środa, 6 stycznia 2016

Od Kinzie C.D. June - Jessabelle

- Ta, zapewne będzie świetnie... - mruknęłam - A najlepiej to będzie jak ta klacz stratuje nam June i zostanie z niej tylko placek.
- Czyli uważasz, że sobie nie dam rady? - spytała June.
- June, nie da? Ona jeździ na Vallorze! - Rebeka wytrzeszczyła na mnie oczy - Na tym stukniętym kucyku!
- Nie powiedziałam, że sobie nie poradzi... - westchnęłam.
- Nie dosłownie - przerwała mi Becky z wkurzającym uśmieszkiem.
- Matko boska! - wyrzuciłam gwałtownie ręce do góry i wyszłam z boksu - Idę po wodę! - dodałam jeszcze zanim zniknęłam dziewczynom z oczu.
    Wparowałam do paszarni skąd zgarnęłam pierwsze leprze wiadro i szybkim krokiem ruszyłam przez podwórko.
- Hej Kinzie! - usłyszałam po drodze czyiś krzyk. Odwróciłam się i zobaczyłam Kornelly prowadzącą swojego szetlanda na długim ostro różowym uwiązie.
- Cześć, nie jestem głucha - odparłam.
- A tobie co? - zdziwiła się blondynka.
- Nic, tylko June przyprowadziła zdziczałego konia... - ale ona już mnie nie słuchała. Pogoniła kucyka do kłusa i ruszyła w stronę stajni - Nie kłusuj po bruku - dodałam jeszcze zrezygnowanym głosem, wiedząc, że Corn i tak mnie już nie słyszy - Z resztą, twoja sprawa - machnęłam ręką i poszłam napełnić wiadro lekko ciepłej wody - tak jak kazała Helen.
    Prawdziwy cyrk zaczął się kiedy June chciała przeprowadzić klacz do boksu. Zgodnie stwierdziłyśmy, że Jessabelle nie może dłużej stać na zimnie i lepiej będzie od razu ją zamknąć w boksie, a dopiero tam napoić i wyczyścić.
- Uważaj! - odezwała się Rebeka kiedy siwa klacz zamachnęła się lewym kopytem na June. Dziewczyna zdążyła w porę odskoczyć - To był niezły lewy sierpowy - skomentowała blondynka.
- Muszę jakoś do niej podejść - jęknęła w tym czasie June uważnie przyglądając się klaczy, która odsunęła się od niej i położyła po sobie uszy.
- Mówiłam. Za dużo owsa - uśmiechnęłam się ironicznie.
June nie słuchając mnie podjęła kolejną próbę odwiązania konia od koniowiązu. Tym razem Jessabelle przesunęła się tak, że prawie przygniotła dziewczynę do murku.
- Ja to zrobię lepiej - westchnęła Kornelly i już zaczynała iść w stronę konia. Wcześniej, o dziwo, się nie odzywała więc nawet nie zauważyłam kiedy do nas podeszła.
- Ej, w mózg cię coś uwiera? - spytała Becky chwytając Corn za ramię i zatrzymując ją. Ta już chciała odpowiedzieć, ale przerwał jej triumfalny okrzyk June.
- Wreszcie! - krzyknęła dziewczyna. Mocno trzymała cofającą się klacz.
- Brawo, to teraz do boksu - oznajmiłam i powoli podeszłam do konia od drugiej strony. Rzecz jasna zachowałam taką odległość żeby nie dostać z kopyta w zęby, ale byłam gotowa w każdej chwili złapać Jess, gdyby się wyrwała i zaczęła uciekać w drugą stronę.
    June zacmokała. Klacz ani drgnęła.
- No chodź - pociągnęła za uwiąz lecz siwa dalej się opierała. Kornelly podeszła do mnie najwyraźniej chcąc się popisać, że nie boi się zwariowanych koni.
- To ja może pomogę - zaproponowała.
- Nie, Corn... - zaczęłam, ale Kornelly już zrobiła parę kroków do przodu i klasnęła w ręce tuż za zadem konia. Jak się można było spodziewać siwa klacz wystrzeliła do przodu jak z procy. Na szczęście nie zdeptała zdziwionej June, ale za to pociągnęła ją za sobą, w skutek czego dziewczyna jechała teraz na butach mocno trzymając za końcówkę uwiązu. Rebeka podbiegła z drugiej strony niczym pies pasterski zaganiający stado i stanęła Jessabelle na drodze, po czym jakimś cudem nakierowała ją do stajni. Razem z Kornelly ruszyłyśmy biegiem w tamtą stronę. Kiedy weszłyśmy do stajni June i Becky stały już przy otwartym na oścież boksie, po którym krążyła zdenerwowana klacz przydeptując sobie uwiąz.
- Udało się! Jest dobrze! - June uśmiechnęła się. Ja tym czasem spiorunowałam Kornelly wzrokiem.
- Masz szczęście, że Jess nie zdeptała June - powiedziałam.
- Oj tam, oj tam! Jak widać dobrze się skończyło - machnęła lekceważąco ręką - Gdyby nie ja...
- Tak, tak Corn, możesz już iść - przerwała jej Rebeka - I przynieś przy okazji komplet szczotek.
- Się robi... - mruknęła tamta i powoli się oddaliła.
- Ale przyśpiesz trochę tempo! - zawołała za nią Becky.
- Nie ma to jak wykorzystywanie dzieci - zaśmiała się June kiedy Kornelly pobiegła do siodlarni.

    Najpierw pozwoliłyśmy klaczy się napić, a następnie June zabrała się za czyszczenie. Czyszczenie Jessabelle przebiegło mniej więcej podobnie, z tą różnicą, że trzymałyśmy Kornelly z dala od konia. Klacz została oczywiście przywiązała do kraty w boksie, co miało na celu zminimalizowanie prawdopodobieństwa zgniecenia June. Kilka razy wykopała, raz nawet spróbowała stanąć dęba, ale nie licząc tego wszystkiego June, z naszą pomocą udało się ją wyczyścić. Dalej była bardziej żółta niż biała, ale przynajmniej futro nie było już takie posklejane. Gorzej było z kopytami. Wtedy przyszła nam z pomocą Helen. Kiedy skończyłyśmy na podjazd wjechał biały samochód.
- Kto to? - spytałam wychylając się za próg stajni.
- Najprawdopodobniej weterynarz - oznajmiła Helen wycierając o bryczesy, umyte po brudnej robocie ręce.
- Ale się wpasował - skomentowała June - Akurat skończyłyśmy.

Dżun (June)? XD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz