnie, chicho...Nie ma na świecie lepszego miejsca na przejażdżki. Po jakiś 20 minutach znaleźliśmy się znów na stajennym podwórzu. 
- Pójdę go wyczyścić. - powiedziałem schodząc z grzbietu. Kinzie kiwnęła tylko głową i poprowadziła Oklachomę do boksu. Zrobiłem to samo. W boksie rozsiodłałem wałacha, wyczyściłem go i nakarmiłem. Wyglądał na zmęczonego, ale zadowolonego. Poklepałem go po szyi i wyszedłem na stajenny korytarz. Kilka metrów ode mnie stała Kinzie głaszcząca gniadą klacz po łbie. Spokojnie do nich podszedłem.
- Mamy jeszcze jakieś rzeczy do zrobienia, czy to tyle na dziś? - uśmiechnąłem się i oparłem o ścianę.
<Kinzie?>

Od Mary C.D. - Przyjeżdżam do stadniny

Zobaczyłam jakiegoś chłopaka.
- Tyjesteś Cole? 
- No. A co?
- To proszę żebyś posprzątał stajnię bo właśnie weszłam w placek konia. - powidziałem grzecznie.
- Dobra, dobra - wziął widły i poszedł sprzątać. Nie jest taki zły! Poszłam do stajni i zastanowiłam się którego konia wezmę na jazdę. W końcu wymyśliłam że wezmę Madnalę, a Belle puszczę na pastwisko. Wzięłam Bellę za turkusowy uwiąz i poszłam z nią na pastwisko. Na sobie miała turkusowy uwiąz, turkusowe materiałowe ochraniacze i turkusową derkę. Puściłam ją na pastwisko a ona pobiegła do innych koni. Jednego nawet ugryzła. Osioslała. Madnalę i poszłam na ujeżdżalnię. Ustawiłam przeszkody i zaczęłam jeździć. Skakałam tak wysoko, że nawet pojawiło się kilka osób żeby popatrzać. Po jeździe poszłam sobie do domku i znowu się przebrałam i założyłam moją ulubioną czarną sukienkę i ładne buty ale nie na szpilkach bo wiedziałam że w stadninie nie będzie wygodnie w nich. 
poszłam przed pastwisko. 
- Cześć pomożesz mi? - spytał Cole prowadzący konia. - Otworzysz wejście?
Otworzyłam wejście na pastwisko. I koń wbiegł. Wtedy przyszła Kinzie i Christian.
- Jeden koń uciekł - powiedziała - trzeba go złapać. - Pomóżcie nam!
- dobra - Cole poszedł.
- A ty? 
- A nie widzisz że nie jestem ubrana do stajni? - spytałam
- No faktycznie.
I poszli.

Od Mary - Przyjeżdżam do stadniny

Jehałam sobie autem bardzo długo bo jechałam aż z miasta. W mojej przyczepie konie się już denerwowały, a ja byłam zmęczona dlatego jak już dojechałam do klubu jeździeckiego equus wysiadłam zła i zmęczona. Od razu zobaczyłam na ujeżdżalni jazdę. Jakaś instruktorka prowadziła jazdę całej grupie. Otworzyłam przyczepę i wyprowadziłam dwie zdenerwowane klacze. Obie je zaprowadziłam do stajni a potem wyczyściłam. Przydałoby im się picie i jedzenie. Poszłam na zewnątrz i zobaczyłam że oni już skończyli jeździć i teraz idą do stajni się rozsiodłać. Zaczepiłam jedną dziewczynę.
- jesteś tu pomagającą?
- Nie.
- Akto jest?
- Tamta - pokazała jakąś rudą dziewczynę która rozsiodływała swojego biało czarnego konia. Podeszłam do niej.
- Hej. Podobno tu jesteś pomagającą
- No tak. A co?
- no, to napoj mi konie. 
- nie widzisz że jestem teraz zajęta???
- No widzę ale jak skończysz to mi napoj konie bo są po długiej podróży i są zmęczone.
- Dobra. To idź spytaj Helen jaki masz domek...jak masz na imię?
- Mary.
- Jestem Kinzie.
- Jestem Mary White i jestem Nowym uczniem. Gdzie mogę mieszkać? - spytałam Helen, która była tą instruktorką która ich uczyła przed chwilą.
- W tamtym domku - Helen pokazała domek.
- okej.
Poszłam po moje rzeczy których było bardzo dużo i poszłam do domku. Domek był miła, mały i przytulny. Postanowiłam się rozpakować. Do każdej szafki włożyłam coś innego, a bluzki których miałam najwięcej ledwo upchnęłam do szafy. 
- No - powiedziałam zadowolona że dałam radę. Podeszłam do lustra. Uczesałam się i poprawiłam makijaż a potem przebrałamw białe spodnie do jazdy konnej i bluzkę. Potem poszłam do stajni. Tamta Kinzie już poiła moje konie.
- No, to dobrze że w tej stajni są pomagający - powiedziłam i wdepnęłam w kupę konia. - O nie!!!!Tylko nie to!!!! Przed chwilą wyczyściłam moje buty! Czemu pomagający tu nie sprzątają!!!!????
- sprzątam ale przed chwilą jeździłam na koniu.
- A są inni pomagacze?
- Tak. Cole i Christian.
- a gdzie są?
- Na zewnątrz.
Wyszłam. Boże!!! Jak można mieszkać w takiej brudnej stajni!!

C.d.n.

sobota, 26 września 2015

Witamy Mary White!


















Imię: Mary 
Nazwisko: White
Wiek: 18 lat
Charakter: raczej miła, uprzejma, czasem niemiła, czasem wredna, ale jsk ją się pozna to może być naprawdę fajną koleżanką, nie lubi się brudzić,, nie lubi nic robić na ostatnią chwilę tylko mieć wszystko poukładane i przygotowane, lubi planować, samodzielna, lubi porządek,
Historia: Mary jak była mała to urodziła się w mieście. miała dwie trzy siostry, a jej rodzice jeździli kiedyś na koniach. Przez to jej rodzice namówiły ją i jej siostry na jazdę konną. I w końcu każda z sióstr poszła do innej stadniny.
Rodzina: tata Mark White mama Amy White siostry Zoe White i Cornelia White
Chłopak: podoba jej się Cole
Przyjaciele: Kate
Koń: Madnala i Anabella
Hobby: jazda konna, konie, koty, moda, spotykanie się ze znajomymi, oglądanie seriali, lubi się malować i stroić ale to nie zmienia tego, że lubi konie, mimo to woli czyste i schludne stajnie
Doświadczenie: 5 lata
Specjalizacje: ujeżdżenie, skoki, rekreacja, sport
Domek: na razie sama ale chciałaby mieszkać z kimś
Gracza: klaczka1
Inne zdjęcia: 

jak była młodsza: 
jjak pofarbowała włosy:

wtorek, 22 września 2015

Od Kinzie C.D. Christiana - Pierwsze obowiązki

    Ruszyliśmy przed siebię powolnym stępem i dopiero gdy wjechaliśmy na wiejską dróżkę biegnącą przez zielone pola przyspieszyliśmy nasze konie do kłusa. Gdy jechaliśmy pod górę zaczęliśmy spokojny galop lecz mimo wszelkich starań Disney nie mógł dogonić Oklachomy. Kiedy wjechaliśmy na szczyt wzniesienia znów zwolniliśmy do stępa.
- Jak się podobają widoczki? - spytałam. Z wysokości widać było całą stadninę oraz otaczające ją pola uprawne, lasy i łąki, na których pasły się owce i krowy. Pojedyńcze wiejskie domki nierównomiernie porozstawiane w dużych odstępach dopełniały wiejskiego krajobrazu.
- Pięknie tu jest - przyznał Christian kiwając z uznaniem głową.
- Dobrze... - wykonałam połparadę - ...koniec tego podziwiania - Oklachoma zakłusowała gdy tylko lekko ścisnęłam ją łydkami.
Ten koń chodzi jak w zegarku - pomyślałam kiedy skręcaliśmy w lewo wjeżdżając tym samym do lasu. Po chwili wąska ścieżka nieco się rozszerzyła i zamiast licznych zakrętów tworzyła teraz prostą płaską drogę. Wtedy usiadłam głębiej w siodle i zagalopowałam. Z początku Oklachoma galopowała spokojnie i powoli ale już po chwili postanowiłam to zmienić. Pochyliłam się w siodle i pogoniłam klacz do szybszego galopu.
    Gdy ścież z powrotem stała się krę dróżką zwolniłam do stępa. Zjeżdżaliśmy ze stromych zjazdów, wjeżdżaliśmy pod górki, galopowaliśmy przez pola, a potem znów wróciliśmy do lasu. Tam zaproponowałam żebyśmy przejechali parę razy ustawiny tam tor przeszkód składający się głownie z metrowych kopert i stacjonat zbudowanych z gałęzi i patyków.

Christian?

poniedziałek, 21 września 2015

Od Christiana - Pierwsze obowiązki

Obudziłem się o siódmej rano. Wstałem, zjadłem śniadanie i wyszedłem z domku. Powitało mi rześkie, poranne powietrze. Pora zabrać się za obowiązki! Z tego co się dowiedziałem miałem nakarmić wszystkie konie z klubu. Poszedłem do paszarni i napakowałem siana do siatek, oraz wsypałem do wiader owies. Skończyłem roznosić wszystko po jednej godzinie. Miałem wtedy chwilę na odwiedzenie Sansy, więc korzystając z okazji zapakowałem dla niej trochę owsa. Klacz jak zwykle widząc mnie zarżała wystawiając łeb nad drzwiami boksu. 
- Hej, malutka...- uśmiechnąłem się głaszcząc achała po miękkich chrapach i wszedłem do boksu. Po chwili zadowolona Sansa skubała owies, a ja zająłem się szczotkowaniem. Kiedy sierść zaczęła lśnić przypomniałem sobie, że muszę wracać do pracy. Pożegnałem się z klaczą i poszedłem do stajni klubowych koni. Zrelaksowany znalazłem boks Disney'a. Kiedy do niego wszedłem wałach nieco zdziwiony moim widokiem obwąchał mnie i po chwili przyzwyczaił się do mojej obecności. Wyprowadziłem go na korytarz i osiodłałem. 
- Trzeba Cię trochę rozruszać. - powiedziałem pod nosem i poprowadziłem konia na podwórze. Tam natknąłem się na Kinzie. 
- Cześć! - dziewczyna uśmiechnęła się do mnie z grzbietu Oklachomy. 
- Hej! Ty też jedziesz na przejażdżkę? - spytałem siadając w siodle. 
- Tak. Jedziesz ze mną? Chciałam pojechać do lasu.
- Prowadź. - uśmiechnąłem się i pojechałem za Kinzie. 
Kinzie?

piątek, 18 września 2015

Od Kinzie - Zostajemy sami

    Udało mi się zebrać Electrę na tyle, że galopując przesuwała się o jakieś półtora metra. Stwierdziłam, że dziś przerobimy sobie elementy ujeżdżenia. Byłam sama na hali więc nic nie rozpraszało klaczy. Po przejechaniu długiej ściany przeszłam do stępa i poklepałam klacz. Następnie rozejrzałam się analizując przebieg kombinacji jaką zamierzałam zaraz przejechać. Odczekałam aż znajdę się na drugiej długiej ścianie i zagalopowałam ze stępa. Z początku był to zwyczajny, a nawet trochę wyciągnięty, galop lecz już po chwili zebrałam Electrę by następnie wykonać dużą półwoltę nie zmieniając przy tym nogi z prawej na lewą. Gdy znalazłam się z powrotem na ścianie niie zwolniłam. Jechałam kontrgalopem przez parę dobrych fuli do póki nie wjechałam w zakręt. Po środku krótkiej ściany Electra przeszła do kłusa mimo iż ja bardzo tego nie chciałam. No trudno...kontrgalop zaliczony.
    Usłyszałam za sobą odgłos kopyt. Odwróciłam się w siodle i zobaczyłam jak na halę wjeżdża Kate na Spartanie. No i po pustej hali...
- Cześć - przywitała mnie dziewczyna zatrzymując ogiera na linii środkowej.
- Cześć... - Spartan odwrócił głowę w stronę Electry i parsknął. Klacz odpowiedziała przeciągłym rżeniem - ...i pa - dodałam kierując się w stronę wyjścia.
- Czemu wychodzisz? - spytała Kate.
- Bo twój koń to ogier, a mój to klacz - westchnęłam - Tak jakby trochę trudno nam będzie jeździć na jednej hali. Wyjechałam na zewnątrz. I tak już kończyłam jazdę więc pomyślałam, że w ramach rozstępowania pojadę na krótki spacerek wokół stadniny. Stępem pokonałam wybrukowaną dróżkę i zatrzymałam się przy siodlarni gdzie zobaczyłam Helen trzymającą sprzęt dla jakiegoś konia.
- Jedziesz gdzieś? - spytałam i poluzowałam wodze pozwalając Electrze podrapać się w nogę.
- Tak, jedziemy na dwu dniowy rajd. Zapomniałam wam powiedzieć - odparła zadowolona. Z tego co wiem Helen nigdy nie miała kłopotów z pamięcią, a poza tym jest odpowiedzialną i zorganizowaną osobą...
- Wy jedziecie?  - uniosłam brwi - Czyli kto?
- Ja, Clara, Annie, Rayan, Jason i Anita - wszyscy instruktorzy. Dzisiaj i jutro nie będzie żadnych klientów, a gdyby ktoś jeszcze chciał się umówić to powiedzcie, że nie da rady. Macie dwa dni dla siebie. Tylko pamiętajcie o codziennych obowiązkach, dzwońcie gdyby konie uciekł albo działo się coś innego i postarajcie się żeby każdy koń miał codziennie przynajmniej godzinę treningu. To chyba wszystko...
- A kogo bierzecie?
- Testrala, Colorado, Tajgę, Galicję, Oklachomę i Wdowę.
- Ok... - Helen już poszła w stronę koniowiązu gdzie faktycznie stał przywiązany Testral.
Pogoniłam Electrę i stępem ominęłam siodlarnię i stajnię. Jadąc dalej zobaczyłam Becky wjeżdżającą na Harfanie przez bramkę od ujeżdżalni.
- Hej, Becky! - zawołałam lecz ona ani mnie nie zauważyła nie usłyszała. Pewnie znowu miała w uszach słuchawki. Podjechałam więc do niej od tyłu i krzyknęłam ponownie - Hej, Becky!
Dziewczyna podskoczyła w siodle, a Harfan poruszył się niespokojnie.
- Jezu! - Rebeka odwróciła się wyjmując słuchawki z uszu - Co się tak drzesz? Konia mi spłoszysz.
- Przepraszam, ale z odległości czterech metrów nawet mnie nie zauważyłaś.
- Sory, nic na to nie poradzę. Jestem od tego - tu wskazała słuchawki - uzależniona.
- Widać - mruknęłam.
- Coś konkretnego? Bo chciałam potrenować.
- Tak. I to bardzo. Wszyscy instruktorzy zaraz wyjeżdżają na dwudniowy rajd...
- CO?! - Rebeka wytrzeszczyła oczy - Inie zabierają nas ze sobą?!
- Pomyśl inaczej: dwa dni bez instruktorów! Będziemy mogli robić co chcemy.
- Aaaa, no chyba, że tak...ale nie będzie klientów?
- Nie.
- Ekstra, a teraz chciałam trochę poskakać.
Ścisnęłam klacz łydkami i pojechałam w swoją stronę.

C.D.N.

środa, 16 września 2015

Od Rebeki C.D. Christian'a - Nowy początek

    Usłyszałam za sobą kroki. Powoli zbliżały się w moją stronę. Zerknęłam przez ramię i zabaczyłam właściciela klaczy.
- Jeśli chciałeś mnie przestraszyć to ci się nie udało - rzuciłam sarkastycznie odwrcacając się i widząc jak się skrada.
- Wcale nie... - zaczął marszcząc brwi.
- Jak się nazywa przerwałam mu wskazując głową konia za mną. Oparłam się o drzwi od boksu.
- Sansa - odparł krótko.
Pokiwałam głową.
- Nie przepadam za achałami ale ona akurat jest ładna - odparłam szczerze nie bacząc na jego reakcję. Ktoś inny zapewne powiedziałby to w bardziej uprzejmy sposób ale ja nigdy nie widziałam sensu w sztucznych uśmiechach i wymuszonej grzeczności. Może moje podejście jest nieco przesadne ale ja zawsze starałam się mówić szczerze co mi się podoba, a co nie.
- Aha - mruknął Christian najwyraźniej nie wiedząc co jeszcze dodać. Mnie wyjątkowo też zabrakło słów na języku więc wzruszyłam obojętnie ramionami, a kiedy zobaczyłam trzymane przez niego siodło czaprak i gombkę oraz przewieszone przez ramię ogłowie odezwałam się.
- Miłej jazdy - mruknęłam i obojętnie oddaliłam się od niego mijając boksy. Wyszłam ze stajni i postanwiłam, że poszukam Kinzie. Tak jak myślałam zastałam ją w drógiej stajni. Wychodziła właśnie z boksu Waine'a trzymając w rękach szczotki.
- O, Rebeka! - wykrzyknęła dziewczyna - Siodłaj Habra, trzeba go trochę rozruszać.
- Zara, ja tu nie jestem pomagającą - uśmiechnęłam się.
- Ale chyba mi pomożesz. Na Waine'a też ktoś musi wsiąść, a ja się nie rozerwę.
- Dobra, przecież żartuję. Tylko jedno pytanie...dlaczego ja mam Habra?
- A chcesz poskakać? - zadała retoryczne pytanie.

***
    
    Już po pół godzinie byłyśmy gotowe do pokonywania stojącego na ujeżdżalni parkuru. Co prawda Waine nie był mistrzem w skokach ale też przydałby mu się jakiś, krótki trening. Co więcej rozpierała go energia więc Kinzie chciała skakać pierwsza. Ustawiła się parę metrów przed pierwszą przeszkodą i delikatnie przyłożyła łydki do boków konia. Siwek wystrzelił jak z procy i gdyby nie spokój z jakim dziewczyna starała się go wychamować zapewne staranwałby stacjonatę. Zamiast tego jedynie odbił się za późno i strącił górnego drąga. Następny skok był już nieco lepszy. Niską czerwoną kopertę Waine przeskoczył bezbłędnie. Kinzie nakierowała go na jokera nieco wyższego od pierwszej przeszkody. Wałah zachwiał się przed skokiem i znów zrzucił poprzeczkę.
- Waine - skarciła go Kinzie. Na szczęście koń powoli uspokoił się i resztę toru pokonał...no nie można powiedzieć, że bezbłędnie, ale nieźle jak na niego.
- Dobra, teraz ty - Kinzie podjechała do mnie kłusem po czym przeszła do stępa. I to był błąd. Gdy tylko Waine zbliżył się za bardzo Haber położył uszy i ugryzł siwka. Tamten odskoczył z kwikiem, a Kinzie wyleciała z siodła i wylądowała na jego szyi. Szybko jednak podciągnęła się z powrotem na swoje miejsce, złapała wodze i poprawiła okulary.
- Boże! Co to było? - spytała, a jej twarz wykrzywiła się w parodii przerażenia. 
- Nie wiem - parsknęłam śmiechem i pogoniłam Habra do kłusa, a w najbliższym narożniku do galopu. 

środa, 9 września 2015

Od Christian'a C.D. Rebeki - Nowy początek

Popatrzyłem w stronę, z której dobiegł mnie głos. Zauważyłem, że w moją stronę jadą dwie dziewczyny, zapewne klubowiczki. Sansa też je zauważyła i nerwowo pociągała za uwiąz, aby jak najszybciej zobaczyć nowe dla niej konie. 
- Ey, spokojnie. Poczekaj chwilę. - wyszeptałem do klaczy, co ją trochę uspokoiło. Po chwili dziewczyny stały już przed nami.
- To jak? Zgubiłeś coś? - odparła blondynka patrząc na mnie z góry.
- Nawet jeśli, to już znalazłem. - popatrzyłem się na nią i z satysfakcją oglądałem, jak uśmiech znika z jej twarzy. - Szukam dyrektorki stadniny, wiecie gdzie jest?
- Aktualnie jej nie ma. - odezwała się rudowłosa dziewczyna na drugim koniu.
- Kiedy wróci? Zatrudniłem się jako nowy pomagający, niestety nie otrzymałem żadnych informacji co mam zrobić po przyjeździe. 
- O, doprawdy? Ja również pracuję tu jako pomagająca. Zrobimy tak - zaprowadzisz swojego konia do jednego z pustych boksów, później zajmiesz jakiś wolny domek. Poczekaj tu chwilkę, odprowadzimy i rozsiodłamy konie, i zaraz tu wrócimy. 
- Okay...- mruknąłem i usiadłem na jednej z ławeczek ustawionych pod stajnią. Dziewczyny wróciły po piętnastu minutach.
- No, dobrze. Może pora się poznać? Ja jestem Kinzie, a to jest Rebeka. - Kinzie wskazała na blondynkę stojącą obok.
- Christian, miło mi. - odrzekłem spoglądając na nie. 
- Nam również. - powiedziała nie zwracając uwagi na ganiący wzrok Rebeki. - Chodź, pokażemy Ci pusty boks. 
Po dwóch minutach Sansa stała już w nowym boksie spokojnie przeżuwając siano. 
- Wypadałoby się nią zająć po podróży. - powiedziałem patrząc na sierść i ogon klaczy. 
- Zaraz, najpierw lepiej zanieś sobie wszystkie rzeczy do domku. 
- Skoro tak sądzisz...- odparłem i zawróciłem w stronę samochodu. Wyciągnąłem z niego walizkę i torbę pełną rzeczy dla konia. Po zaniesieniu wszystkiego do domku i powieszeniu końskich przyborów w siodlarni dziewczyny poszły w swoją stronę, a ja wróciłem do Sansy. Wyszczotkowałem ją dokładnie, po czym wróciłem do siebie. Podobał mi się domek, był bardzo przytulny. Wziąłem szybki prysznic i zjadłem coś. Potem pomyślałem, że skoro dyrektorka jeszcze nie przyjechała, to może wyjechałbym na przejażdżkę i poznał trochę terenów? Jak pomyślałem, tak zrobiłem. Zahaczając o siodlarnię po potrzebne rzeczy wróciłem do stajni. Popatrzyłem w kierunku boksu klaczy i ogarnęło mnie nagle zdziwienie - stała przy nim Rebeka i głaskała Sansę po pysku. Nawet nie zauważyła kiedy wszedłem do stajni. Cicho skierowałem się w jej stronę.
Rebeka?

wtorek, 8 września 2015

Od Rebeki C.D. Christian'a - Nowy początek

Było ciepło lecz nie upalnie. Idealna pogoda na wspólny zwariowany teren. Ja i Kinzie własnie z takiego wracałyśmy śmiejąc się głośno. Zrównałyśmy się ze sobą i wjechałyśmy na podjazd w Equusie. Harfan wyjątkowo był zmęczony więc nie musiałam go non stop przytrzymywać  by dotrzymał kroku Electrze. Oba konie stępowały spokojnie parskając co chwilę, a ich szyje były mokre od potu.
Poklepałam Harfana i odpięłam toczek.
- Co tam kochany? - zwróciłam się do konia - Zmęczony? Teraz to ci się nie bedzie chciało biegać po padoku, co? I w takie tereny powinnam jeździć z tobą codziennie!
- Jestem za! - odezwała się Kinzie, która jechała teraz nie trzymając wodzy, a nogi wyciągnęła ze strzemion. Tak zmęczona Electra chyba nie miała zamiaru się płoszyć i zrzucać jej z grzbietu. - Było ekstra! Te nasze wyścigi!
- Ta! Jak myślisz, ile kilometrów na godzinę?
- Nie wiem, ale nie wiedziałam, że Ela potrafi tak szybko biegać.
- Prawie mnie dogoniłaś! Dziewczyno! A pamiętasz ten zjazd jak się zgubiłyśmy? - wybuchnęłam śmiechem przypominając sobie ten moment.
- O tak! Wjechałam wtedy prosto do rzeki!
- Ej, a to za jeden - zmieniłam nagle temat dostrzegając przed stajnią jakiegoś chłopaka ewidentnie starszego od nas. Trzymał na uwiązie wysokiego achała i rozgladał się dookoła.
- Nie wiem ale to na pewno nowy - wiedziałam, że Kinzie chodzi o nowego klubowicza ponieważ przyjechał ze swoim koniem.
- No tak, ale jakiś taki nie ogarnięty.
- Becky! Jest tu pierwszy raz! Czy ty zawsze musisz być niemiła dla nowych?
Ale ja już jej nie słuchałam. Pomachałam do chłopaka i krzyknełam:
- Hej nowy! Zgubiłeś coś?!
Kątem oka zobaczyłam tylko załamanie malujące się na twarzy Kinzie. Nie dbałam o to.

Christian?


sobota, 5 września 2015

Od Christian'a - Nowy początek

Obudził mnie budzik w komórce. Spojrzałem na wyświetlacz - siódma rano, idealna pora. Ubrałem się i skierowałem do kuchni, przy okazji znosząc swoją walizkę na dół. Zjadłem śniadanie, chociaż nawet nie byłem jakoś specjalnie głody. Niechętnie wstałem od stołu, bo wiedziałem, że pożegnania się z rodziną nie można już dłużej odwlekać. Wyszedłem na dwór, od razu poczułem rześkie, poranne powietrze. Ojca znalazłem przy pastwiskach, z nim poszło dość gładko. Najtrudniej było z matką. Znalazłem ją w boksie Sansy, stała tam i delikatnie głaskała klacz po chrapach. Od razu zauważyłem, że miała napuchnięte oczy. Pewnie płakała w nocy. Cicho do niej podszedłem i położyłem jej dłoń na ramieniu. Mama niespodziewanie odwróciła się w moją stronę.
- Na mnie już pora...- powiedziałem patrząc jej głęboko w oczy. Rozstania były dla niej najtrudniejsze, nie mogła ich przeboleć, nawet kiedy zapewniłem ją, że będę odwiedzać ich co miesiąc. 
- Rozumiem. - wyszeptała i mocno mnie przytuliła. - Wiesz, pamiętam jeszcze jak pomagałeś mi odebrać poród Syrii i taki zadowolony z siebie nazwałeś Sansę. - uśmiechnęła się wspominając. - Będzie mi was brakować. 
- Oj, przecież wyjeżdżam kilka miast dalej, to tylko cztery godzinki drogi. Mówiłem Ci już, że będę was odwiedzać. - uśmiechnąłem się do niej i popatrzyłem na zegarek. - Naprawdę muszę już lecieć, obiecałem przyjechać około czternastej do nowej pracy.
- Jasne, już dobrze. Pomóc Ci wprowadzić Sansę do przyczepy? 
- Gdybyś mogła, byłbym wdzięczny. Ja w tym czasie zapakuję wszystkie rzeczy do samochodu. 
Po upływie połowy godziny moja klacz stała już spokojnie w przyczepie, rzeczy były zapakowane, a ja wyjeżdżałem ze stadniny. Obyło się bez komplikacji i przyjechałem na miejsce o umówionej godzinie. Klub bardzo ładnie się prezentował, na pastwiskach zobaczyłem różne konie. Wysiadłem z samochodu i wyprowadziłem z przyczepy lekko podenerwowaną klacz. Zostawiając samochód i przyczepę prowadząc Sansę na uwięzie poszedłem rozejrzeć się za jakimś dyrektorem, czy którymś z uczniów, aby zaczerpnąć jakiś informacji co mam dalej robić.
<Ktoś?>

piątek, 4 września 2015

Witamy Christian'a Gray'a!


Imię: Christian
Nazwisko: Gray
Wiek: 19 lat
Charakter: Christian jest niezależnym, odważnym chłopakiem. Z natury samotnik ciągle błądzący z głową w chmurach. Raczej nieufny, trudno jest zdobyć jego szacunek i zaufanie. Na młodszych patrzy z góry. Drażnią go ''fochy'' dziewczyn i ich kłótnie. Jeśli już uda się komuś przebić przez jego szorstką stronę, znajdzie miłego, opiekuńczego i troskliwego chłopaka. Na to jednak trzeba sobie u niego zasłużyć. Do wszystkiego podchodzi ze stoickim spokojem. Dla zwierząt jest cudownym, kochającym opiekunem. Żadnego nie dałby skrzywdzić. Nienawidzi używania wobec nich siły - jest wielkim zwolennikiem aromaterapii i zasady wzajemnego szacunku. 
Historia: Chłopak urodził się w stadninie prowadzonej przez jego rodziców. Od małego wsadzany był na koński grzbiet i uczony konnej jazdy. W przeciwieństwie do innych stadnin w tej, w której mieszkał wierzono w aromaterapię i szacunek do zwierząt. Nigdy nic na siłę. Czas mijał, Christian rósł, uczył się coraz więcej, a stadnina się rozrastała. Kiedy skończył 19 lat jego matka stwierdziła, że nauczyła go już wszystkiego. Pracowników było aż nazbyt, więc chłopak nie miał już nic do roboty. Wziął więc swoją sześcioletnią klacz Sansę i zatrudnił się jako pomocnik w Klubie Jeździeckim Equus. W końcu znalazł sobie miejsce na świecie. 
Rodzina: Rodzice mieszkający w prowadzonej przez nich stadninie, oraz dwójka starszych braci na studiach.
Dziewczyna: Miał dziewczynę jakiś czas temu, jednak został przez nią zdradzony. Od tamtego czasu z nikim się nie wiązał. 
Przyjaciele: -
Koń: Sansa
Hobby: Poza jazdą konną Christian zajmuje się fotografią i grą na gitarze. Może pochwalić się wieloma sesjami i cudownymi zdjęciami. 
Doświadczenie: Jeździ konno od małego. 
Specjalizacje: ujeżdżenie, skoki, sport.
Domek: Mieszka sam.
Gracza: Kosmyk

wtorek, 1 września 2015

Od Rebeki C.D. Archeny - Nowa w szkole

- Aha, spoko. Mój koń też nie jest aniołkiem więc jestem do tego przezwyczajona - wzruszyłam ramionami i przyjżałam się Cieniowi. Był dużo wyższy od Harfana, a jego długa lekko falowana grzywa spływała majestatycznie po muskularnmej szyi - Trzeba było od razu powiedzieć, że to fryz. Wtedy byśmy go szybciej znalazły - stwierdziłam.
- Macie tu jakiegoś innego fryza? - spytała z ciekawości Archena.
- Tak, tylko jednego. Nazywa się Wdowa i jest niższa od Cienia więc łatwo by było je rozpoznać. 
Nagle do stajni wpadła Helen.
- No, Archena. I co z tą jazdą próbną? - spytała instruktorka.

Archena?