Złość się we mnie gotowała. Jakaś dziewczyna właśnie wygalopowała na mojej klaczy! Och, to nie była zwykła złość...To była wściekłość. Szybkim krokiem wyszedłem z hali. Skierowałem się do stajni. Na szczęście były tam osoby, których szukałem. Przy tej klaczy z Niemiec stała Rebeka ze swoim chłopakiem-ujeżdżeniowcem. Podbiegłem do nich
-Przyjaźnisz się z tą idiotką June, tak?-zwróciłem się do blondynki.
-To nie jest idiotka
-Mniejsza o to. Przyjaźnicie się?
-Yhym
-Wiesz gdzie mogła pójść? Gdy się wściekła
-Co jej zrobiłeś?-syknęła.
-Trochę się wkurzyła. No i ukradła mi konia-westchnąłem. Ujeżdżeniowiec parsknął śmiechem.
-Jak mogła go ukraść?
-Normalnie. To wiecie gdzie mogła pójść?
-Poszukaj na łąkach
-Dzięki-odparłem i pobiegłem w stronę pul. Było bardzo zimno.
Po kilkunastu minutach biegu zauważyłem ją. Siedziała pod drzewem a Moon skubała trawę. June płakała. Przeze mnie? Nie chciałem być aż tak wredny. Cicho podszedłem do niej. Usiadłem obok niej.
-Z Moon wszystko ok?-zapytałem.
-Tak, sprawdzałam jej nogi. Nie kuleje-powiedziała przez łzy. Objąłem ją.
-Spokojnie. Nie płacz-szepnąłem.-Przepraszam cię. Nie chciałem być taki okropny.
<June?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz