czwartek, 7 stycznia 2016

Od June C.D. Kinzie - Jessabelle

Z terenowego samochodu wysiadł młody mężczyzna z przyjaznym uśmiechem. Do głowy wpadła mi niespodziewana myśl: Czy dalej będzie się tak szczerzył kiedy Helen każe mu obejrzeć Jess? Parsknęłam cicho wyobrażając sobie weterynarza wylatującego z boksu w kontakcie z tylnymi kopytami klaczy. 
- Dzień dobry - przywitał się z nami okrążając pojazd żeby następnie wydobyć z bagażnika torbę z przyrządami niezbędnymi każdemu weterynarzowi. Może pośród nich znajdowały się zastrzyki usypiające, które ten koleś zdecyduje się podać Jess. O ile tylko udałoby mu się podejść do klaczy ze strzykawką co było tak abstrakcyjne, że nawet nie byłam w stanie zobrazować tego w moje głowie. 
- Nie byłabym taka pewna czy dalej będziesz tak uważał po odwiedzeniu zlecenia które dla ciebie dzisiaj mam - Helen posłała weterynarzowi cierpki uśmiech. Najwyraźniej myślała podobnie do mnie. Mężczyzna wzruszył tylko ramionami po czym nadzwyczaj pewnym krokiem wszedł do stajni, a następnie skierował się do wskazanego przeze mnie boksu nowej klaczy.
- Steve - zwróciła się do niego właścicielka klubu obserwując jak szybkim ruchem otwiera drzwi boksu żeby przyjrzeć się stojącej w nim klaczy - Nie wiesz może skąd ta wariatka mogła uciec?
- Może zna pan jakiś zakład psychiatryczny dla koni? - zagadnęła Kinzie posyłając mi wredny uśmieszek który zmyłam z jej ust wymierzając jej uderzenie łokciem w brzuch. 
- Aż tak z nią źle? - zdziwił się obserwując Jessabelle, która kopała w ścianę boksu ukazując przy tym lśniące białka oczu.
- Gorzej - parsknęła Rebeka kładąc dłoń na drzwiach boksu jakby bała się, że będzie musiała szybko je zamknąć w razie gdyby klacz próbowała uciec.
- Więc uciekła? - drążył lekarz kładąc torbę przy drzwiach i wchodząc powoli do boksu.
- Znalazłam ją w lesie niedaleko i przyprowadziłam parę godzin temu - wyjaśniłam nie mogąc powstrzymać się od uśmiechu na widok klaczy, która z położonymi na potylicy uszami próbowała ugryźć Steve'a - Nie wiem ile czasu tam spędziła, ale była wyczerpana. 
- Teraz na taką nie wygląda - stwierdził uchylając się przed przednimi nogami dębującej Jess - Co jej podałaś?
- Nic - zachichotałam mimo, że sytuacja wcale nie powinna wydawać mi się zabawna - Tylko trochę owsa. Jest taka chuda, że na pewno jej to nie zaszkodzi.
- Jej nie - westchnął Steve wracając po zastrzyk uspokajający. Jednak musiał postąpić tak jak sobie to wyobrażałam. Już parę minut Jessabelle stała spokojnie pod czas gdy weterynarz ją badał.
- Wszystko z nią w porządku - oznajmił klepiąc ogłupiałą klacz i opuszczając jej boks - Jest trochę przemarznięta, więc będziecie musieli przez parę dni uważać żeby nie było jej zimno. Potem powinna wrócić do formy.
- Mógłbyś popytać ludzi czy nie uciekła im siwa klacz, albo czy nie znają kogoś kto mógł ją zgubić? - spytała Helen ostatni raz zerkając na nadzwyczaj spokojną Jess po czym ruszyła w stronę wyjścia. Steve skinął nam na pożegnanie i dogonił właścicielkę klubu szybkim krokiem.
- Postaram się... - wyszli ze stajni, a my zostałyśmy same przy boksie klaczy. Jessabelle spokojnie przeżuwała siano patrząc na nas zaspanym wzrokiem.
- Mogłaby być taka przez cały czas - stwierdziła Kinzie z uśmiechem. 
- Wtedy nie byłoby zabawy - stwierdziłam, a Rebeka zgodziła się ze mną energicznym kiwnięciem głowy.

Rebeka? Co dalej z zaspaną Jess?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz