- Lepszy gust w dziewczynach? - warknęła Rebeka wyraźnie zła z powodu tego co powiedziałem - Ale z ciebie dupek McCartney!
- Wiem księżniczko - użyłem prześmiewczego tonu, który tak jak tego oczekiwałem wywołał w blondynce jeszcze większą złość. Ja po prostu uwielbiałem patrzeć jak ona się wścieka. Gdyby ktoś powiedział mi, że za tydzień umrę zaraz po oświadczeniu się Kinzie zająłbym się irytowaniem Becky do granic możliwości. Dziewczyna pokręciła głową z niedowierzaniem, a wyraz jej twarzy dawał mi do zrozumienia, że jestem według niej zbyt głupi żeby zasłużyć na jej dalszą złość. Z pomocą Jake'e opuściłem rampę pod czas gdy zwyciężczyni zawodów zniknęła we wnętrzu przyczepy bocznym wejściem i zaczęła wyprowadzać swojego konia. Podszedłem do Seven'a, który naprężając uwiąz trącił kieszeń mojej kurtki w nadziei na dostanie smakołyka.
- Jasne stary - poklepałem go po silnej szyi drugą ręką odwiązując uwiąz - Jak tylko odprowadzę cię do boksu dostaniesz dużo owsa. Dobrze się spisałeś.
- Ale nie wystarczająco dobrze, bo przypominam wam, że to JA wygrałam - zakpiła Rebeka przechodząc obok przyczepy ze sprzętem Harfana w dłoniach. Jake odczepił już koniowóz od samochodu i podjechał kawałek, tak żeby było nam wygodniej wydobyć nasz sprzęt z bagażnika.
- Nie słuchaj jej Sev - poradziłem wałachowi wycofując go z pojazdu - Jest za bardzo zapatrzona w siebie i to co do niej należy żeby zauważyć, że nie tylko Harfan ma dziś powód do zadowolenia bo nie tylko on prawidłowo pokonał parkur.
- Z wyłamaniem - poprawiła mnie nie ukrywając uśmiechu satysfakcji.
- Żebym ja nie zaczął wypominać ci twoich błędów - warknąłem wymijając ją i wchodząc do oświetlonej żółtawym światłem stajni. Days zarżał cicho niemal kłusując w stronę swojego boksu.
- Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej, prawda? - zagadnąłem go odpinając uwiąz i pozwalając mu wejść do boksu.
- Chyba się stęsknił - obok mnie stanęła Kinzie trzymając sprzęt mojego konia. Natychmiast zabrałem do niej wszystkie rzeczy nie chcąc żeby się niepotrzebnie męczyła. Już i tak dużo dzisiaj dla mnie zrobiła i byłem jej za to piekielnie wdzięczny.
- Najwyraźniej - zaśmiałem się cicho kierując się do siodlarni. W tym czasie Ruda zabrała się za zdejmowanie ochraniaczy z nóg Seva. Uporządkowałem osprzęt wałacha przeszkadzając przy tym Rebece, która również starała się posprzątać rzeczy, które zabrała ze sobą na zawody.
- Śpij dobrze - pożegnała się ze mną wychodząc z pomieszczenia i rzucając mi przelotne spojrzenie. Początkowe zaskoczenie nie pozwoliło mi na natychmiastową odpowiedź, ale gdy w końcu się ogarnąłem odkrzyknąłem żeby miała przyjemne sny o swojej wygranej. Nie spodziewałem się, że taka myśl kiedykolwiek wpadnie mi do głowy, ale zdałem sobie sprawę, że cieszyłem się z tego, że to właśnie z Rebeką startowałem w zawodach. Wróciłem do boksu Angloaraba przez pusty już korytarz stajenny. Becky i Jake też gdzieś już zniknęli co zważywszy na późną godzinę nie było dla mnie zaskoczeniem. Kinz właśnie zdejmowała koniowi derkę podśpiewując pod nosem "And people ask me how, well you're the reason why I'm, dancing in the mirror, singing in the shower" - tekst z tej piosenki która leciała w samochodzie.
- Jesteś cudowna - stwierdziłem pomagając jej zdjąć derkę i odwieszając ją na drzwi boksu. Uśmiechnęła się do mnie jednak w jej oczach czaiło się zaskoczenie.
- Dlaczego tak myślisz?
- No bo... - zacząłem przyciągając ją do siebie, tak że nasze twarze dzieliły centymetry - Zgodziłaś się pójść ze mną na randkę, we wszystkim mi pomagasz i jeszcze pójdziesz ze mną na randkę. Nie zapominaj o tym, że pójdziesz ze mną na randkę.
- Nie pozwolisz mi o tym zapomnieć, prawda? - zaśmiała się.
- Nigdy - mruknąłem nachylając się i całując ją namiętnie.
Kinzie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz