środa, 6 stycznia 2016

Od Kinzie C.D. Ashtona - Golden Hill

    Następnego ranka zaliczyłam bardzo brutalną pobudkę. Obudziłam się na podłodze i od razu poczułam ból w prawym łokciu. W miarę jak uświadamiałam sobie co się stało dotarły do mnie śmiechy. Usiadłam na podłodze próbując rozruszać obolały łokieć. Spostrzegłam, że Rebeka zgina się w pół ze śmiechu, a June wręcz leży na ziemi.
- Co jest? - spytałam zaspana.
- No bo... - zaczęła June próbując opanować napad głupawki - ...my sobie gadałyśmy...i...i czekałyśmy aż się obudzisz...
- I wtedy... - dodała Becky ponieważ June zaczęła się jeszcze bardziej śmiać i nie dała rady dłużej mówić - i wtedy powiedziałaś "Nieee!"...i...przetoczyłaś się po łóżku...jak...jakaś dżdżownica ninja...no i spadłaś!
- Co? - spytałam również się śmiejąc.
- Nawte nie wiesz jak to wyglądało! - powiedziała June gdy na chwilę opanowała atak śmiechu.
- Co najmniej jak zdesperowana dżdżownica lunatyczka! - dodała Rebeka.
- Ale... - zaczęłam po czym zamilkłam zamyślając się. Za Chiny nie mogłam sobie przypomnieć co mi się śniło!
- Co "ale"? - spytała Becky - Tak było i już! Co ci się śniło?
- No właśnie NIE PAMIĘTAM!
    Po piętnastu minutach wszechobecna głupawka dobiegła końca, a my zaczęłyśmy się wreszcie zbierać. Kiedy uświadomiłam sobie która jest godzina, ubrałam się tak szybko jak to tylko było możliwe. Założyłam beżowe bryczesy i zieloną bluzkę, w biegu zarzuciłam na siebie jakąś dżinsową kurtkę (nawet nie wiem, czy to nie była kurtka Becky), a już w drzwiach wcisnęłam kalosze. I tyle mnie widzęli.
    Jak bomba wpadłam do stajni, w ostatniej chwili przypominając sobie, że przy koniach się nie biega. Zatrzymałam się tak gwałtownie, że wpadłam od tyłu na jakąś osobę wiozącą taczkę z końskimi odchodami.
- Oj, sorry - powiedziałam szybko - Dużo mnie ominęło?
Tak się spieszyłam, że dopiero teraz zorientowałam się, że osobą na którą wpadłam był Ashton. Właśnie dlatego teraz widziałam przed sobą jego wytrzeszczone patrzałki.
- Co? - spytałam z uśmiechem - Każdy może zaspać, a poza tym to wcale nie moja wina, tylko dziewczyn, które mnie nie obudziły tylko śmiały się ze mnie jak spadałam z łóżka.
- Spadłaś z łóżka? - spytał chłopak.
- No spadłam. Ale straszne! Za kratki za to pójdę! - zironizowałam.
- Nie, po prostu im się nie dziwię, to faktycznie musiało śmiesznie wyglądać.
- To jakiś spisek? - spytałam i oboje zaczęliśmy się śmiać.
- Nie, kochanie. W życiu nie brałbym udziału w żadnym spisku przeciwko tobie.
- Ja ci dam kochanie - zażartowałam - Jeszcze nawet nie poszliśmy na żadną randkę! - to powiedziawszy ruszyłam przed siebie i zaczęłam ogarniać stajnię wzrokiem, starając się zorientować co jeszcze zostało do zrobienie. Chwyciłam dwa uwiązy leżące na ziemi.
- Ale pójdziemy - powiedział Ash.
- Ta...coś jeszcze jest do zrobienia?
- No tak, musimy pójść na randkę.
Odwróciłam się do niego z kamienną twarzą - Nie głąbie, czy wszystkie boksy są czyste? - spytałam i parsknęłam śmiechem, którego już dłużej nie mogłam powstrzymywać.
- Tak, wszystkie są czyste - powiedział w końcu Ashton - Trzeba już tylko przyprowadzić Disney'a, Galicję, Vallora i dwa Pociągi.
- Pociągi?
- No, te konie pociągowe - jęknął zrezygnowany jakby to było oczywiste. Jakbym mu czytała w myślach i wiedziała dokładnie o co mu chodzi!
- Ta...od razu się domyśliłam.
- Wiem - wyszczerzył zęby w uśmiechu.
   
    Po sprowadzeniu koni do czystych boksów wszyscy pomagający i Ashton pobiegli na stołówkę. Większość ludu już tam była. Wszyscy kręcili się na swoich miejscach, rozmawiali, gestykulowali, a co jakiś czas można było nawet usłyszeć czyiś krzyk. No normalnie jak w kurniku.
Ja i Ash zajęliśmy snasze stałe miejsca przy stoliku, przy którym siedziała już reszta paczki: June, Becky, Jake i Kornelly.
- Cześć! - Corn pomachała Ashtonowi ręką przed nosem.
- Cześć, Kornelly. Nie jestem ślepy...z resztą ciebie trudno nie zauważyć - mruknął.
- No wiem! - podskoczyła na ławce.
- Co ty masz, owsiki w tyłku? - spytała ją Becky przerywając na chwilę jedzenie płatków z mlekiem.
- Tak, całą hodowlę, wiesz? Pasą się tam całymi stadami.
- Jezu... - jęknęłam.
- Wystarczy Kornelly Jane Hamilton.
Po chwili takiej właśnie bezsensownej rozmowy temat zszedł na jazdę konną, ostatnie zawody, przechwałki Rebeki, a wreszcie Kornelly spytała:
- Co dzisiaj robicie? Może pojedziemy razem w teren?
- Nie ma mowy, ja mam dzisiaj strasznie zawalony dzień - odpowiedziała Rebeka - Dwa treningi skokowe, dwa cross'owe i jedna jazda westernowa.
- Ja mam trening indywidualny, na który NIE MOGĘ się spóźnić - dodał Jake - oprócz tego jadę w teren z grupą ujeżdżeniową.
- Eh... - westchnęła Corn po czym spojrzała na mnie i Ashtona.
- Na mnie nie patrz - powiedziałam - Dzisiaj przyjeżdża wycieczka szkolna, więc każdy pomagający będzie musiał zrobić pewnie po sto oprowadzek. A poza tym idę na randkę.
- Co?! - Corn wytrzeszczyła na mnie oczy podczas gdy Rebeka krztusiła się jedzeniem.
- Z nim?! - spytała Becky wskazując na Ashtona.
Ash szturchnął mnie łokciem w bok.
- No co? - spytałam - Coś nie tak?...Zaraz, Rebeka? Skąd wiedziałaś, że z nim?
W odpowiedzi przyjaciółka spojrzała na mnie znudzonym wzrokiem, dając mi do zrozumienia, że zadałam głupie pytanie.
- To... - powiedziała Kornelly - Pojedźcie na randkę w teren! - zaproponowała.
- Ale... - zaczął Ash.
- Cicho! Słuchaj się ekspertki!
- Ekspertki...dobre - mruknął Jake.
- To nie taki zły pomysł - powiedziałam.
- Ale... - zaczął znowu Ashton - No cóż...nie ważne...

    Tak właśnie się stało. Kiedy wycieczka szkolna sobie pojechała, razem z resztą pomagających zjadłam spóźniony obiad i poszłam do stajni gdzie Ash już siodła swojego konia.
- No to co? Jedziemy? - spytałam wesoło. Dziwne, ale miałam w sobie mnóstwo energii mimo, że jeszcze przed chwilą przewiozłam na Habrze dziewiętnaście dzieci.
- Jedziemy - Ash pocałował mnie w policzek po czym wrócił chwycił ogłowie zawieszone na drzwiach boksu.
W podskokach ruszyłam do siodlarni, skąd wzięłam szczotki, kopystkę oraz ogłowie Electry. Wróciłam do stajni i weszłam do jej boksu. Klacz najspokojniej w świecie się wylegiwała.
- Wstawaj mała - powiedziałam i popchnęłam klacz. Kiedy nie ruszyła się z miejsca lekko klepnęłam ją w zad. Wtedy wstała i otrzepała się z trocin, co jednak niezbyt wiele dało. Na jej sierści wciąż zostało mnóstwo podłoża boksu. Nie tracąc czasu zabrałam się za energiczne czyszczenie konia. Następnie założyłam jej ogłowie i wyprowadziłam ją przed stajnię. Ashton siedział już na Sevenie, również na oklep.
- Dłużej się nie dało? - zażartował.
- Dałby się, mogę jeszcze wrócić po siodło, jak chcesz - już zaczęłam zawracać kiedy chłopak krzyknął.
- Nie! Żartowałem! Wskakuj!
- Nie przecież wiem - zaśmiałam się i zgrabnie wskoczyłam na Electrę. Kieyd już wygodnie siedziałam zrównałam się z Ashtonem i ruszyliśmy stępem przed siebie.
- Tylko dopnij popręg - odezwał się nagle Ash.
- Ta....wiesz co, chyba już jej wystarczy. Popatrz jaka biedna Electra jest ściśnięta - przechyliłam się, tak żeby spojrzeć na łeb konia. Klacz jakby mnie rozumiała odwróciła w moją stronę znudzone spojrzenie, jakby mówiła "Serio? I ciebie to bawi?".
- Co się tak przechylasz? Czyżbyś miała krzywe strzemiona? - spytał chłopak.
- Na pewno... - zaśmiałam się po czym wskazałam w prawo - Skręcamy tam. Na łące zaczniemy kłusować.

Ashton?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz